Poprzednie częściDefideizm

Defideizm

tak wielu mijam. rozczapierzeni, wygięci

w pałąk

suche patyki. kostropaci

węgle i niedopalone szczapy

 

jest w nich coś brzydkiego

miękka i naiwna wiara-wiskozowa chmurka

wata cukrowa o smaku różanym

(nie do zjedzenia!)

 

nadzieja na mniej złe jutro

(myśląc o tym wyobrażam sobie kamień

nadziany gęstym farszem

- istny rarytas dla prostaczków

snobujących się na koneserów)

 

tak wielu zbywam milczeniem, innych

- próbuję nie dopuścić do głosu

 

palę ich archiwa, czyszczę pamięci laptopów

niektórym objawiam białą i czystą prawdę

- momentalnie umierają na ciężkie rozczarowanie

 

słyszycie? ciągle krzyczą

że zbawienie, że Pan Bozia chce mnie poznać

zakolegować się

puka do serduszka, szuka kontaktu

 

uśmiecham się. codziennie ich głos jest cichszy

(teraz - jakby zza gór)

 

mieszkam tam, gdzie zawsze

w zasadzie nie ruszam się z miejsca

jednak czuję, że dom się przesuwa

dzień, po dniu, milimetr, za milimetrem

(zaraz któryś powie

że pewnie w przepaść!)

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania