Czerwone makówki

Sopot. Smród i hałas.

Ludzi całe hordy, jakby ktoś rozlał ich z wiadra na piasek. Dzieci piszczą, drą się, biegają w tę i z powrotem, a plaża jest tak zajebana wszystkim, co się da — bąblami, plecakami, cudzymi bebzunami — że nie sposób zrobić kroku, żeby czegoś nie nadepnąć.

 

Wynajem? Skandal. Zdzierają tu bardziej niż fiskus, a o knajpach lepiej nawet nie zaczynać. Ani psychicznie, ani fizycznie człowiek tu nie odpocznie.

Nawet dziadek z zapiekankami z tej swojej budy od zawsze, „zawsze” już w chuja wali. Na tej pajdzie za dwadzieścia sześć złotych naliczyłem osiem półplasterków pieczarki. Osiem. Zresztą, chleb ledwo większy od dłoni. A i tak wpadam tam za każdym razem, gdy jestem na Monciaku.

Bo ten dziadek, to molo i ta drożyzna — to jest dla mnie Sopot. Taki obraz wbił mi się w głowę i trzyma.

Stoję więc, duszę się w tym tłumie, walczę o powietrze i zastanawiam się po raz kolejny:

wakacje, wakacje…

i po co ja tu znowu przyjechałem?

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • VcesdSigma godzinę temu
    JagVetInte rusz swoją makówkę i wymyśl bossa na wisielcu
  • JagVetInte godzinę temu
    O patrz, zapomniałem.
  • Grain
    Może dziadek dodaje uzależniający keczup.z domieszką makowego zajzajeru.
    Bo o babie nie wspominasz.
  • JagVetInte
    Siała baba mak, nie wiedziała jak. I dostała 3 lata. A dziad wiedział, nie powiedział i dostał półtora. Czy jakoś tak, nie pamiętam gdzie to usłyszałem. Ale domyślam się że chodzi o kompot. Hm... Dobrze że wspomniałeś, ketchup, którego używa, to legendarny Tortex. Smak wspomnień, dobrej zabawy i tandety.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania