Inwazja Schizolców Podczas Spaceru Po Parku W Środku Nocy

gatunek: sny/fantastyka/surrealizm/akcja/horror

 

"Inwazja Schizolców Podczas Spaceru Po Parku W Środku Nocy"

 

Duży leśny park na przedmieściach niewielkiego miasta. Środek nocy. Lato 2018.

 

Dwudziestokilkuletni mężczyzna, który posiadał bardzo bujną wyobraźnię, spacerował po parku. Szedł po dróżce biegnącej wzdłuż rzeki, między wilgotnym lasostepem na łagodnym wzgórzu a bagiennym lasem na nizinie. Nagle zauważył, jak biegały i skakały po trawnikach, albo fruwały między drzewami oraz tuż ponad nimi, dziwne stworki o rozmiarach nietoperzy i kawek. Istoty wyglądały jak hybrydy kilku różnych gatunków zwierząt, lub jak stwory z mitów oraz legend.

 

— Co to ma być? Ale schizy! Jakie motywy! Schiźce! Schizolce! Schizowce! Schiźniki! — krzyczał spacerowicz, zaskoczony ich nagłym zjawieniem się w okolicy.

 

Człowiek wyobraził sobie, że został wysłany w nocy do parku w celu powstrzymania kosmicznych potworów z innej galaktyki i odparcia ich inwazji na Ziemię. Zaczął rozmawiać sam ze sobą.

 

— A teraz już spokojnie! Przecież to tylko schizolce! — uspokajał sam siebie.

 

Nagle, zza pobliskich drzew wyskoczyły dwie dziwaczne i paskudne istoty pozaziemskie, będące postury oraz wzrostu dorosłego człowieka. Powoli zaczęły iść w jego stronę. Ten, gdy zauważył że były coraz bliżej niego, wyciągnął z kieszeni spodni swoją tajną broń, czyli kolorowy i świecący pistolet z odkrytego bądź wykreowanego przez niego innego wymiaru, a mianowicie z jego własnego centrum umysłowego. Zaczął celnie strzelać do kosmicznych najeźdźców promieniami laserowymi, kręcącymi się jak sprężynki. Zobaczył, że ci obcy, którzy zostali trafieni, padali nieprzytomni na powierzchnię ziemi, asfaltu albo trawnika.

 

Niespodziewanie z bezchmurnego nieba nadleciało pięć niezidentyfikowanych obiektów, jednocześnie przy tym świecąc jak latarki, gwiżdżąc i wydając dziwne, elektroniczne, niepokojąco-irytujące dźwięki, podobne do jakiejś melodyjki z ośmiobitowej gierki telewizyjnej z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku. Pojazdy, pilotowane przez obcych z innego układu planetarnego, potrafiły nie tylko fruwać, lecz także jeździć, przenikać przez ściany i zmieniać kształt oraz kolor.

 

Cztery z tych obiektów wylądowały na najbliższych dróżkach łączących tę okolicę parku z resztą miasta, a tymczasem piąty osiadł w gąszczu roślinności, oddzielającym znajdujące się za płotem boisko od dosyć rozległej łąki.

 

Nagle mężczyzna, przerażony faktem bycia osaczonym przez niezidentyfikowane istoty człekokształtne, wzbił się w powietrze na wysokość jednego metra i trzydziestu centymetrów. Powoli przefrunął nad trawnikiem, wzdłuż przebiegającej przez niego płytkiej rzeczki. Kiedy zbliżył się do niedużego drewnianego mostu, szybko zmienił kierunek. Przeleciał nad płotem i znalazł się nad chodnikiem otaczającym boisko. Pas bruku był zwieńczony ostrym zakrętem, za którym znajdował się niewielki wilgotny lasostep, gdzie ukrył się jeden z pięciu obiektów latających. Z pomiędzy gęstej roślinności wyskoczył jeden z dwunożnych stworów wielkości człowieka. Zdesperowany spacerowicz stracił siły do fruwania. Zeskoczył na chodnik. Pobiegł nad rzekę. Szerszą, głębszą i znacznie dłuższą niż ta, nad którą przeleciał wcześniej.

 

— Łooooo! Uciekam do rzeki i spływam stąd! — krzyknął rozpaczliwie, a tymczasem jego kontakt z rzeczywistością ciągle coraz bardziej się zatracał.

 

W tle była widoczna istota pozaziemska, wychodząca ze statku kosmicznego, stojącego na dosyć obszernej łące. Człowiek w ostatniej chwili szybko wskoczył do wody i zanurkował. Tuż nad dnem oraz pośród wodorostów, zjawiły się ryby, a dokładniej tasze i żabnice. Niebawem, mężczyznę zaczęła z każdej strony otaczać ławica oślizgłych płaszczek oraz płastug o wyłupiastych oczach. Zwierzęta te w ciągu jednej i pół minuty otoczyły go ze wszystkich stron oraz wciągnęły pod dno rzeki do innego, tajemniczego, niezwykłego, ukrytego świata, znajdującego się w nieznanym, nieodkrytym i niezbadanym wymiarze.

 

Na pomost wbiegło dwóch rosłych kosmitów, wyglądających jak hybrydy ludzko-zwierzęce. Nagle stwory rozpłynęły się w powietrzu. Na tle nieba spadł meteoryt, zahaczając o księżyc, który natychmiast po zderzeniu wyleciał z orbity i pofrunął gdzieś daleko, w głąb dalekiego kosmosu. Wówczas wszędzie zrobiło się ciemno jak na dnie oceanu.

 

Koniec.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Pasja 03.05.2020
    Wow jak to u ciebie bywa. Kosmiczne sny... ja bym się mocno umęczyła i po otworzeniu oczu przemyślała stan ucieczki.

    Pozdrawiam
  • Piotrek P. 1988 03.05.2020
    Inspirujący komentarz, dziękuję i pozdrawiam :-)
  • Dekaos Dondi 04.05.2020
    Piotrek P 1988→To chyba jeden z takich jakby trochę bardziej... konkretnych tekstów, w sensie akcji zdarzeń.
    Ale odpowiednie stworki są i takie inne. Fajnie się czytało. Wartka akcja:)
    ''jego własnego centrum umysłowego''→fajne sformułowanie:)
    — Łooooo! Uciekam do rzeki i spływam stąd!→też fajnie:)
    Pozdrawiam:)→5
  • Piotrek P. 1988 04.05.2020
    Dziękuję za wesoły i inspirujący komentarz oraz za ocenę, pozdrawiam :-)
  • Szpilka 13.05.2020
    Piotrek

    Schizolce, bardzo mi się podoba to określenie, tekst inny od pozostałych, rzekłabym lepszy ?
  • Piotrek P. 1988 14.05.2020
    Dziękuję za pozytywny i inspirujący komentarz, pozdrawiam :-)
  • Zachwycające ?
    Pozdrawiam ?
  • Dziękuję i również pozdrawiam ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania