Gwiezdne wojny. Kolekcjoner - rozdział 1

Rozdział 1

Mała kolekcja

 

Wszedł do Kanty w Mos Eisley, usiadł na stoliku przy barze. Bez słowa, podniósł lekko rękę aby zawołać barmana.

 

- Nikta - powiedział niskim głosem, mężczyzna w kapturze. Nie patrząc nawet na barmana.

- Robi się - odpowiedział klasycznym dla siebie głosem. - Siedem kredytów - powiedział podając mu napój.

- Gdzie jest? - spytał cichszym głosem, podając kredyty i mały kawałek papieru.

- Loża numer dwa, łatwo znajdziesz.

- Dziękuje - wypił zawartość szklanki i odszedł.

 

Wszedł do wnęki schowaną za zasłoną. Okrągła konstrukcja wzdłuż ściany miała długą bordową kanapę, zaś na środku stał również okrągły stolik. W loży siedziała już Mirialanka.

 

- Pani Vern - powiedział, siadając naprzeciw niej - ma pani to po co przyszedłem?

- Jesteś śmieciem i zdrajcą - gniewny głosem powiedziała w odpowiedzi. Jednocześnie kładąc na stole drewnianą skrzynię.

- Obiecana zapłata - położył obok skrzyni wypchany worek.

- To i tak mała suma za to - dotknęła ręką skrzyni.

- Zawsze możesz zginąć, albo zadomowić się u Jabby.

- Oby śmierć cię szybko dopadła - wzięła worek i położyła obok siebie. Potem przesunęła skrzynie bliżej mężczyzny.

- Działa? - otworzył delikatnie skrzynie.

- Tak, wszystko jest na swoim miejscu.

- Dziękuję, mam nadzieję, że te pieniądze ci pomogą - wstał, wziął skrzynie i odsunął zasłonę. - Niech moc będzie z tobą. - Jej słów odpowiedzi już nie słyszał. Wyszedł z kanty.

 

Dalej nogi poniosły go do doków, wrzucił kilka kredytów na blat stołu, przy którym stacjonował droid. Wszedł do swojego statku. Piękna, nowa, w czarnej barwie z czerwonymi i białymi akcentami alpha-3. Odleciał z planety, droga w nad przestrzeni, zaprowadziła go do Coruscant, wylądował i zniknął w tłumie.

 

- Tata! - w nogi mężczyzny, wbiegło dziecko i przytuliło je, gdy tylko ten wszedł do mieszkania.

- Hej, co tam? Szkrabie. - Lewą ręką podtrzymywał skrzynią, prawą zaś drapał plecy dziewczynki. - Okej, muszę wejść dalej - zaśmiał lekko. - Zanieś na stolik - dał jej skrzynkę. Sam zdjął płaszcz z kapturem i powiesił na wieszaku. Kaptur skrywał twarz, młodego, prawie całkowicie łysego.

- Witaj, kochanie - powiedziała kobieta, również ludzkiej rasy, która smażyła coś na patelni.

- Hej - powiedział zmęczonym głosem.

- Przeżyła? - podeszła do niego i pocałowała.

- Tak. Jutro mam się spotkać z handlarzem na Kamino.

- Znowu? Boję się, że to źle się skończy. Odpuść dobrze wiesz, że…

- Wiem, ale obiecuję, że jeszcze trochę i wszystko sprzedam. Będziemy mogli się stąd wynieść - chwycił ją za barki. - Będzie żyć, poza imperium. Będzie wolna. I my też.

- Jej życie jest najważniejsze - spojrzała na córkę. - A teraz choć obiad prawie gotowy.

 

Zasiadł do stołu, tak samo jak dziewczynka. Po chwili z jedzeniem, również kobieta. Byli w połowie, gdy usłyszeli dzwonek drzwi.

 

- Zaczekaj - powiedział do kobiety, wstał od stołu. - Kto tam? - zawołał.

- Imperium galaktyczne, mamy parę pytań do pan..

- Już idę - przerwał, męskiemu głosu zza drzwi. - Weź Karę i schowajcie się za ścianę - powiedział szeptem, wskazując na wnękę, obok kuchni.

- Otwierać drzwi, już! - wołał mężczyzna.

- Dzień dobry - powiedział po otwarciu drzwi. - Jego oczom ukazało się trzech szturmowców oraz oficer w szarym mundurze.

- Witam, możemy wejść? - zapytał oficer.

- O co chodzi?

- Mamy dowody, jakoby był pan w posiadaniu rzeczy należących do wrogów galaktyki.

Nie wiem, o czym mowa - powiedział bez emocji.

- Mamy nakaz wejścia - po słowach oficerach, szturmowcy wycelowali prosto w ciało mężczyzny.

- Wejdźcie - wszedł pierwszy, a oni za nim.

- Ta skrzynia? - zapytał oficer.

- Prezent od ojca. Nie zdążyłem otworzyć.

- Jest tu, ktoś jeszcze? - zapytał siadając na kanapie przy której znajdował się stolik ze skrzynią.

- Nie. - Chwycił za rękojeść blastera schowanego za plecami.

- Rozumiem. Pytam, bo są tu zameldowane jeszcze dwie osoby - chwycił i powoli otwierał skrzynie.

- Aktualnie jestem sam.

 

Strzelił i zabił oficera, mocą przyciągnął schowany w skrzyni miecz świetlny i cisnął nim w jednego z szturmowców. Jednocześnie do dwóch kolejnych strzelił w głowę.

 

- Luna, Kara zbierajcie się.

- Co się dzieje? - spytała kobieta.

- Weź alphe i leć z małą na Kamino. Na mapie masz zaznaczoną dokładną lokację, tam się zobaczymy.

- Ale..

- Już!

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania