Fantastyczny Odlot Przebojowej Załogi Luksusowego Kanciastego Statku Kosmicznego
"Fantastyczny Odlot Przebojowej Załogi Luksusowego Kanciastego Statku Kosmicznego"
gatunek: sny/fantastyka/czas wolny
Środek dnia albo popołudnie. Rok 1992.
Ogólnie było ciepło i raczej słonecznie, tylko czasami wiał lekki wiatr. Ośmioosobowa grupka trzydziestokilkuletnich, pozytywnych, człekokształtnych istot pozaziemskich, składająca się z czterech mężczyzn i czterech kobiet, wypoczywała w kremowo-beżowym hotelu, mającym kształt prostopadłościanu oraz powoli krążącym w powietrzu, wśród niezwykłych, świecących chmur, dwieście dwadzieścia pięć metrów nad Tropikalnym Plażowym Miastem Fantastyczno-Surrealnych Imprez, a leżącym u wybrzeży Kontynentu Imprez, na Totalnie Luksusowej Planecie.
O jedenastej trzydzieści pięć w nocy, postacie siedziały w pokoju, na połączonych łóżkach. Słuchały muzyki new wave, italo disco i space disco, wydobywającej się ze stojącego na komodzie radiomagnetofonu, a także oglądały w telewizji teledyski. O dziesiątej rano, statek kosmiczny odleciał w daleki, tajemniczy kosmos, w poszukiwaniu egzotycznych, subtropikalnych planet.
W pewnym momencie znalazł jedną. Wylądował na niej, a wtedy z wnętrza pojazdu wyszło osiem humanoidalnych stworzeń, wypoczętych i usatysfakcjonowanych pięknymi, unikalnymi dźwiękami oraz barwnymi, wesołymi obrazami. Jedna z istot zauważyła, że wśród dwudziestu kilku pobliskich wzgórz, zasypanych piaskiem plażowym i porośniętych trzcinami ozdobnymi, stał wielki, półkolisty łuk. Był jak potężna brama, tyle że bez wrót.
Przeszła przez niego na drugą stronę, a ów tajemniczy obiekt okazał się być ukrytym portalem, prowadzącym do innych światów, wymiarów oraz baśniowych krain rodem z bardzo udanych snów. Za nią podążyli wszyscy pozostali przedstawiciele jej ludu, jeden po drugim, aż w końcu przeszli wszyscy. Gdy znaleźli się po drugiej stronie, to stanęli na rozległej pustyni, podczas słonecznego popołudnia. Kilkaset metrów przed sobą zauważyli tajemnicze wzgórze. Podeszli do niego. Wbiegli na szczyt, a wtedy szybko nadleciał płaski, kanciasty, szeroki statek kosmiczny, który był wielki jak wieżowiec.
Znaleźli się w jego wnętrzu, a wyglądało ono bardzo podobnie, jak wnętrze ich parterowego, wolnostojącego, jednorodzinnego domu, znajdującego się na przedmieściach Tropikalnego Plażowego Miasta Tropikalno-Fantastyczno-Surrealnych Imprez. Nagle zostali, przez coś lub przez kogoś, przeteleportowani do ich rzeczywistego domu, a dokładniej do kuchni. Zerknęli na wiszący na ścianie zegar i wtedy zauważyli, że była godzina ósma trzydzieści siedem rano.
— Wie ktoś, co się stało? — spytało jedno z nich, zdezorientowane.
— Mieliśmy jakąś dziwną przygodę — domyślało się drugie.
— Mieliśmy odwiedzić kilka egzotycznych, tropikalnych planet, ale nagle wszystko się skończyło — skomentowało trzecie.
— Historia bardzo podobna do jakiegoś niezwykłego snu — stwierdziło czwarte.
— Dokładnie. Jedziemy albo lecimy w kolejną fantastyczną podróż? — zaproponowało piąte.
— Dobry pomysł. Co powiecie na wyjazd w środku dnia, aby po południu imprezować albo relaksować się pośród promieni słonecznych? — spytało pozostałych drugie.
— Dosłownie fantastyczny pomysł. Dokąd jedziemy? — dociekało piąte.
— Co powiecie na domowo-ogrodową imprezę w Krainie Bananów i Ananasów? Jedziemy tam? — spytało drugie.
— Jedziemy! — jednocześnie odpowiedzieli uradowani pozostali.
Nadciągnął środek dnia.
Ośmioro mieszkających wspólnie przyjaciół, posiadających bardzo bujną wyobraźnię i poczucie humoru w wymyślaniu historyjek o podróżach do niezwykłych, przepięknych, wspaniałych krain oraz o bardzo udanym imprezowaniu w ich najbardziej rozrywkowych rejonach, wsiadło do płaskiego, szerokiego, ośmioosobowego statku czasoprzestrzennego, ukrytego w podziemnej bazie pod ogrodem, a następnie poleciało na jego pokładzie do wesołej, zabawnej, beztroskiej, słonecznej, rozległej oraz wiecznie zrelaksowanej niziny, na której mieszkały Banany i Ananasy.
Pojazd wylądował w rozległym ogrodzie, otaczającym pełną różnych rozrywek willę, a wtedy ósemka podróżujących postaci wyszła na zewnątrz i wreszcie odetchnęła z wielką ulgą powietrzem prawie tak bardzo świeżym, jak to tylko możliwe. Cztery Banany, jak i cztery Ananasy, bo tyle wynosiła ich liczba, były człekokształtnymi owocami z pięknych, tropikalnych, wesołych, wyluzowanych, wiecznie zielonych planet. Tam, nawet kamienie imprezowały oraz śmiały się.
Tymczasem w eleganckim domu, otoczonym urokliwym ogrodem, wszyscy razem jedli pomarańcze, mandarynki, brzoskwinie i owoce zwane kaki. Słuchali zabawnej muzyki, tańczyli, śmiali się, rozmawiali o niezwykłych, odległych krainach, istniejących w alternatywnych rzeczywistościach, do których mógł polecieć każdy kto chciał, jeśli użył wehikułu czasoprzestrzennego, a urządzenia takie były tanie, łatwo dostępne, lekkie i łatwe w obsłudze.
W pewnym momencie, wszystkich szesnaście imprezujących postaci zaczęło wyobrażać sobie jednocześnie, że byli załogą płaskiego, kanciastego, szpiczastego statku czasoprzestrzennego wielkości wieżowca, oraz że wystartowali z ogrodu i odlecieli owym pojazdem w daleki kosmos, gdzie odwiedzili kilka egzotycznych, subtropikalnych, pięknych planet, wyglądających jakby pochodziły z wszechświata będącego połączeniem fantastyki naukowej i fantasy.
Wylądowali na jednej z nich, gdzie zwiedzili ruiny niezwykłego antycznego miasta, częściowo zasypane przez wydmy plażowe, które w bardzo krótkim czasie znacząco poszerzyły swój zasięg występowania. Podczas zwiedzania, w pewnym momencie zauważyli tajemniczą kobietę w jasnych, wygodnych, przewiewnych szatach, niosącą taboret i lirę. Postać ta pochodziła z innego, lepszego wymiaru egzystencji. Kiedy chcieli się jej bliżej przyjrzeć, ta nagle zniknęła. Byli pełni podziwu i zachwytu.
Wrócili z powrotem na pokład wehikułu czasoprzestrzennego. Odlecieli daleko, w głąb wszechświata. Nagle, osiem istot, które jako pierwsze wystąpiły w tej kosmicznej opowiastce, obudziło się o świcie, w kuchni zamieszkiwanego przez nie domu, w tymczasowym namiocie wykonanym z krzeseł, stołu, kołder, poduszek i prześcieradeł.
— Miałem niezwykle bardzo fantastyczny sen! — ekscytował się jeden z mężczyzn.
— My też! — odpowiedziało na raz wszystkich siedmioro pozostałych współlokatorów.
— Myślę, że ta senna podróż była dosłownie kosmicznie odlotowa! — skomentowała jedna z kobiet.
— Ooo, tak! Dokładnie! — pozostali odpowiedzieli jednogłośnie.
Niespodziewanie, wszyscy w jednej chwili wstali i zajrzeli w okna. Wtedy zauważyli, że na tle jaśniejącego nieba, w stronę dalekiego kosmosu odlatywało i stopniowo, jeden po drugim, znikało dziewięć płaskich, szerokich, kanciastych statków czasoprzestrzennych. Tajemnicze obiekty stawały się coraz mniejsze oraz coraz bardziej przezroczyste, aż w końcu, jeden po drugim, zaczęły znikać i było ich widać już tylko: dziewięć... osiem... siedem... sześć... pięć... cztery... trzy... dwa... jeden, i w końcu zero.
Koniec.
Komentarze (7)
obudziło się o świcie, w kuchni [...] domu, w tymczasowym namiocie wykonanym z krzeseł, stołu, kołder, poduszek i prześcieradeł.
Wtedy [...] na tle jaśniejącego nieba, w stronę dalekiego kosmosu odlatywało i stopniowo, jeden po drugim, znikało dziewięć płaskich, szerokich, kanciastych statków czasoprzestrzennych."
...zderzenie fantazji z rzeczywistością daje poczucie bezpiecznego lotu w czasoprzestrzeni.:) Pozdrawiam.
"zderzenie fantazji z rzeczywistością daje poczucie bezpiecznego lotu w czasoprzestrzeni"
Myślę, że jeśli zarówno fantazja, jak i rzeczywistość są w miarę pozytywne, to właśnie tak jest.
Dziękuję i pozdrawiam 🙂
Swoją drogą, masz wesoło brzmiący pseudonim na Opowi.
Dziękuję i pozdrawiam 🙂
/Cztery Banany, jak i cztery Ananasy, bo tyle wynosiła ich liczba, były człekokształtnymi owocami/ – ciekawa intencja.
cul8r
Dziękuję i pozdrawiam 🙂
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania