Drobna pomyłka

-Lej mi pół.- mruknęła szwagierka Apolonia i czknęła głośno, wygładzając fałdy swojej wystrzałowej kiecy. Wyprana w Pervolu, tak przynajmniej mówiła swoim znajomym. Smutna prawda była taka, że kieca... nie była prana.

-A bo to już czternasty rok ją masz, nie tak?- zapytała jej szwagierka, Dorota, dla której Apolonia była szwagierką. Czy jakoś tak. No wiecie.

-Toć pewno.- odpowiedział za nią, jej mąż Henri.- Ja jej jom, ze Stanóóów przywiózł.- powiedział niemiłosiernie przeciągając słowo "Stany". Pobyt w Zjednoczonych był dla Henriego powodem do dumy, o którym nie omieszkał wspomnieć przynajmniej sto dwanaście razy dziennie. Lubił opowiadać przygody jakie go tam spotkały, bowiem w tamtym miejscu czuł, że żyje. Był mężczyzną stworzonym do dalekich wojaży.

-E, Henri, a weź coś powiedz, o tych Amerykanach. Że to niby take nowoczesne, nie?- zagadnęła uprzejmie kuzynka Danuta, głaszcząc tłustą łapą swojego kościstego małżonka o wdzięcznym imieniu Ildefons.

Henri wygładził włosy, podrapał się po brodzie, łyknął trochę magicznego napoju, zwanego alkoholem, zagryzł ogóra i przystąpił do opowieści:

-Amerykany? A co tu dużo mówić. Som i bendom w Ameryce. My jestemy w Dubaju, na szczycie wieżowca i my mamy o Amerykanach konserwować?

-Konresować.- poprawiła go Apolonia, znana polonistka.

-Kondensować.- poprawiła ją Dorota.

-Rozmawiać.- powiedział po prostu Ildefons.

- O, no, no.- przytaknęła z aprobatą Apolonia.

Henri znudzony ich paplaniną, rozejrzał się dookoła. Piękne, dotychczas błękitne niebo, przybrało teraz barwę dojrzałej moreli, zwiastując zachód słońca. Było to lato, godzina bodajże dziewiętnasta z minutami, czuł, że żyje. Dubaj, najwyższy wieżowiec, świat w zasięgu jego oczu wydawał mu się piękny. Spojrzał w dół. Na dole, wiele pięter dalej ujrzał zieleń soczystej trawy i złoty piasek w miejscach, gdzie jej nie było.

Ale zara... coś mu tu nie pasowało.

Przecież podobnie było w Stanach.

Piasek, trawa, widok ten sam, piętro to samo.

I co tu robi ta baba z kubłem pełnym ziarna? A te kury co tam na dole biegają?

Co to, co to?!

Henriego ogarnęła trwoga. Właśnie wytrzeźwiał. I uświadomił sobie, że nigdy nie był w Stanach ani w Dubaju. A to co brał za szczyt wieżowca było po prostu dachem stodoły, na której wszyscy razem siedzieli.

- He he, wydaje mi się.- powiedział po chwili i na powrót zaczął podziwiać piękno zachodu słońca w Dubaju, a gdy przełknął łyk wina, którym się raczył rzekł:

- Opowiem wam o Stanach...

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 10

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • wolfie 05.04.2015
    Świetne :) Uśmiech nie schodził mi z twarzy, kiedy to czytałam. Żadnych błędów nie zauważyłam. Ode mnie piąteczka ;)
  • Angela 06.04.2015
    Mnie również rozbawiło, fajnie lekko się czyta : ) 5
  • Neli 06.04.2015
    Całkiem ciekawe i zabawne :D
  • Jolly Joke 08.04.2015
    Dość zabawne opowiadanie. Widać, że raczej radzisz sobie z pisaniem i masz ku temu predyspozycje, poprawiłabym jednak kilka estetyczno-stylistycznych błędów. Powinnaś zachowywać odstęp między myślnikiem rozpoczynającym dialog i wypowiedzią bohatera, a przed kolejnym myślnikiem, za którym nastepuje jej opis, nie stawiać kropki: "- Lej mi pół - mruknęła szwagierka Apolonia [...]". Pojawiło się też kilka przecinkowych problemów - czasem któregoś zabrakło, innym razem niepotrzebnie się pojawił. Zamiast "wiele pięter dalej" napisałabym też "wiele pięter niżej". Nie są to bardzo duże błędy, ale moim zdaniem warto na przyszłość się ich wystrzegać, wtedy czytanie tekstu staje się już zupełnie lekkie i przyjemne. Wracając jednak do samej treści - bardzo fajna, wesoła anegdotka. Dodatkowy plus za dialogi, które dobrze charakteryzują bohaterów również dzięki użyciu specyficznego języka - chociaż tekst jest krótki, wiemy, z jakim typem osobowości mamy do czynienia. Życzę powodzenia w dalszym pisaniu.
  • nibyja 13.04.2015
    Bardzo mi się podobało:) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania