Poprzednie częściDziewczyna z piłką - PROLOG

Dziewczyna z piłką - Rozdział 6

Nadszedł dzień charytatywnego meczu. Czekałam już w szatni z resztą koleżanek z drużyny, które tylko czekały z niecierpliwością na to, żeby dowiedzieć się, kto będzie naszym przeciwnikiem. To trochę dziwne, że nie powiedzieli nam tego wcześniej. Chodziło pewnie o to, żeby wzbudzić w kibicach ciekawość - wiadomo, im więcej pieniędzy uda się zebrać, tym lepiej. Wyszłyśmy na boisko i ustawiłyśmy się na swoich pozycjach. I wtedy to zobaczyłam.

- Lena? - szepnęłam do siebie na jej widok w przeciwnej drużynie.

Podniosła wzrok i również nie mogła ukryć zdziwienia. To nawet zabawne, dziwny zbieg okoliczności. Musiałam jakoś ukryć się przed nią, aby nie powiedziała Marco o moim sekrecie. Jeszcze przed gwizdkiem pobiegłam do schowka, gdzie znajdowały się rożne atrybuty piłkarskie. W oko wpadła mi peruka, wzięłam ją i założyłam oraz zmieniłam koszulkę na inny numer wraz z nazwiskiem. W ten sposób wyszłam na boisko.

Gwizdek rozpoczął grę i rzuciłyśmy się wszystkie w stronę piłki. Lena zastawiła mi do niej drogę.

- Dobrze grasz. - zawołała, biegnąc obok mnie i nie dopuszczając, żeby koleżanki podały mi piłkę.

Ja tylko uśmiechnęłam się, a ona odwzajemniła uśmiech. Po chwili jednak opanowałam się i zobaczyłam, jak Domi patrzy na mnie. Wiedziałam, o co jej chodzi, ale Lena nie.

Dominika podała mi piłkę, a ja od razu skierowałam się z nią na bramkę rywala. Ominęłam dwie zawodniczki i podałam do Dominiki. Wbiegłam w pole karne i futbolówka do mnie wróciła. Nawet jej nie przyjęłam i z pierwszej piłki oddałam strzał na bramkę. Usłyszałam radosne krzyki dziewczyn i już po 30 sekundach meczu prowadziłyśmy 1:0. Kolejną bramkę dodała Dominika i wygrałyśmy 2:0.

Patrząc na minę Leny po całym meczu myślałam, że zaraz będę się tarzać ze śmiechu po boisku. Jednak opanowałam się i poszłam jej pogratulować oraz reszcie drużyny. Podeszłam do niej i podałam rękę.

- Dziękuję za udany mecz. - powiedziałam.

-To ja dziękuję. - odparła. - Jestem pod wrażeniem.

- Ale czego? - zapytałam.

- O twoją grę. Nie myślałam, że taka młoda dziewczyna może grać tak profesjonalnie - odparła, a mi się aż miło zrobiło w sercu.

Po meczu szybko poleciałam się przebrać. W szatni pożegnałam się tylko z dziewczynami i wyszłam. Kierowałam się do domu, kiedy za plecami usłyszałam dobrze znany mi głos.

Myślałam nad ucieczką, gdyż nie chciałam w ogóle z nim rozmawiać. Ja już sama nie wiem, czy on mnie śledzi czy co? Zaczynało mnie to już denerwować.

- Ver, zaczekaj! - Usłyszałam. Przystanęłam. Odwróciłam się i spojrzałam na Mo, który po chwili był przy mnie.

- Moritz, czy ty mnie śledzisz?! - zapytałam wprost.

- Nie, skąd takie przypuszczenia?

- Gdziekolwiek nie pójdę, ty również tam jesteś! - Zdenerwowałam się trochę.

- Ver, może to przeznaczenie. - powiedział, a ja się zaśmiałam.

- Chyba w twoich snach, nie wierzę w coś takiego.

Ruszyłam do domu.

- Ej, poczekaj, chcę z tobą pogadać.

- Ale ja nie mam ochoty. - dodałam, po czy zostałam zatrzymana.

- Dlaczego nie powiedziałaś, że grasz?

- A co ci do tego? - odpowiedziałam. - Wy, faceci, i tak twierdzicie, że dziewczyny się do tego nie nadają - dodałam i ponownie ruszyłam w stronę domu.

- Czemu odpowiadasz za mnie? Ja tak nie sądzę - wtrącił. - Hej, słuchasz mnie w ogóle?

- Dasz mi w końcu święty spokój?!

- A jak nie dam? - odparł, a ja przewróciłam oczami i nic nie odpowiedziałam.

- Chcę ci tylko powiedzieć, że grałaś świetnie, nawet w tym przebraniu - szepnął, po czym złapał lekko moją dłoń. Mimo to, nie wyrwałam jej. Patrzył na mnie tak, jakby bał się tego, co mogę zrobić. Jakby czekał na to, że za moment go spoliczkuję. Ja tylko lekko się uśmiechnęłam i zabrałam swoją rękę z jego.

- Zrobiłaś na mnie miłe wrażenie - dodał.

- Dobra, już się nie podlizuj.

- Ja? Ależ skąd, kobieto, o co ty mnie posądzasz?

- A skąd wiesz, że jestem kobietą? - wyrwało mi się. On tylko popatrzył na mnie i się zaśmiał.

- Oj tak, ale ty męska jesteś. - Zachichotał.

- No, nie wiesz, co ukrywam w spodniach. - Zaśmiałam się.

- Uwierzę dopiero jak zobaczę - kontynuował naszą grę słów.

- Dobra, starczy, bo mnie już brzuch boli.

- Dobrze - dodał, a uśmiech zniknął z jego twarzy. Po chwili uspokoiłam się.

- Dobra, Mo, ja już muszę iść.

- Rozumiem, to do zobaczenia.

Nic nie odpowiedziałam, tylko ruszyłam do domu.

Wchodząc do środka, zastałam mojego brata i jego dziewczynę. Na szczęście byli w kuchni, więc szybko przemknęłam z torbą do pokoju i wpakowałam ją do szafy. Potem przebrałam się w luźne ciuchy i zeszłam na dół. Od razu powędrowałam do kuchni.

- Hej. - przywitałam się.

- Cześć. - odparł mój brat. - Gdzie byłaś tak długo?

- A wiesz... chodziłam sobie po sklepach - zmyślałam. - A potem napotkałam moją przeszkodę z treningu. Pamiętasz?

- Jak mógłbym zapomnieć? - Zaśmiał się na samą myśl o tej akcji. - Masz na niego uważać.

- Spokojnie, uważam.

- Nie znasz go i nie wiesz, jaki jest.

- Spokojnie, Marco, jest już dorosła i wie, jak się zachować. - odezwała się Lena, która podała nam talerze z posiłkiem.

- No właśnie, a ja i tak nie chce na razie w nic się mieszać. - odparłam.

- Cieszy mnie to.- dodał Marco. - Smacznego .

- Dziękuję i nawzajem. - podziękowałam i zaczęłam jeść.

 

Moritz

 

Dzisiaj miałem wolne od treningu, więc postanowiłem to wykorzystać. Dowiedziałem się od kumpli, że dzisiaj jest jakiś mecz charytatywny, więc nie wahając się, postanowiłem pójść na niego. Namawiałem jeszcze na to Lucasa i Leo, jednak nie chcieli, mówiąc, że mają coś ważniejszego do roboty. Postanowiłem nie wnikać. Kierowałem się na stadion. Zająłem miejsce i czekałem, aż widowisko się zacznie. Nie minęła chwila, a już słyszałem gwizdek sędziego. Patrzyłem na murawę, gdzie zaintrygowała mnie jedna z zawodniczek. Przyglądałem się i nie mogłem uwierzyć własnym oczom - to była Veronica. Niełatwo było ją rozpoznać, jednak jej obuwie ją zdradziło. Po głowie chodziło mi tylko jedno pytanie: dlaczego nie powiedziała mi prawdy? Nie zamierzałem się w to zagłębiać, bo moim celem było tylko przespanie się z nią. I nic więcej.

Gdy mecz się skończył, zszedłem z trybun i po chwili znalazłem się na ulicy prowadzącej do mojego domu. Kiedy szedłem, zobaczyłem znajomą mi postać. Podbiegłem bliżej i jak się okazało, była to Ver. Porozmawiałem z nią chwilę, co - muszę przyznać - w tamtym momencie nie należało do przyjemnych. Jest strasznie upartą i zadziorną dziewczyną. Lubię takie stanowcze, twardo stąpające po ziemi. Kiedy na nią spoglądałem, nie była zbyt zadowolona tym, że mnie spotkała. Jednak nie zważałem na to. Podczas naszej bardzo interesującej rozmowy widziałem, że dziewczyna chciała już uciec, lecz ja złapałem jej dłoń, a ona - mimo to - jej nie wyrwała. Było to dla mnie wielkim szokiem. "Może jednak, Mo, masz szansę" - mówiłem sobie w myślach.

Kontynuując rozmowę, śmialiśmy się, a potem każde z nas poszło w swoją stronę.

 

*

Następnego dnia, gdy Moritz spotkał się ze swoimi przyjaciółmi po treningu, w szatni postanowił opowiedzieć im o swoich dokonaniach.

- A potem złapałem ją za rękę. - przechwalał się - i nie uwierzycie, ale jej nie wyrwała.

- No proszę - zawołał Leo, zdejmując koszulkę. - Sądziłem, że cię uderzy albo coś w tym stylu. Butem już dostałeś.

- Ty to zawsze musisz wtrącić swoje trzy grosze? - Mo przewrócił oczami. - Mówię wam, panowie, że ona będzie moja.

- Tak - wtrącił Lucas. - Dopóki nie dowie się, że kręcisz z nią jedynie dla kolejnego osiągnięcia.

- Lucas ma rację. - potwierdził Thomas. - Daleko na tym nie zajdziesz. Ile to już razy mówiłeś, że niby zakochanie, gołąbeczki i te... motylki latające w brzuchu, a potem puff! I zerwanie po tygodniu.

- Miłość to nie zabawka. - dodał ponownie Luc. - A ty traktujesz te wszystkie dziewczyny jakby nimi były. Moim zdaniem to zaczyna być lekka przesada.

- A od kiedy ty się taki święty zrobiłeś? - Mo zmarszczył brwi. - Jakoś do tej pory ci to nie przeszkadzało.

- A rób, co chcesz. Tylko mnie w to nie mieszaj. - Uniósł lekko dłonie, a potem zabrał swoją torbę treningową i wyszedł.

- Mieliście mnie wspierać - powiedział Moritz. - Dajcie mi tydzień, a będzie moja.

- Tylko tydzień? - zdziwił się Thomas i wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Leo. - Stoi, casanovo. Ale jeśli ci się nie uda, będziesz szorować piłki przez miesiąc.

- Nie bój nic. - uspokoił go Mo. - Mam doświadczenie jak mało kto. W końcu ile miałem dziewczyn? Ze dwie na miesiąc...

- Jakby tak nie patrzeć. - wtrącił Leo, wiążąc buta - to jeśli wszystkie nagle zapragnęłyby na tobie zemsty, to nie miałbyś szans z taką pokaźną armią.

Thomas zachichotał, a Moritz spiorunował Leo wzrokiem.

- Weź się przymknij! - Rzucił w niego przepoconą koszulką.

- O fuj, stary. - zawołał Leo, zdejmując ją z siebie. - Mógłbyś się od czasu do czasu umyć.

 

Następne dni minęły mi szybko i tak samo czyli na ukrywaniu że chodzę na treningi ponieważ już niedługo zaczyna się sezon. To co że są wakacje ale przygotowania trzeba zacząć.

 

Dzisiaj piątek. Wstałam i jak każdego dnia wykonałam poranną toaletę. Wychodząc z łazienki, postanowiłam, że przejdę się dzisiaj do klubu, aby nieco rozładować negatywną energię. Spakowałam swoją torbę, zabrałam jeszcze telefon i zeszłam na dół. Już od progu ujrzałam Marco, który siedział na kanapie w salonie. Był jakiś nieobecny.

- Hej, Marco, co się dzieje? - Podeszłam do brata.

- Cześć. Nic, tak po prostu myślę. A ty, dokąd się już wybierasz? - Zmienił temat.

- A wiesz... chciałam trochę pozwiedzać.

- Z torbą sportową? - Podszedł do mojego pakunku. - Coś mi się wydaje, że nie mówisz mi całej prawdy.

- Marco, zostaw to! - Poderwałam się z kanapy, ale nie zdążyłam mu jej odebrać. Był szybszy.

Wyjął ze środka rękawice.

- Ver, wytłumacz mi, co one robią w twojej torbie?

- Nie są moje. - odpowiedziałam natychmiast. - Kolegi.

- Oj, nie wydaje mi się. - Spojrzał na mnie tym swoim wzrokiem. - Kłamca, kłamca, kłamca.

- No dobra, masz mnie.

- Wiedziałem! Tłumacz się.

- Nie wiem, od czego powinnam zacząć... - Zawahałam się.

- Najlepiej od samego początku.

Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na niego. Czekał na wyjaśnienia i nie zamierzał przerywać.

- Kiedy wyjechałeś już na stałe, zostawiając mnie z mamą, postanowiłam zacząć chodzić trochę do klubu bokserskiego. - mówiłam. - Kiedy tam byłam, zapominałam o tym, że nie ma ciebie obok i rozładowywałam całe napięcie, jakie we mnie było. To dla mnie takie oderwanie od spraw codziennych - dokończyłam, a Marco tylko przysunął się bliżej i przytulił mnie.

- Przepraszam, że przeze mnie musiałaś cierpieć, ale teraz będzie tylko lepiej.

Wtuliłam się w niego mocniej, wiedząc, że teraz w końcu będę mogła mieć normalnie życie.

- Dziękuję ci za to. - powiedziałam i odsunęłam się.

- Nie masz za co, maluszku. Tylko masz uważać na siebie.

- Dobrze, będę uważać, olbrzymie. - dodałam i razem zaczęliśmy się śmiać. Wstałam, zabrałam torbę i wyszłam z domu.

Docierając weszłam do budynku. Podeszłam do pracownika i poprosiłam go o kluczyk do szafki. Gdy dostałam powędrowałam się przebrać. Przebrałam się. Wzięłam wodę i rękawice a potem wyszłam z szatni. Wchodząc na sale zorientowałam się że jestem sama. Nie przeszkadzało mi to wręcz przeciwnie. Kiedy zaczęłam uderzać w worek rozmyślałam nad tym co wydarzyło się odkąd tutaj zamieszkałam. Myślałam o Marco. O Lenie. O mojej tajemnicy, która zaprowadziła mnie aż tutaj. A najwięcej myślałam o Mo. Czy powinnam? Pewnie, że nie. Ten koleś nie był wart moich myśli. Chociaż... Nie zrobił dobrego pierwszego wrażenia, ale za to wydawało mi się, że naprawdę tego żałuje. Może powinnam dać mu szansę, nic e końcu nie tracę. Jeśli coś pójdzie nie tak, mogę po prostu zerwać znajomość. Przestałam na chwilę aby napić się wody. Postanowiłam zakończyć na dziś. Powędrowałam przebrać się. Kiedy byłam już gotowa wyszłam i oddałam klucz. Kierując się do domu, nie myślałam o niczym innym, jak tylko o łóżku. O tak, słodkie, mięciutkie łóżeczko. I wtedy go zobaczyłam. Nie wiedziałam, czy powinnam się cieszyć, czy raczej płakać nad tym, że ciągle na niego wpadam. I tym razem nie był sam.

Boże, dlaczego?

- O, cześć! - zawołał na mój widok. - Ostatnio często na siebie wpadamy.

Przewróciłam oczami.

- Właśnie modliłam się o to, żeby cię nie spotkać - odparłam.

- I co, spełniło się?

- Jak widzisz, nie. - Odwróciłam się, ale on złapał mnie za ramię.

- Idziesz do domu? Może cię odprowadzę?

- Tak, a wtedy będziesz wiedział, gdzie mieszkam, żeby mnie nachodzić? Chyba nie skorzystam.

- No nie daj się prosić. - dodał. - Niebezpieczne jest samotne spacerowanie po ulicy.

- Ja nie spaceruję - burknęłam. - Ja idę do domu. Której części "idę, ja, sama" nie rozumiesz?

- Każdej - powiedział. - To jak, mieszkasz daleko?

Warknęłam. Prawie się we mnie gotowało, ale nie udało mi się go przepędzić. I jego dwóch kolegów również.

- To Thomas i Leo. - przedstawił nas sobie. - Moi przyjaciele.

- Tak, wiem, widziałam ich na boisku, kiedy cię trafi... Znaczy: kiedyś już was widziałam.

Rozmawiając tak, a właściwie: unikając rozmowy, dotarliśmy prawie pod dom mojego brata. Nie chciałam, żeby dowiedział się, gdzie mieszkam, ale był tak uparty, że nie mogłam się go pozbyć aż pod samą bramę.

- Nie jestem małą dziewczynką, Moritz - powiedziałam stanowczo. - Umiem sama trafić do furtki.

- Jasne, wybacz, po prostu... Miło mi się z tobą spędza czas.

- Cieszę się - palnęłam. Niby co miałam mu powiedzieć? Że mi również miło leci czas? Przecież to byłoby jedno wielkie kłamstwo. A ja nie lubię kłamstw.

Tak, sama pakuję się w bagno. Nie znoszę kłamców, a sama poniekąd kłamcą jestem. No błagam, czy mogłoby być jeszcze gorzej?

- Czemu on stał pod naszym domem? - Tym pytaniem zaatakował mnie Marco, gdy tylko pojawiłam się w kuchni.

Tak, jednak mogło być.

- Ale kto? - Udałam zdziwienie. - To pewnie jakiś paparazzi się tu przypałętał.

- Rozmawiałaś z nim, Ver. - Zmarszczył brwi. - To był ten chłopak z treningu.

Zrobiłam wielkie oczy. Jak ja niby mam się z tego wytłumaczyć?

- Oj, no wiesz, bo on... Zaproponował, że mnie odprowadzi do domu. Powiedziałam, że sama sobie poradzę, ale on jest takim upartym typem i... I tak wyszło.

- Miałaś na siebie uważać.

- Przecież uważam. Nie moja wina, że to mój urok osobisty przyciąga takich frajerów.

Marco zaśmiał się lekko.

- To się źle skończy, młoda

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • lea07 07.08.2016
    Boże cudowne opowiadanie <333. Boskieeee. Kocham je <333. Ten Mo mnie denerwuje. Ale wydaje sie być słodki. Mam nadzieję, ze bohaterka odkryje prawdę o nim za nim będzie za późno i on wygra ten cholerny zakład. Albo przynajmniej wygra ale będzie coś do niej czuł :). Zostawiam 5 bo więcej nie mogę :( Cudoo <333
  • DariaMargaret 07.08.2016
    Twoje opowiadanie bardzo mi się spodobało, może dlatego, że sama uwielbiam piłkę nożną i jest to jedna z moich pasji. Zostawiam po sobie oczywiście piąteczkę i zapraszam do siebie, bo też piszę fanfiction o piłce nożnej :)
  • littleplayer19 08.08.2016
    Dziękuję za tak mile komentarz gdyż one pomagają pisać dalsza akcje :D sama jeszcze tez za nim nie przepadam ale wtedy akcja jest ciekawsza :D
  • Zagubiona 19.08.2016
    Świetne, Mo nie odpuszcza, współczuję dziewczynie bo on chce ją tylko zaliczyć. Ale moim zdaniem on i tak się w niej zakocha i będzie wspaniale. Dziewczyna może w końcu powie bratu, że gra :/ A jak nie ona, to może Lena? Albo Mo... Prawda powinna wyjść na jaw. 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania