Ernest
O Erneście Opalonym kilka słów celem wprowadzenia.
Zawsze zazdrościł ludziom, którzy nie wstydzą się pokazać, że są grafomanami.
Tak jak w „Regulaminie tłoczni win”, podróżując przez kolejne strony, czuje się przelewające się w rękach ludzkie trzewia, zapach dojrzewających jabłek, woń materaca, na którym śpi moczące się nocą dziecko, tak w twórczości Ernesta odczuwa się w każdym zakamarku swego jestestwa osadzone na solidnych podstawach fundamenty osi, na której autor utwór swój zbudował: Realizm - czucie - pragnienie.
Postaci w twórczości wspomnianego są tak realistyczne, że czuje się ich pot, wyziewy z ich ust, razem z nimi odczuwa się oszołomienie alkoholem i razem z nimi się rzyga.
Usytuowanie wydarzeń (Żoliborz, Jastrzębia Góra, Czechosłowacja) jest nieprzypadkowe i wyjątkowo sugestywne.
„Pojechaliśmy zwiedzać Budapeszt” . Genialny autor stworzył w tym jednym zdaniu pojechanie do Budapesztu tak, że każdy czytający oczami wyobraźni widzi Budapeszt i siebie na jego ulicach, choć takie miasto nigdy nie istniało!
Pokochanie, pragnienie, porzucenie.
Po drodze bohaterowie zdają do technikum, pieką pierwszy raz w swoim życiu szarlotkę, a nawet dokonują żywota pod kołami rozpędzonych aut (co szczególnie przykre było dla niejakiej Irminy, która tego dnia miała na sobie wyjątkowo sfatygowaną, w sensie poprutą, bieliznę).
Każdy utwór Ernesta wystawia pragnienie czytelnika na wielką próbę – oczekiwania na kolejny.
I jak z lekturą każdego dzieła związane jest cierpienie, że kiedyś się treść skończy, tak i cierpi się widząc kolejny utwór Ernesta.
Ernest Opalony to nie ubogi krewny klasyków światowej literatury.
Od Irwinga dzieli go maleńki krok.
Niewykluczone, że Hollywood dowie się o Ernestowych dziełach opalonych.
Żywić trzeba nadzieję, że nigdy nie zostaną zekranizowane, bo nie ma na tej planecie scenarzysty, który mógłby się zmierzyć z oryginałem, ani aktorów będących w stanie oddać kunsztem swej gry osobowości bohaterów.
W skromne słowa ubrane zachęcenie do lektury.
Komentarze (13)
Bardzo prawdziwy utwór - taki życiowy.
Pozdro
Irytuje mnie skoncentrowanie się na turpistycznej stronie życia (która niewątpliwie istnieje) i całkowity brak jasnej strony mocy.
Całość sugeruje, że Ernest koncentrować się będzie na rzyganiu, oszołomieniu alkoholem, poprutych majtkach i śmierdzącym pocie.
Chyba nie będę fanem twórczości Ernesta.
Dodatek z pieczeniem szarlotki to jakby ktoś wrzucił kwiatek do szamba i twierdził, że tak wygląda kwietna strona życia.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania