Divergent - nowa historia. Rozdział 3

III

 

Za masywnymi, podwójnymi drzwiami znajduję się wyłożony jasnymi płytkami hol. Obok wind stoi wysoki, ubrany w niebieski garnitur Erudyta. Na mój widok wciska guzik, przywołując windę.

- Proszę za mną – mówi i z lekko uniesioną brwią czeka, aż pierwsza wejdę do środka.

Z duszą na ramieniu mijam mojego strażnika. W ciszy pokonujemy drogę na dziesiąte piętro. Jestem zbyt zdenerwowana, by zadać jakiekolwiek pytanie, na które, jak przypuszczam, i tak nie uzyskam odpowiedzi.

Drzwi windy otwierają się ponownie, ukazując korytarz wyłożony kaflami, które już widziałam na dole. Ściany delikatnie jarzą się ciepłym blaskiem, oświetlając każdy zakamarek. Po przejściu dwudziestu kroków zatrzymujemy się przed białymi drzwiami.

- Powodzenia – mówi Erudyta, otwierając je przede mną.

Biorę głęboki wdech, ocieram spocone dłonie i z kołaczącym w klatce sercem wchodzę do środka.

 

Pomieszczenie jest duże i jasne. Po lewej stronie, przy ścianie z oknami na całej jej szerokości, czeka już czterech bezfrakcyjnych szesnastolatków. Nie znam żadnego z nich, ale podarte ubrania i wychudzone sylwetki nie pozostawiają złudzeń co do ich pochodzenia. Pośrodku stoi stół, a na nim metalowe pudło, obok którego leży apteczka i butelka przezroczystego płynu. Po prawej kilkoro osób w białych fartuchach szepcze coś między sobą, krzątając się i często spoglądając w kierunku okien. Ich stroje przypominają mi ubrania lekarzy, których widziałam wielokrotnie w okolicach szpitala.

Wzrok kobiety, o blond włosach upiętych w ciasny kok, pada na mnie. Po chwili podchodzi z metalową tabliczką, do której przypięta jest pojedyncza kartka.

- Witaj. Mam na imię Sara. Jesteśmy bardzo zadowoleni, że postanowiłaś dołączyć do jednej z naszych wspaniałych frakcji - mówi kobieta, uśmiechając się szeroko i ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. – Zanim zaczniemy, muszę zadać ci kilka pytań. Dobrze?

- Tak – mówię niewyraźnie. Muszę odkaszlnąć dwa razy, żeby pozbyć się chrypy. - Oczywiście.

- Zacznijmy więc od najważniejszego. Jak masz na imię?

- Samantha Black. - Sara zaznacza coś na swojej liście, nieznacznie kiwając głową.

- Dzień i miesiąc urodzenia?

- Trzydziesty czerwiec. – Momentalnie oblewa mnie zimny pot, uświadomiłam sobie, że nie skończyłam jeszcze szesnastu lat. Przygryzam dolną wargę, a wnętrzności skręcają się z niepewności. Kobieta wydaje się wiedzieć, co mnie trapi.

- Wszyscy jesteście z tego samego rocznika. Nie musisz się martwić. - I znów obdarza mnie tym olśniewającym uśmiechem.

Napięcie opuszcza moje ciało, a lodowata kula już nie zalega w żołądku. Zachęcona jej serdecznością zadaję nurtujące mnie pytanie.

- Dlaczego zebraliśmy się tutaj? Czy ceremonia nie odbywa się na sali głównej?

- Od tego roku obowiązuje nowy protokół wcielania bezfrakcyjnych. Zgodnie z nim jesteśmy zobowiązani do dopełnienia wszelkich formalności i przeprowadzenia – zacina na chwilę, marszcząc czoło – kilku testów celem uniknięcia błędów, z którymi borykaliśmy się w poprzednich latach.

Sara zerka ponownie w kartkę, po czym podnosi wzrok. Jej oczy się brązowe o pięknym miodowym odcieniu.

- Teraz Samantho dołącz do reszty. Sylvester przybędzie za pięć minut i wtedy zaczniemy – dodaje, po czym odwraca się na pięcie.

 

Sylvester Marsh to jeden z liderów w Altruizmie. Jego frakcja w tym roku przygotowuję i prowadzi Ceremonię Wyboru. Tylko dlaczego mamy się spotkać z nim tu? I o jakich testach mówiła Sarah? Mam masę pytań i nikogo kto by na nie odpowiedział.

 

Grupa bezfrakcyjnych przygląda mi się uważnie, gdy idę w ich kierunku. Dwie dziewczyny i dwóch chłopaków, każde w ubraniach podarowanych przez Altruistów, których jednym z zadań jest pomoc bezfrakcyjnym. Dziewczyna stojąca najbliżej mnie ma krótkie, czarne włosy i starą sukienkę w czerwonym kolorze. Jej wściekły wzrok lustruje mnie z góry na dół. Zapewne nie podoba się jej mój strój. Ciemne ubrania są niezwykle drogie na czarnym rynku, ale tylko takie pozwalają mi pozostać niezauważoną nocą. Nauczyłam się wielu rzeczy, żyjąc na ulicy, a kradzież jest najważniejszą z nich, zaraz po samoobronie.

 

Podchodzę do pary stojącej najdalej od wejścia. Oni przynajmniej nie strzelają we mnie gromami. Dziewczyna ma długie blond włosy i niebieskie oczy. Chłopak obejmuję ją ramieniem, szepcząc coś do ucha, ale przestaje, gdy widzi, że się zbliżam.

- Cześć, mam na imię Samantha.

- Witaj. Jestem Tom, a to Keira. – Chłopak przedstawia ich oboje.

Keira chowa twarz w jego ramieniu, a Tom uśmiecha się przepraszająco i nerwowo przeczesuje dłonią włosy.

- Wybacz jej. Jest trochę wystraszona całym zamieszaniem.

- To dlatego, że zmusiłeś mnie, żebym tu z tobą przyszła - syczy cicho dziewczyna, odwracając głowę w moim kierunku. - Mi odpowiadało nasze poprzednie życie. A teraz trzymają nas tu pod kluczem i nie wiadomo...

- Nie bądź niemądra Keira - przerwa jej Tom. - Zaraz pozwolą nam dołączyć do reszty i zaczniemy spokojne życie w Serdeczności.

- Widzę, że nie tylko ja się tam wybieram - wyrwa się mi. Para jednak nie zwraca na moje słowa żadnej uwagi.

- Jasne. Jesteśmy w jakimś pomieszczeniu pełnym lekarzy zamiast na sali z resztą nowicjuszy. Jakaś baba mówi nam na wstępie o testach i przepisach, o których nikt nie słyszał i do tego to! - Keira szybkim ruchem głowy wskazuje na stół i leżące na nim przedmioty. – Dalej sądzisz, że wszystko jest ok Tom?

Chłopak nic nie mówi, wcale mu się nie dziwię, bo sama nie wiem, co o tym wszystkim sądzić. Nie mam pojęcia, co zamierzają z nami tu robić. Nie dostaję jednak szansy na zebranie myśli, gdyż do pokoju wkracza Sylvester Marsh.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Katra 04.09.2016
    Czekam na ciąg dalszy :D.
  • Emilia 04.09.2016
    Dziękuję :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania