Dysonans Cz.1

– Maks? Słyszysz? — spytała lekko poirytowana.

Z tonu jej głosu wnioskowałem, że jeszcze chwila i wpadnie w ten swój dramatyczny, nieco piskliwy rejestr, który tak bardzo mnie drażnił. Nie odrywając wzroku od okna, odpowiedziałem:

– Słyszę.

– To dlaczego znowu na mnie nie patrzysz, gdy do ciebie mówię?

– Nie muszę. Mam uszy — odparłem rzeczowo i niechętnie przeniosłem wzrok na zaróżowioną od rosnącej irytacji twarz Zośki.

Rzeczywiście, nie słuchałem jej zbyt uważnie, gdyż zaparkowany przed knajpą czerwony samochód skutecznie odwracał moją uwagę od słownej tyrady gadatliwej towarzyszki. Nie dość, że wyróżniał się na tle zimowego krajobrazu, zaburzając szaro-bury pejzaż, to jeszcze jakiś szaleniec zaparkował go na dwóch miejscach, co dodatkowo wywoływało we mnie tak dobrze mi znane uczucie napięcia i podenerwowania. Nerwowo skubałem rękaw szarego swetra, uprzednio schowawszy dłonie pod stołem, tak by Zośka nie zauważyła mojego zaniepokojenia. Pomimo setek godzin spędzonych na terapii, podczas których miałem nauczyć się panowania nad swoim pokręconym mózgiem, nadal łapałem się na tym, że moja percepcja momentami wyprzedzała mnie o krok. Tak jak dzisiaj. Niby nic takiego, ot zwykły czerwony samochód, który nie stał w wyznaczonych liniach. Widok ten sprawił, że zupełnie nie potrafiłem skupić się na słowach mojej przyszłej żony. Powoli wyciągnąłem dłonie spod stołu i poprawiłem wazonik ze sztucznym kwiatkiem, przesuwając go lekko w prawo.

– Maks, co się dzieje? — Zośka spojrzała na mnie uważnie. — Jesteś zupełnie rozkojarzony.

– Nic — zapewniłem szybko. – A co ma być?

– Już trzeci raz przestawiasz tej cholerny wazonik. Zawsze tak robisz, gdy się denerwujesz.

– Co robię? — spytałem z miną niewiniątka.

Zośka sapnęła zniecierpliwiona i wywracając oczami, pisnęła półszeptem:

– Porządkujesz!

Spuściłem wzrok i gapiłem się w niedopitą filiżankę kawy. Na spodku dostrzegłem minimalne, ledwie zauważalne wgłębienie. Była to zapewne jakaś wada fabryczna, która wydawała się na tyle niewidoczna, iż uznano, że spodek i tak trafi do sprzedaży. Gdyby to ode mnie zależało, talerzyk nigdy nie wylądowałby na sklepowych półkach. „Partacze” — pomyślałem z goryczą i odwróciłem spodek w drugą stronę, tak by nie wiedzieć haniebnych uszkodzeń.

Zośka przyglądała mi się przez dłuższą chwilę w milczeniu, popijając swoje latte. Jej półdługie, kręcone włosy układały się w niesforne pukle, które tak lubiłem dotykać. Były miękkie i sprężyste, łasiły się do moich długich palców i pieściły wrażliwe przestrzenie wewnętrznej części dłoni. Nigdy, nawet słowem nie zająknąłem się, jaką przyjemność sprawiało mi patrzenie, jak zniecierpliwionym ruchem dłoni odgarniała pojedyncze pasma, które jakimś cudem co jakiś czas wysuwały się spod kwiecistej apaszki, opadając na bladoróżową twarz mojej wybranki.

– Zosiu — zacząłem, próbując zatrzymać wzrok na jej twarzy. – Wszystko w porządku. Po prostu mam gorszy dzień.

Z lubością użyłem formułki, której nauczyłem się podczas terapii. To zdanie już nie raz uratowało mnie z opresji w dorosłym życiu, kiedy np. zbyt długo nie odpowiadałem na pytanie, bo moje myśli błądziły gdzieś poza tematem rozmowy. Wkrótce odkryłem, że ‘gorszym dniem” można było wytłumaczyć większość moich społecznych dziwactw.

Nagle Zośka wstała od stolika i ruchem głowy wskazała na okno.

— Czerwony, tak?

Ponownie spuściłem głowę i przytaknąłem niechętnie.

— Możemy się zamienić miejscami. Usiądziesz plecami do okna to nie będzie cię tak dekoncentrował, ok?

Bez słowa wstałem i z niejaką ulgą zająłem jej miejsce. Rzeczywiście poczułem się znacznie lepiej. Właściwie to może nie lepiej, ale zdecydowanie spokojniej. Przesunąłem kawę na swoją stronę stolika i już miałem poprawić wazonik, gdy napotkałem jej strofujący wzrok. Odruchowo cofnąłem rękę. Od jakiegoś czasu natręctwa wróciły. Momentami nie potrafiłem nad nimi zapanować. A tak dobrze mi szło. Byłem doskonałym aktorem. Niemal bezbłędnie wcielałem się w rolę ‘normalsów’. Podobno największym sukcesem terapii autystów było stwierdzenie, że przecież „niczego po mnie nie widać”. I nie było. Do czasu. Miałem niejasne przeczucie, że wszystko zaczęło się kilka tygodni po tym, jak oświadczyłem się Zośce.

– Lepiej? — spytała z troską w głosie. – Możemy pogadać?

– Uhm.

– Chodzi o moich rodziców — zaczęła ostrożnie. – Za dwa dni przyjeżdżają z Norwegii i chcieliby się u nas zatrzymać.

Na wieść o Halinie i Klemensie Głazach poczułem nagły ucisk w żołądku. Nie to, że ich nie lubiłem. Przyszłych teściów traktowałem raczej neutralnie. Większość osób, które spotykałem na swojej dotychczasowej drodze, traktowałem neutralnie. Nigdy nie miałem potrzeby przywiązywania się do kogokolwiek. Dzięki terapii dowiedziałem się, że niekiedy nawet potrafiłem wykorzystywać w celu zaspokojenia własnych potrzeb, bez wewnętrznej konieczności kontynuowania znajomości. Głazowie to była zupełnie inna para kaloszy. Niedługo miałem zostać częścią ich rodziny i czy mi się to podobało, czy nie, musiałem ich tolerować. Choć muszę przyznać, że nie było to wcale łatwe zadanie. Halina używała śmierdzących perfum, które powodowały u mnie atak migreny, a Klemens nigdy nie odwieszał kurtki na wieszak w przedpokoju. Zazwyczaj rzucał ją niedbale na stojący w korytarzu szezlong. I notorycznie zostawiał brudne kubki po kawie w zlewie, zamiast od razu włożyć je do zmywarki.

– Na długo przyjadą? — ze wszystkich sił starałem się, żeby ton mojego głosu nie przypominał jęczącego psa. – I czemu nie zatrzymają się u twojego brata? Wiesz, że nie lubię obcych w mieszkaniu.

Zośka fuknęła urażona i tym razem to ona zaczęła obracać wazonik w dłoniach.

– Moi rodzice to nie są obcy. U Krzyśka jest remont, nie pamiętasz? Ojciec ma urlop, u nas planują zatrzymać się na góra trzy dni.

Trzy dni migreny, ja pierdolę.

– Ok — kiwnąłem głową. – Jakoś to zniosę.

– Nie musisz być złośliwy — warknęła Zośka. – Wiesz, jak rzadko widuję rodziców. To dla mnie ważne.

– To nie była złośliwość. Chyba. A jeśli tak to odczytujesz to przepraszam.

Narzeczona jeszcze przez dłuższą chwilę nic nie mówiła. Wiedziałem, że rodzice są dla niej kimś ważnym, choć budzili w Zośce momentami skrajne emocje, których ja nie potrafiłem zrozumieć. Obszar w moim mózgu odpowiedzialny za emocje nie działał, jak należy. Niuanse, mowa ciała, subtelne zmiany w tonie głosu i inne tego typu historie były dla mnie niczym czarna magia. Z zadumy wyrwał mnie głos Zofii.

– Maks, czy ty jesteś ze mną szczęśliwy?

Spojrzałem na nią zdezorientowany. Dlaczego u diabła zadaje mi takie pytania? Przecież na początku znajomości wszystko o sobie opowiedziałem. O autyzmie, terapii, społecznych dziwactwach, emocjonalnej ślepocie. Twierdziła, że przyjmuje mnie z całym dobrodziejstwem inwentarza, a teraz, co? Pyta, czy jestem szczęśliwy? Nie wiem, kurwa czy jestem!

– Dlaczego pytasz? — postanowiłem grać na czas, choć w środku cały dygotałem. W głowie rozpaczliwie usiłowałem odnaleźć sesję, na której rozmawiałem z terapeutą o szczęściu. Co on wtedy mówił? Szlag, nie pamiętałem. Zaraz, przecież uczyłem się definicji: Szczęście to emocja, spowodowana doświadczeniem, które oceniane jest przez podmiot jako pozytywne. Czy moje doświadczenie z Zośką było oceniane przeze mnie jako pozytywne? Chyba tak. Kurwa, nie mogła spytać, gdzie w mieście kupimy najtańsze masło? Przynajmniej wiedziałbym co odpowiedzieć.

– Jesteś ostatnio inny. Zmieniłeś się, taki jakby bardziej… — tutaj zawiesiła głos, szukając odpowiedniego słowa.

– Autystyczny? — dokończyłem za nią.

– Nie wiem. Chyba tak…

– Jestem dorosłym z zaburzeniami ze spectrum autyzmu. To nie przechodzi jak katar. Wiedziałaś o tym, mówiłem ci przecież.

– Wiem…

– To o co chodzi?

– Sama nie wiem. Zauważyłam, że wróciły ci natręctwa, które podobno już przepracowałeś. Martwię się, czy to nie jest spowodowane zbliżającym się ślubem. Dużo o tym czytałam i jest to możliwe w stresujących sytuacjach. Stresujesz się?

– Chciałbym wracać do domu — burknąłem i nie czekając na jej reakcję, wstałem z krzesła. Czułem, że nie miałem ochoty kontynuować tej próżnej rozmowy. Zośka patrzyła na mnie z niedowierzaniem, gdy zacząłem kierować się do wyjścia.

– Zaczekaj! Co ty wyprawiasz?

Odwróciłem się zaskoczony.

– Idę do domu. Mówiłem przecież.

– Nie skończyliśmy rozmawiać — stwierdziła z wyrzutem. – Po prostu uciekasz.

Nie chciałem z nią rozmawiać. Męczyła mnie. Irytowała jak natrętna mucha, która brzęczy nad uchem, gdy jeszcze chce się spać. Nagle poczułem coś dziwnego. Jakaś niewidzialna nić w mojej głowie naciągnęła się i rozerwała z hukiem. Tak jak moje wypracowane przywiązanie do Zośki.

 

***

 

– Panie Maksymilianie, niech pan opowie wszystko jeszcze raz. Tylko na spokojnie.

Kojący głos Magdy, mojej terapeutki, zawsze sprawiał, że rozproszone myśli wskakiwały na właściwe tory. Niekiedy myślałem, że gdybym potrafił kochać, to mógłbym się zakochać właśnie w takiej kobiecie. Paradoksalnie nie była specjalnie urodziwa, na oko z lekką nadwagą, ale jej aksamity, ciepły głos starczał mi za wszystkie możliwe kobiece atrybuty.

– Chyba rozstałem się z narzeczoną — oznajmiłem beznamiętnym tonem. Naprawdę nie odnajdywałem w sobie z tego powodu żadnych uczuć. Żadnych!

Magda pokiwała ze zrozumieniem głową i zerknęła do notatek.

– Byliście razem trzy lata, czy tak?

– Dwa lata i 11 miesięcy – doprecyzowałem.

– Oświadczył się pan. To musiało być coś poważnego…

– Chyba musiało … — zawiesiłem głos, a zaraz potem, dodałem – Sądziłem, że po dwóch latach tego właśnie ode mnie oczekuje.

– A pan? Chciał tego ślubu?

– Nie wiem. Nie myślałem o tym w ten sposób.

– A w jaki pan myślał?

Zawiesiłem wzrok tuż nad jej głową i utkwiłem go w rzędzie równo poukładanych książek.

– Lubię jak wszystko jest równo poukładane. Uporządkowana przestrzeń mnie uspokaja — wyznałem, wskazując na regał za jej plecami.

Magda uśmiechnęła się lekko i również spojrzała na półkę.

– Wiem. Do niczego byśmy nie doszli, gdyby podczas całej sesji zastanawiał się pan nad nierówno poskładanymi książkami, nieprawdaż? Chciałabym jednak, żebyśmy wrócili do pani Zofii.

– Wyprowadziła się. Powiedziała, że musi wszystko przemyśleć. Co to znaczy?

Magda zamyśliła się i patrząc mi w oczy, odezwała się po dłuższej chwili.

– Myślę, że potrzebuje czasu, by poukładać sobie w głowie państwa relację. Chciałby pan, żeby wróciła?

– Nie — odpowiedziałem bez namysłu. – Wydaje mi się, że przez ten cały czas tylko udawała, że mnie akceptuje. Tak jak ja udawałem, że się dla niej zmienię.

– Tak pan myśli?

– Tak właśnie myślę. Wie pani, co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze?

– Co takiego?

– Odczułem ulgę, gdy się wyprowadziła. Nie powinienem się tak czuć, zważywszy na fakt, że mieliśmy się pobrać, prawda?

– To zależy od tego, co panem kierowało, gdy decydował się pan na ślub.

– Powinność. Tak mi się zdaje.

– Rozumiem. Czy obecna sytuacja sprawia, że czuje się pan lepiej?

– Tak.

Magda podniosła się z fotela i podeszła do biurka. W stosie teczek i notatek odnalazła bordowy notes. Przez chwilę przeglądała jego zawartość, zapewne sprawdzając termin następnej wizyty.

– Widzimy się za dwa tygodnie. Proszę o kontakt w razie jakichkolwiek trudności, dobrze?

Wyjąłem telefon i wpisałem termin do kalendarza.

– Dobrze. Do widzenia.

Gdy sięgałem po klamkę, z głębi gabinetu dobiegł mnie głos Magdy.

– Panie Maksymilianie, gdzie teraz kupię mleko sojowe w najlepszej cenie?

– Z Alpro czy Joya? – spytałem rzeczowo.

– Wszystko jedno. – Zaśmiała się serdecznie.

– Alpro po 7,99 na promocji w Kauflandzie na Warszawskiej, ale tylko do jutra. Musi się pani pośpieszyć.

– Tak zrobię! Dzięki.

Wyszedłem na jasny korytarz i włożywszy puchową kurtkę, udałem się do domu.

Następne częściDysonans cz.2

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    O! Cichoszka jest:)↔Wiedziony poprzednimi, wiedziałem, że się tekstem nie zawiodę. I znowu jak wtedy:
    nie za dużo, nie za mało i niby tak "po prostu" lecz jednocześnie – nie. No i treść, sama w sobie. Chce się wiedzieć więcej. To takie typowe z "tym wazonikiem" gdy człek "niespójny jakby" i chciałby uciec, od "nie konkretów ustabilizowanych"↔No i zakończenie Cichoszkowe:)↔Na dziś rzeknę, że będę czytać następne
    Pozdrawiam?:)
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    P.S↔Co do tytułu, to czasami takie rymy stosuję:))?:)
  • Cicho_sza dwa lata temu
    Witaj DeDo po długiej mojej nieobecności, mam nadzieję, że nie uczyniłam wielkich pustek w domu Twoim tym zniknieniem moim ?? Trochę mnie nie było, alem podglądała co się tutaj dzieje.
    Co do wrzuconego dziś fragmentu to raczej takie luźne zapiski i przemyślenia na temat życia osób dorosłych z zaburzeniami autystycznymi. Sama jestem bliska tego tematu. Wydaje mi się, że takie osoby po latach terapii mogą odczuwać taki dysonans poznawczy. Pomiędzy tym co czują, a tym czego się od nich oczekuje.
    Dzięki za dobre słowo i cichoszkowe pisanie, choć pewnie to pisanie mogłoby być lepsze, ale jakoś nie czuję potrzeby zawracać kijem Wisły ?
    Serdeczności i zapraszam po więcej
  • Trzy Cztery dwa lata temu
    Cześć, Cicho_sza. Jestem ciekawa dalszych części Twojej nowej opowieści. W ogóle nie znam ludzi, którzy mogą o sobie powiedzieć: "Jestem dorosłym z zaburzeniami ze spectrum autyzmu". Czy rzeczywiście wszystkie związki z innymi ludźmi są w ich przypadku "wypracowanym przywiązaniem"?
    Będę czytać kolejne części. Trzymaj się w swojej pisarskiej pracy! I - dawaj!
  • Cicho_sza dwa lata temu
    Witaj, jak miło Cię widzieć ? zagadnienie, które poruszam to próba wyobrażenia (lub oblaskawienia) rzeczywistości, która za kilkanaście lat będzie mi niewątpliwie bliska i będzie dziać się na moich oczach. Pewnie dobrze się domyślasz, że chodzi o mojego syna, który jest dopiero 11-letnim chłopcem, ale nim się obejrzę stanie się dorosłym facetem. Nie wiem czy będzie miał podobne problemy jak Maks, ale wiele cech zostanie z nim na zawsze, pomimo terapii.

    Powolutku piszą się dalsze części. Dzięki za obecność
  • Domi51 dwa lata temu
    Tekst bardzo interesujący, daję 5 na zachętę. Również cierpię na zaburzenie ze spektrum autyzmu, zespół Aspergera, więc rozumiem głównego bohatera.
  • Cicho_sza dwa lata temu
    Cieszę się, że odnajdujesz znajome cechy i sytuacje. Mam nadzieję, że będziesz do mnie wracać. Bardzo liczę na opinię ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania