Pokaż listęUkryj listę

Creso Rozdział XXVIII: Wioska

Vanessa przedzierała się przez las. Minął już dobry tydzień. Nie znalazła ani śladu cywilizacji. Aż dziwne. Powinna choćby znaleźć jakąś drogę lub wydeptaną ścieżkę. Czyżby takie na Południu nie istniały? Ze znalezieniem jedzenia nie miała problemu. Wszystko dzięki naukom Florence. Gorzej było z wodą. Już dwa razy rusałki próbowały ją zabić. Żyły w każdym jednym napotkanym przez Vanessę zbiorniku wodnym. Kij tam, że była brudna i niewiele spała, miała mniej wody niż na Piekielnych Pustkowiach! Co za paradoks! Do tego chociażby śniegu nigdzie nie było. Była na południowej półkuli, Wschód też się na niej znajdował, a tam była zima.

 

Nagle usłyszała jakiś szelest. Vanessa uniosła miecz. W ten sposób przynajmniej nie wyglądała na łatwy cel.

 

- Opuść to. Widać, że nie potrafisz się tym posługiwać – usłyszała za sobą dziewczęcy głos.

 

Vanessa odwróciła się. Stała tam dziewczynka na oko dziesięcioletnia. Posiadała falowane blond włosy i duże, czerwone oczy. Nie tylko tęczówki jej oczu były niestandardowe. Żrenice jej oczu zamiast koła miały kształt okręgu. Nos miała lekko zadarty do góry.

 

- Co się gapisz? – zapytała nieznajoma dziewczynka i to... po polsku. To skonfundowało nieco Vanessę. – Nic nie powiesz?

 

- Uhm... Skąd znasz polski? – zapytała.

 

- Nieważne. Vanesko, dobrze, że nie odebrało ci zdolności mowy. Dalej w tamtą stronę nie idź, bo demony cię zjedzą.

 

- Dlaczego znasz moje imię? – cała sytuacja zaczynała powoli przerażać Vanessę.

 

- Nieważne. Teraz sprawa jest prosta, zabiorę cię do wioski. Tam poznasz moją tutejszą matkę, Najwyższą Wiedźmę Klanu. Trzeba cię nauczyć trochę magii.

 

- Chwileczkę! Po co? Na co? Kim ty w ogóle jesteś?

 

Nieznajoma dizewczynka westchnęła ciężko.

 

- Miroslava. Jestem wiedźmą – oznajmiła. – Jestem również Medioportantką. Spotkałaś przynajmniej dwójkę z nas. No, a co do magii, to mam ci z tym pomóc i tak dalej. W skrócie to mam cię przygotować do walki z Zachodem.

 

- Dlaczego miałabym z nimi walczyć? Chcę po prostu wrócić do domu razem z Nataszą. To nie mój świat. Nie możemy po prostu wrócić?

 

Miroslava zaciągnęła powietrze przez zęby.

 

- Obawiam się, że to niemożliwe – rzekła. – Tron jest zajęty przez Moderniteit w tym zamek Luny i portal. Plus ten zamek jest mega dziwny. W sensie nie wiem jak teraz, ale wcześniej drzwi randomowo potrafiły znaleźć się na suficie. Podsumowując, nie masz wyboru.

 

Vanessę zawiodła ta informacja. Kolejne tygodnie w Capranie. Zdawała sobie sprawę, że jak dojdzie do pożegnania, będzie jej ciężko. Była w Creso zaledwie dwa dni, a już tęskniła. Niestety nie da się tak o zapomnieć o osobach, z którymi spędziło się tyle miesięcy.

 

Miroslava zaczęła prowadzić ją do wioski. Jak się okazało była to wioska w pełni należąca do wiedźm. Vanessa została przywitana przez serię nieco nieprzyjaznych spojrzeń. Nic dziwnego. Obca osoba i do tego w czasie ataku ze strony Zachodu. Sama wioska zaś była przepiękna. Małe kamienne domki pokryte strzechą, wydeptane dróżki. W samym centrum stała studnia. Wszystko wplecione było w las i do tego malownicze niczym z jakiejś bajki. Jeszcze te kojące szmery...

 

Miroslava podeszła do bardzo wysokiej, czarnowłosej wiedźmy.

 

- Valerio, wiesz może, gdzie znajdziemy moją matkę? – zapytała.

 

- Naucza teraz Alexis – odparła tamta.

 

Miroslava skinęła głową i podziękowała. Następnie pokazała Vanessie, aby za nią podążyła. Zaszły na jakąś mniejszą dróżkę i tam Miroslava kazała jej zostać. Vanessa usiadła na drewnianej ławce, która tam stała. Miroslava rzuciła jej butelkę z przeźroczystą cieczą. Vanessa dla pewności powąchała zawartość. Woda. Miroslava sobie poszła, a Vanessa wzięła spory łyk życiodajnej cieczy. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego na Południu nie było śniegu? Inny klimat? Może. Nie znała się na geografii. Natasza była z niej znacznie lepsza. Właśnie, Natasza. Gdzie ona teraz była? Musiało jej się udać uciec żołnierzom. Mając taką moc jak ona, było więcej niż pewne. Vanessa ją znajdzie. Musi ją znaleźć. Bez niej nie zamierzała wracać do Creso. Nie po to wróciła do Caprany, aby ponownie sama wróciła do domu. Nie tym razem.

 

Do dziewczynki podeszła dojrzała, blondwłosa wiedźma. Pomimo iż posiadała błękitne oczy, bardzo przypominała Miroslavę, a raczej Miroslava ją. Musiała być to mama młodej wiedźmy.

 

- Asteria – przedstawiła się wiedźma. – Najwyższa Wiedźma Klanu Wiatru, jak zapewne już słyszałaś. Cieszymy się, Vanesso, że możemy cię wesprzeć w twojej misji ratowania naszej kochanej Caprany.

 

Od kiedy była to jej misja? A no przecież – Tron, portal. Rzeczywiście stało się to jej misją.

 

- Dziękuję bardzo za te yyy... szlachetne słowa – oznajmiła Vanessa. – Wciąż jednak nie bardzo wiem, co mam zrobić.

 

- Sprawa jest prosta – Miroslava pojawiła się z nikąd i wyłożyła się wygodnie na ławce obok Vanessy. – Zabieram cię do ziemistych, tam cię nauczą magii i voilá! Trochę się pobawisz i tyle. To prostrze niż myślisz.

 

- Mir, wiem, że jesteś ponadprzeciętnie uzdolniona, lecz nie każdy jest w stanie opanować tą sztukę na tak wysoki poziom. Szczególnie człowiek. Zresztą magia to nie zabawa, to...

 

- Bardzo poważna i trudna sztuka, którą trzeba praktykować latami – dokończyła, przewracając oczami. – Znam to na pamięć. Powtarzasz mi to naście razy dziennie!

 

- I mimo to, ty dalej tego nie rozumiesz!

 

Miroslava machnęła lekceważąco ręką.

 

- Nieważne. Zabiorę naszą podróżniczkę do ziemistych. Tam się nią porządnie zajmą.

 

Asteria nic więcej nie powiedziała. Jedynie skinęła głową i odeszła.

 

Miroslava podniosła się z ławki. To samo zarobiła Vanessa. Następnie ramię w ramię ruszyły w las. Oczywiście młoda wiedźma prowadziła. Gdy odeszły trochę od wioski, Miroslava zaczęła przedrzeźniać swoją matkę.

 

- „Magia to nie zabawa". Bzdury! Oczywiście, że nią jest. Szkoda, że nie mam takiej władzy jak ona. Lepiej bym tym wszystkim pokierowała.

 

- Nie sądzę – stwierdziła Vanessa. – Masz jakieś, nie wiem, jedenaście lat? Jeszcze dużo musisz się nauczyć.

 

- Nie posądzaj mnie po tej ugh... dziwnej powłoce. W rzeczywistości mam dwadzieścia. To, że tutaj umarłam dziesięć lat temu, nic nie znaczy. Nie moja wina, że za każdym razem próbuję żyć sobie spokojnie, normalnie, a jakimś cudem za każdym razem umieram przed trzydziestką!

 

- Chwila, zgłupiałam.

 

Miroslava przewróciła oczami.

 

- W moim podstawowym świecie mam dwadzieścia lat – westchnęła. – Nieważne, i tak nic nie zrozumiesz.

 

Vanessa nie zamierzała więcej pytać. Odpowiedzi i tak by nie dostała. Wciąż jednak ją to ciekawiło. Czyżby wiedźma nie była z Caprany? Przecież jej mama pochodziła stąd. Do tego jest wiedźmą. A te całe życia? Chodziło o jakąś reinkarnację? Vanessa nie znała się na wiedźmach. Może to była jakaś ich praktyka?

 

Później więcej się do siebie nie odzywały. Dotarły pod gruby mur z pnącza. Był on na tyle zwarty, że w ogóle nie dało się zajrzeć do środka. Podeszły pod bramę.

 

- Madlene, otwórz nam wrota! – zawołała Miroslava, przykładając ręce do ust.

 

Po drugiej stronie rozległ się dziewczęcy śmiech. Brama się uchyliła. Wyszła zza niej wiedźma niższa i zarazem młodsza od Miroslavy. Posiadała duże oczy, które przypominały ocean. Jej brązowe włosy związane były w dwa warkocze.

 

- W jakiej sprawie? – zapytała.

 

- Do Najwyższej Wiedźmy twojego Klanu – oznajmiła Miroslava.

 

- Sorki, ale Miriam teraz nie ma. Pojechała do ognistych, tych najbliższych. Wróci za kilka dni. Mogę was najwyżej zabrać do Mirabelle. Tylko teraz prowadzi lekcje – westchnęła. – Jutro już na nie wracam. Szkoda. Pilnowanie bramy jest fajne.

 

- To wpuścisz nas?

 

Madlene zastanowiła się przez chwilę.

 

- Może... Jeśli zrobisz mi trening!

 

Miroslava uśmiechnęła się rozbawiona.

 

- Jak ja zazdroszczę ci tej swobody – mruknęła pod nosem, po czym rzekła głośno. – Zgoda.

 

Ucieszona Madlene szerzej otworzyła wrota bramy. Dostały się do wioski. Było tam podobnie jak w poprzedniej. Różniła się tylko roślinnością, a raczej aż roślinnością. Na każdym kroku można było ujrzeć zadiwiające kwiaty, pnączą, owoce i warzywa. Strzechy domów zdobiły przeróżne rośliny, a po ich ścianach pięło się co tylko mogło. Mieszkańcy zaś wydawali się milsi. Vanessa była witana machaniem oraz uśmiechami. Nikt nie patrzył na nią spod byka.

 

Wszyskie trzy przeszły na jakąś łąkę. Siedziała tam grupka dzieci, a przed nimi stała kobieta. Była nieco przy kości, lecz nie odbierało jej to urody. Widać również było, że do najmłodszych nie należała. Jej upiętę w kok kruczoczarne włosy posiadały wiele szarych pasm. Mimo wszystko jej szarozielone oczy tryskały energią.

 

- Witam niezapowiedzianych gości – powiedziała i odwróciła się w ich stronę. – Co was tutaj sprowadza, skarbeńka?

 

- Mirabelle West – Miroslava dygnęła, a Vanessa zgłupiała i tylko się uśmiechnęła. – Przepraszam, że akurat teraz, lecz mam tutaj mały problem. Otóż patronką Vaness jest Luna i biedna dziewczyna walczy z Zachodem, lecz jej moce są, jakby to delikatnie ująć... po prostu tragiczne.

 

- Bardzo deliaktnie powiedziane... jasne – mruknęła Vanessa.

 

- Madlene, możesz wracać – oznajmiła Mirabelle, a mała wiedźma czym prędzej pobiegła do bramy. – Co do was, to na razie siadajcie i posłuchajcie. Dziś uczymy się podstaw teleportacji.

 

Vanessa i Miroslava usiadły za wszystkimi dziećmi. Niektóre z nich przez chwilę na nie spoglądały, dopóki Mirabelle nie rozpoczęła lekcji.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania