Poprzednie częściJack o Lantern

Jack'o'Lantern 2

CZASY WSPÓŁCZESNE

 

TEKSAS

 

- Vera! Skończ te zabawy i zabierz się za odrabianie lekcji! - doszedł krzyk od strony domu.

Wywołana przewróciła tylko oczami, skończyła podlewanie ziół w malutkiej szklarni i pobiegła do środka.

- Co ty tam znowu wyprawiasz? - zapytała matka, rzucając jej zażenowane spojrzenie. Nie rozumiała dziwnych zainteresowań córki. Dziewczyna była tak odmienna od rówieśników.

Zamiast chodzić na dyskoteki, oblegać komputer lub poprosić o lepszy telefon, ona wolała całe dnie przebywać na zewnątrz lub zgłębiać wiedzę, dotyczącą zielarstwa. Martwiło to zarówno matkę, jak i ojca. Vera również z tego powodu nie miała przyjaciół wśród rówieśników. Jedyną jej przyjaciółką, była starsza, samotna kobieta, mieszkająca na drugim końcu wioski. Jej rodzice kategorycznie zabraniali jej chodzić samej do staruszki, jednak ona zawsze znalazła sposób, aby wymknąć się z domu. W końcu dali za wygraną, wszak nigdy nic złego się nie stało.

- Podlewałam rośliny. - odpowiedziała dziewczyna, biorąc z szafki talerz, nałożyła porcję obiadu i poszła do swojego pokoju. Nie zamierzała przebywać z matką ani chwili dłużej. Nie zniosłaby kolejnego złego spojrzenia, czy wytykania jej osobowości.

Po posiłku zabrała się za pobierzne odrabianie lekcji, po czym otworzyła atlas roślin leczniczych i zagłębiła się w lekturze.

 

Następnego dnia po szkole, zamiast udać się do domu, skierowała swoje kroki w drugą stronę. Przed znakiem informującym o tym, że właśnie wychodzi z wioski, skręciła pod strome wzniesienie. Na jego szczycie stała mała, drewniana chatka. Wokół budynku był lekko zaniedbany ogródek. Nic dziwnego. Tegoroczna jesień była bardzo ciepła i deszczowa, dlatego tak rośliny, jak i chwasty rosły dość szybko. A tylko ona zajmowała się jego porządkowaniem, gdyż właścicielka nie była już na siłach. Otworzyła lekko skrzypiącą furtkę i śmiało przeszła krótką ścieżką do drzwi wejściowych. Zapukała dwa razy, po czym usłyszała:

- Wejdź, wejdź, droga Vero.

Gdy dziewczyna była już w środku, zdjęła buty i kurtkę, udała się do małej kuchni, skąd unosił się zapach świeżo upieczonego ciasta i ziołowej herbaty.

- Rodzice nie mieli nic przeciwko, abyś mnie odwiedziła? - zapytała staruszka.

- Oni nawet nie wiedzą, że tu jestem, droga pani Jenkins. - odparła czarnowłosa.

- Vero, rozmawiałyśmy na ten temat. Nie możesz ich okłamywać.

- Nie okłamuję ich. Po prostu dziś nie miałam dwóch ostatnich lekcji. - po czym pokazała jej w dowód swoich słów, plan lekcji.

- To o czym byś chciała dzisiaj porozmawiać? - kobieta była zadowolona z odwiedzin dziewczyny. Lubiła jej charakter, miały wspólne tematy do rozmów, gdyż obie interesowało zielarstwo.

- Dobrze pani wie, że najbardziej lubię rozmawiać o roślinach i ich zastosowaniach.

- Dobrze, dobrze...

- Za tydzień jest w szkole zabawa. Zastanawiam się, czy na nią pójść... Chyba nic z tego. Nikt nie będzie chciał się ze mną bawić... - zmieniła jednak zdanie Vera.

- Jak to? Za tydzień? Równy tydzień? - kobieta spojrzała na nią ze strachem w oczach.

- Tak, czy to coś złego? - zapytała zaskoczona.

Zapytana podeszła do kalendarza ściennego i spojrzała na datę. Nie pomyliła się, za siedem dni przypada 31 października.

- Lepiej niech tego dnia wszyscy zamkną się w swoich czterech ścianach. To nieodpowiedzialne ze strony nauczycieli! Przecież wiedzą, wiedzą! - ostatnie słowa kobieta prawie wykrzyczała, patrząc w oczy nastolatki.

- O czym pani mówi? To tylko zabawa szkolna.

- Dziewczyno, nie mam nic przeciwko temu, ale to najgorsza data, jaką mogli wybrać. Zrób wszystko, żeby to zmienić! - oczy kobiety wyglądały, jakby za chwilę miały wyjść z orbit, na ciele pojawiła się gęsia skórka, cała zaczęła drżeć. Była bardzo wystraszona.

- Proszę się uspokoić. - Vera pomogła jej usiąść przy stole, zajrzała do porcelanowego czajnika, gdzie znajdował się ziołowy napar. Rozpoznała tam liście mięty i morwy białej, nalała porcję do filiżanki i podała kobiecie. Połączenie owych ziół miało działanie uspokajające i rozluźniające, więc chwilę po wypiciu napoju, staruszka względnie się uspokoiła.

- Proszę powiedzieć, co panią tak wystraszyło?

- Kochana, nie wiesz, co wydarzyło się w wiosce dwieście lat temu?

- Mówi pani o tym chłopcu, którego rozszarpały wilki? Przecież każdy zna tą bajkę. Chyba pani w nią nie wierzy? - dziewczyna była rozbawiona.

- Nie, droga Vero, to nie jest bajka. Duch Jacka Russella został na ziemi i szuka zemsty na bracie, który mu wtedy nie pomógł. A okrągła rocznica tego tragicznego zdarzenia może przynieść fatalne skutki.

- Przecież jego brat też już dawno nie żyje. Dlaczego miałby go szukać tutaj na ziemi? Poza tym, nie wierzę w duchy. - dziewczyna upiła ostatni łyk naparu i spojrzała na zegarek. - Na mnie już czas. Muszę wyjść wcześniej, żeby zdążyć do domu. Jeśli przyjdę później niż zazwyczaj, rodzice zaczną coś podejrzewać.

- Poczekaj chwilę. Miałam ci to dać już dawno. Chodź, pójdziemy do mojej sypialni.

Nastolatka pomogła kobiecie wstać i razem ruszyły w stronę jej pokoju.

Staruszka uklękła przy łóżku, spod którego wyjęła ciężkie, zakurzone pudełko. Było ono zamknięte na klucz. Kobieta sięgnęła do szyi, gdzie miała zawieszony kluczyk na złotym łańcuszku. Zdjęła go i owym kluczykiem otworzyła wieko pudła. Vera ciekawie zajrzała jej przez ramię. Jednak zawartość tajemniczego schowka zawiodła ją. Był tam tylko stary zeszyt.

Starsza pani z namaszczeniem wzięła go do rąk, po czym podała dziewczynie. Ta już chciała sprawdzić jego zawartość, jednak została powstrzymana.

- Czekaj! Nie otwieraj go tutaj! Schowaj go między szkolne książki, a nie zgub go! Nie czytaj go nigdzie indziej, jak w domu, za dnia, najlepiej, jak świeci słońce i trzymaj w ukryciu! Złe nie może go zobaczyć. Zapamiętaj to, rozumiesz? Inaczej sprowadzisz zgubę na siebie i innych.

Dziewczyna pokiwała z powagą głową, po czym podziękowała za prezent i wyszła z chaty staruszki, życząc jej miłego dnia.

Było późne popołudnie, postanowiła skrócić sobie drogę przez las. Szła polną drogą, mijając puste już, o tej porze roku, pola. Idąc obok jednego, bardzo zaniedbanego, zapewne nie należącego do nikogo pola, poczuła okropny zapach. Zatykając nos, spojrzała w tamtym kierunku. Na horyzoncie majaczyła góra odpadów rolniczych, ktoś musiał zostawić to na kompost. Minęła je szybkim marszem i weszła do lasu. Z plecaka wyjęła zeszyt, który dostała od wiekowej przyjaciółki i zagłębiła się w lekturze. Otworzyła pierwszą stronę, gdzie odręcznym pismem było napisane:

MAGIA NATURY DLA WTAJEMNICZONYCH.

 

Dziewczyna ucieszyła się z podarunku i z nosem w książce poszła dalej. Gdy była mniej więcej w połowie drogi, poczuła uderzenie i zaskoczona przewróciła się.

- Uważaj trochę! - usłyszała zdenerwowany głos.

- Przepraszam... Zaczytałam się.

- Doprawdy? - jej rozmówca szybkim ruchem podniósł zeszyt i przeczytał pierwszą stronę. - Musi być nieziemsko ciekawe. - powiedział sarkastycznie.

Vera również podniosła się z ziemi i wyrwała chłopakowi swoją własność.

- Zostaw to! - po czym zreflektowała się. - Przepraszam, to moja wina. Nie powinnam czytać, nie zauważyłam cię.

Chłopak również się opanował.

- Jesteś stąd? - zmienił temat rozmowy, patrząc jak dziewczyna chowa swoją własność do torby.

- Wprowadziłam się tu rok temu. Mieszkam na końcu wioski. Jestem Vera McKornick.

- Joe. Mów mi po prostu Joe.

- A ty jesteś stąd? Nigdy cię nie widziałam.

- Tak, można tak powiedzieć.

Po czym zapadło milczenie. Vera domyśliła się, że więcej informacji od chłopaka nie wyciągnie.

- A gdzie mieszkasz? - próbowała przeciągnąć rozmowę i ukradkiem przyjrzeć mu się bliżej.

Chłopak ubrany był modnie, miał na sobie skórzaną, pikowaną kurtkę, jeansowe spodnie i wysokie, również skórzane, buty. Jedyne, co nie pasowało, to chusta zawiązana wokół głowy.

- Niedaleko, na okolicznym gospodarstwie. - wskazał głową nieokreślony kierunek.

- No cóż, miło było cię poznać, Joe. Muszę już iść.

- To cześć.

Po czym rozeszli się, każde w swoją stronę.

Dziewczyna wróciła do domu, po czym schowała zeszyt pod łóżko, tak jak zrobiła to pani Jenkins. Coś jej mówiło, że lepiej posłuchać staruszki i nie kusić losu. Jutro zaczyna się weekend, będzie wiele czasu na zapoznanie się z treścią zeszytu.

Następne częściJack'o'Lantern 3

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania