Fruwające Kosmiczne Wyspy i Wille na Chmurach

Opowiadanie

 

"Fruwające Kosmiczne Wyspy i Wille na Chmurach"

 

gatunek: sny/fantastyka/fantasy/surrealizm/podróże/przygoda

 

Starożytność. Inny, alternatywny, daleki świat. Wiosna albo lato. Ciągle trwał środek dnia i nie chciał ustąpić popołudniu.

 

Czworo około dwudziestoośmioletnich przyjaciół, nazywających się Saksofonista, Kataryniarz, Gitarzystka i Keyboardzistka, szło przez przedmieścia wielkiego miasta, utrzymanego w oryginalnym stylu architektonicznym, łączącym elementy stylu latynoskiego i art deco. Wkrótce przyszli na skraj dużego leśnego parku, gdzie mieścił się ich tajny dom na drzewie, zakamuflowany pośród liści i chmur.

 

Wdrapali się po masywnym pniu i wkrótce znaleźli się w budynku. Stanęli w kręgu. Wokół nich pojawiły się wirujące i skaczące, kolorowe światła. W tle zaczęła rozbrzmiewać dziwna, szybka muzyka bez rytmu, ładu i składu. Unieśli się w powietrzu. U ich butów pojawiły się pierzaste skrzydła, takie same jak u drobnego ptactwa leśnego. Od tej pory posiadali umiejętność fruwania. Wylecieli przez duże okna, a wtedy spośród chmur nadleciały cztery pojazdy, jakby rydwany. Jeden wyglądał jak muszla ślimaka albo łodzika, drugi jak muszla małża, trzeci jak złoto-czerwona karoca, a czwarty jak porcelanowy dzbanek do herbaty.

 

Na każdy z obiektów wskoczyło po jednej osobie. Następnie przedmioty te, wraz z przewożonymi w swoich wnętrzach postaciami, szybko poleciały do niezwykłej krainy, wyglądającej jak gigantyczny stożek z kilkubarwnej waty cukrowej, a tam osiadły na gigantycznym rydwanie, zaprzężonym w cztery wielkie, fruwające pławikoniki ze skrzydłami łabędzi, płetwami pstrążenic i nogami szarańczaków.

 

— Przez okno zagląda nocne letnie niebo, przedstawiając swe barwne, świecące mgławice i radośnie ogłaszając, że można, a nawet warto pofrunąć w ich kierunku oraz przejść się po napotkanych planetach, kiedy nadejdzie odpowiedni punkt w czasoprzestrzeni, który to umożliwi — rozmarzył się Saksofonista.

— Kiedy chmury przybierają postać ludzką i śmieją się, to znaczy, że nadszedł już czas, żeby przestawić wskazówki zegarów wiekowych i unieść się wysoko do nieba, aby słońce nadstawiło swych promieni, na których trzeba wówczas wylądować, co umożliwi pójście po nich do kolejnego świata — dodał Kataryniarz.

 

Niezwykły rydwan unosił się w powietrzu, nad porośniętym kwiatami kolistym trawnikiem, we wnętrzu stożkowatego świata. U szczytu tego stożka znajdował się przestronny otwór, przez który do środka przez dwanaście godzin zaglądało słońce, a potem na kolejną taka samą ilość czasu było zastępowane przez księżyc. Pojazd pofrunął ku górze, a tam zastał jasnoniebieskie niebo, zdające się nie mieć końca. Osiadł na jednej z potężnych chmur, wielkich chyba jak dwa z najpiękniej wyglądających miast świata, Rzym i Los Angeles, razem wzięte.

 

Obłoki te okazały się być latającymi wyspami, zamieszkanymi przez człekokształtne, potrafiące fruwać istoty, wiecznie imprezujące i wypoczywające w mniejszych oraz większych miejscowościach, posiadających liczne zamki, pałace, parki oraz baseny i leżących na tych fantazyjnych wyspach, jakby wyciągniętych prosto z bardzo dobrych oraz pięknych snów albo marzeń. Spoczywające na chmurach sady, ogrody, łąki, lasy i lasostepy, często tropikalne, zazwyczaj były dodatkowo przyozdobione stawami, rzekami oraz jeziorami, a także zawsze były otoczone plażami piaskowymi albo piaskowo-kamienistymi, niejednokrotnie także malowniczymi klifami.

 

Saksofonista, Kataryniarz, Gitarzystka i Pianistka wyszli ze swoich pojazdów oraz zeskoczyli z rydwanu. Rozejrzeli się dookoła. Nad nimi przefrunęły cztery zegary słoneczne, siedem potężnych kolumn i dwa obeliski. W oddali, za drzewem na którym rosły słońca wielkości pomarańczy, w powietrzu unosiły się spotykane w kilku różnych odmianach barwnych rozgwiazdy oraz muszle ślimaków morskich i małży.

 

Daleko na niebie, pośród złocistych obłoków, fruwały tajemnicze obiekty. Zmieniały kształty oraz przewoziły różne istoty i stworzenia między planetami, galaktykami, wszechświatami, a także wymiarami egzystencji.

 

Grupka kolegów i koleżanek poszła do tajemniczego, niezwykłego lasu na przedmieściach. Przeszła przez podziemny kamienny tunel z namalowanymi na ścianach zagadkowymi znakami oraz z wiszącymi w powietrzu kulami światła o nieznanym źródle. Podbiegła do zegara słonecznego, stojącego na środku mieszczących się na szczycie porośniętego licznymi drzewami wzgórza kamiennych kręgów, a wtedy z nieba powoli sfrunęła złota chmura, świecąca tak bardzo jasno, jak by była gwiazdą. Z niej wyskoczyło dwadzieścia jeden fantazyjnie wyglądających postaci i stworzeń, takich jak latający ananas ze skrzydłami komara, albo dwunożny aligator z głową lamy, ubrany w kapelusz, zmieniający swój kolor i kształt co dwadzieścia pięć minut. Z ziemi wyrosło ognisko otoczone kamiennymi ławkami, a wtedy istoty zatańczyły oraz poskakały wokół niego przez kolejnych dwadzieścia pięć minut, grając przy tym i śpiewając.

 

— Przeprawiając się przez labirynty umysłu i świadomości, moja dusza śpiewa — powiedziała śpiewająco Keyboardzistka, powoli i delikatnie machając rękami, oraz unosząc się gdzieś w innym wymiarze, pośród wielobarwnych gwiazd na tle żółto-różowo-pomarańczowo-granatowego kosmosu.

— Kiedy nagle zaczynasz zdawać sobie sprawę z tego, że potrafisz latać, przenikać przez ściany oraz pojawiać się i znikać w dowolnym miejscu oraz czasie to wiedz, że kolejny świat się rozpada i ustępuje miejsca niezwykłemu, tajemniczemu, fantazyjnemu wszechświatowi — odpowiedziała Gitarzystka, unosząc się nad planetą wielkości piłki do koszykówki.

Nagle wszystkie cztery postacie znalazły się na posiadającym wielką piękną fontannę i placu otoczonym wielkimi, kamiennymi, luksusowymi kolumnami, a także subtropikalną roślinnością o rozłożystych liściach o zaskakujących kształtach. Nad nim zjawiły się dziesiątki niewielkich, kolorowych kul światła, krążących po całej okolicy. Po skrywającym w sobie stawy, rzeki i wodospady dużym parku leśnym, otaczającym plac z dwóch stron, spacerowały bądź biegały człekokształtne owady wielkości piżmaków. Posiadały skrzydła ważek, ogony traszek oraz muszle ślimaków, a dodatkowo ubrane były w złote albo srebrne hełmy i zbroje, z pomarańczowymi lub beżowymi akcentami.

 

Saksofonista, Kataryniarz, Gitarzystka i Keyboardzistka znaleźli antyczne, zagadkowe ruiny, wydające z siebie monumentalno-fantazyjno-magiczne dźwięki. Były to mury obronne starożytnego miasta, opuszczonego przez zaginioną cywilizację. Być może, przemierza ona teraz kosmos w gigantycznych latających spodkach i tworzy oraz zaludnia nowe światy, a nawet wszechświaty. Tymczasem grupka kolegów i koleżanek przeszła wzdłuż długich, wysokich i grubych murów jakby obronnych, a wtedy znalazła się w pięknej dzielnicy, składającej się głównie z otoczonych niezwykłymi, tropikalnymi ogrodami domów oraz willi z tarasami, zabawnymi pękatymi kolumnami i basenami z wyspami lub półwyspami.

 

Ekipa podróżujących znajomych weszła do jednej z willi. Na trawniku, na dachu oraz na jednej z zewnętrznych ścian znajdowały się anteny satelitarne w kształcie wielkich talerzy. Z kosmosu przyleciało dwadzieścia kilka tajemniczych i dziwnie wyglądających obiektów o kształtach klasycznych spodków, czy też półmisków. Obiekty te zawisły na niebie, po którym powoli frunęła wielka chmura. Na obłoku stał dziwny pojazd, wyglądający jak prom z willą wyrastającą z pokładu. Budynek ten, posiadający pomarańczowy dach, był otoczony przez kilka beżowych kolumn. W boku tajemniczego obiektu otworzyły się podwójne drzwi, czy też wrota, a wtedy szybko i w dużych ilościach zaczął wydostawać się z nich strumień srebrnego światła. Po nim zeszło na ziemię dwadzieścia osiem dostojnie wyglądających oraz otoczonych pomarańczowo-żółto-zielona poświatą istot człekokształtnych, przyodzianych w złote zbroje i w czerwone peleryny.

 

Tymczasem siedem układów gwiezdnych dalej...

 

Na egzotycznej, tropikalnej planecie, znajdowała się plaża z jasnobeżowego piasku, ciągnąca się wzdłuż znacznej większości nabrzeża dużego półwyspu na gigantycznym kontynencie. Na wybrzeżu tym wypoczywały i imprezowały setki człekokształtnych oraz zwierzokształtnych istot. Stało tam wiele otoczonych wysokimi i rozległymi parawanami namiotów, a w wodzie pływały dawne oraz współczesne kręgowce, a czasami także bezkręgowce, wodne jak i wodno-lądowe. Wśród zwierząt tych można było znaleźć: ryby, płazy, gady, mięczaki oraz skorupiaki o nietypowych rozmiarach i niekiedy dodatkowej możliwości fruwania oraz nagłego pojawiania się i znikania.

 

Koniec.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Bożena Joanna 29.08.2020
    Uwiódł mnie ten tajny dom na drzewie i latające wyspy. Piąteczka!
  • Piotrek P. 1988 07.09.2020
    Dziękuję za komentarz i ocenę, pozdrawiam :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania