Informator: Pierwsza Gra - 1: Rozstawienie pionków
5 styczeń 2015 rok, godzina 14.23
Ikebukuro w Japonii
Biuro Akiry
Apartament znajdujący się na szczycie budynku był jasno oświetlony popołudniowym słońcem. Otwarta przestrzeń nie przytłaczała i sprawiała, że Akirze lepiej się myślało.
Z niewielkiego korytarza wchodziło się od razu do salonu urządzonego w ciemnych barwach. Po prawej stała narożna sofa z czarnej skóry. Jej róg był skierowany w stronę otwartej przestrzeni, a między sofą a ścianą stał podłużny stolik do kawy zrobiony z ciemnego drewna. Plazma zawieszona na ścianie była dobrze widoczna z każdego miejsca salonu. Nieco dalej znajdowały się drzwi prowadzące do skromnej kuchni.
Ściana naprzeciw korytarza została całkowicie oszklona. Przy tej właśnie ścianie brunet postanowił ustawić swój sprzęt. Kilka połączonych biurek było zastawionych komputerami i laptopami, a kable plątały się, tworząc kolorową sieć lub pajęczynę. Lewa strona salonu została zdominowana przez regały pełne segregatorów i najróżniejszych książek – od słowników i poradników, po fantastykę i mitologię.
Metalowe schody prowadziły na półpiętro. Idąc w lewo, trafiało się na krótki korytarz, z którego można było się dostać do sypialni lub łazienki, natomiast prawa strona półpiętra była doskonale widoczna, zabezpieczona jedynie barierką. Pułki regałów pękały od książek, segregatorów, teczek i ułożonych kolorystycznie szachów.
Ale jedno miejsce w całym apartamencie Akira lubił najbardziej. Niewielki stolik w pobliżu sofy. Jedna z czarno-białych plansz leżała na niedużym blacie. Siedząc na oparciu z czarnej skóry i krzyżując wyprostowane nogi w kostkach, brązowooki układał wokół planszy białe, czerwone i czarne pionki. Pod jeden z rogów planszy wetknął kartę przedstawiającą jokera, a skoczek zrobiony z kości słoniowej został ustawiony na planszy zaraz nad kartą.
- Taki nieprzewidywalny - mruknął do siebie, uśmiechając się swoim uśmiechem wyrażającym arogancję. Przeniósł wzrok na rozciągającą się za oknem panoramę. Promienie odbijające się w brązowych oczach wywoływały przypominające czerwień refleksy, które sprawiały, że miało się wrażenie, iż oczy Akiry bardziej podchodzą pod ciemną czerwień niż czekoladę.
Chłopak przeciągnął się i przechylił do tyłu. Pozwolił, by jego głowa i tors wylądowały na miękkim siedzeniu sofy. Zamachał nogami w powietrzu, uważając, by nie trącić stolika z planszą i pionkami.
Jego pionkami.
- Joker zawsze jest na miejscu - stwierdził z uśmiechem szaleńca. - A skoczek zawsze jest przy nim, czy tego chce, czy nie. Taki nieprzewidywalny. Taki wkurzający. Taki... zabawny! Tak, właśnie tak! Jest taki zabawny, że nie mogę dać sobie spokoju. Ale teraz skoczek jest nieistotny. Potrzebuję króla. I hetmana. Jak tym razem rozegrać grę? Nie chcę się nudzić. Nienawidzę tego, więc...
Podniósł się i złapał czarnego króla. Ustawił go w przeciwnym rogu niż skoczka, a jego szaleńczy uśmiech poszerzył się.
- A przeciwnik będzie... - Znów nie dokończył, stawiając białego króla w jeszcze innym rogu. - Co ty na to? - spytał, chociaż nie spodziewał się usłyszeć odpowiedzi. Apartament, który dla świętego spokoju wykupił mu ojciec, był pusty, jeśli nie liczyć Akiry. Teraz brunet śmiał się, leżąc do góry nogami i wymachując stopami. - Chcę tam być! Chcę to zobaczyć! Tę grę, która rozegra się w tym mieście. Skoczek jest nieistotny, ale królowie tej gry mogą być bardzo interesujący. Nie mogę się doczekać i... - Znów przerwał, tracąc nagle humor. Nadął policzki niczym obrażone na cały świat dziecko i uderzył pięścią w miękką sofę. - Nienawidzę mówić, kiedy nikt mnie nie słucha - poskarżył się sam sobie.
*
Ranek tego samego dnia, godzina 10.12
Akademia Torinosu
Aula, na środku widowni
Mikage był boleśnie świadom tego, że nie powinien się patrzyć. Ale patrzył i nie potrafił oderwać zielonych oczu od siedzącego dwa fotele dalej chłopaka. Na początku wydawało mu się, że chłopak porusza ustami. Teraz dałby sobie odciąć rękę, że brunet z długim warkoczem i nastroszonymi włosami mówi do siebie.
Mylił się.
Nastoletni porucznik nie mówił do siebie. Ale jednocześnie nie mówił do żadnej z osób, które go otaczały. Chociaż trafniejszym określeniem byłoby, że nie mówi do kogoś żywego.
Duch stał w przejściu, przyglądając się ludziom siedzącym wokół. Jego żyjący przyjaciel był jedynym, który potrafił go zobaczyć. Żaden z nich nie był pewien, na jakich zasadach działa to „widzenie”. Tak naprawdę niewiele ich to interesowało.
- Zanudza - stwierdził duch, odwracając półprzezroczysty wzrok od przewodniczącego. - Ile razy można powtarzać to samo?
Mimo że jego głos był nieco uniesiony, tylko Shouta był w stanie go usłyszeć. Westchnął głęboko, zirytowany już narzekaniem zmarłego przyjaciela i nieustającymi plotkami, które mimowolnie słyszał.
- Robi to, co do niego należy - odparł. Nie próbował bronić chłopaka stojącego na scenie. Po prostu uważał, że ta nudna rola nie jest tak do końca jego winą,
- Ktoś ma cię na oku - zakpił duch, zmieniając temat. Już od dłuższej chwili pierwszoklasista o szmaragdowym spojrzeniu przykuwał jego wzrok. Był drobny, a delikatny rumieniec dodawał mu uroku. Żołnierz nawet nie spodziewał się, że po śmierci może mieć mdłości od własnych, stanowczo głupich myśli. Ale chłopak, mimo że już licealista, wydawał się być uczniem gimnazjum, a nawet podstawówki.
- Snajper? - Shouta szczerze się zaniepokoił, ale przyjaciel tylko roześmiał się głośno, łapiąc się za brzuch. Uważał, że młody porucznik jest przewrażliwiony.
- Nie każdy obwinia cię za to, co stało się z naszą jednostką - przypomniał mu półprzezroczysty chłopak, siadając na oparciu fotela znajdującego się przed niebieskookim. - Za to ten mały... - urwał nagle. Chwilę nasłuchiwał, obserwowany przez znudzone spojrzenie, aż wreszcie zaklął cicho i rozpłynął się w powietrzu.
Shouta spojrzał w bok – w stronę, w którą patrzył duch – i natrafił na zielone spojrzenie. Mikage zarumienił się mocno i wbił wzrok w swoje nieco drżące dłonie. Nie powinien obserwować Shikiego, nawet jeśli ten do tej pory nie był tego świadom.
Ale chłopak z warkoczem nie zatrzymał oczu zbyt długo na zrumienionym nastolatku. Skupił się na dziwnym przeczuciu, które mówiło, że powinien pójść do holu. Powstrzymał się jednak i nasłuchiwał.
- Akira! - Wrzask bezsprzecznie należał do chłopaka, który słynął z nadludzkiej siły.
*
Gdzieś pośrodku widowni
Dziewczyna o dużych oczach koloru lipcowego nieba pozbawionego chmur wydawała się być znudzona przemową przewodniczącego szkoły. Bardziej interesowali ją siedzący wokół ludzie. Nie dało się ukryć, że drobna dziewczyna wolała być teraz wszędzie, byle nie tu.
Gdzieś z tyłu słyszała kłótnię jakiejś pary. Po dokładniejszym wsłuchaniu się, zdała sobie sprawę, że ta para musiała całkiem niedawno ze sobą zerwać. Studenci Akademii Torinosu szeptali między sobą, gdziekolwiek Laura by nie spojrzała.
Niebieskie spojrzenie skupiło się na siedzącym obok chłopaku. Był pierwszoklasistą, podobnie jak ona. Ognistorude włosy zasłaniające uszy były dość charakterystyczne, podobnie jak jego przystojna twarz. Piosenkarz siedział ze spuszczoną głową, nucąc coś cichutko i starając się nie zwracać uwagi na plotkujące wokół dziewczyny. Laura przekrzywiła głowę, nachalnie przyglądając się wokaliście. Kompletnie ignorowała fakt, że było to niegrzeczne.
Rudowłosy czuł na sobie intensywne spojrzenie. Zerkał co jakiś czas na dziewczynę, rumieniąc się delikatnie. Był nieco spłoszony tym spojrzeniem. Kochał śpiewać – to było jego życie. Ale naprawdę nienawidził swojej sławy. Od początku wiedział, że występowanie może przynieść mu problemy, ale nie sądził, że będzie musiał znosić plotkowanie. W swojej starej szkole czuł się jak każdy inny – ludzie mu gratulowali, ale na tym się kończyło. A teraz, kiedy miał zacząć naukę w Akademii, myślał tylko o tym, aby gorączkowe szepty umilkły, a nachalne spojrzenie zainteresowało się czym innym.
Właśnie wtedy dobiegł go nieco stłumiony krzyk, którego Hajime nie potrafił sprecyzować. Natomiast Laura odwróciła głowę w stronę drzwi auli, zastanawiając się, co mogło dziać się teraz w holu. Później rozległ się iście zwierzęcy wrzask.
Na auli zapanowała grobowa cisza.
Głośny huk na chwilę wszystkich ogłuszył. W powietrze wzbiły się tumany kurzu, a na deskach sceny wylądowała ławka, która w kilku miejscach ociekała stopniałym śniegiem. Nikt nie mógł się ruszyć. Nie odważyli się.
Laura poczuła znajome mrowienie w dole pleców. Adrenalina wypełniła jej żyły.
Kiedy kurz opadł i posypała się wiązanka przekleństw, wzrok wszystkich obecnych zwrócił się w stronę wyważonych przez ławkę drzwi.
Wysoki blondyn stał jak osłupiały w progu, nadal lekko pochylony. Minęła krotka chwila, nim obok niego pojawiła się niższa postać. Brunet uśmiechał się, zadowolony z efektów. Strach i chaos były tym, co uwielbiał oglądać.
Tylko że brakowało mu chaosu. W końcu większość znajdujących się tu ludzi przywykła do zniszczeń powodowanych przez blondyna. Nie dał jednak po sobie poznać, że plan wywołania chaosu poszedł na marne.
Arogancja przykryła zawód i brunet przekroczył zniszczony próg auli. Uśmiechnął się szeroko, jak gdyby drzwi nadal były w całości, a ławka wciąż stała na swoim miejscu przy ścieżce.
- Dzień dobry - zaśpiewał beztrosko.
*
Godzina 9.59
Gdzieś pomiędzy teatrem a akademikiem
Akira szedł oblodzonym krawężnikiem z rozpostartymi rękoma, by utrzymać równowagę. Jego kurtka z kapturem była stanowczo za cienka na taką pogodę, a nagie dłonie już mu przemarzły. Nos, policzki i uszy miał czerwone od mrozu. Ale nie potrafił zmusić się do ubrania rękawiczek czy czapki, a ta kurtka była jego ulubioną. Nie lubił marznąć, jednak nic nie mógł poradzić na swoje przyzwyczajenia.
Pośliznął się, ale szybko złapał równowagę. Zauważył kogoś. Wysoką, przygarbioną postać w puchowej kurtce. Chłopak pośliznął się i upadł, boleśnie obijając sobie tyną część ciała. Zaklął głośno, po czym podniósł się do siadu. Akira stłumił śmiech. Charakterystyczny uśmiech pełen kpiny i arogancji pojawił się na jego ustach.
Brunet szybko przemierzył odległość, która dzieliła go od jego największego wroga. Naprawdę nie lubił Izayi i było to odwzajemnione, jednak nie umywało się to do stosunków brązowookiego z siedzącym na oblodzonym chodniku blondynem.
Luca, bo tak brzmiało imię chłopaka w puchowej kurtce, zmrużył oczy na widok nachylającego się nad nim wroga. Cały się spiął, a żyłka na jego skroni zaczęła pulsować. Sam widok twarzy Akiry był niezwykle irytujący.
- Wywinęliśmy orła, Luca? - Ton bruneta jak zwykle zmieniał się co ułamek sekundy, przez co miało się wrażenie, że chłopak śpiewa. Głos przyjemny dla ucha był przesiąknięty arogancją, kpiną i czymś, czego Luca nie był w stanie zdefiniować, ale ta mieszanka spowodowała, że po jego ciele rozlało się ciepło, które tak doskonale znał, którego tak bardzo nienawidził.
Ale niczego nie nienawidził tak bardzo jak Akiry.
- A może łapałeś zająca? Nie ta pora roku i nie w tę stronę, Luca. Ale wiesz, zawsze mogłeś spróbować. W ogóle, co tu robisz? Rozpoczęcie już się zaczęło, nie? Chcesz się urwać? Nieładnie, Luca, nieładnie.
- Aaakiiiraaa - syknął, mrużąc przy tym oczy jeszcze bardziej i uśmiechając się przerażająco, jak gdyby wyobrażał sobie właśnie najgorsze tortury testowane na brunecie.
- Brawo! Tak właśnie mam na imię! Dziwię się, że nie zapomniałeś.
- Miałeś trzymać się z dala ode mnie, mendo! - syknął, ledwo się kontrolując. Nie był pewien, dlaczego ten chłopak tak na niego działał, ale sam widok twarzy bruneta, śpiewny ton czy sam uśmiech potrafiły wywołać w Luce nagły wybuch gniewu.
- Co? Ale to nuuuudneeee! - zaśpiewał brązowooki, prostując się. Luca wstał powoli, by znowu się nie przewrócić. Wściekłym wzrokiem przewiercał niższego chłopaka, który wciąż się uśmiechał, choć zdawał sobie sprawę z sytuacji, w której się znalazł.
A może dopiero znajdzie?
Luca miał rację, myśląc, że jest już na granicy. Tracił nerwy na tym lodzie, który powinien być posypany piaskiem już od wczoraj, a teraz musiał jeszcze znosić widok tej mendy. Zacisnął pięści tak mocno, że zbielały mu kłykcie. Zamachnął się, jednak brunet zdążył uniknąć ciosu, wskakując na oblodzony krawężnik.
"Jakim cudem on się nie ślizga?", przemknęło przez głowę wyższemu z nastolatków. Adrenalina krążąca w jego żyłach pragnęła się wydostać, jednak w pobliżu była jedynie samotna ławka.
Nie myślał. Blondyn pragnął teraz tylko jednego – przyłożyć brunetowi na tyle mocno, by ten już nie wstał.
Luca czuł na plecach spojrzenie czekoladowych oczu, kiedy podchodził do ławki. Złapał ją jedną ręką i pociągnął. Rozległ się charakterystyczny dźwięk. Śnieg spadł z ławki, która teraz była trzymana w górze przez blondyna. Akira gwizdnął przeciągle i rozłożył ręce na boki.
- To niszczenie mienia szkoły, Luca - zaśpiewał karcąco. - A ty robisz to już pierwszego dnia? Nieładnie. Będę musiał to zgło...
Przerwał, by uniknąć ciosu ciężką ławką. Siła tego chłopaka nadal wywoływała w Akirze chorą fascynację. Nie znał nikogo innego, kto potrafiłby wyrwać ławkę z ziemi i rzucić nią. A to wszystko tylko jedną ręką! Do tego blondyn nie wyglądał, by wymagało to od niego jakiegokolwiek wysiłku.
Potwór.
Bestia.
Luca często słyszał te określenia. Nie posiadał hamulca, który zwykle zatrzymuje napływ adrenaliny. Ta adrenalina wypełniała całe jego ciało, powodując zniszczenia rękoma blondyna. Tylko kilka osób nie bało się przebywać w jego towarzystwie. Niestety, należał do nich Akira, który jak na złość tylko podsycał napływ epinefryny.
Teraz, uciekając oblodzonym krawężnikiem, brunet zdawał się tańczyć. Buty na niskim obcasie ślizgały się, więc musiał balansować i machać rękoma, by nie wylądować na zimnej powierzchni. Nieco znudzony, wskoczył w śnieżne zaspy sięgające w jednych miejscach kostek, w drugich kolan. Skakał i wygłupiał się, uśmiechając przy tym arogancko, wręcz wyzywająco. To jeszcze bardziej denerwowało goniącego za nim Lucę.
Niewielki budynek szkolnego teatru był miejscem, w którym odbywała się akademia rozpoczęcia roku szkolnego. Akira bez dłuższego namysłu wskoczył na schody i wpadł do holu. Zaledwie po kilkunastu sekundach do przestronnego pomieszczenia wpadł Luca, wciąż wściekle wymachując ławką.
- Akira! - Wściekły krzyk poniósł się po pomieszczeniu echem.
- Nie próbujesz już łapać zajęcy? - zakpił brązowooki. Wrzask, który wydobył się z gardła blondyna, mógłby należeć do dzikiego zwierzęcia. Ruszył na wiceprzewodniczącego, zamachując się ławką. Akira odskoczył w bok, pozwalając, by ciężki przedmiot wyważył drewniane drzwi prowadzące na aulę.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania