Diler
Przyjemnie jest ojcu, gdy patrzy codziennie, jak jego dziecko dorasta. Niestety tak się złożyło w moim życiu, że to nie jest mi dane. Omijają mnie radości i smutki codziennego dnia rosnącej pociechy. Osobiście nie ponoszę za to winy, w perspektywie było życie ciągłych wyrzeczeń.
Mogłem wybrać i wybrałem, wyjechałem, zostawiając najbliższych. Taką decyzję z bólem podjąłem, ponieważ wszyscy nie mogliśmy emigrować. Ktoś tutaj musiał zająć się chorą babcią.
Teraz mogłem przyjechać do rodziny i kraju tylko przed Wszystkimi Świętymi. Jak tylko taka możliwość w pracy się pojawiła natychmiast z niej skorzystałem. Pakuję najpotrzebniejsze rzeczy do bagażnika samochodu i pędzę ile mocy w silniku na spotkanie z najbliższymi. Zmęczony, lecz bardzo szczęśliwy przekraczam próg mieszkania. Jest bardzo późno zbliża się trzecia. Zachowuję się cichutko, nie chcę obudzić pół kamienicy. Korzystając z łazienki staram się nie hałasować i przykryty kocem, zasypiam na sofie w salonie. Muszę przyznać udało mi się, zaskoczyłem wszystkich domowników. Pierwsza na ślad mojego przyjazdu trafia córka, w łazience zauważyła przybory do golenia. Biegnie po mieszkaniu i głośno mnie woła. Nagły hałas, piski i wybuch radości budzi mnie. Zaspany wstaję z sofy, łapię na ręce biegnącą do mnie pociechę. Następuje czas przytulania, wejście żony, rozszerza moment witania o kolejną osobę. Muszę się tłumaczyć, dla czego nie dzwoniłem, że jadę. Czekałyby na mnie z kolacją.
Takie podróże wykonuje od kilku lat i zawszę, kiedy powiadomię o rozpoczęciu wyjazdu. Narażam je na lęk i obawy czy bezpiecznie dojadę. Zwykły korek na drodze potrafi wydłużyć jazdę i to znacznie. Przejeżdżam jeszcze przez wysokie góry, a tam jest sporo miejsc bez zasięgu sieci komórkowej.
Jesteśmy zmuszani odłożyć czułości, żona szykuje się do pracy. Wcześniej czekają ją codzienne czynności przy babci, córka wybiera się do szkoły. Obie wyszły, pozostałem z babcią żony. Chwilę rozmawialiśmy, jak babcia zasnęła i mnie zmorzył sen.
Obudził mnie dzwonek telefonu stacjonarnego, dzwonią ze szkoły. Moja córka coś rozprowadzała i mam pilnie zgłosić się w tej sprawie. Mało zawału nie dostałem, jak pomyślałem. Moja córka drugoklasistka prochy rozprowadza, dilerką w tak młodym wieku została. Wyskoczyłem z kapci, złapałem kapotę i lecę. Zasapany, spocony wpadam do szkoły. Odruchowo rozglądam się za patrolem policji. Aresztującym moje dziecko, całe szczęście nic takiego nie widzę. Stanąłem na schodach, próbuję złapać oddech. W takiej pozycji zastaje mnie przechodzący pedagog szkolny. Dłuższa chwila mija i dopiero jestem w stanie wydobyć z siebie głos.
- Dzwonili ze szkoły w sprawie mojej córki, coś rozprowadzała i miała przy sobie. Spałem, odsypiałem długą podróż – powiedziałem.
- Pana córka wniosła na teren szkoły trzy drożdżówki i kilogram soli. Bułkę zjadła na korytarzu w czasie pierwszej przerwy, dwie odsprzedała koleżankom. W czasie drugiej przerwy wszystkim chętnym dla zabawy posypywała rzodkiewki solą – poinformował mnie pan.
- Przepraszam, bułki to ona nie ukradła, sam dałem jej pieniądze na nie. Rzodkiewek nie kazałem jej kupować, widać to jej inicjatywa. Pobrudziła nimi coś, lub zniszczyła.
- Pan nic nie rozumie, w szkole jest zakaz sprzedawania oraz spożywania soli i drożdżówek.
Widocznie jeszcze się nie obudziłem i zwyczajnie zapytałem.
- Jaki zakaz, kto te głupoty wymyślił. Ponoć mieszkamy w wolnym kraju.
- Ministerstwo oświaty wprowadziło taki zakaz, zgodnie z zaleceniami rozdajemy dzieciom mleko, owoce i warzywa – odpowiedział pan i zaczął wymieniać, czego jeszcze z żywności nie wolno.
Przerwałem bezczelnie wyliczankę pedagoga i zapytałem.
- Chciałbym zobaczyć certyfikat o zachowaniu biologicznego sposobu upraw owoców i warzyw rozdawanych dzieciom w szkole. Jednocześnie pragnę spojrzeć na opakowania tych produktów z umieszczonymi informacjami „BIO”, czy może mi pan je pokazać.
Okazało się, że opakowania nie zawierają informacji o zdrowej żywności. Brak jakichkolwiek certyfikatów „BIO”, ponieważ wycieka z nich nie sok, tylko cieknie sam nawóz. Jednym słowem jak zwykle zwykła ściema dla społeczeństwa. W rodzaju jak my dbamy o zdrowie was i waszych dzieci.
Wychodząc z budynku szkoły, zauważyłem, sporo rozdeptanych kartoników z mlekiem. Zainteresowało mnie to i spojrzałem na opakowanie. Był na nim ciekawy napis „ Do sprzedaży WYŁĄCZNIE w placówkach oświatowych”. Zaintrygowało mnie to tak bardzo, że postanowiłem sprawdzić, co jest takiego niezwykłego w tym mleku.
W Internecie dowiedziałem się, szkolne mleko posiada SKROBIĘ. Człowiek całe życie się uczy, wcześniej sądziłem, że mleko to białko.
Przepraszam, czy decydenci nie mogą swoje pomysły wprowadzać od siebie. Pożyje jeden z drugim przez rok bez soli i wizyt w drogich restauracjach. Rachunki za lokal płacą przecież podatnicy. Wtedy będą wprowadzać zmiany na resztę kraju. Gorzała i prochy za pieniądze społeczeństwa mózgi im wypaliły. Nawet o zarabianych wielkich sumach nie będę wspominał, a może oni zgubili rozumek. On był taki malutki, taki tyci, że im wypadł.
Komentarze (3)
1. "Ktoś tutaj musiał zająć się chorą babcią" - myślę, że "tutaj" jest zbędne :) Wystrzegamy się takich słów.
2. "Teraz mogłem przyjechać do rodziny i kraju tylko przed Wszystkimi Świętymi." - to samo z "teraz"
3. "Pakuję najpotrzebniejsze rzeczy do bagażnika" - niezręczna zmiana czasu z przeszłego na przyszły od tego zdania
4. "Jest bardzo późno zbliża się trzecia." - przecinek po "późno"
5. "zawszę" - zawsze*
6. "Odruchowo rozglądam się za patrolem policji. Aresztującym moje dziecko, całe szczęście nic takiego nie widzę." - ta pierwsza kropka nienaturalnie oddziela zdanie.
7. "Pobrudziła nimi coś, lub zniszczyła." - tutaj bez przecinka
8. "- Jaki zakaz, kto te głupoty wymyślił." - tutaj znak zapytania
9. "zauważyłem, sporo rozdeptanych kartoników z mlekiem." - bez przecinka
Sporo niedociągnięć, ale nie są one znowu jakiejś wielkiej wagi. Ta ustawa... szkoda na nią słów. Biedne dzieci w przedszkolu nie mają nawet słodzonego kompotu, a ja przedszkole pamiętam z takich pysznych posiłków. Słyszałam już, że w szkołach są dealerzy pączków i sprzedają rówieśnikom. Chcieć to móc. Prawda jest taka, że zakazanie w placówkach takiego jedzenia tylko zmotywuje dzieci do jedzenia fast-foodów poza nią. Poza tym mamy tendencję do wyolbrzymiania. Sól w nadmiarze jest niezdrowa - w porządku. Cukier w nadmiarze jest niezdrowy - w porządku. Ale to nie znaczy, że trzeba go wycofywać ze stołówek, bo to w porządku nie jest.
Ode mnie 4 za poprawność tekstu, ale cieszę się, że ktoś tu podjął ten temat :D Chyba najbardziej udana Twoja praca, gratuluję :)
Czytając ubawiłam się setnie i za to wstawiam 5 : )
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania