Czego nauczyły mnie studia pielęgniarskie - anegdoty bonusowe

I ROK

 

1. Akcji z fantomami ciąg dalszy. Otóż Stefan i Krystyna posiadają również części intymne (do ćwiczeń z utrzymywania higieny i cewnikowania). Rzecz w tym, że można je odczepiać i wymieniać i najwyraźniej jest to przeprowadzane cokolwiek swobodnie, biorąc pod uwagę, jak często okazywało się np., że Stefan między nogami jest kobietą.

 

Później miałyśmy już na to wywalone, ale na pierwszych zajęciach dziewczyny postanowiły to naprawić – ja obserwowałam, ale dobrze się przy tym bawiłam. Przeszukały szafki, aż znalazły stosowny element anatomiczny i założyły go na miejsce.

Komentarz jednej z nas do tej sytuacji:

 

„Teraz może być sobą”.

 

2. Wspominałam, że istnieją też bardziej „wypasione” fantomy (mężczyzna i niemowlę) – w centrum symulacji, gdzie dzięki czarom ekipy technicznej mogą kaszleć, wymiotować (tylko dźwięk, na szczęście), mieć wyczuwalne tętno itp. Na pierwszych symulacjach pan technik zafundował nam mini-zawał, kiedy bez ostrzeżenia postanowił włączyć mu mruganie oczu.

 

Nigdy nie słyszałam, żeby mrugające powieki wydawały taki dźwięk…

 

II ROK

 

1. Badania fizykalne (czyli takie, do których wykonania wystarczą zmysły i proste przyrządy typu stetoskop) – spóźniłam się na zajęcia i tylko uprzejmości prowadzącej zawdzięczam, że nie musiałam odrabiać. Weszłam akurat, kiedy tłumaczyła, w jaki sposób badać piersi. Potem miałyśmy przejść do ćwiczeń – na „modelach” tychże kobiecych atrybutów (ze strategicznie umieszczonymi guzkami) umieszczonymi w futerałach, leżących już przed każdą z nas. Poza mną, bo prowadząca rozdała je, kiedy mnie jeszcze nie było. Dziewczyny zaczynają…

 

– Pani nie ma piersi, przyniosę pani – rzuca prowadząca.

 

2. Kiedy rodzice pacjentów chcą być zabawni…

 

Praktyki z pediatrii, mierzę rano ciśnienie kilkulatce, która marudzi z tego powodu.

 

Ja, w porywie szczerości: Wiem, młoda, ja też chcę stąd wyjść…

 

Jej ojciec: Wyjdzie to pani po 50 latach pracy :)

 

Inny rodzic z tej sali: Albo do psychiatryka!

 

No naprawdę. Bardzo, kurła, śmieszne.

 

(Tak na serio, to siedzenie z dzieckiem w szpitalu jest emocjonalnie i logistycznie męczące, więc trochę ich rozumiem.)

 

3. Praktyki na chirurgii, wywiad z pacjentką przed zabiegiem…

 

Mój kolega: Waga?

Pacjentka: Nie wiem.

Kolega: A tak w przybliżeniu?

Pacjentka: No nie wiem!

Kolega: Około czterdziestu…? (pacjentka była starsza i szczupła)

Pacjentka: OCHUJAŁEŚ.

 

*kurtyna*

 

4. Zajęcia praktyczne z pediatrii pełne były... ciekawych momentów – między innymi dlatego, że tak naprawdę niewiele jako studenci mieliśmy do roboty (studentom nie pozwala się na żadne „inwazyjne” zabiegi na dzieciach, typu zastrzyki czy pobieranie krwi), a i dzieci nie było za dużo na oddziale akurat wtedy, gdy mieliśmy zajęcia. Stąd z nudów robiliśmy co się dało…

Na przykład śpiewaliśmy „Świeć gwiazdeczko, mała, świeć”. W marcu.

5. Poza tym Dawid (ta, to jest fajny człowiek) raz jeszcze się popisał. Żeby pielęgniarki dały nam klucz do szatni, któreś z nas musiało dać zastaw (legitymację albo identyfikator), a potem żeby go odzyskać zwrócić klucz. Rzecz w tym, że szatnia dla studentów była w suterenie, a oddział na 3 piętrze. Winda była, ale szpitalne windy mają tendencję do powolności i zatrzymywania się na każdym piętrze, nawet, jeśli nikt ich nie wzywał… zatem nikt nie był do tego specjalnie chętny. W końcu Dawid się poświęcił i zastawił identyfikator. Jedziemy windą (jednak) i blisko celu wyciąga klucz z kieszeni… razem z przyczepionym do niego identyfikatorem. Proste – blaszka była magnetyczna i przyczepiła się do kluczy podczas wymiany, a nikt tego nie zauważył. Jak to Dawid skomentował – „Zastawiłem, a jednak ukradłem”.

 

III ROK

 

1. Zajęcia praktyczne na oddziale ginekologiczno-położniczym. Pomagamy pionizować kobiety po cesarce i przeprowadzamy je z „sali wybudzeń” do ich właściwego miejsca na oddziale. Dziecko trzeba oczywiście przenieść osobno – wziąć je i umieścić w tym kojcu(?) (ja uparcie nazywałam tą głęboką miednicę „kuwetą”) na kółkach. Dzieci niekoniecznie lubią, gdy zabierasz je mamie, więc mój kolega wziął jednego na ręce i zaczął go – bardzo profesjonalnie, dodam – kołysać. Widok wspaniały, małemu też ewidentnie to odpowiadało. Po chwili świeżo upieczona mama zapytała: „Mogę panu zrobić zdjęcie?”

 

Tak oto Dawid został uwieczniony trzymając małego człowieka jeszcze zanim miał szansę to zrobić jego biologiczny tata.

 

2. Pierwsze ćwiczenia z anestezjologii i intensywnej terapii – na fantomie oczywiście. Z udrażniania dróg oddechowych i wentylacji mechanicznej. Może się wydawać, że to jeszcze „nic takiego”, ale zapewniam, gdy pracujecie zespołowo, jakby to była właściwa akcja i masz świadomość, że MOŻESZ w przyszłości znaleźć się w takiej sytuacji realnie, pewne napięcie jest. (Zresztą wspomniałam, że wiele rzeczy przeżywałam tam po prostu za mocno.)

 

Stoję przy głowie pacjenta i obsługuję worek AMBU (tu odsyłam do Google, bo naprawdę łatwiej to zobaczyć na obrazku niż opisywać), ale prawdę mówiąc zagubiłam się w akcji i nie do końca wiem, co się dzieje, kiedy Sara woła mi nad uchem „Zabierz tlen”!! Zaskoczona i spanikowana odskakuję, nadal trzymając w dłoni worek… podłączony do reszty sprzętu tkwiącego w "pacjencie" i udrażniającego drogi oddechowe. Tak, wyrwałam z fantoma to wszystko.

 

Teraz była kolej pozostałych (włącznie z prowadzącą), żeby być zaskoczonym. Przez chwilę panowała cisza – ja też byłam zszokowana tym, co zrobiłam…

 

– Chyba już umarł – rzuciła Iga pogodnie.

 

3. Ginekologia i położnictwo raz jeszcze, również ćwiczenia. Prowadząca pokazuje nam na fantomie, jak zmierzyć miednicę, by wiedzieć, czy ma właściwe parametry do porodu. Po czym prosi kogoś na ochotnika, żebyśmy mogli to poćwiczyć na żywym człowieku. (Nie wymaga to rozbierania się.)

Jakoś nikt się nie zgłaszał, więc zrobiła to osoba, która zazwyczaj wychodzi w takich sytuacjach przed szereg, czyli… Dawid.

Prowadząca chciała jeszcze raz nam zademonstrować, a że na ćwiczeniach zachowujemy się, jakby to był prawdziwy pacjent, zaczęła mówić: Dzień dobry panu, nazywam się tak-i-tak, zmierzę panu wymiary miednicy, żeby sprawdzić, czy jest pan przygotowany do porodu…

 

Nie, nie zdołaliśmy utrzymać poker face’a.

 

4. Nie no, to już szczyt chamstwa!

– Co się stało?

– Zajebał mi kefir!!

 

[Fragment rozmowy między pacjentami oddziału.]

 

5. ZOL.

Z Dawidem i prowadzącą idziemy przez oddział, robiąc zastrzyki z insuliny cukrzykom. Nagle któryś pacjent woła za moim kolegą: "Andrzej! Teraz jesteś na pielęgniarstwie? W karetce już ci się znudziło?!"

 

Byliśmy w szoku. I przerażeni.

 

Pielęgniarka (prowadząca) wyjaśniła nam, że ten mężczyzna sam jeździł w karetce, dopóki nie dostał wylewu.

 

Skąd nasze przerażenie? Ano stąd, że… Dawid poszedł na studia pielęgniarskie po zrobieniu licencjatu z ratownictwa medycznego.

 

6. Zajęcia praktyczne z podstawowej opieki zdrowotnej (przychodnie i te sprawy). Przybywam na miejsce trochę spóźniona, wpadam do szatni, wszyscy już czekają. Zauważam, że oprócz mojej grupy stoi tam jeszcze kobieta w średnim wieku – uznałam, że może też ma tu szafkę, jest studentką z innej grupy czy coś – nie wszyscy przecież podejmują studia zaraz po szkole średniej.

Zestresowana zaczynam się przebierać i wygrzebuję z worka swój identyfikator.

Z tymi identyfikatorami tak jest, że teoretycznie zawsze powinniśmy je mieć. W praktyce zazwyczaj nikt się o to nie czepia – poza paroma zajęciami/prowadzącymi, którzy czepiają się strasznie i gotowi są nie wpuścić cię bez nich na zajęcia. I właśnie wtedy przypomniałam sobie, że…

 

"To tutaj tak się czepiali o identyfikatory!" – wołam tryumfalnie.

 

Gdy idziemy korytarzem, słyszę obok szept Igi:

 

"Dziewczyno, ty Nobla dostaniesz! To ona się o nie czepiała!"

 

Tak. Ona. Nasza prowadząca z I semestru. Ta „studentka w średnim wieku”, która stała tam cały czas.

 

Nie widziałam tego na własne oczy, bo byłam wtedy zajęta przebieraniem się, ale podobno ją to rozbawiło.

 

NA SZCZĘŚCIE.

 

***

 

Na koniec - coś, co mogła zrobić chyba tylko studentka pielęgniarstwo, która omal nie poszła na polonistykę, czyli... studia pielęgniarskie opowiedziane tytułami książek:

 

1. uczelnia – Boska Komedia cz. I – Piekło

2. szpitalne podziemia – Podróż do wnętrza ziemi

3. dojazdy na zajęcia – W 80 dni dookoła świata

4. stosunek do lekarzy/studentów lekarskiego – Duma i uprzedzenie

5. kąpiel pacjenta pod prysznicem – Potop

6. interna (oddział chorób wewnętrznych) – Jądro ciemności

7. Clostridium difficile/Covid-19/cokolwiek w tym stylu na oddziale – Dżuma

8. pacjent pediatryczny – Mały Książę

9. Sklepy cynamonowe – przy jednym ze szpitali była mała piekarnia, gdzie mieli pyszne (i tanie!) cynamonki

10. drama na grupie roku – Wiele hałasu o nic

11. Nadzieja, że na farmakologii się nad nami zlitują – Kandyd, czyli optymizm

12. Kiedy nie ma nic do roboty [dla studentów], ale musicie siedzieć na zajęciach (w szpitalu się zdarza…) – W poszukiwaniu straconego czasu

13. pacjenci geriatryczni – Dziady

14. Ten pacjent, co się ciągle i bez istotnego powodu wydziera (prawie na każdym oddziale taki się trafi) – Janko Muzykant

15. pacjent hipochondryk – Chory z urojenia

16. dyżurka lekarska – Komnata Tajemnic [Harry Potter]

17. błąd krytyczny (oblewasz wtedy egzamin praktyczny) – Zbrodnia i Kara

18. wizja przyszłości po skończeniu studiów – Nowy wspaniały świat

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (16)

  • jesień2018 ponad rok temu
    Ale fajnie, bardzo Ci dziękuję za te opowieści! Super ciekawe:)) Ostatnia część wspaniała <3 :-D
  • droga_we_mgle ponad rok temu
    Cieszę się, że kogoś to ucieszyło/zainteresowało :) dzięki za komentarz!
  • ZielonoMi ponad rok temu
    Świetne!🤣
  • droga_we_mgle ponad rok temu
    Cieszy mnie to 😁
  • Conie ponad rok temu
    Pielęgniarek z powołania chyba dzisiaj już nie ma. A tak naprawdę absolwentki komunistycznych pięcioletnich liceów pielęgniarskich były lepiej wyedukowane, i dużo bardziej oddane sprawom opieki nad pacjentem, od dzisiejszych pielęgniarek. Taka prawda.
  • przemastt ponad rok temu
    Ja myślę, że dziś też są „siostry” z powołania. W każdym pokoleniu jest jakaś nieznania liczba osób z powołania, tylko że tamte stare dobre (?) czasy, jak i tamte „siostry” wspomina się z nostalgią, ale chwała i obecnym.
  • droga_we_mgle ponad rok temu
    przemastt 😊👍
  • Conie ponad rok temu
    Żebyś tak przeczytała regulamin pierwszej w Polsce szkoły pielęgniarskiej, to by Ci się odechciało śmieszkowania. Stamtąd wychodziły prawdziwe anioły i święte. A dzisiaj co z tego pozostało? Groteska.
  • droga_we_mgle ponad rok temu
    Masz prawo do swojego zdania.

    "były" lepiej wyedukowane i oddane sprawie - istnieje coś takiego jak wypalenie zawodowe i tak zwane zmęczenie materiału, choć niektórych dotyka mniej niż innych. Nikt nie jest niewyczerpany, to naturalne.

    Tej z 1911 roku? Regulaminu nie znalazłam, ale znalazłam ustawę o tym zawodzie z 1935 roku.

    Z braku "śmieszkowania" to bym została jędzą, a nie aniołem :)
  • Dekaos Dondi ponad rok temu
    Droga_we_mgle↔Bardzo fajnie anegdoty bonusowe!!!. Dlatego skojarzenia me:
    1↔Aż strach pomyśleć, co by to było, gdyby człowiek był "stonogą w tym zakresie"
    2↔Ktoś dał plamę, w kwestii braku naoliwienia.
    Takie głośne spojrzenie, może palpitacje serca wywołać:)
    ***
    1↔Lepiej późno założyć, niż wcale.
    2↔No ale rodzić, dał jednak nadzieję.
    3↔Zaiste "treściwa pacjentka"→Krótko i rzeczowo.
    4↔Na urocze piosnki, zawsze czas.
    5↔Za taką kradzież, kara powinna być zostawiona na "św. Nigdy
    ***
    1↔Już mu nikt pierwszeństwa nie odbierze pierwszeństwa ziuziania przedtatuśowego
    2↔No ba. Bez tlenu, to nawet fantom zejdzie. Oj oj, nieładnie!
    3↔W takiej sytuacji, to nawet miednica, by nie utrzymała...
    4↔Na dodatek razem z kubkiem. Faktycznie cham!
    5↔Nie daleko pada jabłko... od karetki.
    6↔Poczucie humor to bardzo zdrowa rzecz!!
    ***
    Na szczęście!
    1–18↔"Lot nad kukułczym gniazdem":~)
  • droga_we_mgle ponad rok temu
    "głośne spojrzenie" to bardzo fajne sformułowanie
    "ziuziania przedtatuśowego" - umarłam 🤣

    Hyhyhy... myślałam o tej książce, ale nie uwzględniłam jej, bo strasznie demonizuje psychiatryk - zwłaszcza terapię elektrowstrząsami. To ŚWIETNA książka (pochłonęłam ją błyskawicznie jako nastolatka), ale nie pod względem medycznym, zwłaszcza współcześnie :')
  • zsrrknight ponad rok temu
    bez większego kontekstu trochę suchary, ale napisane porządnie i ciekawie, więc przynajmniej nie ma nudy... Numer osiemnaście na końcu bardzo pozytywnie, ale podobno pielęgniarek wiele nie ma, więc można przebierać w ofertach...
  • droga_we_mgle ponad rok temu
    No, taka forma ujmuje trochę "klimatu".

    A ten świat wydawał się nam taki nowy i wspaniały częściowo dlatego, że chcieliśmy po prostu skończyć ten etap xD

    Dzięki za komentarz
  • MrCookieMstr rok temu
    Dawno temu. Dla mnie czasy technikum. Któregoś razu sąsiadka poprosiła mnie o sprawdzenie świetlówek bo takowe szwankowały. Złożyłem zamówienie w pobliskim sklepie elektrycznym. Towar dotarł dopiero po kilku dniach. Goniłem aby zdążyć odebrać wszystko przed szesnastą. Prosta wymiana okazała się nieco bardziej skomplikowana. Coś co miało trwać chwilę zajęło kilka godzin.

    Sąsiadka przyniosła do kuchni jakiś sprzęt medyczny. Dopiero jak zszedłem z drabiny przyjrzałem się co to takiego. Emaliowane naczynie przypominające nieco garnek z gumowym wężem zakończone sztywną końcówką. Gumowy worek z wężem oraz podobną końcówką. Gumowe gruszki różniące się długością końcówki.

    Nieśmiało zapytałem do czego takowe urządzenia miały służyć. Następnego dnia pani była umówiona z pielęgniarką na lewatywę. Zostałem uświadomiony co do rodzajów oraz odmian tego zabiegu. Przerażało mnie o trochę.
  • droga_we_mgle rok temu
    Tak, lewatywę przerobiliśmy na studiach, ale (na szczęście?) nie miałam dotąd okazji wykonywać jej osobiście "w realu".
    Nie dziwię się, chyba mało kto nie poczułby co najmniej dyskomfortu, słuchając o tym.

    Dzięki za wpadanie pod serię i komentarze :)
  • MrCookieMstr 10 miesięcy temu
    Dawno temu. Któregoś razu sąsiadka zasugerowała zakupienie irygatora. Nazwa wydawała się dość skomplikowanie więc została utrwalona na karteczce. Poszukiwania zaczęliśmy od okolicznych aptek. Takowe nie posiadały towaru na stanie albo oferowały sprowadzenie na zamówienie w bliżej nieokreślonym terminie. Udaliśmy się do miasta wojewódzkiego. Po długiej wyprawie trafiliśmy pod właściwy adres. Farmaceutka poprosiła o doprecyzowanie zastosowania przyrządu bo płukać można różne jamy ciała. Właściwa nazwa tego, co szukaliśmy brzmiała wlewnik.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania