Dwa smutki
Strasznie kochałam.
Byłeś jakimś zjawiskiem, płomieniem wykwitającym niespodziewanie na ugaszonym pogorzelisku. Kiedy wydaje się, że można tylko stanąć nad dogasającymi zgliszczami i grzebać za resztką dobytku, pojawiasz się ty. Jak nowy dom, wygrana w totka, czy bezzwrotna pożyczka od losu.
Każdy prezent może przynieść jednak różne efekty. Dostałam dużo i zapłaciłam dużo. Do dziś nie umiem dokonać bilansu zysków i strat.
Spotkałam cię na imprezie u sąsiadów. Jak to u Osieckiej – kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością. Ty, rozwiedziony i samotnie wychowujący córkę (fajna była ta kobieta, która zostawiła dziecko) i ja, z dwunastoletnim synem jako wspomnieniem uroczych wczasów w Karpaczu. Wczasy kończą się po dwóch tygodniach, a pamiątki czasem zostają na całe życie. Bynajmniej nie kupione na straganie obwoźnego handlarza.
Był alkohol i taniec przy „can't live”. Wystarczająco długi kawałek, abyśmy nawiązali wzrokowy kontakt. Dotknąłeś jakby niechcąco ustami mojego ucha i wyszeptaliśmy mało znaczące słowa, które rozpalały namiętność. W tym utworze jest taki moment, kiedy wdaje się, że to koniec piosenki. Para zamiera i nie wie, czy podziękować sobie i rozejść. Szczególnie kiedy nie chce. Słowa są wtórne. Ważne kto i w jakich okolicznościach je wypowiada.
My bujaliśmy się dalej, jakby muzyka wcale się nie skończyła. Wylądowałeś w moim łóżku. Daleko nie było, bo mieszkałam obok Andrzeja i Doroty.
Potem niby przypadkowe spotkania, ale starannie reżyserowane. I byłeś cudny. Jakoś tak mieliśmy o czym rozmawiać, przypadkowo splatać dłonie i patrzeć sobie w oczy. Rozkosznie je mrużyłeś. Coś ironicznego, ale ciepłego i uduchowionego było w tym spojrzeniu. Albo tylko ja tak czytałam. Bo chciałam.
I nie mogę zrozumieć czemu chciałam. Byłam zgorzkniała, zawiedziona. Nie oczekująca jakiś zmian w poukładanym szarościowo życiu. Rano księgowość we włoskiej firmie, potem dom, obiad z rodzicami i własne M. Popołudnie i wieczór spędzony na odrabianiu lekcji z Antkiem, głupimi telefonami lub książką.I czasami impreza u sąsiadów.
Ale stopniowo zmieniały się akcenty. Firma i czekanie, obiad i czekanie, wieczór i czekanie. Książka i …
Zadzwoni?.. Przyjdzie?
Dzwoniłeś, przychodziłeś i byłam szczęśliwa. Jak głupia nastolatka, która wyrwała trochę czasu oszukując rodziców, cv i metrykę. Trzydzieści osiem lat to nie najlepszy moment na budowanie. Raczej na konsumpcję „status quo”, podawanie mężowi obiadu, remontowanie mieszkania (bo zmieniła się moda) i wieczorem znajomy seks. Ja wiem, że w danej chwili on zejdzie na dół, a on wie jaką pozycję lubię najbardziej.
Kochana nuda.
Twoja córka polubiła mnie. Kiedy mieszkaliśmy razem, siadała wieczorem i gadałyśmy jak matka z córką. Opowiadała o szkole, nauczycielach i chłopakach. Jakiś Krzysio złapał ją za rękę w czasie szkolnej wycieczki do Krakowa. Niby zaaferowany kryptami, a patrzył na nią, a nie na groby wieszczów. Podobał się jej. Miał rozmarzony wzrok i ciepłe dłonie. Jak ty.
Ale potem wracałeś do siebie. Te okresy wspólnego mieszkania nie trwały dłużej niż dwa, trzy miesiące. Widać było, że męczysz się stadnie, choć robiłam wszystko, żebyś został. Dom był wychuchany i wydmuchany. Ulubione potrawy podane zawsze na czas. Pachnące lawendą koszulki, karnie piętrzyły się w szafie - uprasowane i poskładane. Fryzjer robił ze mnie bóstwo, a ulubiona przez ciebie, moja żółta minispódniczka i czarna podkoszulka z angielską aplikacją „Kosmos jest nasz”, czekały w pogotowiu na powrót.
Od kiedy cię poznałam, ćma jest moim herbem i metaforą. Krążyłam wokół twoich słów i gestów. Zafascynowana światłem, przypalałam skrzydła i uparcie wracałam do źródła krzywdy. Nie mam już skrzydeł. Mam chory odwłok i pełzam tylko jedną drogą. Tu, gdzie jestem teraz.
Zrobiłam najgłupszą rzecz na świecie. Czysty kicz z trzeciorzędnych melodramatów. Durna cipa, która doskonale wie, że nie zatrzyma się tsunami i czasu, a staje naprzeciwko fali z rozłożonymi rękami i kroczem. Założyłam twoją ulubioną, żółtą spódnicę. Zapaliłam świece i postawiłam na stole wino „Cabernet”.
A potem dotyk. Przechodzący dreszcz pożądania, twój alkoholowy oddech na mojej szyi i obojczykach. I słowa szeptane na ucho: Jesteś wspaniała, kocham cię.
Tak bardzo chciałam w to wierzyć. Tak bardzo cię pragnęłam. Uda same rozjechały się, a ty wszedłeś. Nie - wjechałeś gwałtownie jak formuła jeden w zakręt śmierci. I poczułam skurcze ścian, zaciskające się na nim. Tętnił i poruszał się szybko. Aż zamarł wbity głęboko, zalewając moje wnętrze falą życia.
To życie potwierdziłam. wykonując później test ciążowy.
Zapach szpitala jest okropny. Przyprawiał o mdłości, kiedy wieziono mnie na salę zabiegową. Tak bardzo się bałam. Czy bólu? Chyba nie. Kobieta jest przygotowana ewolucyjnie na ból. Gdzieś w podświadomości gryzł ukryty robak strachu przed stratą wszystkiego. Ciebie i małego życia. Miałam rację. Straciłam wszystko. Bardzo wszystko.
Och, jakże byłeś wiarygodny tłumacząc, dlaczego nie mogę urodzić. Praca, wiek, komplikacje życiowe. Naciskałeś, udowadniałeś, przekonywałeś. I przekonałeś. Będziesz przeklęty, najukochańszy morderco.
Minął rok. Ty byłeś już z inną. A ja żyłam. Niby jak dawniej – księgowość we włoskiej firmie, obiad u rodziców, własne „M” i lekcje z Antkiem. Puste wieczory i wino „Cabernet”. Coraz więcej wina, coraz mniej marzeń i wspomnienia.
Pamiętasz wyjazd na Święty Krzyż? Opowiadałeś mi dzieje klasztoru, zastanawiałeś się jak żyli mnisi i zamyśliłeś nad szklaną trumną Jeremiego Wiśniowieckiego. Jak przemijające jest życie. Walczysz, masz plany, coś chcesz dokonać. A potem pstryk. Ktoś gasi światło i jesteś tylko duchem metrykalnych ksiąg w miejscowej parafii.
Antek pojechał rowerem do skate-parku. Pocałował mnie w przelocie, zakręcił jak frygę i już go nie było. I nie będzie. Uderzył głową o betonowy najazd. Nie będzie już nic.
Nie ma nikogo.
Mam pięćdziesiąt pięć lat. Nic już nie ma przede mną. Zapaliłam świeczkę na grobie Antka i siedzę przy nim godzinami. Tak robię codziennie od lat. Bezmyślnie patrzę na porcelitowe zdjęcie i już nie płaczę.
Grobu drugiego dziecka nie ma.
Wieczorem wino. Rano księgowość we włoskiej firmie, obiad z ojcem (matka już nie żyje), własne „M” i nic.
Jak ci się wiedzie, najdroższy morderco?
Komentarze (61)
Mocno.
Smutek sprawia, że chcesz lepiej...
Dobrze napisany tekst z podziałem na czas.
Miedzy jednym a drugim nie ma zbędnych szczegółów.
Podoba mi się ten zabieg.
Zaobserwowałem go u Ciebie wcześniej.
Sprawdził się i tym razem ;-)
Pozdrawiam.
Wypierdalać spod tekstów puszczyka
Miłego dnia :)
Nic nie chciałem wzbudzać na siłę, zygula.
Kobieta też już nie żyje. Miała 56 lat i nie wiem na co zmarła.
Sam tekst również ładny i bardzo estetycznie napisany, ale zamiast mega szarpnięcia, są pomniejsze, rozłożone w czasie.
W odróżnieniu do zygula (tak, komentarz czytałem, takim chuj) na samym końcu nie mam wrażenia sztucznego wywindowania tekstu w kierunku smutku.
Jest puentujący, pobieżny, ale dobrze osadzony opis.
Błędy ze dwa albo trzy, ale duperele. Szkoda wyciągać.
Pozdroxix
To gdzie tu chuja widzisz?
Dzięks.
Za głupi jest.
Dzięki, Jarku.
"lub książką.I czasami impreza u sąsiadów" - brakla spacji po kropci
Oczywiscie kompket gwiazd.
Pozdrawiam
Piękno nie ma nazwiska, marki czasu. Piękno jest pięknem! Dziękuję za kawałek porządnego tekstu! Ładnego w swej prostocie i jakimś echu prawdy. Dzięki!.
"Od kiedy cię poznałam, ćma jest moim herbem i metaforą. Krążyłam wokół twoich słów i gestów. Zafascynowana światłem, przypalałam skrzydła i uparcie wracałam do źródła krzywdy. Nie mam już skrzydeł. Mam chory odwłok i pełzam tylko jedną drogą. Tu, gdzie jestem teraz." - Cudowne. Chyba najpiękniejszy fragment w tym tekście i jeden z najlepszych opisów bólu i zawodu, jaki czytałam.
Im dalej, tym więcej emocji i mniej słów żeby opisać przeczytany tekst. Nie będę zatem więcej pisała o wrażeniach. Tu potrzebna jest cisza.
Pozdrawiam
Tak mógł napisać facet o bólu kobiety?
Tak strasznie skrzywdzonej?
Szlag ich trafia po prostu :)))
Jak wspomniałem, to historia życia. Prawdziwa do bólu, a ja tylko wcieliłem się w postać z drugiej strony lustra.
Czyli kobiety.
Było przy tym tekście mnóstwo jazd.
Kobiety nazywały ją idiotką i kretynką.
Jak widziałem, pełno jest mądrych kobiet, a te, które kochają na maksa, są idiotkami.
Wszystkim kobietom - najlepszego.
Tym mądrym - mniej.
Im wysterczy prawdziwa i etyczna mądrość.
Głupi jestem.
Jedyne, czego nie rozumiem, to fakt, że tylko jego oskarża o mord, przecież jest tak samo winna. Nikt nie zmusi kobiety do zrobienia czegoś, czego nie chce...
Ona musi kochać, a on umieć zmuszać.
Dzięki.
Miłość zawsze zaczyna się od zaroczenia.
To zupełnie naturalne i zgodne z gospodarką hormonalną.
A jeśli potrafisz uchwycić granice, to gratuluję.
Raczej pomyśl o totku :)
Ta literacka relacja, w moim odczuciu napisana naprawdę dobrze, to raczej pytanie do tłumu o zagadnienia filozoficzne, głęboko ludzkie rozterki, próba podzielenia się tym co wstrząsa.
Miałem kiedyś takie zdarzenie-zderzenie; spotkały się dwie matki, w dzień powszedni, w pracy. Obie spokojne i nawet chwilami uśmiechnięte i obie po dwu tygodniach od pogrzebu swoich dzieci. Jedna pochowała córkę tuż przed tym gdy ta miała bronić magisterium, druga pochowała synka ze świadomością, że więcej dzieci mieć nie może. Pięćdziesięcio i dwudziesto latka - matki bolejące. Wtedy zadałem sobie pytania na które do dziś nie odpowiedziałem; który ból jest większy, która poniosła większą stratę, jak mierzyć wielkość ludzkiej tragedii?
Raz jeszcze dziękuję Ci za poruszającą relację.;)
To iylko literacka kreacja kobiet ( Toksykologia fal, choć jakoś próbowałem się wczuć.
Nie pierwszy raz.
I posądzano mnie wielokrotnie o posiadaie tego pierwiastka :)))
Znam życiowe przypadki matek które straciły dziecko
Nawet niejedno.
Nie chciałem opisywać jakiegoś horroru, który epatowałby do czytelnika skalą tragedii, tylko sam ból, bo osobę znałem.
Bożeno, to opowiadanie jest pisane z jej pnktu widzenia.
Tragicznego w efekcie, ale nie znasz jego motywacji.
Byłbym ostrożniejszy w formłowaniu cen.
Wpisywałem odpowiedź gdzie indziej, a gdzie indziej jest.
Fajnie to działa.
Znam też takich, którzy nie powinni pisać prozy.
Od takich tylko krok do takich, którzy nie powinni pisać nawet komentarzy, czyli nic nie powinni pisać.
Nikt też nie jest tylko dobry, albo tylko zły.
Moralny, albo nie.
A niektórzy są tylko ludźmi i to największy zarzut.
Nie wiem, co Was skłoniło do czytania moich staroci, ale miło widzieć tu amatorów, bo zawodowców nie potrzebuję sobie imaginować na dowartościowanie.
Postać nie jest chwalebna, ale też nie jest jednowymiarowa.
Nie było też w mojej odpowiedzi żadnego rozdrażnienia.
Czytasz, co chcesz.
Takie na gorąco z ustawionym celownikiem.
Dzięki.
Z rozjechanym chyba, kóva.
Taki kroczoplaskacz xD
Rozjeżdża się na lodzie.
Ludzkość powinna przestać istnieć. Na serio.
Bóg nie jest sprawiedliwy, bo ona już nie żyje.:(
Nie nazwałbym tego w ten sposób.
Może coś Cię w życiu ominęło?
Ale 38 latka potrafi (czasami nadinterpretując) rozpoznać standardowe zachowanie faceta, który postępuje nieuczciwie.
Twierdzisz, że coś mnie ominęło, całe życie mnie ominęło. Ale wolę, żeby mnie omijało, niż robiło w chója.
I nie potępiaj faceta. Być może coś się wydarzyło nie o czasie, nie w tym miejscu i nie tak.
Wtedy drogi się rozchodzą niezależnie od zaklinania rzeczywistości.
Zachowania moczypałki. Taki typ.
Tu zamoczy, tam zamoczy.
Na pewno nie obiecywał jej gwiazdki z nieba. Sama wmówiła sobie, że to ten jedyny do końca życia. Rodzimy się, my kobiety. Z taką ułomnością. Że pierwszego lepszego wpisujemy na listę Naj Naj Naj, a potem takie kwiatki wychodzą.
Z całą stanowczością potępiam kobietę, że pozwoliła się zmanipulować przekraczając Rubikon.
To jej wina. Wyłącznie.
Za bardzo chciała, a nie było pewnie na to szans.
Ale co będziemy dywagować. To w końcu tylko literatura.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania