Dziwny to był człowiek część 4
Wszystko zaczęło się dwudziestego pierwszego listopada dwa tysiące trzynastego roku od masowych demonstracji na Ukrainie, domagających się usunięcia ze stanowiska prezydenta – Wiktora Janukowycza. Ludzie mieli dość prorosyjskich przywódców i chcieli dołączyć do Unii Europejskiej. Rozpoczęła się fala zamieszek i niepokojów. Sytuacja między Ukrainą, a Rosją stała się bardzo napięta. Prezydent Putin zarządził aneksję Krymu, a także – nieoficjalnie – wspierał separatystów, zajmujących wschodnią cześć kraju. Janukowycz został odsunięty ze stanowiska i schronił się w Rosji.
NATO i ONZ wysłało siły pokojowe na Ukrainę w celu wspomożenia legalnego rządu w walce z prorosyjskimi separatystami. Dochodziło do wielu, krwawych starć, a straty po obu stronach były znaczne.
Do czerwca dwa tysiące szesnastego roku w wyniku walk na Ukrainie zginęło kilkanaście tysięcy osób. Pod koniec lutego zanotowano nagły spadek wartości dolara – Czarny Wtorek. Świat pogrążył się w kryzysie. Rząd amerykański z czterdziestym piątym prezydentem - Randem Paulem – na czele wydał oficjalne oświadczenie o zakończeniu działań sił amerykańskich na kontynencie innym niż Ameryka Północna i o oficjalnym wycofaniu się z polityki Europejskiej i Bliskiego Wschodu.
W obliczu takiego osłabienia USA, Chiny stały się najpotężniejszą gospodarką świata i szybko zdominowały rynki na całym świecie. Falę oburzenia i strachu spowodował także sojusz na linii Putin – Xi Jinping. Podpisano również unię Rosyjsko – Białoruską.
Rok później Putin ogłosił aneksję Estonii, Litwy, Łotwy, a także państw należących do byłej Jugosławii. Następnie pod pretekstem połączenia terenów przyłączonych z Rosją zaczęła się inwazja na Ukrainę i Mołdawię. Rozpoczęły się również działania bojowe przeciwko Kazachstanowi i Mongolii. Dwa miesiące później Władimir Putin przemianował Federację Rosyjską na Drugi Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, w skrócie DZSRR ( дCCCP).
Nie minęło kolejne pół roku, jak rozpoczęła się agresja bloku DZSRR i ChRL na sąsiednie kraje. Na początku Polska, Finlandia, Japonia, Korea. Następnie Niemcy, Dania, Francja. Zwieńczeniem kampanii był atak Floty Pacyficznej na Pearl Harbour i zniszczenie floty amerykańskiej, która tam stacjonowała. Generał McViers przejął władzę w Stanach Zjednoczonych, odsuwając od władzy prezydenta i ogłosił stan wyjątkowy. W ruch poszła broń jądrowa. Właśnie tak nastał Koniec.
- Co robiłeś przed tym wszystkim? – zapytał Żbika na jednym z postojów Brando.
- Ja? Broniłem Polski przed czerwonymi… Rosjanami. Służyłem w Szóstej Brygadzie Powietrznodesantowej, w batalionie szesnastym w Krakowie. Dowódcą był ppłk. Daniel Różanowski. Później zginął, w rejonie Łańcuta i dowództwo nad oddziałem przejął Ares.
- Byliście w jednym oddziale?
- Tak. Ja, Ares i Sokół. Na ochotników zgłosiliśmy się w dwa tysiące siódmym. Spędziliśmy kilka lat na szkoleniu i w jednej jednostce. Potem nas rozdzielili. Sokoła przenieśli do snajperów, Ares poszedł na oficerkę, a ja zostałem. Spotkaliśmy się ponownie w maju dwa tysiące siedemnastego, kiedy czerwoni sprzymierzyli się z żółtymi… Chińczykami – dodał, kiedy spostrzegł pytający wzrok Brando. – Wtedy reorganizowali batalion szesnasty, po stratach, jakie ponieśli na Ukrainie w ramach operacji ,,Dniepr”. Wezwali pod służbę wszystkich byłych członków i odbudowali oddział. Ares dostał dowództwo. Słyszałem, że proponowali mu stanowisko oficera sztabowego, ale odmówił. Chciał z nami, na front.
- Szlachetny.
- Głupi, ale żołnierze go uwielbiali. Tak łupał czerwonych, że nazwali go Ares, wiesz, to był bóg wojny w starożytnej Grecji.
- A skąd wzięło się twoje przezwisko?
- Stąd, że mam naderwane ucho. Kiedyś byliśmy na poligonie z chłopakami i któryś załadował ostrą amunicję. Przykra sprawa i radzę ci dobrze, nie pytaj o tamten dzień, jeśli chcesz jeszcze pożyć. Ani mnie, ani Aresa, ani nikogo innego.
- Jaasne. A Sokół?
- Był jedynym snajperem w oddziale. Jak myślisz, jakie inne przezwisko mógł dostać? Kret?
- No tak, jasne. Dawno nie widzieliśmy żadnego wojska…
- Chłopie, w jakim ty świecie żyjesz? Gdzie ty chcesz wojsko. Nie ma państw, nie ma granic.
- Chodziło mi o sprzęt wojskowy, albo coś w tym stylu. Coś, jak ten opuszczony konwój, na który natknęliśmy się dwa miesiące temu. Jeden taki pozwolił się nam uzbroić i to całkiem przyzwoicie. Nie wiem tylko, czy to, co mamy to nie za mało na mechaników.
- Za dużo myślisz młody. Zostaw to Aresowi. Jeśli znajdziemy jakąś porządną broń, to na bank ją weźmiemy, ale nie jesteśmy tacy bezbronni, żeby specjalnie jej szukać. Wyluzuj. Jak wszystko pójdzie zgodnie z planem, to nawet nie zobaczymy już mechaników.
- Ja… wiem. Ja… tylko… nie chcę żyć na takim świecie – po jego policzku spłynęła samotna łza.
- Nie maż mi się tu, synu. Weź się w garść, bo jak stoisz, tak cię wypatroszę. Nikt z nas nie chciał, ale niestety nie mieliśmy na to wpływu, jasne? Mamy nowe warunki i jak mawiał Andy Dufresne – ,,Rzecz zawsze sprowadza się do dwóch możliwości. Zacząć żyć lub zacząć umierać”. Mam nadzieję, że zaczniesz żyć.
Wiatr nie słabł od przez następne dwa dni. Musieli nocować na gołej ziemi i wspomnienie o ciepłej leśniczówce pogarszało ich humory. Drzewa nie zapewniały już ochrony, jak dawniej. Teraz ich puste, suche konary nadawały się tylko do rozpalania ognia, na który zresztą nie mogli sobie pozwolić.
- Musimy już szukać czegoś do jedzenia – powiedziała Justyna do Aresa, następnego ranka. – Mamy zapasy na jeszcze maksymalnie dwa, może trzy dni.
- Wiem o tym, ale nie możemy wyjść na drogi. Nimi poruszają się mechanicy.
- Możemy się zatrzymać, na jeden dzień, a ja wyskoczę i sprawdzę.
- Sama?
- Będzie mniejsze ryzyko, że ktoś mnie zobaczy.
- To dobry plan, ale pójdę z tobą. We dwoje weźmiemy więcej jedzenia, jeśli jakieś znajdziemy. Za chwilę ustalę ze Żbikiem, gdzie się spotkamy.
Rozdzielili się pół godziny później. Żbik poprowadził resztę wyznaczoną drogą, a Justyna z Aresem odbili na północ. Wiatr wreszcie nieco osłabł, ale wciąż był mocniejszy niż zwykle, przed Końcem.
- Kiedyś lubiłem takie misje.
- Takie? – zapytała Justyna.
- Wysunięty zwiad, poszukiwanie pożywienia.
- Czemu?
- Bo wreszcie byłem sam. Nie zrozum mnie źle, za chłopaków z jednostki oddałbym życie. Za każdego z nich, ale… w armii zawsze zakładasz jakąś maskę. Nie mówisz im wszystkiego, ale im ufasz.
- Nie rozumiem.
- Bo nie byłaś w armii. Więź między żołnierzami jest bardzo… specyficzna. Chodźmy linią lasu. Będzie nas trudniej zauważyć. Za jakieś pół godziny powinniśmy wyjść na drogę. Potem równolegle do niej, na pewno znajdziemy jakieś domy.
- Oby tylko coś w nich było.
- Patrz, ktoś tam idzie – powiedział Ares, kucając.
- Gdzie?
- Czarny, długi płaszcz z kapturem. Dwieście metrów z przodu. Na jedenastej.
Komentarze (10)
1. Wszelkie cyfry zapisujemy słownie
2. "bo obu stronach"- po
Ładnie to wszystko opisałeś. ;-) 5 ode mnie :-D
5.
dobrze wyjaśnione, super napisane, zostawiam 5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania