Poprzednie częściDekadencja – 1. Status Quo

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Dekadencja - 4. Akt ugięcia

Agresywnie i natarczywe dźwięki klubu zlały się z przytłumionym szumem, który przetaczając się w jego głowie, pozostawił po sobie przyjemne, choć zdradliwe odrętwienie. Zamglony i odległy wzrok w popłochu szukał punktu zaczepienia, próbując zapisać w pamięci jak najwięcej szczegółów tego miejsca. Oparłszy ciężar ciała na łokciach, zapadł się w miękkiej, welurowej sofie, rozkoszując się łagodną melodią, która dobiegała z niewielkich głośników, zawieszonych na ciemnej ścianie. Przestrzeń tonęła w półmroku, a fioletowe światła snuły się po atłasowych obiciach, tworząc senną i surrealistyczną atmosferę. Obserwował niepokojąco młodą, zgrabną hostessę. Jej półnagie ciało, niczym rozpływająca się mgiełka, poruszało się w rytm nastrojowej muzyki, z cichym onieśmieleniem kokietując jego uśpioną czujność. Wzbudziła jego ciekawość, nie tyle delikatną, dziewczęcą urodą, ile nurtującymi wątpliwościami, które zasiały się w jego odurzonym umyśle. Czy jej młodzieńczy wygląd miał odzwierciedlenie w metryce? Czy ten zmysłowy taniec na pewno był wolnym wyborem?

Pogrążony w transie, lecz wciąż niewystarczająco głębokim, by tego nie dostrzec – skrzętnie przypudrowany siniak na jej alabastrowej skroni. Przypadek? Niegroźne potknięcie, czy element mrocznej daniny, narzucony przez to plugawe miejsce? Wątpliwości stopniowo się rozpływały, tłumione przez nadciągającą falę otępienia. Z każdą upływającą minutą jego rozterki stawały się coraz mniej istotne, tracąc swój ostry kontur. Świat stał się miękki i aksamitny, a jego ciało, zwykle spięte, oddało się bez reszty tej narkotycznej nirwanie. Czuł, jak płynie, unosząc się w morzu przyjemności. Poddał się chwili i niebiańskiemu zapomnieniu, które było już na wyciągnięcie ręki.

Na moment otrzeźwiał, zamknięty w tym odosobnionym pomieszczeniu, do którego dostęp mieli tylko nieliczni. Hostessa nieoczekiwanie znalazła się w strefie niepokojącej bliskości, zacierając granice dopuszczalnej intymności. Ocierała się o niego, coraz śmielej – twarz, biodra, uda, krocze. Czuł jej piersi na swoim ramieniu, a każdy następny dotyk był elektryzującą pieszczotą, która rozpalała nerwy. Dziewczyna usiadła na jego kolanach. Jej dłonie, zręczne i niecierpliwe, rozchyliły jego koszulę, gładząc skórę na piersi. Jej usta, niewinne i słodkie jak nektar, muskały jego szyję, a zaraz potem policzek. Damian czuł, jak jego zmysły eksplodują z nową siłą. Każdy dotyk, każdy zapach, każdy szept stawał się intensywniejszy, piękniejszy, prawdziwszy. Nigdy przedtem nie doświadczył czegoś podobnego. Patrzył w jej oczy, a one, czarne i błyszczące, zdawały się obiecywać wieczną rozkosz.

Zsunęła się na podłogę. Usłyszał dźwięk rozsuwanego rozporka, po chwili czując, jak intensywna i wilgotna fala ciepła uderza w jego męskość, rozpływając się i przenosząc całą jego uwagę na to palące ognisko zmysłów. Nie był to już tylko dotyk — to była namacalna, bezwzględna bliskość. Jego ręce instynktownie zacisnęły się na jej głowie, szarpiąc włosy, podczas gdy ona prowadziła go przez ten namiętny, pełen wyuzdania spektakl. Głosy w jego głowie, zwykle natrętne i pełne oskarżeń, znów brzmiały jak ciche, melodyjne szepty. Odpuścił, porzucił wątpliwości, dając się ponieść prymitywnej, surowej przyjemności. Jej usta pracowały coraz szybciej, pozbawiając go resztek tchu. W tym czystym i obezwładniającym akcie zapomnienia, granice między Damianem, a światem zewnętrznym całkowicie się zatarły. Jęczał z coraz to większą swobodą, pozbywając się resztek skrępowania, które towarzyszyło mu, odkąd przekroczył próg tego pokoju. Osiągnął apogeum rozkoszy, której nie miał już ani siły, ani chęci stawiać oporu.

***

Było niedziele popołudnie. Deszcz, który przez całą noc bębnił w szyby, przeszedł teraz w drobną, chłodną mżawkę. Damian wygodnie siedział w szerokim, eleganckim fotelu, z beztroską swobodą popijając drugie espresso z rzędu. Jego cera, zwykle nienaganna i promienna, zdradzała subtelne znamię nocnej rozpusty.

Jakub dołączył do niego z miną cierpiętnika. Jego ramiona były nienaturalnie spięte, a ruchy – pozbawione wdzięku i witalności. Był fizycznie obecny, ale mentalnie wciąż gdzieś błądził. W końcu miał okazję zadać przyjacielowi pytania, które chodziły mu po głowie przez cały weekend.

— Gdzie cię w ogóle wcięło, kiedy płaciłem, a raczej — zamilkł, potęgując narastające oczekiwanie — CHCIAŁEM zapłacić?

Damian uciekł wzrokiem, z wahaniem wzruszając ramionami. Mocniej ścisnął drobną filiżankę, mając wrażenie, że porcelana lada moment skruszy się w jego silnych dłoniach.

—Tu i tam — miotał się, unikając jednoznacznej odpowiedzi. — Pamiętam, że gadałem z szefem przy barze, a potem tańczyłem z jakąś cycatą dupą…

Jakub posłał mu nieufne spojrzenie, widząc, że chłopak celowo pomija kluczową kwestię.

— Zamiast premii funduje wam takie imprezy? — rzucił bez ogródek.

Damian odetchnął głęboko. Powietrze wypełniło płuca, lecz mimo to pierś pozostała ściśnięta, nie było żadnej ulgi. Czuł palącą potrzebę, aby zrzucić ten ciężar. Słowa piętrzyły się na jego języku, ale zdołał zachować powściągliwość. Musiał przygotować grunt pod tą rozmowę, zaszczepić w nim ziarno zepsucia i fascynacji, by Jakub świadomie zgodził się na tę niemoralną propozycję. Musiał zaczekać, aż jego samokontrola ustąpi miejsca próżnej, nienasyconej ciekawości.

— Jestem zaangażowanym pracownikiem. Miał wobec mnie dług wdzięczności — Damian zbył go krótkim zdaniem.

Zdziwiony Jakub szerzej otworzył oczy.

— On? Wobec ciebie? — prychnął. — Pracujesz tam dopiero dwa tygodnie. Czym mu tak zaimponowałeś? — Jego słowa były zawieszone pomiędzy żartem, a poważną deklaracją. Damian ze stoickim spokojem, trzymał nerwy na wodzy, odmawiając wejścia w tę grę prowokacji.

— Nie bądź złośliwy. — Poważnym gestem uniósł dłoń, po czym z teatralną surowością pokiwał palcem.

Jakub ostentacyjnie przesunął dłońmi po ospałej twarzy. To był idealny pretekst, aby przekierować ich rozmowę na inne tory.

— Kuba, weź, wyluzuj trochę. Nie możesz wiecznie chodzić taki nerwowy. Jesteś spięty jak majty na kiju!

Jakub przewrócił oczami, a Damian sam zaśmiał się z tego, co powiedział. Działał metodycznie — to był jego zamysł, aby skłonić go do uległości.

— Cały czas tylko ślęczysz nad tymi książkami, pozwalasz sobie jeszcze w życiu na jakieś przyjemności?

Damian niespiesznie wsunął dłoń do kieszeni, wyjmując cienką, foliową torebkę, w której znajdowały się dwie malutkie, czerwone pigułki z naniesionym deseniem. Jakub zareagował bez zwłoki.

— Kolejny podarunek od szefa?! Kurwa, Damian, w co ty się wpakowałeś?!

Damian przecząco pokręcił głową, podając mu opakowanie, lecz Kuba nie wyciągnął ręki.

— Wyjmij wreszcie tego kija z dupy! — wycedził przez zaciśnięte zęby, wpychając mu przedmiot do rąk. — W liceum byłeś bardziej zabawowy! Co się z tobą stało, Kuba?

— Nie wiem, może nie mam już szesnastu lat?! — odpowiedział z arogancją, nie siląc się na uprzejmość. Odrzucił foliowe opakowanie, jakby parzyło żywym ogniem. Teraz to Damian posłał w eter spojrzenie pełne dezaprobaty.

— Odpuść. Chociaż na chwilę. Takie natrętne poczucie kontroli też nie jest zdrowe. Tylko jedna pigułka. Nie pożałujesz.

Jakub patrzył na błyszczący woreczek z mieszanką wstrętu i palącego zainteresowania. Czuł, że potrzebuje tej nirwany, tego obezwładniającego aktu zapomnienia, który stłumiłby pulsowanie jego obolałej głowy. Była to kapitulacja, ale jawiła się jako upragniona ulga. Damian patrzył wyczekująco, wykrzywiając usta w delikatnym uśmiechu, przesyconym złowrogą intencją. Sekundy dłużyły się jak godziny.

— No nie wiem… dilujesz tym? Tak sobie dorabiasz? — Głęboko zakorzeniona potrzeba kontroli zablokowała jego decyzję, choć więzy przyjaźni z Damianem powinny natychmiast unieważnić ciężar nieufności.

— Przestań tyle myśleć. Bierz!

Nienawiść do własnej słabości przegrała z kuszącą perspektywą ukojenia. To był jego akt ugięcia. Jakub, powolnym, zdeterminowanym gestem, sięgnął po błyszczący przedmiot. Zamknął oczy, czując na sobie ciężar wyczekującego spojrzenia przyjaciela, a następnie, bez dalszego namysłu, w obliczu żarłocznego głodu ekstazy, zażył pigułkę, pieczętując swój pakt z nieznanym.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania