Czego nauczyły mnie studia pielęgniarskie - cz. III, czyli Baby, Ach, Te Baby

4. Praca z samymi babami jest okropna.

 

Miałam dwóch kolegów – jednego ze swojej grupy, drugiego z sąsiedniej, a na całym roku było ich jeszcze kilku, ale generalnie pielęgniarstwo to praca z kobietami.

 

Zaraz, zaraz. Przecież dopiero co (poprzednia część) pisałam, że ci ludzie to jednak wcale nie są tacy źli. Więc o co chodzi?

 

O to, że ta sama zbiorowość jako poszczególni ludzie mogą być bardzo spoko, ale w swej masie, jeszcze gdy dochodzi podział na grupy… to już inna historia. I to tyczy się zarówno studentów, jak i personelu pielęgniarskiego na oddziałach. Plus mam powody sądzić, że miałam ogromne szczęście trafiając na tych ludzi, na których trafiłam – inne grupy z naszego rocznika, z którymi na szczęście integrowałam się najwyżej przelotnie, wydawały się… znacznie mniej ogarnięte.

 

(Na potwierdzenie mam słowa prowadzących, którzy często po zajęciach praktycznych mówili nam, jaką fajną, ogarniętą grupą jesteśmy…a z naszej perspektywy nie robiliśmy nic wybitnego, po prostu przychodziliśmy punktualnie i robiliśmy swoje.)

 

Dramy na grupie roku, obrabianie sobie d… o (z mojej perspektywy) nie wiadomo co, niesnaski pomiędzy grupą x i grupą y omawiane „wśród swoich” zamiast obgadać sprawę twarzą w twarz… no, kiepska ta rozrywka.

 

5. Toksyczne środowisko pracy ma swoje miejsce pod etykietką „największe zło tego świata”.

 

Kilku praktyk z tego względu nigdy nie zapomnę. To nawet nie musi być toksyczność wymierzona w ciebie. Bycie obserwatorem też dowala jak cholera.

Pamiętam zwłaszcza jedne – z pielęgniarstwa internistycznego (najbardziej „ogólna” dziedzina medycyny).

Szpital, w którym znajdował się wspomniany oddział, generalnie miał (i prawdopodobnie nadal ma) problemy. Warunki pracy (i płacy, przede wszystkim) słabe, co powoduje problemy z personelem. Myślałby kto, że taka sytuacja zjednoczy ludzi, ale nie. Miałam okazję obserwować fatalne relacje między „szeregowymi” pielęgniarkami a oddziałową (one dosłownie się naradzały w pokoju socjalnym, jak ją obalić i kto powinien zająć to stanowisko zamiast niej…), między pielęgniarkami a lekarzami… I generalnie rozmowy o tym, jak tu jest ch… olernie nietajnie przesycone mentalnością „i tak nic nie da się zrobić, szansa już była(?), a teraz to po ptakach”. Doprawione omawianiem, gdzie która stąd spieprzy.

 

Każda z tych pielęgniarek z osobna była w porządku osobą, a w każdym razie dobrze mnie traktowała.

 

Byłam niby poza tym wszystkim, a mimo to dostawałam potężnego doła już rano, pomiędzy raportem (schodząca nocna zmiana informuje dzienną, co się działo ogólnie i o poszczególnych pacjentach) a „wymarszem” do rannych zadań (głównie mierzenia parametrów i poziomu glukozy we krwi).

 

To najbardziej jaskrawa historia, ale było ich więcej, a jeszcze więcej usłyszeliśmy na ten temat od prowadzących. Niedługo sama się gdzieś zatrudnię i doświadczę atmosfery w danym miejscu pracy z pierwszej ręki…

 

Jeśli coś pójdzie nie tak, zawsze mogę zmienić miejsce. Bodaj jedyna zaleta niedoboru pielęgniarek – duża swoboda w takich sytuacjach.

 

6. Ogólnie pracy zespołowej.

 

Przez te trzy lata nauczyłam się więcej o pracy zespołowej, niż przez wcześniejsze 12 lat edukacji. (I chyba nic dziwnego, biorąc pod uwagę jakość szkolnych projektów grupowych.) W grupach przygotowujecie prezentacje na seminaria, ćwiczycie nowe umiejętności w szpitalu, a potem razem stosujecie je na zajęciach praktycznych. Zwłaszcza na tych ostatnich nie ma przebacz, zadania muszą być wykonane, pacjentami trzeba się zająć, czynności zaliczyć. W tej sytuacji szybko wychodzi, kto co umie, czego (jeszcze) nie, do czego ktoś ma predyspozycje.

 

Albo dobrze współpracujecie i wspieracie się jako grupa, albo nie, ale wtedy nie jest to dobre dla nikogo.

 

***

 

Jedną z nieodzownych części tych studiów (niezależnie od oddziału) jest zbieranie wywiadu od pacjentów i pisanie na ich podstawie procesów pielęgnowania. (Obudźcie mnie w środku nocy z pytaniem o interwencje u pacjenta z dusznością albo profilaktykę przeciwodleżynową, wyrecytuję jak z kartki.) Pewnego razu wywiadujemy grupą pacjentkę w średnim wieku, pytamy o rodzinę i słyszymy: "Ale to już wszystko poumierało".

 

No dobra, ale potrzebujemy wiedzieć, na co.

 

I dowiadujemy się, że jedna osoba na zawał, a pozostałe trzy każdy na inny nowotwór.

 

Yyy... no cóż... problem pielęgnacyjny: "ryzyko wystąpienia nowotworu spowodowane obciążeniem genetycznym".

 

Także tak.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Droga_we_mgle↔Pierwsze skojarzenie co do treści →No i jak tu wszystko racjonalnie "wypośrodkować"
    by przyniosło zamierzony efekt. Tyle tu "różnych zmiennych" ile różnych psychik i oczekiwań.
    Tak!↔Poszczególne osoby, a te same w stadzie, to może być nie to samo.
    "Toksyczne środowisko" = "bliższa koszula ciału"→w zależności jak pojęta.
    To też prawda, iż bywa, że gdy "bardziej poza" możne oznaczać "bardziej w środku"...
    Pozdrawiam🙂
  • droga_we_mgle dwa lata temu
    Dzięki za komentarz, DD. Pozdrawiam :)
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Droga_we_mgle↔Za taki komentarz nie powinnaś dziękować. Ma raczej mało punktów stycznych z tekstem, w normalnym znaczeniu:)↔Pozdrawiam🙂:)
  • droga_we_mgle dwa lata temu
    Dekaos Dondi ✎wysiłek włożony w komentarz (nietrollujący, oczywiście) warto docenić. A poza tym... [pół żartem, pół serio] nikt mi nie będzie mówił, na które komentarze i jak mam reagować, to moja decyzja
  • Akwadar dwa lata temu
    Nieźle... chyba zajrzę do wcześniejszych części
  • droga_we_mgle dwa lata temu
    Zapraszam - choć uprzedzam, że technicznie nie wszystkie są tej samej jakości, ta jak na razie wyszła mi chyba najlepiej :)
  • zsrrknight dwa lata temu
    wiele środowisk pracy jest toksycznych, inne zapewne bardziej od pozostałych. A samej predyspozycji kobiet do toksyczności się nie wypowiadam, bo się nie znam, ale w sumie ludzie potrafią być jednakowo paskudni, niezależnie od płci. Ciekawa jest też obserwacja, że jako jednostki nie wykazują aż tak skrajnych zachowań, czyli tzw. "presja grupy" i ogólna "atmosfera" to czynniki bardzo mocno wpływające na zachowania ludzi.
  • droga_we_mgle dwa lata temu
    No, medyczne niestety jest raczej z tych bardziej dających w kość... choć to też zależy od miejsca i ludzi właśnie. Może się trafić świetny zespół, takie też widziałam.

    "ludzie potrafią być jednakowo paskudni, niezależnie od płci" - tak. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że ta część ma seksistowski wydźwięk. Więc sprostowanie:

    1. to, że dla mnie "praca z samymi babami" bywa nieprzyjemna, nie oznacza, że dla każdego.
    2. nie twierdzę, że praca z samymi facetami albo w koedukacyjnym środowisku nie może być równie nieciekawa.

    Powinnam była zaznaczyć, że nie odwołuję się do wszystkich kobiet, tylko do pewnej ich części - można trafić na sympatyczne kobiety albo wredne baby, po prostu :)
    _________________________

    Ogólnie dzięki za komentarz, trafny i uświadomił mi, żeby sprostować pewne rzeczy :))
  • jesień2018 ponad rok temu
    Ciekawe obserwacje i podajesz je w bardzo atrakcyjny sposób, z energią. Dobrze się czyta i czuję, że się dowiedziałam czegoś nowego:)
  • droga_we_mgle ponad rok temu
    Dzięki za wpadnięcie, cieszę się bardzo :)
  • MrCookieMstr rok temu
    Dawno temu. Parę razy gościłem na ortopedii. Dopiero jak zniesiono mi reżim łóżkowy zacząłem poznawać tamtejszy świat. Sala chorych znajdowała się na końcu korytarza. Po przeciwnej stronie było wyjście na klatkę schodową. Półpiętro robiło za palarnię. Sąsiad bywał tam regularnie. Któregoś razu zaprosił mnie do szanownego grona. Spotykali się tam przedstawiciele wszelkich społeczności szpitalnych. Poza polityką, pacjentami i sprawami bieżącymi uwagę poświęcano również życiu prywatnemu poszczególnych osób z zachowaniem sporej szczegółowości opisów.

    Koleżanki kuzynka pracowała jako fizjoterapeutka. Pewnego razu zostałem rozpoznany. Wszystkie jej znajome z dzieln dowiedziały się o moich problemach ze zdrowiem. Nawet doczekałem się niezapowiedzianych odwiedzin.

    Raz po raz oddziałowa urządzała odprawę młodym damom które dołączyły do zespołu. Działo się to w bliskim sąsiedztwie sali chorych. Takie kwestie powinny odbywać się w zamkniętym pomieszczeniu. Uwagi odnośnie ubioru, uczesania czy wyglądu powinny być przekazywane przynajmniej podczas indywidualnych spotkań oraz z zachowaniem zdrowego rozsądku.
  • droga_we_mgle rok temu
    Dzięki za podzielenie się tymi opowieściami. No, szpital to nie szpital - to całe osobne uniwersum, ze wszystkimi tego blaskami i cieniami. Na przykład bardzo ograniczoną (o ile w ogóle istniejącą...) prywatnością. Kiedyś prowadziliśmy z kolegą z praktyk prywatną konwersację (dotyczącą m. in. tego, jak obchodzić się z oddziałową) w... brudowniku, bo to było chyba jedyne miejsce na oddziale, gdzie dało się w miarę spokojnie i bez świadków porozmawiać.

    Dzięki za komentarz :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania