Dziwne Niespodzianki Tajemniczego Domu I Ogrodu

"Dziwne Niespodzianki Tajemniczego Domu I Ogrodu"

 

gatunek: sny/fantastyka/fantasy/czas wolny/surrealizm

 

Tajemnicze Miasto Dziwnych Niespodzianek miało około sto pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców i mieszkanek. Leżało u subtropikalnych wybrzeży wielkiego oceanu. Przenikał przez nie inny wymiar oraz czasoprzestrzeń. Wysoko na niebie, ponad chmurami, beztrosko i bezpretensjonalnie unosił się alternatywny, znacznie lepszy, podniebny, antyczny, monumentalny świat z mitów oraz legend. Był dostępny tylko w snach i marzeniach, a nielicznym szczęśliwym osobom, wybranym przez kosmiczny los, to także w prawdziwym życiu.

 

Tajemnicze Miasto Dziwnych Niespodzianek. Otoczony ogrodami dom na nadmorskich przedmieściach. Lata 1990-1993. Rano.

 

Budzik, wiszący na ścianie w przedpokoju, zadzwonił radośnie, budząc tym czterech kolegów-współlokatorów i koleżanki-współlokatorki. Każde z nich miało po około trzydzieści lat oraz własną, osobną sypialnię i łazienkę. Wszyscy z nich należeli do kosmiczno-międzywymiarowej organizacji, mającej wiele różnych nazw. Między innymi: "Kosmiczni Podróżnicy", "Podróżujący Imprezowicze", "Magiczna Paczka", "Międzywymiarowi Artyści", "Pozytywni Piraci", "Strażnicy Pozytywnolandii", "Przebojowy Zespół", "Ośmioro Przebojowych" czy "Mechanicy Surrealizmu". W tym domu mieszkali: Hipis i Hipiska, Rastaman i Rastawoman, Raper i Raperka oraz Piosenkarz Funk i Piosenkarka Funk. Wszyscy jednocześnie wstali na równe nogi. Przebrali się, pościelili łóżka, skorzystali z łazienek. Wkrótce wyskoczyli z sypialń do przedpokoju.

 

W całym domu, w kilkunastu różnych miejscach, ze ściany wystawała dziwna ręka, noga, oko, ucho lub nos. Narządy miewały różne kolory. Bywały niebieskie, zielone lub fioletowe. W przedpokoju, w jednym z kątów stała wielka szklana butla, wypełniona tajemniczym, barwnym, przezroczystym płynem. W tej cieczy znajdowało się wielkie oko, a z niego wystawały dwa czułki ogromnego ślimaka. W powietrzu, mniej więcej na wysokości głów ludzi, zawisła wielka, uśmiechnięta dynia, która sobie dyndała, i nikt nie wiedział dlaczego. Zaskoczyła ona ludzi swoim nagłym zjawieniem się.

 

— Ha ha ha ha ha! Łooooooo! Glililililiii! — przywitała ich, śmiejąc się cienkim, wysokim głosem.

— Łooooo! Jakie zabójcze emocje już od samego porannego wyjścia z sypialni! Zapowiada się szalony i przebojowy dzień! — skomentował nagłe wtargnięcie żartobliwej jarzyny Piosenkarz Funk.

 

Niebo było bezchmurne, ale czas się zaciął i nie chciał dalej płynąć. Ciągle trwał wschód jasnoczerwonego słońca na tle ciemnożółtego nieba. Na fioletowo-pomarańczowych chmurach, piękne, świetliste istoty miały imprezę. Jadły, piły, rozmawiały i tańczyły, budowały z obłoków namioty, a także nawet baseny kąpielowe oraz zatoki z plażami, wyspami, domami, miasteczkami, przystaniami, jachtami i promami.

 

Tymczasem, ośmioro przyjaciół weszło do salonu. Znajdowały się tam: bar, stół i cztery krzesła, wiklinowy stolik z lampką w kształcie barwnie ubranej supergwiazdy z gitarą oraz mikrofonem, wysoka lampa podłogowa, duży zabytkowy zegar podłogowy, kominek, komoda z rośliną owadożerną, dwie duże rośliny doniczkowe, kanapa, telewizor z wypukłym ekranem, dwa fotele, stolik do kawy, szafa, dwa regały oraz kilka różnych ozdób ściennych, podłogowych i stołowych.

 

Na trawniku, tuż za oknem, siedział aligator. Na jego głowie tańczyły dwie wesołe, uśmiechnięte, roześmiane dynie, a nad nimi beztrosko latał sobie nietoperz, dwa kruki, trzy ćmy i cztery chrząszcze. Przez pomieszczenie przefrunęły trzy kule światła. Miały legendarne kolory: jedna była złota, druga - srebrna, a trzecia miała brązowy kolor. Roślina owadożerna złapała i zjadła dwie muchy, błąkające się właśnie po przestrzeni powietrznej tajemniczego pomieszczenia, pełnego zakamarków, idealnie romantycznych dla co po niektórych gatunków owadów oraz innych bezkręgowców. Po podłodze przebiegły cztery karaluchy.

 

Ośmioro Przebojowych stanęło na środku pokoju. Kilkakrotnie obróciło się dookoła własnej osi, a wtedy z ich ubrań wysypały się dziesiątki kolorowych, świecących kwiatów, które następnie wyfrunęły przez okno. Tym razem, zamiast aligatora, na trawniku siedziała czarna pantera, w kapeluszu kowbojskim, z uszami prosięcia ziemnego. Nad osobliwym zwierzęciem przefrunęły dwa gwiazdonosy z nietoperzowymi skrzydłami.

 

Hipis, Hipiska, Rastaman, Rastawoman, Raper, Raperka, Piosenkarz Funk i Piosenkarka Funk przeszli przez magiczną jadalnię do zaczarowanego gabinetu, a tam zastali: cztery regały, dwie kanapy, telewizor w kształcie kartonowego pudła, biurko z mała stertą kilku powieści-rękopisów, staromodny komputer osobisty w stylu późnych lat dziewięćdziesiątych, warcaby, pianino, gitarę, scenę karaoke, brązowy liściokształtny sufitowy cyrkulator powietrza, dwie pufy pełne małych kolorowych bibelotów przyteleportowanych ze snów pełnych ekscytujących przygód, nieduże rzeźby dekoracyjne z bliższych i dalszych krain świata oraz wszechświata, bambusowy bar w stylu tiki, krzesło obrotowe, czerwono-brązowe krzesło kurulne, brązowo-beżowe krzesło reżysera, trzy duże rośliny doniczkowe, cztery małe rośliny doniczkowe w tym jedną owadożerną, a także trzy oryginalne instalacje artystyczne, od czasu do czasu zmieniające swój kształt oraz niekiedy nawet miejsce, w którym się znajdowały.

 

Nagle, powoli i delikatnie, z sufitu na sam środek pomieszczenia, zsunął się duży okrągły drewniany stół, osiem czerwono-pomarańczowo-brązowych, foteli kurulnych z podłokietnikami i osiem antycznych, orientalnych lamp oliwnych, mieniących się różnymi odcieniami koloru złotego. Lampy wylądowały na stole. Ośmioro przyjaciół z iście magicznej paczki usiadło na luksusowych fotelach, zaprojektowanych w starożytnym, klasycystycznym stylu i zaczęło oczyszczać swymi przedramionami oraz dłońmi powierzchnie czarujących lamp z kurzu, a wtedy z każdego z tajemniczych przedmiotów wyfrunęło po jednym ogniowym ludziku.

 

Dziwne, świecące na żółto, pomarańczowo i czerwono, istoty najpierw przefrunęły się po pokoju, a następnie osiadły wokół czterech kolegów i takiej samej ilości koleżanek, tworząc wokół ludzi zewnętrzny krąg. Hasały radośnie, to lecąc, to idąc, skacząc lub biegnąc. Choć wyglądały, jakby się paliły, to jednak ani sobie, ani komukolwiek bądź czemukolwiek nie wyrządzały żadnej krzywdy. Zupełnie jakby były zabawnymi ludzikami z symulatora życia, wirtualnego, czyli pikselowego, lub fizycznego, więc zapewne z plastiku, lub bioplastiku. Była to tylko atrapa ognia. Niczym z papieru.

 

Hipis, Hipiska, Rastaman, Rastawoman, Raper, Raperka, Piosenkarz Funk i Piosenkarka Funk wstali oraz wyszli na zewnątrz. Przez podwójne drzwi przeszli do magicznego ogrodu, otaczającego tajemniczy dom. Zastali między innymi kosz do koszykówki, bramkę do piłki nożnej, namiot, basen kąpielowy, staw z wyspą, wysokie ceglane mury porośnięte bluszczem i winobluszczem, pergolę, przyozdobione wielkimi kwiatami łuki podobne do weselnych, trzy fontanny, miejsce ogniskowe, grill, stół piknikowy, bujaną czteroosobową ławę ogrodową, drzewa owocowe z dużymi enigmatycznymi dziuplami, mniejsze oraz większe nory przysłonięte ogromnym powyginanym konarem, kwitnące magnolie, hibiskusy, fatsje, figowce, grządki z małymi roślinami owocowymi i wielkimi jarzynami oraz pospornicowe żywopłoty.

 

Na trawniku leżał niewielki kamień, a na nim siedziała zielona jaszczurka, grająca na gitarze i śpiewająca zachrypniętym męskim głosem ckliwą piosenkę o eleganckich pałacach oraz sadach w legendarnych i klimatycznych miastach, najczęściej leżących nad oceanami, morzami lub zatokami.

 

Nagle rano szybko przeobraziło się w popołudnie.

 

Niektóre z pobliskich ogrodów zostały opuszczone kilka, albo i kilkanaście lat wcześniej. Domy powoli popadały w ruinę. Pośród wysokich traw żyły szarańczaki, karaluchy, chrabąszcze, motyle, ćmy, straszyki, badylarki, ropuchy i jaszczurki, a sporadycznie zjawiały się także czarne pantery oraz międzywymiarowe hybrydy ludzi i zwierząt z wielu różnych gatunków oraz dziwne świecące kule i niezidentyfikowane obiekty latające o zaskakujących kształtach oraz kolorach, co przypominało pokazy wymyślnie wyglądających balonów pasażerskich.

 

Ośmioro poszukiwaczy przygód poszło na opuszczoną łąkę, wspięło się na jedno z dzikich drzew, weszło do drewnianego domku, a wtedy ludzie zrywali rosnące tuż za oknami świeże owoce i jedli je. Niespodziewanie nadszedł dinozaur Baryonyx, który wylazł prosto z wiszącego nisko nad polaną, świecącego oraz brzęczącego portalu kosmiczno-międzywymiarowego. W kilka sekund zburzył domek, a następnie szybko uciekł nad przepływającą niedaleko rzekę, albo nad najbliższe jezioro, u którego wybrzeży kąpieli zażywały traszki, węże, krokodyle, północnoamerykańskie żółwie ozdobne, poskoczki mułowe i aksolotle.

 

Na szczęście, cudem nikt nie ucierpiał. Ludzie stali na stercie połamanych elementów konstrukcyjnych. Szczęśliwi, że pozostali cali i zdrowi, spojrzeli z wdzięcznością na niebo. Na jego tle zauważyli kilka dziwnych fruwających obiektów: dwa czarne trójkąty i trzy srebrne okręgi, jakby obwarzanki, a następnie szybko uciekli z opuszczonej strefy do ogrodu, po czym prędko schowali się w namiocie, nad którym chwilę później przefrunęły trzy rzodkiewki, dwie roześmiane dynie, trzy cytryny, cztery ćmy zmierzchnice trupie główki, oraz dwie lampy uliczne.

 

— Ta przygoda była udana? — spytał Piosenkarz Funk.

— Tak! Była udana! — odpowiedziała reszta podróżno-przygodowych przyjaciół i przyjaciółek.

— Jaką przygodę moglibyśmy przeżyć jako następną? — spytała Hipiska.

— Wyjdźmy na pełne różnych atrakcji i niespodzianek ulice tajemniczego miasta! Dobry pomysł? — zaproponowała Rastawoman.

— Dobry pomysł! — odpowiedzieli razem wszyscy pozostali.

— Wychodzimy na zewnątrz i idziemy śmiało przed siebie, ku mocy zadziwiających oraz fascynujących przygód? — spytał Raper.

— Idziemy! — zgodziła się z wielkim entuzjazmem reszta niezwykłej ekipy, potrafiącej przywoływać niezapomniane imprezy i ekscytujące podróże.

 

Surrealny oktet wyszedł z namiotu i odetchnął świeżym powietrzem. Przeszedł przez ogród, dosyć obficie porośnięty muchomorami, borowikami oraz pieczarkami, w niektórych przypadkach poobgryzanymi przez ślimaki rozmiarów chomika. Trawnik był często odwiedzany przez ropuchy, żaby i salamandry rozmiarów dzika albo borsuka, a żywiące się na przykład właśnie wielkimi ślimakami. Grupa wymyślająca niekończące się przygody wyszła na chodnik. Nad jej głowami fruwały zadziwiające owady i niezwykłe latające stworzenia. Elfy, pterozaury, wróżki, smoki. Ośmioro nietuzinkowych, imprezujących i podróżujących ludzi rozejrzało się dookoła. W polu widzenia podekscytowanych postaci, rozpoczynających zwiedzanie fascynującego miasta, spacerowały takie osoby jak: saksofoniści, saksofonistki, piraci, piratki, plażowicze, plażowiczki, koszykarze, koszykarki, siatkarze, siatkarki, tenisiści, tenisistki, piłkarze i piłkarki, a poza tym liczne sobowtóry samych ośmiorga surrealnych. Więc przygoda była naprawdę zaskakująca oraz niezwykła.

 

Wiecznie zachodzące słońce świeciło przepięknie. Temperatura powietrza i wody była idealna. Wszystkim ludziom w całym mieście udzieliła się imprezowa atmosfera. Przestali gonić za codziennymi sprawami. Zatrzymali się, po czym nagle zaczęli tańczyć razem w wielkim kręgu, którym zdołali otoczyć całą dzielnicę. Kolorowe kwiaty, konfetti, złote słońca, kosmiczne talerze latające, barwne skrzydlate brylanty i srebrne gwiazdy posypały się obficie z nieba. W oknach zjawiły się głośniki, a na balkony i tarasy wyszli weseli muzycy z różnymi instrumentami, zarówno soliści jak i zespoły bądź projekty. W całej okolicy radośnie zabrzmiały sielankowe, skoczne melodie.

 

Tymczasem w dużym parku leśnym na przedmieściach, wiewióreczka zakręciła się wokół własnej osi, a następnie czmychnęła do jednej z kilku dziupli w wielkim drzewie liściastym, posiadającym wielkie oczy, uszy, paszczę pełną ostrych kłów i szpony zamiast liści. W międzyczasie, pośród pobliskiego wilgotnego lasostepu, ślimaczek także się zakręcił dookoła własnej osi, po czym schował się do spiralnego wnętrza swojej magicznej muszelki, pełnej tajemniczych zakamarków oraz schowków. Gdy to już się stało, wtedy nad całą okolicą przefrunął naprawdę bardzo niezwykły rój, liczący setki miliardów skrzydlatych, półkolistych, czarujących okien, zmieniających kolory, wyposażonych w okiennice, a także w fantazyjne kwietniki, skutecznie przywabiające olśniewające latające ryby, jak i piękne, zabawne, pocieszne, fruwające jaszczurki.

 

Koniec.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania