Czapka dla Jadzi
Szyby pokryły się lodowymi kwiatami, a mimo to zimowy chłód bezwstydnie zagląda przez okno. Nie zwracam na niego uwagi, skupiona na dzierganiu czapki dla mojej ukochanej Jagódki. Moje palce w tańcu prowadzą druty… Rozglądam się wokół?
Czy czuję w powietrzu dym? "Co ci ludzie znowu palą w piecach? " Choć zapach zaczyna mnie irytować, ignoruję go, bo… Co ja chciałam zrobić? Gdzie jestem?
W tumanie dymu dostrzegam wełniane motki rozsypane na moich kolanach, a w dłoniach nagle pojawiają się dwie długie szpilki. Już wiem! Muszę skończyć czapkę dla Jadzi! Kaszlę głośno i duszę się od dymu, ale to nie szkodzi, bo muszę się spieszyć, gdyż już zapada zmrok, a jutro czeka nas jazda na sankach. . . Co to za hałas? Nie wiem. Nieważne, niech hałasuje, muszę… Co ja chciałam zrobić?
Do pokoju wpada kobieta, która przypomina mnie, za nią mężczyzna. Machają rękami i coś do mnie krzyczą. Mimo strachu staram się uśmiechnąć.
– Zjecie ciasteczka?
– Zabieraj ją stąd! Szybko!
– Musimy się stąd wydostać! – obcy krzyczą i ciągną mnie w stronę wyjścia. – Co ty znowu zrobiłaś?! – wrzeszczy wysoki mężczyzna. – Gdzie Kleo?!
– Kto? – Czuję, że coś poszło nie tak i natychmiast muszę znaleźć moje dziecko. – Gdzie moja Jadzia?! – Nie odpowiadają, tylko silniej mnie ciągną, mimo że próbuję się wyrwać. – Puśćcie mnie! – Walczę, ale są mocniejsi. – To należy do mnie! – W ostatniej chwili, nim zabraknie mi tchu i wszystko we mnie gaśnie, łapię niedokończoną czapkę i następuje zupełny mrok. Czy umieram?
–. . . to wygląda na próbę morderstwa! – wysoki milicjant warczy na tamtego mężczyznę. Jestem w karetce, kiedy ratownicy przygotowują się do wyjazdu.
– Ale przecież nie zrobiłem nic złego! Dlaczego mnie skuliście?!
– Nic nie zrobiłeś? – Milicjant trzyma w foliowym woreczku jakiś przedmiot. – A sam mówiłeś, że to twoje… yghm… Pana! – poprawił się. – Mówił pan, że to pana kombinerki?
– Tak, ale ja naprawdę nie rozumiem…
– Dobrze, dobrze! Może pan nie rozumie, ale policja już wszystko sobie poukładała. – Cieszę się, że słyszę ich rozmowę, bo wiem, że tamten nie może mi już nic zrobić. – Zapalił pan kuchenkę, postawił garnek z mlekiem i usunął kurki, żeby płomienia nie można było zgasić. – Milicjant chrząknął, jakby rozumiał nieznajomego. – Chciał pan pozbyć się teściowej, ale kiedy żona wróciła, zmienił pan zdanie. Tak ja to widzę.
– To ja podpaliłem?! To nie ja! Fakt, usunąłem te cholerne kurki, ale zrobiłem to dla jej bezpieczeństwa! Dla dobra nas wszystkich! To ona powinna…
– No widzi pan – przerywa mu milicjant – pamięć się odzywa! A jednak kurki tak?! Prokurator wyciągnie z pana wszystko.
– Ale to naprawdę nie ja!
– Chce mi pan powiedzieć, że osiemdziesięciolatka zapaliła kuchenkę gazową bez kurków, które pan usunął swoimi kombinerkami? Lepiej niech się pan przyzna, to kara będzie bardziej łagodna. Dobrze radzę.
– Nie! – Tamten stracił nagle siły. – Ja… Wspólnie z Jadwigą próbowaliśmy ją uratować, ma kłopoty z pamięcią… – Kiedy mnie zauważa, krzyczy i wskazuje swoimi zakutymi w kajdanki dłońmi. – Obudziła się! Proszę ją o coś zapytać! Szybko, karetka za chwilę odjedzie!
Funkcjonariusz podąża za jego wskazaniem. Zatrzymuje ambulans tuż przed wyjazdem.
– Jak się pani czuje? Czy może pani rozmawiać?
Nie mam pojęcia, co powiedzieć na pierwsze, ale kiwam głową w odpowiedzi na drugie pytanie.
– Proszę opowiedzieć, co pani pamięta?
– Co pamiętam? – Powtarzam starym, zmęczonym głosem i nagle zdaję sobie sprawę, że zima gdzieś zniknęła. – Pamiętam wszystko. Pamiętam oszronione szyby w pokoju.
– Co? – Milicjant wyraźnie nie spodziewał się takiej reakcji. – Co jeszcze pani pamięta?
Uświadamiam sobie, że trzymam coś w dłoni, patrzę i od razu wiem, o co pyta śledczy.
– Robiłam czapeczkę dla mojej córeczki – pokazuję niedokończone nakrycie głowy – wtedy ten mężczyzna i jeszcze jedna pani zaczęli mnie szarpać… Gdzie moje dziecko?! Gdzie Jadzia?! – Staram się wyrwać z oplatających mnie pasów. – Muszę ją znaleźć! Ona mnie potrzebuje!
– Spokojnie! Pani córce nic nie dolega. Proszę się nie denerwować. – Milicjant gestykuluje do swojego kolegi w mundurze. – Krzysiek, przyprowadź panią Jadwigę.
Podchodzi kobieta, która wygląda jak ja.
– To ona…! – Krzyczę i z większą siłą szarpię się z pętami. – To ona! Ona ukradła mi dziecko! Z tym… – Spoglądam na obcą osobę nienawistnie, gdy nieznajoma delikatnie kładzie mi rękę na czole.
– Mamo, to ja – szepcze do mojego ucha głosem mojej córeczki. – To ja. Przypomnij sobie, jestem twoją Jagódką… – Uspokajam się i mimo że obca jeszcze coś mówi, nie słucham dalej.
– Czy widziała pani moją córeczkę? – pytam z błaganiem. – Ona jest mała i ma na imię Jadzia, ale wołam na nią Jagódka.
– Zobacz, przyszła z tobą twoja wnuczka, Kleo. – Nie wiem, czemu obca kobieta płacze? – Pamiętasz Kleo?
Zza pleców nieznajomej wychyla się umorusana sadzą twarz kilkuletniej dziewczynki.
– Moja Jagódka… – Koszmar związany z latem pełnym dziwnych ludzi, straży pożarnej i milicji znika. – Zobacz, zrobiłam ci czapeczkę. Zaraz przygotuję mleczko na kaszkę…
Komentarze (21)
Prosimy o zaznaczenie kategorii Bitw.
Literkowa
"Nie ważne, ..." - reszty starałem się nie zauważać ;)
Co do fabuły - dobry tekst, prawdziwy i emocjonalny. Jesteś niezłym "opowiadaczem", celnie pokazałeś ludzką ułomność i bezsilność wobec fizjologii.
Bardzo dzięki za wskazania i garść dobrego słowa :)
Pozdrowienia!
Inspiracją do tekstu były prawdziwe wydarzenia może dlatego wyszło to ciekawie, wszakże życie pisze najbardziej zwariowane „opowiadania”.
Dziękuję za wizytę, komentarz i pozdrawiam również!
Pozdrawiam!
Pozdrawiam serdecznie :)
"Pan może nie rozumieć, za to policja wszystko poskładała już razem do kupy" - jedyny raz w całym tekście kiedy użyłaś słowa "policja" przypadek ?
"Gdzie Kloe?!" Kloe czy Kleo ?
Jeśli chodzi o użycie słowa „policja”, proszę zauważ, że pada ono w dialogu. Świat pokazany w tym opowiadaniu jest widziany z punktu widzenia tej chorej kobiety i ona jest narratorem. Upośledzenie cofnęło ją do czasów, kiedy jeszcze była milicja. Czyli zabieg milicja-policja zamierzony.
Jeśli chodzi o imię to Kloe takie spolszczone Cloe :)
Poznałem osobiście jednego Brajana (rodzice tak zapisali jego imię w urzędzie stanu cywilnego) to sobie pomyślałem, że i Cloe też pewnie tak by zapisali :)
Pozdrawiam i jeszcze raz dzięki za ciekawy komentarz!
Bardzo dzięki za wizytę i komentarz.
Kłaniam się nisko :)
Jeśli chodzi o błędy wychwytywane przez czytających, tu akurat przez zacnego Akwadara, to jestem mu, jak i zawsze będę każdemu kto robi to w tak przyjazny sposób , za wskazanie ich. Bez takich dobrych dusz często autorzy jak ja i wielu mi podobnych, trwałoby w niewiedzy.
Dzięki bardzo za komentarz,
bardzo cenię!
Straszna choroba. Póki nie ma agresji jakoś leci. Potem tylko gorzej.
To świetne:
"– Co pamiętam? – Powtarzam starym, zmęczonym głosem i zdaję sobie sprawę, że zima gdzieś nagle zniknęła. "
Udany tekst, Maurycy.
Chyba każdy tak sobie po cichu powtarza obserwując cierpiące na tę, czy inne straszne choroby ludzkości.
Miło mi Tjeri, że zajrzałaś i napisałaś kilka słów pod moim tekstem, skłaniam się w pas w podzięce:)
Zapraszamy na Forum: https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-glosowanie-w935/
Autorze przeczytaj, pozostaw komentarz i nagradzaj według zasady: 3 - 2 - 1 plus uzasadnienie; dlaczego?
Głosowanie potrwa do 19 lipca /poniedziałek/ godz. 23:59
Literkowa zaprasza i życzy przyjemnej lektury.
ML↔Za ukazanie "zamieszania człowieka'' w sobie i na zewnątrz, w związku z tym.
Każdy z nas, takim może się stać.
Pozdrawiam:)↔%
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania