Czas umierać, czy narodzić się na nowo?
Zawsze prosiłaś, bym zajmował się tylko tobą, dziesięć sekund,
czterdzieści w pogoni do nieba – wszystko to nasze. Nikt
nam nie powie, co jest ważne. Nikogo nie zaprosimy, sama wiesz
– kurewstwo mamy we krwi, to taka nowa zasada w fizyce –
zachowanie przyzwoitości.
Przeklęte słońce próbuje rozerwać mój czas, tu na wsi jestem
bogiem. Wstaję, gdy pieją koguty, idę spać, bo kończy się whisky.
Facet po przejściach ma tylko parę minut na golenie, bo jak wyglądamy,
tak ocenia nas wieś. I wierz mi, to bardzo ważne.
Odziedziczyłem wszystko po mamie – wredność, własne zdanie,
krytyczne podejście do małżeństwa, ale te miliony, zaklęta kasa,
zwyczajnie odebrała mi rozum. Nie wierzyłem, że tak łatwo można to mieć,
na wyciągnięcie ręki morze marzeń. Mamo, nigdy mnie nie kochałaś,
skąd więc ta kasa?
Na mojej ulicy mieszkali cyganie. Zdarzało mi się uciekać z domu.
Osmalony dymem z ogniska dostawałem lanie. Ojciec wojskowy.
Matka uciekała do sypialni. Siostra miała to gdzieś. Byłem sam.
Muzyka, mogłem wyobrażać sobie koncerty, szkicować skrzypce,
nauczycielka nie lubiła moich oczu. Gapiłem się nieprzyzwoicie.
Zapada wieczór, nad lasem ucieka ostatni promień słońca,
czuję zapach ogniska. Gdzieś tam młodzi przytulą miłość.
Dziś policzę spadające gwiazdy. Rozpalona wyobraźnia zanurzy się
w alkoholu, odpłynie.
Cóż nam pozostanie, gdy zabraknie marzeń?
Komentarze (3)
Dobre!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania