Czytelnictwo w Polsce zamiera Książka drukowana staje się reliktem przeszłości
Podziękowanie dla Tankreta, który zachęcił mnie swoim wpisem do napisania tego tekstu, pisząc w komentarzu do historycznego tekstu Erwonusa „Chyba z czytelnictwem szeroko rozumianym w Polsce jest problem nie ma różnicy czy historia, biologia, poezja, publicystyka. Ludzie czytają mało, albo wcale. Niestety".
Trudno się z taką tezą nie zgodzić. Polacy czytają coraz mniej. Dotyczy to szczególnie wszelkiego rodzaju mówiąc tak skrótowo książek drukowanych. Nie chciałbym tu opisywać tematu, podawać liczb, procentów itd, a raczej zachęcić opowijczyków do dyskusji. Pokaże tylko kilka przykładów z mojego życia, które pokażą jak era książek powoli umierała i dalej umiera.
Jednym z ewidentnych skutków zaniku czytelnictwa jest upadek księgarń.
Każdy z nas, przemierzając galerię handlowe, czy ulice na których jest wiele sklepów czyli tzw. deptaków na pewno zwrócił uwagę że praktycznie nie uświadczymy tam księgarń. Nie ma. Zniknęły, jak nie przymierzając dinozaury.
Za czasów mojej młodości nie było czegoś takiego jak centra handlowe (przynajmniej w obecnej postaci). W większości były pojedyncze sklepy różnych branż, ale na każdym praktycznie osiedlu była księgarnia. Pamiętam taką na oś Przyjaźni w Poznaniu. Chodziłem tam bardzo często w latach 80/90. Zazwyczaj raz na tydzień, czasami rzadziej coś tam kupowałem. Niestety któregoś dnia została zamknięta a na jej miejscu powstał Bank...
Teraz już nawet w centrum Poznania trudno trafić na księgarnie.
Kolejny przykład. Z racji mojej pracy miałem wśród klientów właścicieli księgarń. Jak sprawdziłem jeszcze 10 lat temu było ich dwunastu. Obecnie mam dwóch, z czego jeden ma już w zasadzie sklep wielofunkcyjny gdzie książki są już tylko dodatkiem. Reszta zlikwidowała swoje sklepy. Na pytanie dlaczego odpowiedź była bardzo prosta. Nie opłacało się. Ludzie nie kupują książek bo te są za drogie. Jednak chyba nie tylko cena spowodowała taką sytuację, przyczyna jest chyba dużo głębsza.
Ktoś powie zaraz, zaraz ale przecież jest internet i można sobie daną pozycję zamówić z dostawą. Można, ale pytanie czy ludzie zamawiają? Jeśli nawet to na pewno dużo mniej niż kiedyś kupowano w księgarniach.
Na zadane młodzieży na jednym ze spotkań kółka historycznego kilka lat temu pytanie kto ostatnio czytał książkę i jaką odpowiedź była niestety dołująca. Czytali owszem ale lektury i nawet nie książki tylko streszczenia. A oprócz lektur w zasadzie cisza, a tylko kilka podniesionych rąk. Jednak tytułów nie wymienili, więc kto wie czy nie zrobili tego tak żeby głupio nie wyglądało, albo żeby mnie nie załamać całkiem. Dodam, żeby nie było że nikt nie czyta, znam młodych ludzi, którzy kupują i czytają, ale jest ich jak mi się wydaje coraz mniej.
Reasumując czytelnictwo jak napisał Tankret rzeczywiście zamiera, a szczególnie książka drukowana i chyba rację mają ci, którzy wieńczą jej szybką śmierć (mam nadzieję że to nie prawda), ale fakty są faktami i trudno z taką opinią polemizować.
Jak myślicie dlaczego tak jest?
Zapraszam do dyskusji.
Komentarze (158)
Co do wymienionych przez ciebie czynników to pełna zgoda. Czasami człowiek wraca z pracy tak wykończony że nie ma czasu na nic. Kultura czytania. Teraz rzeczywiście rzadko który rodzic czyta swoim dzieciom. Co do wysiłku max 15 minut to zobacz jak są redagowane wiadomości, jak pisane artykuły na WP, czy Onet. To kilka, a maksymalnie kilkanaście zdań, tak aby czytający się nie znudził. Pomijam że bardzo często są to bzdury powielone ileś tam razy, bez sprawdzenia pisanych wiadomości w choćby jednym źródle. Praktycznie nie ma dnia żeby mnie nie rozbawił jakiś gniot ala historyczny w mediach.
Żarty. Rozumiem teraz dokładnie podział, którzy uczynili Sarmaci, na oświeconą, interesującą się sprawami kraju, polityki, obronności szlachtę i ciemne chłopstwo, korzystające z bryków, uprawiającą rolę, bo dobre polskie książki były dla tego za nudne. Ten podział istnieje do dziś, między grupami tych co nie czytają, i tych co czytają. Zresztą czytanie całe życie kryminałów, harleqinów czy horrorów niewiele różni się od nieczytania niczego. A może nawet lepsi są ci, którzy nic nie czytają.
Jednak odniosę się do tego tragicznie pyszałkowatego komentarza. Po pierwsze, dla chłopstwa książki nie były "za nudne", chłop był wychowywany w absencji słowa pisanego i nigdy nikt nie starał się mu go przekazać, ani nie miał on środków na to, aby książkę nabyć. Po drugie, z komentarza bije potworne poczucie wyższości człowieka, który czyta książki. To nie jest oznaka inteligencji ani wiedzy. Potem wjeżdża jeszcze sroższy nazizm literacki - autor komentarza wprowadza rygorystyczny podział na książki, które czytając - czytamy, oraz książki które czytaniem nie są. Zabawne, bo mam wrażenie, że ktoś, kto uważa się za czytelnika ambitnej literatury powinien być nieco ponad takimi stwierdzeniami i mieć nieco większą wrażliwość.
Bardzo nieprzyjemna wypowiedź, panie Sarmato, czytelniku Książek (dużą literą).
A co do mojego komentarz, to być może przerysowałem nieco sytuację, może oceniam ją nieco na wyrost, ale napisałem tak właśnie, bo niestety trend w czytelnictwie nie jest ciekawy. Owszem, nowe czasy, gdyby ludzie czytali więcej ebooków, ale i tego nie robią. Jest więc o co kruszyć kopie.
Ci współcześni uczniowie odnośnie literatury podchodzą tak, jak ta baba, która przyszła do lumpexu i zapytała:
- A rzucili coś nowego?
Trendy czytelnicze faktycznie przejawiają dużą tendencję spadkową - ale czy to coś dziwnego w erze transformacji mediów? Teraz człowiek na co dzień ma do czynienia ze słowem pisanym w internecie - czy to przedstawiciel elity, czy plebejusz. Nierzadko z takiej pozornie bezwartościowej czynności wyciągnąć można więcej, niż z książek - np. czytając różnorodne, poparte przykładami i w pewnym sensie interaktywne dyskusje na grupach politycznych dowiedziałem się o wiele więcej na temat samej polityki, niż z literatury tematycznej, która była i będzie konkretna i ograniczona. Dlatego też sądzę, że nie ma co płakać nad losem książki. Słowo, przekaz, opowieść - zostaną z nami, mogą jedynie przywdziać nowe szaty.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ranking_szachowy
Gdyby miarą czyjejś inteligencji był poziom jego gry w szachy, to geniusza płci dowolnej musielibyśmy, zdyskwalifikować, gdyby nie potrafił grać w szachy albo z palcem w nosie pokonać w nich zawodowego gracza, bo poświęcał swój czas na coś innego, choćby na to, by stać się mistrzem w swojej dziedzinie.
Co do naszych tzw. "dobrze urodzonych" czyli szlachty, to niestety bardzo duża ich część głównie tej zaściankowej nie była oświecona, mało tego wielu nie umiało czytać ani pisać. Tu już dużo lepiej było z kupcami, mieszczanami czy klerem. A co do zainteresowania owej niby elity to też bywało z tym bardzo różnie, wystarczy poczytać o sejmach, czy sejmikach szlacheckich na których pijani non stop nasi „urodzeni” czasami nawet nie wiedzieli co mają na nich uchwalać. O zrywaniu sejmów już nie wspomnę, podobnie jak o „liberum veto”, bo to sprawy znane.
A co do harleqinów i tym podobnym to rzeczywiście czytanie takich "dzieł" mówiąc delikatnie nie podnosi ani naszej wiedzy, ani nie rozszerza horyzontów. Dla mnie, ale to moje zdanie czytanie czegoś co nic nie wnosi do naszej wiedzy, co nas nie rozwija i nie poszerza wiedzy jest stratą czasu. Co nie znaczy że nie lubię np. Fantasy czy beletrystyki wojennej. Wszystko jednak musi być w odpowiednich proporcjach.
Po drugie, ceny książek. Tak, książki są po prostu drogie. W takim empiku za książkę trzeba dać minimalnie od 40-50zł i więcej. I szczerze nawet zamawiając przez internet nie wychodzi dużo lepiej i trzeba się namęczyć, aby znaleźć w miarę normalną cenę. Sam kiedyś kupowałem sporo książek przez internet, 4-5 czasem więcej na raz, ale jak miałem zapłacić ponad 200zł za te 4 czy 5 książek, to mi się trochę odechciało. Teraz chodzę po różnych księgarniach i szukam książek używanych. Istnieją miejsca, gdzie można kupić książkę za 10zł nawet mniej, ale znowu powstaje problem, że często nie ma tej, którą byśmy chcieli.
Po trzecie wiele księgarni, antykwariatów jest likwidowanych, co też utrudnia dostęp do książek, a zwłaszcza do tanich książek, bo przecież się "nie opłaca", choć osobiście uważam, że takie miejsca nie powinny być nastawione głównie na zysk, a właśnie po prostu na promocje czytelnictwa.
Po czwarte i chyba już ostatnie, to to, o czym wspomniał Demon, rozwój technologii. Ludzie nie kupują tradycyjnych książek, bo są zwyczajnie drogie. Wolą znaleźć pożądaną pozycję w internecie w formie PDF-a, lub e-booka, bo za darmo, albo prawie za darmo, a poza tym jest to łatwiejsze i wygodniejsze dla wielu ludzi.
Podsumowując mój jakże się okazało bardzo długi wywód, czytelnictwo nie zamiera, gdyż wbrew pozorom w tej "mniejszości" nadal jest "wielu". A co do samej książki tradycyjnej, to sądzę, iż pomimo rozwoju technologii, absolutnie nie zaniknie, a gdyby była jeszcze tańsza, to popyt na nią tylko by wzrósł. Bowiem nie ma szans, aby coś mającego za sobą ponad 6000 lat historii zanikło tak szybko :D
Nie będę powielać, bo z większością się zgadzam (poza niektórymi idiotycznymi), może tylko inne wagi przyporządkowałabym poszczególnym przyczynom.
Przede wszystkim winna jest nikła kultura czytelnicza. Rodzice nie czytają dzieciom (łatwiej puścić bajkę), nie zachęcają do czytania i przede wszystkim sami nie czytają. Co do cen książek - owszem - są stanowczo za drogie. Ale chyba zapominacie o bibliotekach. Są dziś świetnie wyposażone, także w nowości. Oczywiście doskonale rozumiem chęć posiadania książek, bo sama jestem na nie pazerna (i lubię wracać do ulubionych pozycji), ale mam sporo znajomych, którzy z zasady nie kupują, bo twierdzą, że o czytanie chodzi, a nie o wyposażenie biblioteczki. Po prostu, ktoś przyzwyczajony do czytania, jeśli książki nie kupi, to ją wypożyczy.
Poza tym w każdej szkole też biblioteki są dobrze wyposażone i dla chcącego nie ma nic trudnego, a mówienie że się nie ma czasu to zwykłe usprawiedliwianie siebie.
Moim zdaniem nie jest tak całkiem źle... liczby też są niewspółmierne... ja jak wypożyczam książkę to przeważnie czyta cztery osoby tą samą pozycję, a liczona jestem tylko ja.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Moje dzieci czytają (przynajmniej na razie), dzieci rodzeństwa też.
Trzeba dawać przykład...
To jest jedna z ważniejszych rzeczy. Dzieci bardzo mocno naśladują porządek zastany w ich domu, potem dorośli są zaskoczeni, bo myśleli, że wpływ na ich wychowanie miało to, co się do nich mówiło, że chodzi tu o słowa i pouczanie. Dlatego zachęcanie dzieci do czytania, gdy się samemu nie czyta, nie przyniesie wielkiego skutku. Dziecko zapamięta wtedy, że czytanie to jest coś, co robi się od święta, w szczególnych sytuacjach albo wtedy, gdy trzeba.
Nie ma się gwarancji, że dziecko z "czytającego" domu będzie samo czytać, ale na pewno jego szanse rosną.
https://www.google.com/search?q=biblioteka+miejska+opole+ściana+cytaty&tbm=isch&ved=2ahUKEwi517OfyYHrAhXVBXcKHYGgCjgQ2-cCegQIABAC&oq=biblioteka+miejska+opole+ściana+cytaty&gs_lcp=ChJtb2JpbGUtZ3dzLXdpei1pbWcQAzoECAAQHjoGCAAQCBAeOgQIABAYOgUIABDNAlDn2QFY8PUBYJ35AWgAcAB4AIABjQGIAb0MkgEEMi4xMpgBAKABAcABAQ&sclient=mobile-gws-wiz-img&ei=iFcpX7nzN9WL3AOBwarAAw&bih=719&biw=393&client=ms-android-xiaomi-rev1&prmd=minv&safe=off#imgrc=1xfzYQlA8mveXM
Teraz ludzie mogą sobie zająć głowę innymi rzeczami. Jeszcze 120 lat temu sporo ludzi w Polsce nie umiało czytać. Później nauczenie czytania społeczeństwa generowało zjawisko "powieści dla pensjonariuszek", znów więc była część społeczeństwa, któremu czytanie nie przynosiło wielkiego intelektualnego rozwoju a tylko zajmowało wolny czas.
Mam bardzo wiele książek zwykłych i ambitnych, klasyki, sensacji, romansów oraz wiele albumów. Oglądanie obrazów i widoków w Internecie bywa interesujące, można spostrzec więcej szczegółów, ale zaczerwienione oczy powodują zmęczenie. Zdecydowanie wolę drukowane słowo, prawdopodobnie ze względu na wiek. Ludzie z mojego pokolenia preferują z reguły tradycyjną książkę.
Zakupy książek maleją, gdyż ci, którzy je czytają, z reguły nie dysponują odpowiednimi funduszami. Odwiedzam księgarnie z tanimi książkami, ale ceny nie powalają, są może o 1/3 tańsze. Tak przynajmniej jest w Warszawie. W mniejszych miastach ceny mogą być niższe. W Bielsku-Białej uzupełniłam pozycje z Bibliotheca-Mundi za naprawdę śmieszne ceny, ale to zdarza się rzadko.
Zakupy w Internecie podwyższa opłata za wysyłkę, niekiedy trudno jej uniknąć.
Bardzo lubię bibliotekarzy, gdyż ci ludzie są niezwykle mili i pomocni, ale obowiązują terminy zwrotów. W przypadku książek w obcych językach te terminy bywają zmorą. Lubię audiobooki, gdyż można posłuchać autentycznego języka w wykonaniu zawodowych aktorów.
Ze względów zdrowotnych nie przestawię się na e-booki. Obawiam się, że część młodzieży w miarę upływu lat też przestawi się na tradycyjną książkę.
Nie potępiam czytania książek uważanych za lekturę dla mas, ambitne utwory wymagają więcej czasu i wysiłku, trzeba umieć rozróżniać wiekopomne dzieła od zwykłych powieści, gdyż wszelkie oceny wystawiamy na zasadzie porównania treści i języka. Tyle ode mnie.
Taki czas nadszedł i tego nikt nie zmieni. Szkoda zachodu.
Pozdrawiam.
Jak mawiał jeden z ulubionych felietonistów, jak ktoś nie napisał o kobietach i alkoholu to nic nie napisał. :)
Trzeba znaleźć puszczyka na przykład.
Wycięty profil przez opowijskiego kablarza.
Co na sercu, to na języku.
Czytelnictwo zabiły kompy, telefony i 1000 kanałów w tv.
Moi synowie widzieli mnie zawsze z książką. Byłem bibliofilem i miałem ich parę tysięcy. Czytałem im prawie co wieczór.
Żaden z nich nie sięga teraz po książkę.
I przykład był, i pedagogiczna działalność czytelnicza.
I nic. Ich czas nie jest poświęcany na lekturę.
Znam kilka pań bibliotekarek.
Może tak porównywać do lat 80 i 90?
Skąd te dane o wzroście czytelnictwa wśród młodzieży?
Przyczyny i okoliczności wyjaśniłem wcześniej.
Kto je podał i na jakie badania się powoływał?
Podobnie jak takie badania, które negują rzeczywistość poza Biblioteką Narodową.
Ja jestem tylko praktykiem, ojcem i belfrem.
I znam praktyków bibliotek spoza Warszawy.
Możeś Ty i naukowiec bawiący się danymi.
Życia nie znasz kompletnie.
Moja babka, matka i żona to polonistki.
Gratuluję badań, wniosków i konfabulacji o wzroście czytelnictwa wśród młodzieży.
Czy ją czyta?
Ano właśnie.
Korzysta się z bibliotek w określonym celu, ale nie statystyki wypożyczeń robią czytelnictwo.
To prawdziwe.
Znowu dostałeś pierdolca?
Smutne.
Trudny przypadek.
Uciekam czytać teksty łyżeczkowe, bo coraz mniej czasu na głos. Narka!
Po to ma klony
U mnie widzisz drzazgę pod lasem, a u siebie belki pod nosem nie dostrzegasz... wstydź się, wicusiu, wstydź :)
p.s. to kiedy szpilki i miniówkę wdziewasz?
Jak tam Antoninka? Wyszykowana na nocne baraszkowanie?
I tyle.
Co do słuchania to masz rację, ale ja akurat uważam, że lepiej słuchać audiobooków niż niczego. Ja sam lubię czasami posłuchać dobrego tekstu czytanego przez równie dobrego czytającego.
Napisałeś "Wydaje mi się, że zanik czytelnictwa związany jest z zanikiem umiejętności ręcznego pisania. Jedno i drugie jest ze sobą związane jakąś tajemniczą nicią"
Nie powiem ciekawa teoria i dla mnie całkiem nowa! Coś w tym jest bo kto teraz pisze ręcznie? Każdy korzysta z kompa i z różnych programów do pisania. To oczywiście ułatwia pracę, poprawia błędy itd, ale jak słusznie piszesz przez to zanika używania długopisu czy ołówka. Jednak tego chyba nie przeskoczymy bo choć jestem dość wiekowy też wolę pisać na edytorze niż na kartce, wygląda na to że to wymusza postęp cywilizacyjny, czy jak to nazwać. Jednak czy jest to tajemnicza nić tego nie wiem, ale pewnie coś w tym jest magicznego, coś czego już nie rozumiemy ale to jest.
Napisałeś ". Obrazki, ikonki są łatwiejsze. Czytanie, pisanie wymaga wyciszenia, zatrzymania się, a o to coraz trudniej". Tu pełna zgoda, żeby pisać, tworzyć trzeba wyciszyć umysł, skupić się na tekście, na akcji, opisach itd. , a o to coraz trudniej w tym świecie "wyścigu szczurów", który nam się jawi codziennie.
Co do kupy chłamu też zgoda, bo sam już wiele razy czytałem, a przynajmniej próbowałem czytać różne gnioty i zastanawiałem się kto i po co to wydał. Niestety nadal układy są ważniejsze od treści, od przekazu, od wartości. Taki już mamy krajobraz wydawniczy, z jednej strony piękne widoki, a z drugiej walące się rudery i pełne smrodu zapadliska, które są nam wciskane jako wspaniała proza.
Problem w tym, że wielu młodych szczególnie ludzi łyka te gnioty uznając je za porządną literaturę, a to zwykły chłam, który nigdy nie powinien zostać wydany. To kolejny temat rzeka , więc tylko kilka zdań.
Nie jestem aż takim pesymistą, jak Ty Ozar, ale widocznie mamy różne doświadczenia.
Kto pisze ręcznie? Ja piszę ręcznie (tak wiem, nie zaczynamy zdania od ja). Każde opowiadanie. Fragmenty kodu, gdy pracuję. Przemyślenia po hebrajsku, angielsku, po polsku i po rosyjsku. I trochę pierdułek po grecku, ale tu za słabo abym formułował myśli. Uwielbiam pisać ręcznie i jeżeli w ciągu dnia nie znajdę na to co najmniej godziny to chodzę jak potłuczony.
Nie mów mi błagam Ozar, że należę do jakiejkolwiek elity, bo nie należę i nie chcę. Ostatnio od elity na innym portalu dostałem takiego kopa w dupę, że leciałem łukiem długo, zahaczyłem o niebo i księżyc i spadłem na Opowi. Żadnej elity. A na pewno nie ja w niej. Gdzie byłeś Ozarze na wakacjach? Chwal się.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania