Dwa złote
Pan Roman energicznie wyszedł z mieszkania i z wielkim hukiem zatrzasnął za sobą drzwi. Był wściekły na swoją małżonkę, wyprowadziła go kompletnie z równowagi i nie miał ochoty przebywać z nią pod jednym dachem ani chwili dłużej. Zamiast dalej pieklić się w zaciszu czterech ścian i psuć krew sobie nawzajem, postanowił zaczerpnąć nieco świeżego powietrza. Spacer miał pozwolić ochłonąć zarówno jemu, jak i jego żonie.
Sierpniowy wieczór okazał się nadzwyczaj ciepły. Półokrągły księżyc rozświetlał bezchmurne niebo, konkurując z rzędem miejskich latarni stojących równo wzdłuż drogi przecinającej centrum miasta. Pan Roman dobiegał już pięćdziesiątki i unikał nocnych spacerów po mieście, a w zasadzie unikał tej dzisiejszej łobuzerii i młodocianych bandziorów, którzy, w jego mniemaniu, właśnie o tej porze wylegali tłumnie na ulice. Kiedy był młodszy, jeszcze przed trzydziestką, często spacerował nocą nawet po nieoświetlonych uliczkach. Był postawny, sprawny, nie bał się nikogo. To raczej jego się obawiano. Teraz już by tak nie zaryzykował.
Przemierzając krok za krokiem zapomniał na chwilę o strachu i nie wiedzieć kiedy zaczął czerpać ogromną przyjemność z samotnego spaceru. Dawno nie czuł się tak wolny i niezależny. Zazwyczaj spacerował z żoną, choć ostatnio zdarzało się to niezwykle rzadko, przeważnie przemieszczali się samochodem. Kiedy dzieci były małe spacerowali całą rodziną, wtedy też trudno było mówić o samotności. Ostatni raz pewnie był jeszcze za czasów kawalerskich, podczas powrotu z jakiejś prywatki, albo z baru, mocno podchmielony, jeszcze dopijając piwo po drodze. Tak, kiedyś to były piękne czasy.
Przywołane wspomnienia sprawiły, że nabrał ochoty na piwo. Nie miał zamiaru odwiedzać lokalu, nie lubił już słuchać głośniej muzyki jak kiedyś. Zresztą co to teraz była za muzyka, tłuczenie i wrzaski, nic więcej. Nikt już nie słuchał The Doors, ani Pink Floyd, nikt nie chciał wsłuchiwać się w brzmienie instrumentów, starać się odnaleźć przesłania utworu. Teraz liczyła się tylko lekka melodia, tekst o niczym i mnóstwo głośnych uderzeń werbla. Nie, tego nie chciał. Zamierzał kupić sobie piwo w nocnym sklepie i usiąść gdzieś w parku, w ciszy i spokoju powspominać stare dobre czasy. Posiedzi tak godzinkę, może trochę dłużej, nabierze dystansu do przebytej niedawno kłótni i wróci do domu. Żona też na pewno przemyśli całą sytuację i podobnie jak setki razy wcześniej uzna, że nie warto im było się kłócić.
Sklep nocny znajdował się dwie przecznice dalej. Wszedł pewnie po trzech schodkach i nacisnął klamkę. W sklepie, poza niezliczoną ilością rozmaitych alkoholi, znajdowało się dwóch klientów i wysoki łysy sprzedawca za ladą. Pierwszy klient uporał się dość szybko z zakupieniem kilku piw i paczki papierosów. Sprzedawca wydał mu resztę i nie odpowiedział na pożegnanie wychodzącego ze sklepu, zwracając się już do następnego klient zimnym i mało uprzejmym: „Co będzie?”
Okazało się, że będzie kłopot. Zarośnięty mężczyzna po trzydziestce nie znalazł wystarczająco dużo środków na pół litra czystej wódki, po którą się pofatygował, zatem Pan Roman stał się przypadkowym świadkiem rozmowy, która między nimi się wywiązała:
- Mam szesnaście złoty – tłumaczył mężczyzna, jakby na dowód tego trzymając w otwartej dłoni kupkę monet. - Nie ma jakiejś połówki za tyle?
- Nie ma, najtańsza jest za osiemnaście. – odparł sprzedawca.
- No ale w zeszłym tygodniu była taka za szesnaście. Bo kupowałem. – tłumaczył mężczyzna.
- Już nie ma takiej. Jest najtańsza za osiemnaście.
- No ale ja nie mam tyle, mam szesnaście. - zauważył mężczyzna, po czym wlepił w sprzedawcę wzrok, jakby oczekiwał od niego rozwiązania problemu, lub co najmniej porady jak ma się z nim uporać.
- Za szesnaście nie mam połówki. Może ćwiartkę? Za dychę już się znajdzie.
Mężczyzna wlepił w niego wzrok i uśmiechnął się z niedowierzaniem.
- Nie chcę ćwiartki za dychę, jak połówkę mogę kupić za szesnaście.
- Ale nie u mnie. – rzucił zniecierpliwiony sprzedawca. – Kupujesz pan coś, czy nie, bo kolejka jest!
Mężczyzna odwrócił się i przekrwionymi oczami spojrzał na Pana Romana, jako jedynego przedstawiciela wspomnianej przed chwilą kolejki. Dłuższą chwilę wpatrywał się w niego, aż Pan Roman zaczął się zastanawiać, czy powinien jakoś zareagować, coś powiedzieć, czy mężczyzna wymagał jakiejś deklaracji, że jemu się nie spieszy, albo czegoś podobnego. Po chwili zdał sobie sprawę, że sprzedawca również na niego spogląda, poczuł się zatem jeszcze bardziej nieswojo, jakby przytłoczony siłą nieustępliwego wzroku dwóch par oczu, wysyłających mu niezrozumiałe sygnały. Stał niepewnie, wpatrując się to w jedne przenikliwe spojrzenie, to w drugie i miał wrażenie, że owe oczy stają się coraz większe i większe, przesłaniają już głowy mężczyzn, potem ich ciała, a po chwili niemal cały sklep. Stał więc sam w pustym sklepie, naprzeciw ogromnych gapiących się na niego oczu i miał ochotę natychmiast z niego uciec.
Nagle przyszło mu do głowy dość proste wyjście z tej patowej sytuacji. Przestraszony i postawiony w stan zagrożenia człowiek, zmusza swój mózg do bardziej intensywnej pracy, dzięki czemu potrafi wówczas wymyślić bardziej nietuzinkowe rozwiązania, niż będąc w stanie komfortowym. Pan Roman w takiej sytuacji, według własnego mniemania, właśnie się znalazł.
- To może ja pożyczę panu te dwa złote. - odezwał się chrapliwym głosem, gdyż zaschło mu w gardle.
Na twarzy mężczyzny pojawił się nagle tak nieludzki grymas, że Pan Roman zastanowił się, czy nie będzie musiał udzielić mu pierwszej pomocy medycznej. Dopiero po chwili zrozumiał, że mężczyzna uśmiechnął się do niego z zadowoleniem. Następnie wziął od niego monetę, dorzucił ją do kupki trzymanej w dłoni i całość z brzękiem wysypał sprzedawcy na ladę, żądając tej droższej połówki, tej za osiemnaście. Zanim wyszedł jeszcze uścisnął dłoń swojego darczyńcy i podziękował za wsparcie.
Pan Roman odetchnął z ulgą. Kupił sobie dwie puszki piwa, grzecznie pożegnał się ze sprzedawcą i nie słysząc odpowiedzi wyszedł ze sklepu. Uśmiechnięty poszedł w stronę pobliskiego parku, usiadł na ławce i otworzył puszkę piwa. Był z siebie bardzo zadowolony, zachował się jak mistrz strategii. Nie tylko wybrnął z napiętej sytuacji w sklepie, ale jeszcze pomógł temu mężczyźnie. Dwa złote dla niego nie znaczyły zbyt wiele, natomiast temu nieogolonemu człowiekowi pozwoliły zafundować odrobinę radości. Co z tego, że wydał je na alkohol, był w potrzebie, a Pan Roman mu pomógł. Głodnych nakarmić, a spragnionych napoić – czy nie tak mówi Pismo Święte? Zatem zachował się jak przykładny chrześcijanin, spragnionego napoił. Mógł być z siebie dumny.
Nie zdążył opróżnić pierwszej puszki, kiedy rozległ się dzwonek w jego telefonie. To żona martwiła się o niego. Przeprosiła za awanturę i wzięła całą winę na siebie, na co Pan Roman odparł, że to w zasadzie on przesadził i pragnął prosić o wybaczenie. Obiecał, że wróci za kilka minut i rozłączył się. Zostawił na ławce niedopite piwo i szybkim krokiem ruszył w stronę domu. To był udany wieczór, choć nietypowy jak dla niego, ale cieszył się, że może już wrócić do domu. Byłby jeszcze szczęśliwszy wiedząc, że za kilka chwil będzie się długo i namiętnie godził z żoną, a następnie razem, leżąc nadzy w łóżku, posłuchają The Dark Side of the Moon Pink Floyd.
Jaszczur powoli wracał do domu, a pół litra, które trzymał w dłoni utrzymywało go w dobrym humorze. Głupi staruszek ze sklepu stał się udziałowcem dzisiejszej połówki i mężczyzna postanowił upamiętnić wkład obcego, wypijając jeden głębszy za jego zdrowie. „Zdrowie wasze, gardła nasze” – przypomniał sobie nagle powiedzonko jednego z polityków i zaśmiał się donośnie. Nie potrafił sobie przypomnieć czyje to słowa i przy jakiej okazji zostały wypowiedziane, ale to nie miało większego znaczenia. Ważne, że doskonale pasowały do sytuacji.
Jaszczur, jak go nazywali koledzy, lubił sobie wypić i nie krył się z tym. Na budowie, gdzie pracował, na porządku dziennym było wypicie kilku piw podczas dniówki. Mocniejsze alkohole nie wchodziły w grę, najwyżej w dniu imienin któregoś z pracowników, albo po wypłacie, bo wtedy majster się nie czepiał. Zresztą po wódce chciało się bardziej spać niż pracować, a po piwie to na odwrót. Na wódkę przychodził czas wieczorem, po skończonej dniówce. Jaszczur prawie codziennie kupował w markecie pół litra, albo kilka piw, bo w markecie było taniej i wypijał je wieczorem przy telewizorze, oglądając jakimś film czy mecz. Nie przesiadywał w barach, bo nie miał ochoty płacić za piwo dwa razy więcej niż sklepie, dlatego pił w domu. Tego dnia wyjątkowo poszedł z kolegami po pracy do baru, bo jeden z nich oblewał zakup nowego samochodu. Zasiedzieli się trochę i gdy skończyli market był już zamknięty, dlatego wybrał się do sklepu nocnego.
Dochodziła dwudziesta trzecia, kiedy dotarł do bramy obdrapanej kamienicy, w której mieszkał. Mieszkanie w suterynie nie było szczytem jego marzeń, ale nie narzekał. Czynsz był niski, a czego więcej potrzeba człowiekowi do spania niż czerech ścian i dachu nad głową. Może kiedyś się dorobi, to wynajmie coś lepszego.
W domu czekała na niego żona. Ładne, regularne rysy twarzy, pokrywała pomarszczona szara skóra. Włosy miała przetłuszczone, spięte niedbale w kok, a oczy mocno podkrążone. Kiedy zauważyła w jego dłoni butelkę, natychmiast zaczęła robić mu wyrzuty:
- O co ci chodzi, czego tak się drzesz?
- Skąd masz pieniądze na wódkę? Znowu wziąłeś zaliczkę? Potem pierwszego tylko na czynsz przynosisz i tyle! Resztę przepijasz!
- Pracuję ciężko, po dwanaście godzin, to mam chyba prawo wieczorem się zrelaksować!
- A pomyślałeś z czego będziemy żyć? Dzieciom trzeba książki do szkoły pokupować, popłacić wszystko, nowe ubrania kupić, bo ze starych już powyrastały. Skąd mam na to brać?
Mężczyzna nie chciał się kłócić, chciał spokojnie się napić, zapomnieć o problemach, o braku pieniędzy i kłótniach z żoną. Alkohol go uspokajał, pozwalał na chwilę pozbyć się wszelkich trosk. Poszedł do kuchni i zagotował w czajniku wodę. Do szklanki wrzucił torebkę herbaty, zalał ponad połowę i czekał chwilę, aż się zaparzy. Potem dolał zimnej wody z kranu i wyłowił palcami torebkę.
- Napijesz się ze mną? – zapytał siadając w pokoju przed telewizorem.
- Nie będę z Tobą piła, ty pijaku! – zdenerwowała się jeszcze bardziej.
- To chociaż pozwól mi się napić w spokoju.
Opróżnił jeden kieliszek, po czym napełnił następny. Przypomniał sobie, że powinien wypić za zdrowie tego gościa ze sklepu, dlatego szybko, ku pamięci, wypił następny kieliszek. Łyk herbaty wypłukał z ust ostry smak alkoholu.
- Zadowolony jesteś z siebie? – żona nie dawała za wygraną – Przepijasz wszystkie pieniądze, a ja nie mam co do garnka włożyć, co dzieciom dać jeść.
- Przecież też zarabiasz, czemu tylko do mnie masz pretensję?
- Dorabiam no pół etatu, dobrze wiesz ile dostaję.
Jaszczur wypił jeszcze dwa szybkie i nabrał ochoty na kłótnię z żoną. Nie będzie mu tu głupia suszyć uszu.
- To zacznij robić na cały etat, a nie narzekaj.
- Dobra, pójdę na cały etat, tylko kto się zajmie dziećmi? Nie chciałeś ich posyłać do przedszkola, bo to pieniądze wyrzucone w błoto, a teraz mnie chcesz do roboty wysłać?
- No to mi tu nie pierdol smutnych kawałków – rzucił zdenerwowany.
- Ty będziesz przepijać wszystkie pieniądze, a my mamy głodem przymierać?
- Nie opowiadaj, mamy co jeść.
- Dziś tak, a o jutro?
- Jutro będzie futro.
Kobieta zaczęła się trząść z nerwów, do oczu napłynęły jej łzy.
- Zobaczysz zostawię cię kiedyś. Wezmę dzieci i uciekniemy od ciebie, a ty będziesz płacił alimenty na nas wszystkich!
- To spierdalaj, możesz nawet już!
Mężczyzna wziął do ust kolejny kieliszek, ale nagłe szarpnięcie ręki spowodowało, że cała zawartość wylała się na jego koszulę. Kobieta wyrwała mu kieliszek z ręki i próbowała zabrać mu butelkę, ale tylko trąciła ją i wódka wylała się na brudny obrus.
- Ty suko, teraz pożałujesz!
Kilka mocnych uderzeń w twarz zwaliło kobietę z nóg. Nawet nie zasłaniała głowy, kiedy usiadł na niej i nadal ją bił w pijackim szale. Przerwał dopiero, gdy z sąsiedniego pokoju dobiegł do jego uszu płacz dzieci. Wymierzył wskazujący palec w jej krwawiący nos i mrużąc nienawistnie oczy rzucił:
- Masz szczęście suko, że zależy mi na dzieciach, bo bym cię zabił.
Usiadł z powrotem przed telewizorem i dopił resztę wódki, którą udało mu się jeszcze uratować. Nie wystarczyło mu to jednak, żeby zapomnieć o troskach i długo w noc nie mógł zasnąć. Miał za złe żonie, że zniszczyła mu cały wieczór.

Komentarze (5)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania