Historia spisana butami - Mane Tekel Fares
Wieś Olsztyn, Nowy Rok 1945
Ruiny średniowiecznej warowni posępnie zaznaczały się na tle rozgwieżdżonego nieba. Dwunastu mężczyzn mijało zamkowe wzgórze kierując się do majaczących w mroku budynków. Zmrożony śnieg chrzęścił pod naporem butów, choć bardzo starali się zachowywać bezszelestnie. Szli ostrożnie, jeden za drugim po wydeptanej wśród zasp ścieżce. Pierwszy z nich, najwyraźniej dowódca uniósł prawą rękę zatrzymując kolumnę. Ściągnął z ramienia karabin i upewnił się czy zamek jest odbezpieczony. Pozostali uczynili tak samo.
—Tam — dowódca wskazał dłonią sporej wielkości kontur. U dołu tej bryły migotał żółty kwadracik.
—Wygląda na kościół — jeden z żołnierzy podszedł bliżej wpadając w zaspę prawie do kolan.
— Chyba masz rację Uwe. Przenocujemy tam.
Żelazna brama w murze nie była zamknięta. Przemknęli przez nią, a ich cienie delikatnie zarysowały się na ścianie budynku. Dowódca drużyny, poprawił hełm i wytężając wzrok szukał na śniegu śladów. Spojrzał w górę i przyjrzał się całości obiektu. Nachylił się do najbliższego z towarzyszy:
— Na lewo jest główne wejście. W środku nocy pewnie zamknięte na głucho. Po prawej to musi być zakrystia. Zobacz, ta ścieżka pewnie prowadzi do bocznego wejścia. Obejdziemy od tyłu i spróbujemy zajrzeć do środka.
Skradając się wzdłuż budynku minęli niskie drewniane drzwi i podeszli pod okno znajdujące się na tyłach.
— Jurgen zajrzyj tam.
— Za wysoko kapralu — żołnierz ledwo zdążył odpowiedzieć, kiedy stojący obok niego kolega podsunął mu na wysokości kolan splecione dłonie. Zrozumieli się bez zbędnych wyjaśnień. Jurgen oparł stopę na zaimprowizowanym stopniu i uniósł się wystarczająco wysoko, by zajrzeć do środka zakrystii. Kilka sekund wystarczyło, by ocenić sytuację. Zeskoczył z powrotem i zameldował:
— W środku stary ksiądz. Coś czyta. Nikogo więcej nie zauważyłem.
— Dobra, chłopaki. Wchodzimy.
Kolba karabinu to mało subtelna kołatka do drzwi, niemniej bardzo skuteczna. Po kilkunastu uderzeniach z wnętrza dopłynął głos:
— Kto tam?
— Otwierać! — kapral nie zamierzał wdawać się w dyskusje.
W zamku zachrobotało i kiedy tylko gospodarz nacisnął klamkę żołnierze zwalili się do środka.
Kościelne ławki nie należały do wygodnych, ale dla nich były to niemal królewskie łoża. Wiele nocy spędzili w stodołach, piwnicach zburzonych domów, czy wprost na gołej ziemi. Jednak nie wszyscy spali. Dwójka żołnierzy położyła koce na posadzce i opierając się plecami o ścianę przy prezbiterium rozmawiali.
— Ciekawe co tam jest, Horst? — jeden z nich stuknął obcasem w stalową płytę w podłodze.
— Nie mam pojęcia — odpowiedział drugi, — może jakieś skarby tam ukrywają.
— A może chociaż jakieś jedzenie?
Spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Zerwali się jak na rozkaz i po chwili unieśli właz. W świetle latarki dostrzegli schody.
— Boisz się, Uwe?
— Horst, nie gadaj głupstw — zapytany poklepał kolegę po ramieniu. — jeśli tylko z dziury nie wylazły sowiety, to nic nam nie będzie.
Powoli zeszli w dół.
Pomieszczenie było niezbyt duże i niskie. Trzeba było uważać, by nie zawadzić głową o łukowe sklepienie.
— No i mamy za swoje — Horst stanął jak wryty, gdy latarka oświetliła stojącą na środku pomieszczenia trumnę. Uwe lęk nieco udzielił się, ale ciekawość była znacznie silniejsza. Podszedł bliżej i krzyknął podekscytowany.
-Tu jest szyba! Wszystko widać.
U Horsta ciekawość również wzięła górę i po chwili oboje spoglądali przez otwór w wieku trumny. Wiele trupów widzieli w czasie tej wojny, takiego jednak nigdy wcześniej. Nie trzeba było być archeologiem, aby stwierdzić, że i trumna, jak i ciało w niej spoczywające są stare. A mimo to zwłoki nie uległy rozkładowi. Czaszkę i dłonie pokrywała skóra. Brązowa i chyba sucha jak wiór, ale jednak skóra. Postać odziana była w ciemnozielony mundur. Kołnierz koloru amarantowego był dość bogato zdobiony.
— Jakiś ważny musiał to być wojak — Horst rękawem przecierał szybę w wieku trumny licząc na to, że dostrzeże jeszcze więcej.
—Na to wygląda. — Uwe miał inny pomysł. — Podaj bagnet.
Odszukał wystarczającej szerokości szczelinę i wsunął ostrze. Gwoździe nie trzymały zbyt mocno. Wieko ustąpiło.
Warszawa, 24 kwietnia 2019
— Co jest najważniejszym elementem wyposażenia żołnierza?
Na sali wykładowej rozległ się szum. Ze wszystkich niepewnie wymawianych strzępów sylab profesor nie wyłowił nic, co wskazywałoby na trafną odpowiedź. Gestem ręki uciszył gubiących się w domysłach studentów.
— Buty! — uśmiechnął się tryumfalnie widząc na twarzach głównie zaskoczenie.
— Bzdura, jak można walczyć butami? — jeden ze słuchaczy w przypływie olśnienia postanowił zgłębić myśl wykładowcy.
Ten milczał chwilę, spacerując po podwyższeniu ze splecionymi na plecach dłońmi. Zatrzymał się wreszcie i przemówił.
— Opowiem wam historię, która przydarzyła mi się, kiedy sam byłem studentem.
Po czym przesunął krzesło na środek. Ustawił je dokładnie tak, by móc obserwować wszystkich obecnych w audytorium. Rozsiadł się wygodnie i zaczął snuć swoją opowieść.
— Prawie czterdzieści lat temu, tak jak wy teraz, byłem studentem historii. Podczas jednych z wakacyjnych praktyk zawieziono nas do wsi Olsztyn, gdzie znajdują się ruiny ostatniego zamku na Szlaku Orlich Gniazd. Nasz opiekun, docent Malinowski zaprowadził nas jednak nie do ruin a do kościoła wybudowanego nieopodal. Nie kazał nam jednak podziwiać i objaśniać detale późnobarokowej architektury. Sprowadził nas do krypty. Ciekawostką były tam trzy stojące na skalnej podłodze trumny. Dwie po rogach pomieszczenia a jedna na środku. Ta środkowa miała przeszklone wieko tak, że swobodnie można było zajrzeć do środka. Zapewne specyficzny mikroklimat panujący w krypcie spowodował, że ciało w trumnie zmumifikowało się nie ulegając całkowitemu rozkładowi. Wiele wskazywało na to, sądząc po mundurze, iż był to oficer z czasów Konfederacji Barskiej. W latach 1769-72 konfederaci przebywali w tej okolicy kilkukrotnie. Historykom nie udało się ustalić tożsamości tego człowieka, choć przypuszcza się, iż był to bliski współpracownik Kazimierza Pułaskiego. Przyznam się wam, że jako pierwszy dostrzegłem szczegół, który spowodował, że docent Malinowski zwrócił na mnie uwagę, co jak mi się wydaje, zaważyło na mojej późniejszej karierze naukowej. — Profesor poprawił się na krześle robiąc krótką pauzę.
— Buty! — powiedział to tak doniośle, jakby to dopiero teraz dokonał odkrycia. — Były bardzo zniszczone. Jakoś nie pasowało mi to do oficera, który głównie przemieszczał się przecież konno. Nie miałem wtedy jeszcze zbyt wiele doświadczenia, ale instynkt mi podpowiadał, że buty i reszta munduru konfederata to dwie różne, może nawet odległe od siebie epoki. Pamiętam, że kiedy podzieliłem się swoimi wątpliwościami docent zaczął klaskać w dłonie i zwrócił się do mnie: “Brawo, młody człowieku. To jest obuwie z okresu drugiej Wojny Światowej i wiele wskazuje na to, że należały do żołnierza Wehrmachtu”.
Profesor znów zamilkł pogrążając się we wspomnieniach. Ten moment wykorzystał student, który już wcześniej wykazywał zainteresowanie tematem większe od pozostałych koleżanek i kolegów.
— Panie profesorze. To bez sensu. Po co żołnierz Wehrmachtu zakładał mumii swoje buty?
— Odpowiedź jest tak oczywista, że aż trudno na nią wpaść — zapytany westchnął. — Pod koniec wojny wojskom Hitlera brakowało nie tylko paliwa do czołgów ale praktycznie wszystkiego. Więc pewnie trudno było o nowe buty za każdym razem, kiedy nadawały się do wymiany. A żołnierz piechoty z pewnością cierpiał, kiedy miał niesprawne buty. I właśnie w tej krypcie jednemu z nich nadarzyła się okazja wymiany, co prawda na stare, bo ponad stuletnie, lecz z pewnością zachowane w doskonałym stanie.
Studenci pokiwali głowami najwyraźniej rozumiejąc, a niektórzy może nawet wczuwając się w sytuację jakiegoś niemieckiego szeregowca uciekającego pieszo przed radzieckimi zagonami pancernymi. Ale brakowało jeszcze jednego drobiazgu.
— Profesorze... — pytający student zawahał się mając obawy przed, jak sądził, pytaniem z kategorii głupich.
— Pytaj śmiało — wykładowca dodał chłopakowi odwagi. Pomogło.
— No dobrze. Jednej rzeczy nie rozumiem. Skoro zabrał te buty, to po co wkładał mumii swoje?
— Też sporo nad tym myślałem — profesor puścił “oczko” do studenta.
— Może z szacunku do munduru, albo zmarłych, a może ze strachu przed duchami, z powodu przesądów — wymieniał dostępne w myślach możliwości. — A być może z takiego powodu, by nikt mu nie zarzucił okradania zwłok. Nie rozstrzygniemy tego ponad wszelką wątpliwość. Jak również pewnie nie dowiemy się, jakie były dalsze losy tych butów. A szkoda...
Berlin, 2 maja 1945
Na małym placyku, który jeszcze kilkanaście dni temu był podwórzem kamienicy, kłębiła się grupka jednych z ostatnich obrońców miasta. Wtuleni w siebie, bardziej z powodu strachu, niż chłodu poranka. Sowieccy żołnierze stali wokół oparci o kikuty ruin. Co prawda, karabiny trzymali gotowe do strzału, jednak jakikolwiek opór był mało prawdopodobny. Jeńcy byli skrajnie wyczerpani walką prowadzoną od wielu dni, niemal bez przerwy. Przede wszystkim byli głodni. Rzucali tęskne i jednocześnie nienawistne spojrzenia w kierunku swych pogromców, którzy celowo rozrzucali po ziemi zawartość konserw dobrze się przy tym bawiąc. Kiedy poranne słońce wdarło się na podwórze jeden z radzieckich żołnierzy ożywił się i szybko podszedł do grupki jeńców.
—Idzie chyba do nas — Niemiec szturchnął w ramię kolegę nie odrywając wzroku od zbliżającego się Rosjanina. Kiedy ów rzeczywiście stanął nad nimi , lufą karabinu wskazał na buty jednego z pojmanych.
— Ściągaj! — padł rozkaz.
Uwe spojrzał na swoje piękne, czarne oficerki, a potem na buty sowieckiego żołnierza. Po policzkach popłynęły łzy.
Komentarze (20)
Ciekawa historia i bardzo pouczająca. Wiele w swoim życie słyszałam historii o butach i dlatego podałam taki temat. Przekładaniec
z trzech Warsaw powiązanych że sobą butami.
Ja tutaj stawiam też na Ozara, chociaż może to być zmyłka.
Trochę poprawek według moich spostrzeżeń:
wśród zasp ścieżce. - może bardziej pośród
—Tam brak spacji
—Wygląda brak spacji
odpowiedział drugi, - zbędny przecinek
po ramieniu. — jeśli - Jeśli
-Tu jest szyba! pauza
—Na to wygląda. spacja
—Idzie chyba do nas spacja
Ukłony dla Autora
Pięć gwiazdek tej historii o butach niczym puchar przechodni absolutnie się należy.
Niech będzie, że Ozar, ale to strzał.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania