Czas wiruje
Czas wiruje
w mgłach zapomnienia,
leniwy bezruch
rozpływa się w eterze.
Ostrość tnie
jak sztylety chmur,
kolory krwawią
z płaskich miraży –
krzywizny dusz,
nieziemskie,
jak szepty gwiazd upadłych.
Melancholia kapie
jak rtęć snów,
tęsknota za chaosem
nieskończonym.
Myśli kruszą się
w pył iluzji,
miażdżą cienie
bezwzględnie –
widzisz rdzenie
ostre jak błyskawice,
siebie w rozpadzie,
innych w pajęczynach.
Żar wiru mącił istotę,
kołysał jądro –
teraz echa w symbolach zaklętych,
pęknięcia
w liniach nieskończoności,
skręcenia.
Piękno w szaleństwie:
rozkwit w objęciach rozkładu,
pąki tańczące z trupami płatków.
Wilgoć podziemnych rzek,
rdzewienie marzeń,
struktur widmowych,
okruchów.
Coś ulatuje
w eksplozji milczenia,
symfonii końców.
Koniec dynda
w próżni,
przemiana pulsuje –
dotykalna jak sen.
Czas metamorfować,
wyrzucić jałowe widma,
owinąć zarodek
w inne,
potworne
bytowanie.

Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania