Dziewczyna i kołysanka (e...)
Uciekała przed nieznanym.
Wilgotny, miękki mech był w sam raz na posłanie, a sterta zrudziałych liści służyła za kołdrę.
Dzwonił znowu ten cholerny telefon. Już po raz drugi tej nocy przerywał sen.
Do licha! Ktoś nie daje spać?
Rosemary's Lullaby wwiercała się w umysł, budując suspens, a za chwilę usypiała,
by po tym wszystkim znienacka zaatakować zmysły, katakumby ludzkiego umysłu.
Kołysanka dla diabła i ten przedsmak przed ucieczki.
Twarz piekła, a nagie ramiona z wtopionym jedwabiem lśniły jak krwisty befsztyk.
Spod żebra wystawał duży odłamek szklanej tafli.
Ból palił dogłębnie, a smród spalających ciał szarpał w niej konwulsje, wywołując torsje nieprzetrawionej szarlotki.
Poruszała się, przeciągała jak wąż, by wreszcie usiąść. Kołdra miękką strugą rozsypała się z jej ramion i piersi.
Na jasnej plamie torsu Księżyc zakreślił mozaikę, poprzerywane wiśniowe skrzepy wysunęły się spod liści.
W chaosie świata i miejsca, z głębi ciemności wypełzła jak upiór.
Powróciła myślami do sytuacji sprzed wybuchu.
Do melancholii, córki niewiedzy. Do miejsc zatęsknionych. Jej spojrzenie biegło do niego, do posągu w zesztywniałym grymasie w masce skurczów.
Jak ten człowiek potrafił się zmieniać i konfabulować po meandrach istnienia?
Potrafił tak mocno rozkochać, że poza nim świata nie było. Nie było powietrza.
I nagle to, co tyle budowała, zatrwożyło. Że coś, do czego dążyła, zamiast uszczęśliwiać, umarło.
Bez litości dla natury ludzkiej, stał się bezwzględnym obliczem zła.
Patrzyła na niego bezmyślnie pustymi oczami zza rozbudzonego snu.
Z kącika ust sączyła się świetlista nitka śluzu.
Żywił się rozkładem, zgnilizną, a przy tym towarzyszył mu diabelski chichot.
Jednak dzisiaj trwała cisza, ciepła i miękka jak aksamit.
Wydawała się taka namacalna, że patrzyła głęboko jak czerń studzienna w głębię wyalienowania.
Dławiła się gorzką tęsknotą za sensem i ładem istnienia.
I znowu dzwonek kołysanki, diabelskiej serenady do zaśnięcia wyrwał pragnienie o kwiecistych łąkach.
Tam, gdzie nas nie ma, tam karmią smakiem zielonej, soczystej trawy.
A życie? Nie ma innego, nie ma dwóch miejsc takich samych.
A jeśli nawet są, to zbyt daleko, zbyt zajęte sobą. Zbyt odmienne.
Tam, gdzie sny zasiadają do stołu wraz z rutyną i zjadają nas od środka jak robaki,
szczypiąc po cichutku pod przykrywką dobrego, stałego i bezpiecznego życia.
Tam pułapka ukryta za powtarzalnością daje tylko złudzenie pragnienia.
Tam uszyta na miarę codzienność wypełza z mrocznych zakamarków i zaczyna mocno uwierać.
Poszukujemy miejsc, bo życie mamy tylko jedno, bez względu na to, jak bardzo chcielibyśmy je wyprasować, ono i tak się wygniecie i ubrudzi.
Szukamy terytorium niczyjego, zamieszkanego przez ludzi niespełnionych,
zgniłych w swoich marzeniach, odczuwających dramatyczną tęsknotę za zespoleniem ze sobą, ze światem. Przestrzeń dla biesów.
Nie zawsze wszędzie ktoś czeka. Nie zawsze jest dobrze.
Oczekiwała kolejnego dzwonka, lecz cisza otuliła sen szalem utkanym z liści.
Nikt nie podlał trawy. Zwiędła myśl niczym jeszcze się narodziła.
Komentarze (11)
uciekała przed nieznanym
wilgotny mech był posłaniem
w stercie liści dzwonił telefon
już po raz drugi tej nocy
lullaby wwiercała się w umysł
kołysanka diabła przedsmak ucieczki
pająki w kątach tkały twarz piekła
jedwab na delikatnych ramionach
zamieniał się w krwisty befsztyk
spod żebra wystawał odłamek szkła
zapach ciała nieprzetrawiona szarlotka
miękka kołdra poruszała się jak wąż
wzdłuż szyi księżyc kreślił mozaikę
z wiśniowych płatków powstawał chaos
wracała do sytuacji sprzed wybuchu
do melancholii córki niewiedzy do niego
człowieka który potrafił się zmieniać
potrafił rozkochać brakowało powietrza
z jego ust sączył się śluz w towarzystwie chichotu
ciszę rozkładał na mniejsze kręgi w studni
dźwięk kołysanki znów wzywał do zaśnięcia
na łące po której chodzą ludzie niespełnieni
Pasja, przegadałaś, ale to tak, że naprawdę, brak słów. Jak można marnować takie pomysły? Nie wiem co powiedzieć.
Mogłabyś zrobić z tego dobry, naprawdę dobry wiersz. Pomyśl o tym... w wersji live :)
https://www.youtube.com/watch?v=3FtIqsTo9Zk
Pozdrawiam
" bo życie mamy tylko jedno, bez względu na to, jak bardzo chcielibyśmy je wyprasować, ono i tak się wygniecie i ubrudzi" - niesamowita maksyma.
Pozdrowienia!
Pozdrawiam serdecznie
"Wilgotny, miękki mech był w sam raz na POSŁANIE, a sterta zrudziałych liści służyła za POSŁANIE.
Może to "e..." w tytule oznacza, że sama wiesz, że to jeszcze szkic:)
Co oznacza ten zapisek?
Miłego dnia
Gdy czytam o „świetlistych strużkach” „głębi wyalienowania” wyścielonych „gorzką tęsknotą” „miękką jak aksamit” w „mrocznym zakamarku” „torsu Księżyca”, to mi się finka w kieszeni otwiera :)
Naprawdę nie wiesz, co oznacza ten dopisek? Że po nim wystąpi dziewczyna z „efem”… 35 w technologii stealth :)
Będzie niewidzialna dla naszych radarów :)
Pasja, tylko spokojnie, oddychaj, skłon, wyprost, tak, dobrze, a teraz usiądź i zastanów się jeszcze raz jak to wszystko zapisać :)
Pierwszy:
"A życie? Nie ma innego, nie ma dwóch miejsc takich samych.
A jeśli nawet są, to zbyt daleko, zbyt zajęte sobą. Zbyt odmienne.
Tam, gdzie sny zasiadają do stołu wraz z rutyną i zjadają nas od środka jak robaki,
szczypiąc po cichutku pod przykrywką dobrego, stałego i bezpiecznego życia".
Spełnienie w rutynowych snach, można sobie narzucić treść snów? Można, bo tu są pragnieniami, marzeniami. Jest wielu takich ludzi, którzy przede wszystkim cenią sobie stabilizację we wszystkim, w trybie dnia, w powtarzających się ciągle wyborach tego samego. Szczególnie dopada to ludzi starszych albo takich którym zabrakło mocniejszych wyzwań. A jeśli nawet mieli je przed sobą, zawsze koło nich stał ktoś, kto je usuwał, rozwiązywał.
Ich życie to bierność, spełnienie się na starcie i upragnione nihil novi. Życie w ramkach. Dożycia w ramkach dążą również ci, którzy mocnych przeżyć mieli w nadmiarze. Chcą już tylko spokoju, ocienionego co najwyżej melancholią.
Ale ramki coś/ktoś rozrywa, toczą od wewnątrz robaki powtarzalności:
"Tam pułapka ukryta za powtarzalnością daje tylko złudzenie pragnienia.
Tam uszyta na miarę codzienność wypełza z mrocznych zakamarków i zaczyna mocno uwierać".
Kończy się era spokoju, ledwo zdobyta melancholia, jej sen... i tu wracam do początku tej przebogatej w emocje i metafory prozy poetyckiej. I tu w zasadzie dopiero rozkręca się temat utworu. To co napisałam, to zaledwie wstęp.
Oniryzm. Podporządkowany genialnej i najstrasznej kołysance Komedy.
Sleep safe and warm.
Bezpiecznie i w cieple śpij... a wkrótce staniesz się diabłem, spotkasz się z diabłem.
Wybuch jak piekło po zrzuceniu bomby atomowej. Zaledwie jej przedsmak, bo okaleczenia, choć ogromne, nie przekreśliły ucieczki z pola rażenia Zła, złego człowieka.
Do którego chciała przylgnąć, w którym widziała nadludzki posąg.
I cios. Kara.
Niespełnione nadzieje nie pozwalają do powrotu w ramki.
Poszukiwania terenów niczyich, bo ten diabelski rejon nauczył wiele.
Tęsknota za zespoleniem, bo jednak spełnienie nie może być w pojedynkę. Choć to przestrzeń dla biesów, z rutyny chce się człowiek wybudzić, podświadomie oczekuje melodii diabelskiej kołysanki, zderzenia z przeciwstawnością.
Ale... metaforyczna jesień jakby łaskawa. Może wybuchu nie będzie.
Nie uczymy się na doświadczeniach, zmysły grzebią rozum głęboko pod swoim rewirem, więc wszystko może spowodować kolejną eksplozję.
Dawno żaden utwór tak mnie nie wciągnął w głąb siebie. Niesamowity klimat, rozbudowane obrazy, zapachy i bardzo żywa narracja. Jakże daleka od martwej, beznamiętnie ułożonej, poprawnej i trendy wypowiedzi.
5!
Pozdrawiam
Dziękuję za niesamowitość i pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania