Poprzednie częściDomek w Sudetach część 1

Domek w Sudetach część 2

Zmęczony atrakcjami poprzedniego dnia spałem do południa i z pewnością w objęciach Morfeusza trwałbym znacznie dłużej, gdyby niemocne stukanie w ściankę przyczepy. Wyrwany ze snu i w pełni nierozbudzony dobrnąłem do drzwi i je uchyliłem. Zaraz za nimi stał jakiś starszy mężczyzna z wrogim wyrazem twarzy.

 

- Wygrałeś, trzymaj – powiedział zaledwie dwa słowa pełne jadu i wcisnął we mnie pęk kluczy trzymany w dłoni.

 

Celował w twarz, lecz mierzył z niewygodnej pozycji i trafił poniżej krtani. Ból spowodowany uderzeniem podziałał niczym kubeł zimnej wody, błyskawicznie się rozbudziłem. Przez pewien czas zachodziłem w głowę, o co gościowi chodziło i kim on jest. Wspominałem wczorajsze wydarzenia, zastanawiałem się i niestety dalej nie wiedziałem. Znak zapytania pozostał, lecz postanowiłem w jakiś sposób rozwikłać tę zagadkę. Początkowo nie wiedziałem jak ugryźć ten problem i nie wiedziałem jak niecodzienne spotkanie uzasadnić. Tylko pozornie ludziom wydaje się, że wystarczy wyjechać z kraju na kilka lat, później wrócić i wszystko będzie takie samo jak w dniu wyjazdu. Podobnie było ze mną, lecz konfrontacja z rzeczywistością, jaką zastałem, wyprowadziła mnie z równowagi. Kraj się zmienił i ludzie mieszkający w nim również ulegli przemianie, niekoniecznie dobrej.

 

Śniadanie zjadłem z produktów zakupionych w najbliższym sklepie, a ilość konserwantów i wszelkiego innego śmiecia upchnięta w czymś, co nazwano szynką i bułkami po przerobieniu na paliwo w zupełności wystarczyłaby, żeby wystrzelić mnie w kosmos. Jelita moje i organy nie wytrzymały chemii i chcąc rozchodzić ból, udałem się na krótką wycieczkę po dolinie. Teren bardzo się zmienił, samosiejki i niekoszona przez lata trawa wyparły polne kwiaty. Podobnie było dookoła domu i to zasługiwało na wyjaśnienie. Dlatego wybrałem numer mojej byłej dziewczyny i zgłosił się ktoś zupełnie obcy. Musiała zmienić operatora kilka lat temu albo zrezygnowała z usług tej firmy. Inaczej z pewnością przeniosłaby numer do innej firmy. Jakakolwiek próba dowiedzenia się cokolwiek o niej spotykała z odmowną odpowiedzią związaną z ochroną danych osobowych. Dopiero podejście pod dom i wybranie ledwo widocznego numeru telefonu dopisanego długopisem, z wyblakłej kartki biura nieruchomości umieszczonej za szybą drzwi, pchnęło tę sprawę do przodu. Osobą, która odebrała telefon, sadząc po tonie odpowiedzi na moje pytania, musiała być tą samą, która wręczyła mi klucze.

 

Dom był na sprzedaż i to w rozsądnej cenie, lecz grunt pod nim nie. Byłem na tyle bogaty, że bez uszczerbku na moich funduszach, mogłem go zakupić za gotówkę i sporo pieniędzy jeszcze mi zostawało. Jednak wczesnej w kraju mocno dostałem po pysku, nasłuchałem się za granicą zbyt wielu relacji osób okradzionych i nie chciałem ryzykować. Dlatego bardzo mi odpowiadała rola biura pośrednictwa w sprzedaży. Zaplanowanie spotkanie z ajentem odbyło się w jego biurze, ponieważ nie chciałem się ujawnić.

 

- Dzień dobry, jesteśmy umówieni – powiedziałem, wchodząc do biura.

 

Pani była zadowolona z mojej punktualności i widać było po niej, że ten budynek spędza jej sen z powiek.

 

- Czekam na pana – odpowiedziała i gestem wskazała krzesełko po drugiej stronie biurka.

 

Poprosiłem o dokumenty potwierdzające własność i historię domu. Zaskoczony zostałem informacją, że moja była partnerka nie żyje, a nie jak się spodziewałem, wyprowadziła się.

 

- Właścicielka uległa wypadkowi? – zapytałem.

 

- Nie – usłyszałem w odpowiedzi – o ile mi wiadomo zmarła prawdopodobnie na raka – dodała pani po chwilowym zastanowieniu, czy mi o tym mówić.

 

- Przecież ona była młoda – powiedziałem zaskoczony.

 

- Choroba nie wybiera – usłyszałem w odpowiedzi.

 

Gdzieś we wewnątrz mnie pojawił się smutek, życzyłem po naszym rozstaniu jej źle, ale nie aż tak.

 

- Od dawna? – zapytałem.

 

Cyferka, jaką usłyszałem, była zaskoczeniem i z niej dowiedziałem się, że przeżyła jeszcze trzy lata po moim wyjeździe. Przez kilka lat dom był wynajmowany i żaden z lokatorów nie zagrzał w nim miejsca. Stale dręczyły mieszkańców jakieś dolegliwości. Podobnie było z ostatnim mieszkańcem, bratem byłej dziewczyny. Zapamiętałem go jako małego chłopca chodzącego do szkoły podstawowej. Dopiero fakt jego zgonu i nerwowa reakcja mężczyzny, który rzucił we mnie kluczami, pozwoliła powiązać mi fakty ze sobą. Niesympatyczny facet musiał być ojcem, lecz nie poznałem go, od ostatniego naszego spotkania postarzał się znacznie. Przynajmniej ja go nie rozpoznałem. Chcąc dowiedzieć się więcej i rozwiązać zagadkę, musiałem go odwiedzić i wypytać. Miałem nadzieje, że przynajmniej on nie zmienił adresu.

 

Jazda do Wrocławia w niedzielny poranek była przyjemna i minęła mi na planowaniu przebiegu rozmowy. Gdy dotarłem na miejsce, zauważyłem zmiany, kiedyś były to peryferie, lecz po wybudowaniu kilku osiedli zrobiło się tłoczno i gwarno. Z niemałym trudem dotarłem na miejsce, zanim wysiadłem z samochodu, on zauważył mnie jako pierwszy i z pretensjami od samego początku zburzył mój misternie układany plan. Przez kilka lat od chwili wyjazdu, nie było mnie w kraju, nawet na święta i dlatego nie rozumiałem, o co jestem oskarżany. Obwinianie za czyjąś śmierć i to nie jedną graniczyło z absurdem, zachowałem się zbyt impulsywnie do tego stopnia, że interweniowała policja. Prawdopodobnie każdy podobnie by się czuł i reagował, gdyby posądzano go o coś z pogranicza czarnej magii.

 

Solidnie za ten incydent oberwałem po uszach, lecz przynajmniej zapoznałem się z całym tłem wydarzeń. Koszmar zaczął się niedługo po moim wyjeździe, od choroby płuc byłego mojego szefa, który zamieszkał z moją dawną partnerką. Akurat temu się nie dziwiłem, facet wypalał trzy paczki fajek dziennie. Kolejny amant też miał pecha, gdy zamieszkał z nią, a może był to przypadek, że u niego i u niej prawie jednocześnie wykryto raka. Choroba w obu przypadkach szybko się rozwijała i dość szybko przenieśli się na tamten świat. Rodzina byłej dziewczyny odziedziczyła dom, lecz nie mogła go sprzedać z powodu gruntu, który nie należał do niej tylko do mnie. Umowa bezpłatnego i bezterminowego użyczenia terenu samoczynnie wygasła z chwilą jej śmierci, ponieważ tego w swoich planach nie przewidziała. Gdybym o tym się dowiedział, powstałaby sytuacja patowa i ktoś kogoś musiałby spłacić albo zabrać sobie budynek, co nie było takie łatwe. Dlatego lepiej dla nich i wygodniej było jego wynajmowanie, tylko lokatorom nie wychodziło to na zdrowie. Jako ostatni wprowadził się jej brat i dość szybko dołączył do siostrzyczki. Ojciec po tym zgonie sprowadził jakiegoś radiestetę, a on z niego ponoć uciekł, krzycząc o złym miejscu. Stary dodał dwa do dwóch i wyszła moja wina, czemu się specjalnie nie dziwiłem. Nigdy, od kiedy pamiętam, nie darzył mnie sympatią, ponieważ dla niego byłem biedakiem, a córka zasługiwała na kogoś lepszego.

 

Kiedy powróciłem na moją działkę, posiadałem oprócz kluczy, kod do wyłączenia alarmu i numer telefonu do firmy ochroniarskiej. Przekręcając klucz w drzwiach wejściowych, pomyślałem sobie, jak to dodrze, że wcześniej ich nie otworzyłem. Wnętrze domu nie oszałamiało. Grube pokłady kurzu unoszone w powietrze przy każdym moim ruchu, świadczyły o nieużywaniu jego od dłuższego czasu. Mnie intrygowało coś innego i zadawałem sobie pytania w rodzaju, dlaczego to, dlaczego tamto, zwłaszcza te choroby. Znałem odpowiedzi na wszystkie te pytania, lecz nie mogłem ich uzmysłowić. Gdy pojawiła się sprecyzowana myśl, postanowiłem ja sprawdzić. W tym celu, rano następnego dnia wybrałem się za granicę do Czech. Tam w przeciwieństwie do Polski przed każdą budową, wykonuje się ekspertyzę radiologiczną terenu. Miałem pewne opory przed tym, co zamierzałem, ponieważ nie było to miejsce, gdzie w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku wydobywano uran. Tylko dopóki tego nie zrobię, nie uzyskam przynajmniej jednej pewności. Znalezienie i zlokalizowanie w Czechach firmy, która przeprowadza takie pomiary, nie stanowi trudności, nawet dla kogoś, kto nie zna języka i posługuje się angielskim oraz elektronicznym tłumaczem. Małżeństwo prowadzące wyspecjalizowaną firmę, dla pierwszego klienta z polski udzieliło promocji i moją prośbę potraktowali priorytetowo. Zanim zapakowali sprzęt, poczęstowali mnie domowymi czeskimi knedlikami i przy posiłku zapoznali mnie, na czym ich praca polega. Byli niemal pewni po opowiedzeniu im przypadków zachorowań, że mają do czynienia z radonem.

 

Radon jest jedynym naturalnym promieniotwórczym izotopem gazowym i wnika do naszego organizmu podczas oddychania. Jest to pochodna izotopu radu 226, który z kolei jest efektem rozpadu uranu. W Czechach na mapach geologicznych są zaznaczone miejsca, gdzie i w jakiej ilości występuje uran w podłożu. Dane te są na bieżąco aktualizowane i wzbogacane aktualnymi pomiarami, nawet, wtedy gdy promieniowanie jest niewielkie. Niestety w Polsce takich pomiarów się nie wykonuje, nawet w rejonie Sudetów gdzie funkcjonowały kopalnie uranu i wykryto jego pokłady zbyt małe, by je eksploatować. W okolicach pięknego terenu, jaki kupiłem, nie prowadzono żadnych prac wydobywczych. Jednak pomiary w budynku przekroczyły dopuszczalne polskim prawem trzysta bekereli na metr sześcienny. Specjaliści przyjmują, że każdy wzrost o sto bekereli, zwiększa ryzyko zachorowania na raka o szesnaście procent.

 

Gdyby dom stał na podłożu słabo przepuszczalnym, na przykład z gliny, albo miał wylaną płytę fundamentową, byłoby inaczej, mieszkańcy żyliby znacznie dłużej. Tylko tak się nie stało, został wzniesiony systemem tradycyjnym na skale. Radon szukając sobie drogi ujścia z gruntu, wykorzystuje najmniejsze szczeliny i nimi wydostaje się, a budynek miał ich wiele, aż pod sam dach.

 

Nieświadomie przyczepy stawiałem na glinie i to ona chroniła mnie przed radonem, lecz działa to na czas ograniczony przy dużej jego emisji. Dlatego nie mogłem w tej pięknej okolicy zamieszkać na stałe, tylko przebywać okazjonalnie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 17.04.2020
    A jednak zamieszkanie stało się strasznie skomplikowanym przedsięwzięciem. Nawet nie wiedziałam, że nasze Sudety potrafią tak szkodzić. Ciekawe fakty o uranie, rodonie i innych problemach. A wystarczyło dokonać pomiary przed budową domu.

    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania