Creso Rozdział XXXI: Plan
Natasza siedziała na łóżku w przydzielonym jej pokoju i wyglądała przez małe okienko. Minął już tydzień, odkąd trafiła do Moderniteit. Pokój był niewielki, lecz w zupełności wystarczający. Zresztą nie należał do niej. Przebywała w mieszkaniu Alice. Mimo to rzadko ją widywała. Praktycznie cały dzień nie było jej w mieszkaniu. Pewnie Ruch Oporu i tego typu sprawy. Teraz przynajmniej Natasza mogła jej pomóc, przygotowując posiłki oraz sprzątając. Chociaz tyle mogła zrobić w podzięce.
Do pokoju weszła Alice. Dziewczynka nie spodziewała się, że będzie w mieszkaniu. Był przecież środek dnia. Kobieta usiadła na łóżku obok Nataszy.
- Jak tam? – zapytała.
Dziewczynka wzruszyła ramionami.
- Raczej dobrze – stwierdziła.
Czy na pewno? Sama nie była pewna. Nie miała pojęcia co robić. Czuła się bezsilna, tak po prostusiedząc i patrząc przez okno. Miała moc, potrafiła ją używać, lecz nie mogła nagle wybiec na ulicę i walczyć ze strażnikami.
- Wyszła pewna sprawa – zaczęła Alice. Natasza spojrzała na nią zaciekawiona. – Nie wiem, czy to w ogóle dobry pomysł. Gdy do naszej przywódczyni doszła informacja o tobie, od razu chciała cię poznać.
- Naprawdę?
- Skoro ci o tym mówię, to tak. Chyba logiczne, prawda? Nie wiem, po co chcę się spotkać. Do tego osobiście. Wszyscy znamy jej imię i nazwisko, lecz jej twarz znają tylko nieliczni. Zabierze cię jeden z dowódców. Dopiero na miejscu dowiemy się dokładnie kto. Nie masz się czym martwić. Podobno jest naprawdę przyjazna.
- A jak się nazywa?
- Beatrice Mountain. Jest numerem jeden na liście poszukiwanych Moderniteit.
- Aż tak bardzo chcą ją złapać?
- Oczywiście. Ruch Oporu to jedyna organizacja przeciwko rządowi Zachodu.
- Nie boicie się, że ktoś was wyda? Raczej wprowadzenie szpiegów dla takiej potęgi to łatwizna.
- Dlatego w naszym rejonie jest pięciu dowódców, gdzie tylko dwójka wie, kim jest Mountain. Wszyscy, którzy ją znają, należą do najbardziej zaufanych i są z nią w najbliższych relacjach.
- Załóżmy, że to działa – pomyślała Natasza.
Alice wstała z łóżka i pokazała dziewczynce, aby poszła za nią. Dziewczynka spojrzała na nią zdziwiona.
- Że niby teraz? – zapytała, a kobieta kiwnęła głową.
Natasza zebrała się z łóżka i czym prędzej poszła w stronę wyjścia. Założyła podarowaną jej szarą, puchową kurtkę i czarną, wełnianą czapkę. Razem z Alice wyszły na klatkę schodową, a następnie opuściły budynek. Tam Natasza prawie wyrżnęła orła na oblodzonym chodniku. Alice zaprowadziła dziewczynkę do bocznej uliczki. Kobieta odgarnęła śnieg z drogi, ukazując studzienkę kanalizacyjną. Natasza spojrzała na nią z niedowierzaniem. Naprawdę kryli się w kanałach? Że niby nikt nie wpadł na pomysł, aby je sprawdzić?
Zeszły pod ziemię po drabince. W ich nozdrza wdarł się okropny smród. Na dole było ciemno. Alice nie zaświeciła żadnego światła. Trzymając za rękę Nataszę, prowadziła ją. Dziewczynce kanały bardzo kojarzyły się ze Steenkool. Rozbawiła ją myśl, że może Gesag wzorował się nimi w trakcie budowy twierdzy. Po kilku lub kilkunastu minutach dotarły do kolejnej drabinki. Dostały się na inną boczną uliczkę. Teraz były w centrum miasta. Wyszły na główną ulicę. W pierwszej chwili Nataszę zszokowało to, jak jasne były budynki. Zachwyciła ją ich opływowość. Niestety po chwili wszystko jej jednak zbrzydło. Nie było żadnych kolorów, a ludzie wyglądali jak kopie siebie nawzajem. Dziewczynka zdążyła już zauważyć co najmniej dziesięć osób, które były ubrane dokładnie tak jak ona. Czy ludzie naprawdę zamierzali być klonami?
- To nie jest blond – rzucił ktoś do niej.
Nataszy opadła szczęka. Ta osoba naprawdę musiała mieć tupet. Dziewczynka chciała już coś odpowiedzieć, lecz Alice pociągnęła ją, aby szła za nią. Zresztą nie było sensu gadać z takimi ludźmi.
Alice zaprowadziła ją pod szeroki budynek z wejściem wspartym na kolumnach. Na placu przed budynkiem stał złoty pomnik. Przedstawiał on mężczyznę z brodą przebijającego mieczem klęczącą odwróconą do niego plecami kobietę. Gdy dziewczynka podeszła bliżej, zauważyła, że kobieta miała spiczaste uszy. To nieco zmartwiło Nataszę. Weszły do środka. Było tam elegancko oraz schludnie. Nim dziewczynka zdążyła się rozejrzeć, Alice zaciągnęła ją do toalety. Kobieta sprawdziła, czy pomieszczenie jest puste. Następnie wyciągnęła z kieszeni biały kamień i zaczęła rysować symbole na czarnej płytce.
- Gdzie jesteśmy? – zapytała dziewczynka.
- W pałacu prezydenckim – odparła Alice. Skończyła rysować symbole. Płytka zniknęła, ukazując metalową drabinkę. – Schodź na dół.
Natasza podeszła do drabinkę i zaczęła po niej schodzić. Alice zeszła tuż po niej.
- Chyba nigdy nie widzieliście choćby zamku – stwierdziła dziewczynka, gdy już były na dole.
Kobieta jedynie przewróciła na to oczami. Następnie ruszyła korytzarzem. Natasza czym prędzej ją dogoniła. Cały korytarz był podświetlony niebieskim światłem. Po chwili po ich obu stronach pojawiły się pomieszczenia ze szklanymi wejściami. Ludzie biegali we wszystkich kierunkach. Dotarły do schodów prowadzących w dół. Były zbudowane z metalowych kładek. Tam Natasza mogła ujrzeć całe podziemia. To była jedna wielka jaskinia. Sięgała bardzo głęboko pod ziemię. Kamienna ściany były idealnie gładkie. Na metalowych platformach zbudowano kolejne piętra. Wszystko to wydawało się być wręcz nierealne. Jakim cudem to powstało i nikt tego nie znalazł?
Alice zaprowadziła ją trzy piętra niżej. Weszły do jednego z pomieszczeń. W środku za biurkiem siedziała młoda, czarnowłosa kobieta. Nosiła okulary w czarnych oprawkach, a jej niebieskie oczy były podkrążone od braku snu. Mocno zagryzała wargę, robiąc coś na komputerze. Alice odchrząknęła głośno. Tamta podskoczyła zaskoczona.
- Przepraszam cię, Anadem, ale straciliśmy sygnał dwójki z naszego oddziału – oznajmiła.
- Może po prostu są poza zasięgiem – zasugerowała Alice.
- Oby – kobieta westchnęła. – Nie chcę tracić kolejnych ludzi.
- Kto ma zabrać dziewczynkę do Mountain?
- Tak się składa, że ja – kobieta wstała i wyciągnęła rękę do Nataszy. Dziewczynka ją uścisnęła. – Jestem Bella Moreau. Za niedługo poznasz naszą przywódczyni.
Bella opuściła pomieszczenie, a Alice pokazała Nataszy, aby ta poszła za kobietą. Dziewczynka czym prędzej podbiegła, wyrównując krok z dowódczynią.
Podziemię opuściły inaczej niż Natasza się do nich dostała. Po drabinia dostały się do ciemnego pomieszczenia. Bella zaświeciła światło i znalazła klamkę od drzwi. Wyszły prosto z podstawy, na której stał pomnik przed tym całym pałacem. Jak gdyby nigdy nic opuściły teren instytucji. Udały się na obrzeża miasta, a następnie do lasu. Tam Bella odezwała się jako pierwsza.
- Pewnie masz sporo pytań – stwierdziła.
- Jakim cudem nie zostaliście złapani? – zapytała natychmiast Natasza.
- Magia – Bella zaśmiała się nieco. Dziewczynka spojrzała na nią wątpiąco. – Poważnie mówię.
- Wytłumaczysz?
- Cała nasza siedziba została kiedyś wykonana przez któreś z magicznych istot. Wszystkie urządzenia elektroniczne nie działają niedaleko niej. Oczywiście, gdy jesteśmy poza tą siedzibą. W środku wszystko działa idealnie. Dlatego nie da się nas wykryć, a urządzenia w pałacu wariują. Kiedyś chyba próbowali się tego pozbyć, ale się nie dało. Chyba magia jest tam zbyt mocno zakorzeniona.
- A personel? Nikt nic nie zauważył?
- To nasi ludzie, a prezydent odwiedza to miejsce raz na pełnię siedmiu. Pewnie ciekawi cię, czemu Beatrice chce cię spotkać, prawda?
- To chyba oczywiste.
- Wiesz, ciężko tu znaleźć kogoś, kto zna się na magii. Mamy Alice w moim oddziale, Floriana w oddziale Henry'ego i mieliśmy Zarię w Vandag w oddziale Margaret. Margaret są najodważniejsi ze wszystkich. Tak czy inaczej, broń tutejszych strażników jest zasilana przez specyficzną materię. Powszechnie uważa się, że to prąd. Niestety to nieprawda. Moderniteit nie byłoby Moderniteit, gdyby nie łączyłoby magii z technologią. Hipokryci. Chcą wykorzenić magię, a sami z niej korzystają. Produkcja tego czegoś odbywa się w dwóch fabrykach. Potrzebujemy je zniszczyć, aby Stary Kontynent miał jakiekolwiek szanse.
- Chcę pomóc – oznajmiła Natasza.
Bella uśmiechnęła się lekko.
- Na to liczyłam – stwierdziła. – To możemy już wracać.
Kobieta odwróciła się i zaczęła iść w stronę centrum. Dziewczynka zatrzymała się zdziwiona.
- A nie miałam przypadkiem spotkać się z Beatrice Mountain? – zapytała.
Bella stanęła i odwróciła się do niej bokiem.
- Właśnie spędziłaś z nią... - podwinęła rękaw kurtki, aby spojrzeć na zegarek. – Godzinę i czternaście minut.
- To ty nią jesteś?! – zawołała Natasza.
Beatrice ruszyła w stronę miasta. Dziewczynka czym prędzej do niej podbiegła.
- Czyli przyjmujesz różne imiona?
- Gdy potrzebuję, to robimy przeniesienie oddziału. Rzadko kiedy się to zdarza, ale zawsze zmieniam oficjalne imię. Dla Ruchu Oporu akurat zawsze będę Bellą. Tak to jest. Witamy w Ruchu Oporu.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania