Dziury w mózgu cz.2.

Mama odzyskała przytomność. Niestety były powikłania pooperacyjne. Miała lekki niedowład oraz problem z mową i orientacją. Spędzaliśmy z ojcem całe dnie przy jej łóżku.

Ojciec, by podziękować za jej uratowanie, zaniósł neurochirurgowi w prezencie najdroższy koniak, jaki udało mu się kupić. Lekarz powiedział, że potrzebne są konsultacje z psychologiem, logopedą i rehabilitacja. Pobyt w szpitalu miał się przedłużyć o kilka tygodni.

Tata dzielnie się trzymał. Ja po kątach płakałam. W szkole pojawiły się problemy, nie mogłam się skupić na niczym. Przychodziłam nie przygotowała i zasypiałam na lekcjach. Wychowawczyni zadzwoniła do taty, zaprosiła go na rozmowę. Wiedziałam, że będzie zły.

Pojechał przed pracą, później miał przywieźć mamcię do domu. Wychowawczyni przyjęła go miło – mnie dostało się później. Zdenerwowany pojechał do szpitala. Kupił śliczny bukiet, chciał ukryć zdenerwowanie.

Godzinę później byli w domu.

– Przeniosłem sypialnię na parter, żebyś się nie męczyła chodzeniem po schodach – rzekł – musisz teraz wypoczywać i nabierać sił.

Mama była jakby nieobecna. Nie zareagowała na jego słowa.

Weszłam się przywitać, ale jej oczy jakby mnie unikały. Czułam, że jest tutaj, ale nie z nami. Odtąd wszystko w naszym życiu miało wyglądać inaczej.

Tata zawołał do mnie:

– Dorotka, chyba musimy o czymś porozmawiać.

– Tak, tato – odpowiedziałam posłusznie.

Po obiedzie czekał na mnie w szklarni.

– Co ty sobie wyobrażasz, droga panno?! – wrzasnął na mnie. – Wzywają mnie do szkoły, bo ty się nie uczysz i masz kilka zagrożeń. Mama jest chora, chcesz ją do grobu wpędzić. Albo poprawisz oceny albo zapomnij o wyjeździe na kolonie. Zostaniesz w domu i będziesz pomagała mi przy mamci.

– Tak, tato – odparłam – nadrobię zaległości i poprawię stopnie, tylko niech mama będzie zdrowa. – Wybuchnęłam płaczem, próbował mnie uspokoić:

– Cicho, moja malutka, będzie dobrze, zobaczysz. – Cmoknął mnie w czoło i wydusił: – Mam nadzieję, że mogę liczyć na ciebie i przejmiesz część obowiązków mamy. Ja sam sobie ze wszystkim nie poradzę.

– Dobrze, tatku – pisnęłam i poszłam odrabiać lekcje.

 

Mijały kolejne tygodnie, tata zatrudnił panią do pomocy przy mamie. Musiał wrócić do pracy w tartaku, a ja uczyłam się nocami, nie chciałam go zawieść.

Opiekunka była miłą osobą po pięćdziesiątce. Przychodziła pięć dni w tygodniu, prócz pielęgnowania mamy, gotowała obiady. Resztę obowiązków rozdzieliliśmy z tatkiem między sobą.

Nadszedł dzień zakończenia roku. Poprawiłam stopnie. Widmo pał zniknęło. Mogłam śmiało pokazać ojcu świadectwo. Pozwolił mi nawet wyskoczyć z koleżankami do kina.

Mama wracała do zdrowia, tylko czasem skarżyła się na silne bóle głowy. Niestety EEG niczego nie wykazało.

Szklarnia z czasem zamarła. Mamcia nie chciała się zajmować warzywami ani ogrodem. Ja pojechałam do miasta do liceum, wpadałam do domu tylko na weekendy. Do spółki z koleżanką z klasy wynajmowałyśmy stancję.

Ojciec był dumny z moich wyników w szkole. Mnie brakowało domu, rodziców, wiejskiego powietrza i gromadki urwisów.

Po skończeniu nauki myślałam o powrocie na wieś. Planowałam otworzyć malutką bibliotekę dla okolicznych dzieciaków. Uwielbiałam spędzać czas z umorusanymi brzdącami z okolicy. Przyjeżdżając do domu zawsze przywoziłam im jakieś smakołyki. Moje życie tylko wtedy miało sens. Szkoła miała mi w tym pomóc.

 

Nadszedł czas matury, byłam już podlotkiem. Chciałam by przyjechali do mnie rodzice, zobaczyli jak sobie radzę w mieście, ale niestety nie zdążyli.

Zbliżała się studniówka, pojechałam po prowiant do domu. Dostałam od mamci kolczyki, od tatka trochę pieniędzy na wydatki. Sukienkę przywiozła mi ciotka, która pracowała za granicą jako pielęgniarka. Kumpelki były zachwycone moją kiecką.

Na wakacje miałam wrócić do domu. Spędziłam tam wspaniałe chwile, czułam się jak mała dziewczynka biegająca wśród pól. Nigdy więcej miałam już tego nie doznać. Mamy stan się pogorszył, okazało się, że w miejscu usuniętego krwiaka rozwinął się nowotwór. Lekarze nie dawali żadnych szans na wyleczenie. Nie zdążyłam jej zobaczyć przed śmiercią. Boże, nawet się z nią nie pożegnałam. Chciałam jej powiedzieć, jak bardzo ją kochałam. Dziś, gdy o tym myślę, czuję złość. Powinnam była być tam, przy niej, a nie tkwić z nosem w książkach. Ojciec załatwił wszystkie formalności pogrzebowe.

– Cześć, tato – rzekłam, wchodząc do domu. – Czemu nie zadzwoniłeś wcześniej? Dlaczego nie dałeś mi znać, że z mamą kiepsko?

– Zosia nie chciała cię martwić – odrzekł – wiedziała, że masz egzaminy, maturę i potrzebujesz warunków do nauki. Tak miało być, córciu – wyszeptał. – Brała silne leki przeciwbólowe, ale nic nie pomagały. Z bólu wyrywała sobie włosy. Jutro pogrzeb córciu. Prosiła, bym sprzedał dom i zamieszkał z tobą w mieście. Nie chciała, byśmy po niej rozpaczali. Mama powinna widzieć radość na naszych twarzach.

 

W dniu pogrzebu było ciepło i słonecznie. Przyjechała najbliższa rodzina, byli też znajomi mamy. Po pogrzebie wszyscy się rozjechali. Zostaliśmy sami z naszą bezsilnością i rozpaczą.

 

Lato się skończyło, wyjechałam do miasta. Tata miał sprzedać dom i przyjechać do mnie. Postanowił jednak zostać. Czuł, że między ludźmi wróci mu chęć do życia. Dzwonił często, pytał jak w szkole i w ogóle, ale w jego głosie wyczuwałam smutek. Odwiedzałam go częściej, by nie czuł się samotny, ale zamknął się w sobie. Zaczął pić, czego wcześniej nie robił. Chcąc mu pomóc poprosiłam ciotkę, by poleciła jakiegoś specjalistę.

– On musi sam chcieć sobie pomóc – stwierdził doktor Jaskólski, którego mi poleciła. – Nie można go do niczego zmusić.

Ojciec pracował po dwie zmiany. „Muszę, córcia, bo inaczej oszaleję” – mówił. – „Nie mogę tu siedzieć, wszystko mi o niej przypomina każda rzecz, każdy przedmiot, którego dotykała.

Sama zajęłam się sprzedażą domu. Nasz sąsiad chciał kupić go razem z ziemią, by powiększyć sad. Ojciec się zgodził. Postanowił polecieć do ciotki w Niemczech, by tam pracować. Zadzwonił do mnie jeszcze przed podróżą i wtedy ostatni raz z nim rozmawiałam. Samolot, którym leciał miał wypadek. Zapalił się jeden z silników i samolot eksplodował.

 

cdn.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Pasja 19.06.2017
    Kiedy choroba, potem śmierć zabiera najbliższą osobę nie chce się wtedy żyć. Wszystko traci sens. Ale trzeba żyć dalej. Może tak miało być, tylko oprócz niego zginęli też inni. I trudno mówić tu o przeznaczeniu. Dołączył do swojej ukochanej żony. Pozdrawiam
  • Ewcia 19.06.2017
    Życie toczy się dalej.Dzięki i pozdrawiam.
  • Amy 19.06.2017
    Trudno czyjąś śmierć podsumować stwierdzeniem "Życie toczy się dalej", choć to oczywiście prawda

    Tekst wydawał mi się trochę "rozrzucony", w sensie że akcja rozrzucona. Odpóściłabym sobie w tej części dialogi (chyba niwszystkie), bo jakoś nie pasują mi do szybko przedstawianych wspomnień. Ale to tylko moja subiektywna opinia, a kolejną część przeczytam z ochotą :)
  • KarolaKorman 19.06.2017
    ,, w nich żyje ona.'' - zamknij cudzysłów
    Ludzie po takich traumatycznych wydarzeniach próbują uciec w coś, co pozwoli zapomnieć. Niejednokrotnie po stracie najbliższych sens dalszego życia wydaje się bezsensem, marną egzystencją i alkohol często zajmuje ich miejsce. To bardzo przykre, ale prawdziwe. Nie dziwię się, że bohaterka miała kryzys w nauce po wypadku mamy, dzieci też odczuwają dyskomfort w takich sytuacjach. W bardzo krótkim czasie Dorota traci oboje rodziców. Jest jeszcze bardzo młoda. Ciekawa jestem dalszych losów. Pozdrawiam :) 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania