Pokaż listęUkryj listę

Creso Rozdział XXXVIII: U demonów

Podróżowali już kilka dni. Na razie wyprawa przebiegała spokojnie. Za niedługo mieli dotrzeć do granicy Północy z Południem. W czasie drogi z całą pewnością nie było im nudno. Mailena cały czas zasypywała ich komentarzami na temat roślinności, podróży, roślinności, pogody, roślinności, celu misji i roślinności. Mówiła strasznie dużo o roślinach. Większość z tego Vanessa komletnie nie rozumiała. Natomiast Aaron był naprawdę cichy. Mailena ewidentnie wzięła sobie za cel, aby się nieco otworzył.

 

- Zatem pochodzisz z Asci. Może opowiesz coś o tym świecie? – zapytała Mailena Aarona już któryś dzień z rzędu. – Raczej nigdzie poza Capranę się nie wybiorę, więc miłoby było chociaż usłyszeć co nieco o innym świecie.

 

- Mailee, naprawdę odpuść już sobie – rzekł Avoil. – Zamęczysz go.

 

- A co? – wychyliła się niebezpiecznie w kierunku smoka. – Zazdrosny, że z tobą nie gadam?

 

- Nie i nie wychylaj się tak, bo jeszcze spadniesz.

 

Mailena przewróciła na to oczami.

 

- Znasz mnie – oznajmiła. – Prędzej nauczę się magii niż spadnę z konia – zaśmiała się, lecz Avoil nie zareagował na to w żaden sposób. – Co ty taki poważny się zrobiłeś?

 

- Może dlatego, że jesteśmy w samym środku wojny?! – wykrzyknął smok, lecz natychmiast się zreflektował. – Przepraszam, poniosło mnie. Wiesz, że jesteś dla mnie jak siostra. Nie chcę, żebyś teraz zginęła. Nie chcę, żebyś była po prostu kimś, kto epizodycznie przewinął się przez moje życie. Chcę, żebys to wszystko przeżyła i była szczęśliwa.

 

Oczy Maileny zaszkliły się. Dziewczyna od razu je przetarła.

 

- Czyli nie zostawiłbyś mnie na pastwę nieumarłych w Esmeli? – zapytała.

 

Avoil uśmiechnął się pod nosem.

 

- Nawet w takiej sytuacji... - pokręcił z niedowierzaniem głową.

 

- Nie chcę wam przeszkadzać w waszych ala rodzinnych rozmowach, ale jesteśmy na granicy i nikogo tutaj nie ma – rzekła Lalessa.

 

Wszyscy zachowali czujność, gdy przejechali przez punkt graniczny. Nie był on zapuszczony, lecz, patrząc po grubej warstwie pyłu, od dawna tam nikogo nie było. Wciąż ostrożni pojechali dalej. Nic jednak się nie wydarzyło przez następne dni.

 

Byli już bardzo blisko granicy z Piekielnymi Pustkowiami. Vanessa zauważyła, że Aaron i Lalessa zawzięcie o czymś dyskutują, wskazując co chwilę na mapę trzymaną przez Veranderankę. Dziewczynka podjechała bliżej, aby podsłuchać ich rozmowę.

 

- Powtarzam ci po raz kolejny, że się zgubiliśmy! – Aaron zdecydowanie był poddenerwowany.

 

- A ja ci powtarzam, że wiem, gdzie jesteśmy – Lalessa złożyła mapę.

 

- Jesteś pewna? Z tego co wiem to raczej twoja siostra prowadziła waszą grupę.

 

- Nie ona, lecz moja przyjaciółka – warknęła Veranderanka. – Miały to samo wykształcenie, lecz ja aż tak bardzo od nich nie odstaję. Znajdziemy demony.

 

- Albo to one znajdą nas – Aaron wzdrygnął się. – I tutaj mówimy o nas jako potrawie.

 

Lalessa przewróciła na to oczami.

 

- Demony jedzą ludzi? – zapytała Vanessa.

 

- Tak naprawdę to mogą wszystkie istoty – sprecyzował Avoil. – Zazwyczaj jednak wolą mięso należące do mniej komunikatywnych zwierząt, ale z pewnością człowiekiem nie pogardzą.

 

- Avoil! – powiedziała gniewnie Lalessa.

 

- No co? Taka prawda. Chyba lepiej, aby oboje przybysze z naszych światów wiedzieli coś o Capranie.

 

- Ale należy zaznaczyć, że to wciąż cywilizowane istoty! Teraz brzmią jak jacyś ludożercy.

 

Smok zgodził się z nią kiwnięciem głowy.

 

Ruszyli dalej. Po kilku godzinach Lalessa pokazała wszystkim, żeby się zatrzymali. Następnie zsiadła z konia, trzymając mapę w ręku. Przez chwilę się w nia wpatrywała, po czym odwróciła się do reszty.

 

- Są dwie opcje – rzekła. – Albo się zgubiliśmy albo Miriam podała nam złą lokalizację.

 

Aaron wyrzucił ręce w powietrze.

 

- Wiedziałem! – zawołał. – Ta twoja mapa pokazuje całą Capranę! To było oczywiste, że nie wiesz, gdzie jesteśmy.

 

- Możesz się na chwilę zamknąć? – zapytała Mailena. – Z całą pewnością się nie zgubiliśmy, bo przynajmniej ja wiem jak wrócić. Obóz musi być niedaleko. Raczej na pewno jest ukryty.

 

- Czyli musimy zwrócić uwagę och dzieci – stwierdziła Lalessa.

 

Następnie Veraderanka wyjęła z jednego z bagaży sztylet i podała go Aaronowi. Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony.

 

- Jesteś człowiekiem, prawda? – zapytała Lalessa. Aaron potwierdził to kiwnięciem głowy. – Ludzie nie pochodzą z tego świata, więc ich krew demony wyczują w pierwszej kolejności. Dlaczego ty? Dzieciom nie chcę robić blizn.

 

Aaron burknął coś pod nosem, lecz wziął sztylet od Veranderanki. Mężczyzna syknął głośno, gdy naciął skórę na swoim nadgarstku. Chwilę później kilka kropel jego krwi spadło na ziemię. Mailena opatrzyła mu ranę. Potem czekali.

 

Vanessa przysiadła pod drzewem. Przez dłuższy czas nic się nie działo.

 

- Myślisz, że to Zachód – nagle dziewczynka usłyszała za sobą oddalony, przyciszony głos.

 

- Halo? – zapytała niepewnie Vanessa. – Kto tam jest?

 

Nie usłyszała najmniejszego dźwięku. Tuż po tym do dziewczynki podeszła Mailena.

 

- Co się stało? – spytała ją dziewczyna.

 

- Słyszałam kogoś – oznajmiła Vanessa.

 

Mailena wzruszyła ramionami.

 

- Mogły to być demony – stwierdziła. – Po prostu nie są zbyt ufne. Jeśli zechcą, to przyjdą.

 

Następnie dziewczyna wróciła do reszty. Minęły kolejne minuty. Znienacka zza drzewa obok dziewczynki wyszła mała demonica. Musiała być młodsza od Vanessy. Z jej pleców wyrastały dwa węże. Włosy demonicy posiadały kolor butelkowej zieleni. Jej oczy zaś miały złote tęczówki oraz czarne białka. Bardzo przypominały Vanessie te należące do Floriana.

 

- Szukacie nas? – zapytała demonica.

 

Vanessa skinęła głową.

 

- Zaprowadzisz nas do waszego obozu?

 

Demonica przechyliła głowę na bok.

 

- No nie wiem – stwierdziła. – Nie powinnam, ale wezmę was do mojego taty.

 

Vanessa natychmiast się zgodziła.

 

Dziewczynka powiadomiła resztę grupy. Czym prędzej się zebrali. Potem ruszyli za małą demonicą. Ta przeprowadziła ich przez kawałek lasu. W którymś momencie musieli przejść przez barierę, gdyż nagle przed ich oczami pojawił się obóz. Ponownie Vanessa uznała, że nazwa „obóz" była nieadekwatna z tym, co zobaczyła. Ten cały obóz był tak naprawdę drewnianym miastem. Może po prostu Vanessa się nie znała? Jej obozowisko kojarzyło się bardziej z namiotami niż budynkami.

 

Gdy przechodzili przez obóz, demony rzucały im nieprzychylne spojrzenia. Nikt z grupy oprócz Vanessy nie zwrócił na to zbytniej uwagi. Pewnie była to kwestia ostrożności. Mała demonica zaprowadziła ich do budynku w centrum obozowiska. Był on najwyższy, więc wyróżniał się na tle całego miasta. W środku demonica zapukała w mosiężne hebanowe drzwi. Z wnętrza jednal nie dobiegła żadna odpowiedź. Mimo to demonica nacisnęła klamkę i weszła do środka. Pokazała grupie, aby poszła za nią. Pomieszczeniem, w którym się znaleźli, był przestronny gabinet. Ściana naprzeciwko drzwi oraz ta, na której były zawieszone, zastawione były wielkimi regałami pełnymi różnorodnych ksiąg. Bliżej końca gabinetu stało biurko w tym samym stylu co drzwi. Obok niego stał kredens. W gablocie połyskiwał zakrzywiony nóż o czarnym, migoczącym niczym brokat ostrzu. Wyglądało inaczej niż to z sztyletu używanego przez Magenta. Za biurkiem siedział pochylony demon z ponad dwudziestoma wężami wyrastającymi z jego pleców. Vanessę ciekawiło, co decydowało o ich ilości. Demon wyglądał na nieco zirytowanego ich wejściem. Westchnął i zamknął notes, w którym pisał za pomocą pióra. Następnie wstał i skinął do nich głową na przywitanie. Grupa odpowiedziała tym samym gestem. Mała demonica usiadła na parapecie okna, które było za plecami demona.

 

- Witam was przybysze – zaczął demon. – Czego szukacie w moich skromnych progach?

 

- Pomocy – oznajmiła Lalessa. – Przeciwko wrogowi całej Caprany Właściwej. Szanujemy waszą zażyłą naturalność, lecz teraz potrzebna jest nam wszelka pomoc.

 

Demon westchnął męczeńsko.

 

- Dorlen was wysłał, prawda? – pokręcił z niedowierzaniem głową. – Zawsze coś chce, lecz nigdy nic od siebie nie daje. Aż dziwię się, że ty, Lalessa Usubra, zgodziłaś się na współpracę z kimś, kto zgarnia całą władze dla siebie.

 

- Mamy zbierzne cele – rzekła Veranderanka. – Zresztą nie tobie mnie oceniać. Zabierzesz nas do waszego władcy?

 

- Cóż... Stoję właśnie przed wami – rozłożył ramiona. – Naprawdę jestem aż tak nierozpoznawalny?

 

- Zatem to ty jesteś George Glorgersk – stwierdził Avoil.

 

- A wy jak mniemam znacie zabójcę mojej córki.

 

- Seraphine Glorgersk – wyszeptała z szeroko otwartymi oczami Mailena.

 

Avoil odchrząknął, zwracając na siebie uwagę.

 

- Wiem, kto ją pokonał – oznajmił. – Ta osoba nie ma z nami już nic wspólnego.

 

George wyciągnął z kredensu nóż. Przez chwilę bawił się nim w rękach.

 

- Mogę wam pomóc – rzekł. – Lecz pod jednym warunkiem. Lealia Dahrei zniknęła ze Steenkool razem z Ellie Chią. To ozancza, że Dahrei jest u was. Otóż chcę ożenku z nią.

 

To zszokowało wszystkich. Nawet mała demonica spojrzała na demona morderczym wzrokiem. Zapadła cisza. Jako pierwsza otrząsnęła się Mailena. Dziewczyna już chciała rzucić się na George'a, lecz Avoil zatrzymał ją w pół kroku. Mailena wściekła próbowała się wyswobodzić z jego uścisku, jednak smok nie zamierzał jej puścić.

 

- Zabierz ją stąd – rozkazała Lalessa.

 

Avoil skinął głowę, po czym wyprowadził Mailenę z gabinetu. George zaś ponownie zaczął bawić się nożem. Gdy tylko smok i dziewczyna opuścili pomieszczenie, wycelował nim w Veranderankę.

 

- Chcesz może potrzymać? – zapytał Lalessę. Veranderanka spojrzała na nóż zniesmaczona i pokręciła przecząco głową. Demon wzruszył ramionami. – Twoja strata. Wracając do tematu, czy przystajecie na moje warunki?

 

Lalessa spojrzała na niego z niedowierzaniem.

 

- Dlaczego akurat ona? – zapytała.

 

- Moja wcześniejsza żona nie dała mi następcy – zaczął spokojnie. – Pozostała mi córka, której do dorosłości jeszcze daleko.

 

- Istotom zabronione jest mieszać się – zaoponowała Veranderanka. – Nawet jeśli, to takie dzieci są potem wytykane. Niewiadomo jakie zdolności odziedziczą. Pomińmy już fakt jak wysokie jest ryzyko śmierci i matki, i dziecka!

 

George jedynie wzruszył ramionami.

 

- Zgadzacie się, czy nie? – spytał zniecierpliwiony.

 

- Nie – odpowiedzieli w tym samym czasie Vanessa, Aaron i Lalessa.

 

- Zatem możecie już opuścić mój obóz.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania