To było cudowne! Takie zwykłe, proste, a zarazem wzruszające, a dom państwa Sandersów, bo tak myślę, że będzie już mi się podoba :)
Zasłużone pięć różowych gwiazdek :)
Przeczytałam obie części. Doskonale udowadniasz, że prosta historia może zostać fajnie przedstawiona. Przynajmniej na razie, bo nie wiem co masz w zanadrzu. Należą się dwie 5. ;)
Rozmowa ojca z Tomem trochę mnie zaniepokoiła, szczerze ci powiem, że oczekiwałam jakiejś nienawiści (choć na początku była, potem rozwiał ją śmiech Toma), która w pewnym sensie nada dynamiki temu opowiadaniu. Na razie jest spokojne :D
„Odprowadzę cię do drzwi - powiedzieliśmy z tatą unisono.” - Unisono? Ciekawe słowo, jestem kontent, że mogę nauczyć się też czegoś nowego z twojego opowiadania.
Sama wizyta Toma w rodzinie Lizy była równie spokojna, właściwie czekam na jakąś kłótnię, mam dziwne wrażenie, że to tylko taka cisza przed burzą. Przecież dziewczyna ma jeszcze chłopaka? Więc może stanie się coś związanego z nim? Chwila mija i... Nazareth! Bójka opisana w kilku zdaniach, ah, ah, nie powiem, troszkę przyćmiłeś mą szansę na zepsucie spokoju w twym opowiadaniu.
Sielankowo to opisujesz, dlatego brakuje mi jakieś akcji, dramy. Nawet z ciążą wszystko skończyło się na pięknych, szczęśliwych zakończeniach.
Jak przyszli jednak do tego domu od razu skojarzyło mi się to z tytułem. Ciekawie co z tego wyniknie. Podoba mi się sposób, jak prosto, naturalnie przechodzisz z jednej przestrzeni czasowej do drugiej, nie czuję tego przeskoku, dzięki czemu wszystko zlewa się w całość.
Ty! Zaciekawiłeś mnie. W całym serwisie miotają się wiersze i psychodeliczno-egzystencjalne rozważania, a tutaj wreszcie coś dla mnie. Miałam oglądać film, ale wolę czytać to
Komentarze (9)
Zasłużone pięć różowych gwiazdek :)
„Odprowadzę cię do drzwi - powiedzieliśmy z tatą unisono.” - Unisono? Ciekawe słowo, jestem kontent, że mogę nauczyć się też czegoś nowego z twojego opowiadania.
Sama wizyta Toma w rodzinie Lizy była równie spokojna, właściwie czekam na jakąś kłótnię, mam dziwne wrażenie, że to tylko taka cisza przed burzą. Przecież dziewczyna ma jeszcze chłopaka? Więc może stanie się coś związanego z nim? Chwila mija i... Nazareth! Bójka opisana w kilku zdaniach, ah, ah, nie powiem, troszkę przyćmiłeś mą szansę na zepsucie spokoju w twym opowiadaniu.
Sielankowo to opisujesz, dlatego brakuje mi jakieś akcji, dramy. Nawet z ciążą wszystko skończyło się na pięknych, szczęśliwych zakończeniach.
Jak przyszli jednak do tego domu od razu skojarzyło mi się to z tytułem. Ciekawie co z tego wyniknie. Podoba mi się sposób, jak prosto, naturalnie przechodzisz z jednej przestrzeni czasowej do drugiej, nie czuję tego przeskoku, dzięki czemu wszystko zlewa się w całość.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania