Pokaż listęUkryj listę

Creso Rozdział XXIX: Wiadomość

Grace szła przez las. Był słoneczny poranek, lecz na horyzoncie widać było śniegowe chmury. Znowu będzie padać. Grace miała już przemoczone spodnie od białego puchu, który sięgał jej aż do połowy łydek. Typowa zima na Wschodzie. Dobrze, że wraz z nastaniem Een wszystko zacznie się topić. Może i wtedy wszędzie będzie mokro, ale przynajmniej nie zimno.

 

Grace zamierzała dostać się do Lengte w Ninas. Było to najniebezpieczniejsze miasto na Wschodzie i właśnie dlatego tam zmierzała. Lengte znajdowało się najbliżej twierdzy Steenkool. Na Zachód z pewnością nie dotarła jeszcze wieść o śmierci Gesaga. Pewnie nie dotarła nawet do Oltise. Przed przybyciem Grace do Caprany nikt nie słyszał o Gesagu. Pewnego dnia rozpoczęły się ataki zombie. Nawet Zachodem to wstrząsnęło. Nieumarli nigdy nie występowali w tym świecie. Niektórzy nawet uważali, że gdyby Gesag zdobył wystarczającą władzę, mógłby stanąć do walki z Moderniteit. W końcu niewiadome było, czy broń Zachodu cokolwiek by zrobiła nieumarłym. Aktualnie żołnierze dwa razy się zastanowią zanim zdecydują się zapuścić w pobliże Steenkool.

 

Kobieta unikała głównych szlaków, osad jak i miast. Niewiadome było, gdzie mogłaby się natknąć na żołnierzy, a nie chciała dopuścić do takiego spotkania. Może i zwykli ludzie byli bezpieczni, lecz gorzej z tymi co nauczyli się magii. W ostatniej osadzie, w której Grace była, jakiś mężczyzna próbował w ten sposób ochronić swoją rodzinę. Marnie skończył. Kobieta wciąż w snach widywała jego zmasakrowaną twarz.

 

Z zamyślenia wyrwały ją skrzypnięcia śniegu niedaleko niej. Zaraz potem stanął przed nią mężczyzna jej wzrostu. Nie mógł być od niej starszy. Strzelała, że miał dwadzieścia sześć lat. Posiadał krótkostrzyżone jasnobrązowe włosy i oczy w kolorze bezchmurnego nieba. Ubrany był w czarne spodnie i koszulę, na którą miał zarzucony rozpięty granatowy płaszcz. Dzięki temu widać było na jego klatce piersiowe dziwne, szaro-białe, okrągłe urządzenie. Trzymało się ono na czterech ciemnoszarych pasach.

 

- Dorce? – zdziwił się mężczyzna, gdy zauważył Grace i wyciągnął sztylet o czarnym ostrzu. – Co ty tutaj robisz?

 

Grace odruchowo cofnęła się do tyłu, a na jej plecach pojawiły się czarne, orle skrzydła.

 

- Kim ty jesteś? – zapytała. – I nie jestem Dorce tylko Grace.

 

Mężczyzna schował broń i uniósł ręce w geście poddania się.

 

- Zatem przepraszam panią, pani Grace – oznajmił. – Jestem Magent. Wolę nie zdradzać swojego nazwiska. Zostałem wysłany tutaj przez Ruch Oporu z Zachodu. Zna pani może niejaką Dorce Galeę Andrews?

 

- Uhm... Tak? Dlaczego pytasz?

 

- Potrzebuję to jak najszybciej znaleźć, lecz sam sobie nie poradzę...

 

- Chwila, chwila, chwila – Grace pokazała mu dłonią, aby nic nie mówił. – Dlaczego? Po co?

 

- Słyszała pani o tym, a nie wie? – zdziwił się Magent. – To najniebezpieczniejszy projekt Zachodu! Maszyna zniszczenia!

 

- Nawet jeśli to co z tego? – Grace zaczęła denerwować ta cała rozmowa. – Zamknęli ją w tym całym obozie. Przecież ona jest młodsza od nas obojga.

 

- Młodsze?! To coś urodziło się w Erze Międzyświatowej! – ta informacja zszokowała kobietę. – Stworzyli tego cyborga specjalnie na wojnę!

 

Nastąpiła cisza. Do Grace powoli dotarły te informacje. To dlatego Dan wyglądał na przerażonego za każdym razem, gdy widział Dorce! Musiała być związana z Wielką Wojną.

 

- Mów dalej – rzekła bez emocji.

 

- Nie mamy za wiele informacji. Jedynie to co udało się wykraść. W czasie Wielkiej Wojny wysłali to do Tavalscas. Potem przenieśli do Yuscumi. Zabijało dziesiątki tysięcy. Szczególnie na terenie Wschodu. Dziwne, że nie pozostały choćby legendy o tym. Wiemy również, że wykradło plany ewakuacyjne Esmeli i Instulli. Tego z pewnością jest więcej. Po kilku latach zaczęło wykazywać ślady samoświadomości. Potem zniknęło. Niedawno znowu się pojawiło, tylko że na Zachodzie. Złapali to i zamknęli w Baster. Myśleliśmy, że to już koniec, a potem doszły do nas słuchy, że jest na Wschodzie.

 

Grace nie zareagowała na to w żaden sposób. Wewnątrz jednak gotowała się ze złości. Trzeba było wcześniej wypytać Dana, skąd zna Dorce. Z pewnością kazaliby się jej wynieść i to jak najszybciej. Dlaczego Vanessa w ogóle wypuściła ją z Baster? Nie miała o niej żadnych informacji?

 

- Teraz jest już kompletnie świadoma tego, co robi – zaczęła w miarę możliwości spokojnie. – Skąd możemy wiedzieć, że wciąż jest niebezpieczna?

 

Magent westchnął. Wyglądało na to, że liczył, iż przekonanie kobiety pójdzie mu znacznie sprawniej.

 

- Moja przyjaciółka, Lamira, przekazała mi, że niedawno zawaliło jaskinię w Odele. Uwięziło cztery osoby. Teraz to śledzi i wychodzi na to, że zmierza w kierunku Morte.

 

Grace chciała coś powiedzieć, lecz ich uwagę odwrócił pijany żołnierz Zachodu. Opierał się o drzewo, aby zachować pion, a jego twarz była cała czerwona. Gdy zauważył Grace, sięgnął po karabin. Kobieta natychmiast sprawiła, że jej skrzydła zniknęły i zaczęła uciekać. Nie patrzyła nawet gdzie. Byleby znaleźć się jak najdalej od tego faceta. Gdyby choćby drasnął ją pociskiem, nie mogłaby się posługiwać magią przez kilka dobrych godzin.

 

Nagle na kogoś wpadła i poczuła, jak coś przecięło jej ramię. Wylądowała na śniegu. Ktoś od razu do niej podbiegł i pomógł jej wstać. Grace uniosła wzrok. Tym kimś była Ellie Chia. Kobieta podziękowała jej za pomoc. Następnie obejrzała się, aby zobaczyć na kogo wpadła. Lealia Dahrei zbierała porozrzucane sztylety. Grace zdziwiło to, że były aż cztery.

 

- Napadli na nas w Bluemried, a broni nie ma co wyrzucać – rzekła Dahrei, widząc minę kobiety.

 

- Dwa trzyma w butach, a pozostałe w płaszczu – dodała Ellie.

 

- Co tutaj robicie? – zapytała Grace. – Nie byłyście przypadkiem w Tronie?

 

- Light i Dark przeniosły nas do Tavalscas – oznajmiła mroczna elfka, wkładając sztylet do wysokiego kozaka.

 

Chwilę później pojawił się przed nimi Magent. Dosłownie wyłonił się spod ziemi. Dahrei zareagowała natychmiast. Siegnęła po sztylet i rzuciła nim w mężczyznę. Broń przeniknęła przez niego i wpadła między krzewy. Mroczna elfka podskoczyła nieco przestraszona. Ellie złapała Dahrei za ramię i pociągnęła za siebie, zasłaniając ją. Magent wcisnął coś na swoim urządzeniu. Tuż po tym opadł na ziemię. Teraz nie był już niematerialny.

 

- Co to jest?! – zawołała Ellie.

 

Magent uniósł ręce w geście poddania się.

 

- Nie macie się czego obawiać – oznajmił. – To tylko urządzenie. Byłem po prostu niczym duch.

 

- Co to może jeszcze zrobić? – zapytała zaciekawiona Grace.

 

- Wiele rzeczy – odparł mężczyzna. – Sam nie do końca znam wszystkie. Chyba się nie przedstawiłem – zwrócił się do elfek. – Jestem Magent i należę do Ruchu Oporu z Zachodu.

 

- Jest tutaj, aby odnaleźć cyborga, projekt Moderniteit – dodała Grace. – Powinnyście o niej słyszeć, w końcu wtedy jakoś już żyłyście.

 

- To coś co dziesiątkowało armie na Wschodzie? – spytała Ellie. – Słyszałam od rodziny. Urodziłyśmy się po zakończeniu Wielkiej Wojny. Dziwne, że jej szukacie. Brat mi mówił, że została zneutralizowana.

 

- Ja słuszałam tylko legendy – oznajmiła Dahrei. – Mówili, że niby jest to wiedźma, która opanowała do perfekcji magię transformacji. Raczej nikt w to nie wierzył. Tak czy inaczej to życzymy szczęścia w znalezieniu jej.

 

- A pomożecie nam? – zapytał Magent.

 

- Jeśli będzie trzeba – stwierdziła Ellie.

 

Następnie nastąpiła między nimi cisza. W końcu Grace odchrząknęła.

 

- Dokąd się wybieracie? – spytała elfki.

 

- Lengte i stamtąd zamierzamy dostać się do Steenkool – Ellie objęła ramieniem Dahrei. – Szukamy moją rodzinę.

 

- Zatem chodźmy razem – zaproponowała kobieta.

 

- Myślę, że mogę tutaj pomóc – oznajmił Magent. – To urządzenie, hocepo, może teleportować nas wszystkich na raz. Wystarczy, że chociaż jedna z obecnych tu osób była w miejscu docelowym.

 

- Ja i Ellie byłyśmy – rzekła mroczna elfka. – Przeniesiemy się tuż koło tunelu do twierdzy.

 

Magent pokazał im, aby się go złapały. Następnie mężczyzna wcisnął coś na hocepo. Grace poczuła typowy skurcz towarzyszączy teleportacji. Chwilę później znaleźli się w kompletnie ciemnym pomieszczeniu z drewnianą podłogą.

 

Grace po omacku odnalazła okna. Otworzyła je ośrodka, a następnie uchyliła ciężkie okiennice. W pokoju od razu zrobiło się jasno. Nie było to szczególnie duże miejsce. Tylko puste pomieszczenie ze schodami na piętro, a pod tymi było jakiś mały pokój. Dahrei uklękła przy czymś. Okazało się, że była to klapa, której kobieta wcześniej nie zauważyła.

 

- Nie przeraźcie się za bardzo – przestrzegła elfka i uniosła klapę.

 

W jednej chwili powietrze wypełnił zapach rozkładu. W tym samym momencie na piętrze rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. Coś ciężkiego spadło na podłogę. Magent czym prędzej wbiegł po schodach na górę, a Grace tuż za nim. Tam ujrzała dwie osoby. Na podłużnym stole stała Jessica z rozłożonymi skrzydłami. W blasku słońca wyglądała niczym wściekłe bóstwo. W każdej ręce trzymała sztylet. Przed nią o kominek opierał się przerażony Roland Risk. Jego twarz należała do najbardziej znienawidzonych na Wschodzie. Ciekawe jak się nawinął zabójczyni?

 

- Risk, pytam ostatni raz! – huknęła Jessica. – Dlaczego zawaliłeś jaskinię, w której byli moi towarzysze?!

 

- To nie ja! – Roland był przerażony i patrzył za jakąkolwiek drogą ratunku przed zabójczynią.

 

Władca Ninas zauważył Grace i Magenta. Spojrzał na nich błagalnie.

 

- To nie on – oznajmił głośno Magent.

 

Jessica dopiero wtedy zdała sobie sprawę z jego oraz kobiety obecności.

 

- Grace, kto to niby jest? – zapytała zabójczyni, celując czubkiem sztyletu w Magenta.

 

- Jestem Magent – odpowiedział mężczyzna. Widać było, że miał już dosyć ciągłego przedstawiania się. – Należę do Ruchu Oporu z Zachodu. Jaskinia, o której mówisz, została zawalona przez cyborga, którego ścigam. Przedstawia się jako Dorce Galea Andrews.

 

- Że niby nasza Dorce to zrobiła? – prychnęła z niedowierzniem Jessica. – Naprawdę mam w to uwierzyć? W opowieść typa, którego pierwszy raz widzę na oczy? Litości. Sama to sprawdzę.

 

Zabójczyni złapała Rolanda za szatę, przeszła koło Magenta i Grace, sprowadzając władcę na parter, po czym wyrzuciła go przez frontowe drzwi.

 

- Nie powinniśmy mu jakoś pomóc? – zapytał nieco zanipokojony Magent. – Wygląda to jakby miała go zabić albo rzucić czmuś na pożarcie.

 

Grace tylko wzruszyła ramionami.

 

- Sam sobie ma to zapracował – stwierdziła. – Dla większości byłoby to wręcz na rękę. Szkoda, że tylko on jest w stanie ogarnąć ten cały burdel, który dzieje się w Ninas.

 

Zeszli na parter. Zapach rozkładu byłtam już bardzo silny. Grace zasłoniła usta.

 

- Nie czujecie tego? – zapytała znajdujące się na dole elfki.

 

- Nie bardzo, bo czekamy od kilku minut – oznajmiła nieco zirytowana Dahrei. – Nieźle się bawicie z Rolandem. Należy mu się – Grace i Magent podeszli do klapy. – Tylko się nie przeraźcie.

 

Dahrei i Ellie jako pierwsza zeszły po drabinie. Następnie Grace, a na końcu Magent. Na dole zapach był jeszcze silniejszy. Sama piwnica wydawała się być pusta. Jedynie pod ścianą piętrzyła się jakaś sterta szmat i szarej masy. Gdy kobieta się jej przyjrzała, dojrzała tam kości oraz rozkładające się części ciała. Czym prędzej odwróciła wzrok.

 

- Do kogo należy to miejsce? – zapytała Grace.

 

Ellie wzruszyła ramionami. Za ten czas Dahrei podeszła do jednej ze ścian i nacięła skórę na nadgarstku. Gdy tylko krew się pojawiła, mroczna elfka zanurzyła w niej palec i zaczęła malować znaki.

 

- Parasz się Duisternis – zarzuciła jej Grace.

 

Dahrei posłała jej znużone spojrzenie. Gdy tylko mroczna elfka skończyła, część ściany zniknęła. Grace bez pytania wyleczyła ranę Dahrei. Ta podziękowała jej skinięciem głowy.

 

- Możesz zrobić swoje czary-mary, żebyśmy mieli światło? – zapytała mroczna elfka.

 

Grace skupiła się na przyzwaniu ognia. Fioletowy płomień pojawił się na jej dłoni. Weszli do tunelu. Grace szła ramię w ramię z Dahrei, która ich prowadziła. Korytarz szedł ostro w dół. W Końcu dotarli do niewielkiej jaskini. Pełno było tam stalaktytów, stalagmitów i stalagnatów. Pięknie wyglądały w fioletowym świetle. Za jaskinią tunel zaczął odbijać nieco w górę. Na końcu napotkali kolejną ścianę. Tam Dahrei ponownie namalowała znaki. Ściana rozpłynęła się i cała czwórka weszła do pomieszczenia. W świetle Grace dojrzała dwa kamienne stoły i jakieś krzesło.

 

- Rozpoczynamy poszukiwania – rzekła Dahrei i złapała Ellie za rękę.

 

Opuścili pomieszczenie. Elfki biegały po wszystkich możliwych korytarzach. Dahrei znała wszystkie zabezpieczenia, ukryte pokoje oraz przejścia. Grace i Magent powoli szli za nimi. Podzemia miały aż siedem pięter. Powietrze było tam doprowadzane przez jakieś dziwne maszyny. Po dłuższym czasie dotarli na parter. Tam, tak jak w podziemiach, nie było śladu życia. Ellie się uparła i chciała sprawdzić pozostałe piętra. Dahrei zdecydowała się z nią pójść. Natomiast Grace i Magent usiedli sobie w sali jadalnej. Z pewnością minęło kilka godzin. W końcu elfki weszły do sali. Ellie wyglądała na kompletnie zdewastowaną.

 

- Nie ma ich – oznajmiła elfka. – Zniknęli. Porwali ich, uwięzili...

 

- Ellie... - mroczna elfka próbowała uspokoić księżniczkę.

 

- Na stół, do laboratorium...

 

- Ellie.

 

- Rozłożyli, narządy powycinali...

 

- Ellie!

 

Elfka rozpłakała się i mocno przytuliła Dahrei. Mroczna elfka delikatnie ją objęła. Grace zdziwił ten gest. Z tego co wiedziała elfy i mroczne elfy były sobie wrogie. Co takiego musiało się wydarzyć, aby zmienić ich nastawienie?

 

Nagle drzwi do sali się otworzyły. Cała czwórka podskoczyła przestraszona. Zza wrot wychynęła ruda czupryna. Był to Aaron. Ulżyło mu po zobaczeniu ich. Dał znać komuś za nim, po czym wszedł do środka a za nim Dan, Elvis i Dessa. Grace natychmiast zerwała się z siedzenia i pobiegła przytulić jednorożca. Ten odwzajemnił uścisk i ucałował ją w czoło.

 

- Dobrze was widzieć – oznajmiła Grace. – Jak nas znaleźliście?

 

- Jak to jak? – zdziwił się Aaron. – Napisałaś list do Dana.

 

- Zostawiłaś go w waszym mieszkaniu w Esmeli – dodał Elvis, wyciągając list z kieszeni. – „Drogi Danie, wiem, że ze względu na tutejsze zabezpieczenia ten list trafi w odpowiednie ręce. Lokalizacja aktualna – Steenkool. Może oględziny rynku to ewentualność". Nawet się nie podpisałaś.

 

- Ja tego nie napisałam – oznajmiła śmiertelnie poważnie.

 

- Mogę zerknąć? – zapytała Dahrei.

 

Dan wziął list od Elvisa i wystawił go w kierunku mrocznej elfki. Ta sięgnęła po niego, lecz w ostatniej chwili jednorożec uniósł go do góry. W ten sposób droczył się z nią przez chwilę. W końcu Dahrei miała dość. Sięgnęła do kieszeni płaszcza i wrzuciła jednorożcowi za kołnierz grudkę ziemi. Wyrosły z niej pnącza, które związały mu ręce. Mroczna elfka zmęczona, lecz zarazem zadowolona, odebrała mu list. Natępnie przeleciała po nim wzrokiem i przewróciła oczami.

 

- No dobrze, kto z was to czytał? – zapytała.

 

- Tylko ja i Dan – oznajmił Elvis.

 

- Zatem gratuluję wam ślepoty. Starość nie radość. Z pierwszych liter dwóch ostatnich zdań powstaje hasło. Las Morte. Kto mógł wam dać ten list?

 

- Dan mówił, że to mieszkanie w Esmeli jest obłożone takim zaklęciem, które wpuszcza do środka tylko ciebie i jego.

 

- Nawet próbowaliśmy wejść – dodała Dessa, wskazując poparzone przedramię.

 

- Mogą tam wejść tylko osoby obecne przy zakładaniu zaklęcia, czyli ja, Dan i Dorlen – rzekła Grace.

 

- Mój ojciec?! – zdziwiła się Ellie. – To musiał być on!

 

- Więc wyruszamy do Morte – stwierdził Aaron. – Gdziekolwiek to leży.

 

- Musimy jeszcze znaleźć resztę – zauważyła Dessa. – Niewiadomo gdzie kto trafił.

 

- Znajdziemy ich – rzekła Grace. – Jest jeszcze jedna sprawa. Jessica poleciała to sprawdzić. Otóż Dorce nie możemy ufać.

 

- Wiedziałem! – zawołał Dan, po czym odchrząknął. – Możecie wszystko opowiedzieć.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania