Czarne Słońce - prolog

Grałem wtedy w bilarda z kolegami z liceum. Szło mi całkiem nieźle, jednak to Troy prowadził. Inni nie mieli nawet cienia szansy na wygraną. Spojrzałem na Troya, a on na mnie. Chciałem go wykończyć. Ale niestety, zaraz po głośnym stuknięciu kuli usłyszałem „Ha! Jesteś pizdą, Floyd!”

 

Wszyscy gratulowali mu zwycięstwa. Zwycięzca chciał podać mi rękę, ale ja nie miałem na to ochoty. Powiedziałem chłopakom, że muszę ochłonąć i poszedłem do minibaru.

 

Zamówiłem wódkę ze spritem. Wiem, że taki gówniarz nie powinien pić i sam się o tym przekonałem. Nogi mi zmiękły i upadłem na twardą posadzkę. Wszyscy się śmiali. Wszyscy oprócz Morrisa. Ten to jakiś dziwak, ale teraz dobrze zrobił. Ale najgłośniej śmiał się Troy, skurwysyn. Miałem ochotę go uderzyć, ale ledwo czułem mięśnie.

 

Z trudem wyszedłem z sali do bilarda. Znajdowałem się teraz w miejscu, z którego było widać piękną panoramę Toronto.

 

Przysiadłem na murku i otarłem spoconą twarz w koszulkę. Nagle zobaczyłem moją dziewczynę, Emilię. Była taka śliczna w tle Toronto i zachodzącego słońca. Wstałem i przywitałem się. Ona splotła ręce za sobą i spojrzała na mnie wzrokiem, którego nie lubiłem.

 

- Coś ty ze sobą zrobił? – Spytała. – Wyglądasz jak siedem nieszczęść! Czemu masz ranę na głowie? Upiłeś się? Znowu?

 

Nie wiedziałem co powiedzieć. Serce biło mi jak szalone. Bałem się co ona zaraz powie.

 

- Tak czy inaczej mam dość tego związku. Wiesz co? Poznałam świetnego faceta. Bogaty i przystojny. W dodatku jest synem gubernatora!

 

Mimowolnie zsunąłem się na murek. Emilia poszła sobie. A ja zostałem. Sam.

 

Poczułem wibrację komórki. To był SMS z nieznanego numeru. Jego treść brzmiała: „Nie pytaj kim jestem. Przyjdź na Count Molo w dzielnicy Harbourfront o 3 w nocy. Skasuj tą wiadomość po przeczytaniu.”

 

 

To była chłodna noc mimo, iż był czerwiec. Mroźny wiatr powodował dreszcze, a ja byłem ubrany tylko w tani T-Shirt. Próbowałem jakoś się ogrzać. Nie wiem, co za chory gość kazał mi tu przychodzić w zimną noc. Zresztą nikogo na molo nie widziałem. Chyba, że...tak! Ktoś tam jednak był!

 

Podszedłem do niego choć nogi mi drżały. ON natychmiast mnie rozpoznał i poszedł w moim kierunku.

 

Był to mężczyzna o dość wysokim wzroście. Nosił czarną bluzę i jeansy, a jego twarz zakrywała maska. Wyglądał trochę jak jakiś przestępca. W rękach trzymał akwarium ze złotą rybką.

 

Spytałem się, czy to on jest nadawcą tego SMSa. Nic nie odpowiedział. Wyjął z kieszeni zwiniętą w rulon kartkę i wręczył mi ją. Następnie odwrócił akwarium i wylał całą jego zawartość do jeziora Onatrio. Rybka odpłynęła w siną dal.

 

- Floyd? Co ty tu do cholery robisz? Co to za cieć?

 

Odwróciłem się. Ujrzałem Troya. Stał z rozłożonymi rękami i chyba za bardzo nie wiedział o co chodzi. Najwidoczniej on też został powiadomiony SMSem.

 

- Pytam się po raz kolejny. Co to za typ? – Mój „kolega” wskazał mężczyznę w bluzie.

 

Tajemniczy nieznajomy podszedł do Troya i...chwycił go. Rozbił mu akwarium na głowie, a następnie wrzucił go do jeziora. Potem nieznajomy ulotnił się w ciemności. Byłem zdruzgotany tym, co zobaczyłem. Mam nadzieję, że Troy przeżył.

 

 

Wróciłem do domu. Nie był to duży dom, właściwie był bardzo mały. Oprócz mnie mieszkały w nim jeszcze dwie osoby. Becky, czyli moja siostra, ma 26 lat i jest najładniejszą dziewczyną jaką widziałem. Ma prześliczne bujne brązowe włosy i oczy w kolorze Oceanu Spokojnego. Sama też jest spokojna, no chyba, że wracam o 3 w nocy jak, teraz. W ogóle nie przejmuje się tym, że jesteśmy biedni i żyje pełnią życia. Oprócz niej mieszkał tu też jej narzeczony Gabe. O nim można dużo mówić. Stuprocentowy Włoch z rolniczej rodziny. Jest dość gruby i nosi długie włosy. Jest z moją siostrą w związku od roku i ich przyszłość rysuje się dość mgliście, ale wciąż są razem chyba tylko dlatego, że Gabe jest dla mnie jak ojciec. Co do rodziców, zginęli dwa lata temu w wypadku samochodowym. Od tej pory wychowuje mnie moja siostra, no i Gabe.

 

Usiadłem przy biurku, zapaliłem lampkę i wyjąłem kartkę od nieznajomego. Cały czas myślałem, czy zadzwonić na policję w tej sprawie. Ale w sumie, to Troy nie był dla mnie całkiem w porządku. W końcu dostał karę. Mam tylko nadzieję, że żadne kamery nie nagrały tego zdarzenia, bo mógłbym zostać posądzony o pomoc w morderstwie, co nie było prawdą.

 

Co do kartki, położyłem ją na biurku, rozwinąłem i zacząłem czytać treść. Były na niej dwa akapity tekstu. Pierwszy brzmiał:

„Żyjesz w kłamstwie. Jesteś .....( tutaj było zamazane)....świadomość nie jest wytworem twojego mózgu. Jest ona poza czasem i przestrzenią. Uczucia, wspomnienia i myśli. Jesteś przestrzenią. Jesteś czasem. Jesteś wszystkim. Wszystko jest tobą. .... (znowu zamazane)...wychwalaj więc tą przestrzeń i czas. Wychwalaj kosmos. Wychwalaj Słońce. Czarne Słońce.”

 

Drugi akapit brzmiał równie niepokojąco.

 

„ Wykonaj zadania, aby przejść na wyższy poziom świadomości i....” (tutaj były zamazane aż dwie linijki).

 

Odwróciłem kartkę. Ujrzałem jakąś listę. Była to lista zadań. Na samej górze było napisane. „Zadania Czarnego Słońca. Wykonaj je, a zyskasz wszystko. Zignoruj je, a stracisz wszystko.”

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Ciacho 02.05.2018
    Co za gówno.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania