Jak przeżyć i nie zwariować – poradnik ironiczny 3

Jak przeżyć i nie zwariować – poradnik ironiczny

 

Rozdział 3

 

Przebudzenie Mocy u Sąsiada i Atak Dobrego Wzornictwa

 

Pierwsza zauważyłam zmiany w zachowaniu Pana Mariana. Trudno było nie zauważyć – jego ukochane pelargonie, które każdego lata zamieniały balkon w istną dżunglę kolorów, zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zamiast nich pojawiła się samotna trawa ozdobna, stercząca smętnie w betonowej donicy jak ostatni Mohikanin.

 

„Może pelargonie zmarły śmiercią naturalną?" – pomyślałam początkowo. Ale kiedy zamiast znajomych dźwięków „Przez twe oczy zielone" usłyszałam szum oceanu przeplatany śpiewem wielorybów, wiedziałam, że stało się coś poważnego.

 

Konfrontacja nastąpiła na klatce schodowej. Pan Marian, którego znałam jako miłośnika flanelowych koszul, wyglądał jak źle obsadzony aktor w sztuce awangardowej. Lniana koszula wisiała na nim jak żagiel w bezwietrzny dzień, a włosy, zazwyczaj przyczesane na bok, sterczały ku górze w żelowym triumfie.

 

– Uwalniam przestrzeń, droga pani Doroto – oznajmił z dumą, wlokąc półki od swojej wysłużonej meblościanki „Krystyna" w kierunku śmietnika. – Odkrywam piękno w pustce. Chi musi swobodnie przepływać. Właśnie zacząłem praktykować mindfulness.

 

Przełknęłam ślinę, myśląc o moich regałach uginających się pod ciężarem książek i kolekcji kubków, które według nowej filozofii Pana Mariana prawdopodobnie blokowały wszystkie możliwe kanały energetyczne w promieniu kilometra.

 

Chi to ta niewidzialna siła, która ponoć przywraca harmonię w domu i duszy. Ja tam wolę kawę i porządne zasłony, ale kto wie.

 

Zaproszenie na „nieformalny wernisaż odnowionego wnętrza" przyjęłam z mieszaniną przerażenia i chorobliwej ciekawości. Nic nie mogło mnie jednak przygotować na to, co zastałam.

 

Mieszkanie Pana Mariana wyglądało jak skrzyżowanie skandynawskiego showroomu z salą medytacyjną po apokalipsie. Wszystko było białe, szare lub w kolorze, który katalog IKEA dumnie nazywał „naturalnym drewnem". Na środku stała samotna sofa, pozbawiona poduszek („zaburzają linię"), a obok niej stolik, na którym tkwiła pojedyncza świeca o zapachu „lasu deszczowego po burzy" (choć podejrzewam, że żaden las deszczowy tak nie pachniał). Na parapecie stał szklany dzbanek z wodą i plasterkami ogórka – bo zwykła woda z kranu najwyraźniej nie spełniała nowych standardów hydratacji.

 

– To symbolizuje egzystencjalną pustkę współczesnego człowieka w zderzeniu z konsumpcjonizmem – wyjaśnił Pan Marian, wskazując na samotny, czarny gwóźdź wbity w białą ścianę. Po chwili dodał z namysłem: – Albo po prostu miejsce na nowy obraz. Jeszcze nie zdecydowałem. Czekam na właściwą inspirację.

 

Gdy spytałam o jego słynną kolekcję płyt z polską muzyką rozrywkową, Pan Marian westchnął teatralnie.

 

– Pozbyłem się tego balastu. Teraz słucham tylko dźwięków natury i muzyki medytacyjnej. Wczoraj przez trzy godziny słuchałem nagrania deszczu w Amazonii. Bardzo oczyszczające.

 

Popijając wodę z cytryną i miętą (bo „cukier to trucizna dla organizmu") i próbując przełknąć krakersy, które smakowały jak tektura namoczona w błocie, zastanawiałam się, czy to możliwe, że oglądanie zbyt wielu programów o projektowaniu wnętrz powinno być regulowane przez prawo.

 

Pani Kowalska z trzeciego piętra, która też została zaproszona, siedziała obok mnie z miną człowieka, który przypadkowo wszedł do niewłaściwego filmu. Co jakiś czas spoglądała tęsknie na miejsce, gdzie kiedyś stał telewizor Pana Mariana.

 

– A gdzie pan ogląda „Jaka to melodia"? – zapytała w końcu nieśmiało.

 

–Wyrzuciłem telewizor! – odparł Pan Marian z wyższością. – To tylko szum informacyjny zaburzający spokój umysłu. Czytam za to książki o feng shui i medytacji mindfulness.

 

Gdy wreszcie udało mi się wymknąć pod pretekstem pilnego telefonu, wróciłam do swojego przytulnego mieszkania. Patrząc na moje „chaotyczne" wnętrze, pełne książek, drobiazgów, wspomnień i – grzech – aż trzech poduszek na kanapie, pomyślałam, że może właśnie w tym pozornym nieładzie jest więcej autentycznego spokoju niż w sterylnej pustce mieszkania Pana Mariana.

 

A energia chi? Cóż, u mnie chyba kręci się w kółko – ale przynajmniej, nie jest jej nudno.

 

Porada #3: Jak rozpoznać Atak Dobrego Wzornictwa u sąsiada: ✓ Nagłe zniknięcie pelargonii. ✓Zza ściany płyną dźwięki śpiewu wielorybów. ✓Zaczyna używać słów “przestrzeń”, “energia” i “mindfulness” w jednym zdaniu. ✓Sygnał alarmowy: Oferuje ci wodę z ogórkiem. Uciekaj.

 

#MinimalMarian.pl - Blog o świadomym życiu w zgodzie z przestrzenią

 

Tytuł: Pierwsze kroki w świadomym byciu - refleksje po wernisażu

 

Drodzy Poszukujący Harmonii,

 

Dziś doświadczyłem czegoś, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że moja duchowa i przestrzenna transformacja była słusznym wyborem. Zorganizowałem kameralny wernisaż mojej nowej przestrzeni życiowej (słowo “mieszkanie” wydaje mi się zbyt przyziemne i ograniczające). Reakcje gości, szczególnie mojej sąsiadki Doroty, były… no cóż typowe dla osób stojących u progu świadomości przestrzennej.

 

Pamiętam jeszcze ten moment sprzed trzech tygodni, gdy siedząc przed telewizorem po obiedzie z ziemniakami i kotletami schabowymi (jak mogłem tak żyć?!), doznałem olśnienia. Program o skandynawskim minimalizmie otworzył mi oczy. Zrozumiałem, że żyłem w złudzie, otoczony przedmiotami, które więziły moją duszę w materialnym więzieniu.

 

Proces oczyszczania był trudny, ale uszlachetniający. Każda wyrzucona rzecz to było jak zrzucenie kolejnego ciężaru. Meblościanka “Krystyna” z jej trzema poziomami półek pełnych drobiazgów - poszła pierwsza. Kolekcja płyt z Marylą Rodowicz i Zenkiem Martyniukiem - też musiała odejść. Moja ukochana fotografia z wakacji w Krynicy sprzed dziesięciu lat - zbyt sentymentalna, zbyt wiążąca z przeszłością.

 

Pelargonie? Zbyt krzykliwe, zbyt… dosłowne. Zastąpiła je pojedyncza trawa ozdobna w betonowej donicy - symbol prostoty i harmonii z naturą. Moja nowa lniana koszula (tak, czasem trochę gryzie i wymaga prasowania po każdym praniu, ale czyż sztuka nie wymaga poświęceń?) jest manifestem przeciwko sztucznym materiałom.

 

Centralnym punktem mojej nowej przestrzeni jest instalacja, którą nazwałem “Gwóźdź programu” (śmiech przez łzy nad tym, jak kiedyś mogłem używać tak banalnych powiedzonek). Ten pojedynczy, czarny gwóźdź na białej ścianie to:

 

symbol przebicia się przez zasłonę materializmu

metafora jednostki w pustce wszechświata

punkt zaczepienia dla świadomości

hołd dla minimalizmu

manifest przeciwko konsumpcjonizmowi

pytanie o istotę bytu

dialog z otoczeniem

medytacja nad formą

krzyk ciszy

miejsce na przyszły obraz (bo życie to ciągła zmiana)

Widziałem, jak Dorota próbowała ukryć swoje zmieszanie. Jej wzrok błądził po pustych ścianach, jakby szukała punktu zaczepienia dla swojego nieuświadomionego jeszcze umysłu. Wiem, że moja woda z cytryną i organiczne krakersy z samopszy były dla niej wyzwaniem - ale czasem musimy wyjść ze strefy komfortu, by znaleźć prawdziwy komfort.

 

Pani Kowalska z trzeciego piętra zadała mi pytanie o “Jaką to melodię” - widać było, że nie rozumie jeszcze, jak bardzo telewizja zatruwa nasze wnętrze. W końcu, czy potrzebuję zewnętrznych bodźców, gdy mam tak fascynującą białą ścianę do kontemplacji? Próbowałem jej wyjaśnić, ale widziałem w jej oczach ten sam opór, który sam kiedyś miałem przed przemianą.

 

Słyszałem już, że niektórzy sąsiedzi szepczą za moimi plecami. Podobno pan Józef z parteru powiedział, że “Marian zwariował kompletnie”. Ale czy Budda nie spotkał się z podobnym niezrozumieniem?

 

Planuję kolejne kroki w mojej transformacji. Zamówiłem już inteligentne żarówki sterowane głosem za 1200 złotych (to może brzmi drogo, ale wcześniej wydawałem podobne kwoty na niepotrzebne gadżety) - będą reagować na mój poziom świadomości i dostosowywać natężenie światła do przepływu chi w pomieszczeniu. Instrukcja ma 47 stron, ale jestem pewien, że instalacja będzie prostą medytacją nad technologią.

 

Mam nadzieję, że moja przestrzeń zasiała ziarno refleksji w umysłach gości. Może pewnego dnia Dorota zrozumie, że jej kolekcja kubków to tylko rozpaczliwa próba wypełnienia egzystencjalnej pustki. A może już teraz, siedząc wśród swoich książek, czuje pierwsze ukłucia świadomości?

 

Kończę ten wpis, bo czas na moją wieczorną herbatę z pokrzywy (bez cukru, oczywiście - słodycz życia nie potrzebuje dodatkowych wzmacniaczy). Jutro planuję dwugodzinną medytację nad znaczeniem pustej szafki w przedpokoju.

 

Świadomie i minimalnie, Marian

 

Komentarze (2):

 

ZenMaster_Kasia: Wow, Marian! Twoja transformacja to inspiracja! Też myślę o pozbyciu się mojej kolekcji doniczek. Czy możesz polecić jakiś program o minimalizmie? 🧘‍♀️

 

Mindful_Magda: Przeczytałam i od razu poczułam potrzebę uporządkowania swojej szafy. Ten gwóźdź to naprawdę mocny symbol! Gdzie kupujesz tę trawę ozdobną?

 

PS. Czy ktoś wie, jak usunąć plamy z lnu? Moja nowa koszula… to znaczy, mój materialny manifest przeciwko konsumpcjonizmowi wymaga… duchowego oczyszczenia. Te organiczne krakersy okazały się bardziej kruche niż myślałem.

 

#minimalizm #świadomeprzestrzenie #lessismore #gwoździemsedna #hyggewpolskimbloku #zenwnętrza #transformacja #pustkapełnawnętrza #lnianekoszule #inteligentneżarówki

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • droga_we_mgle pół roku temu
    Robi się z tego całkiem fajna seria o absurdach współczesnego świata😆 ciekawa jestem, jakie poruszysz w kolejnych odcinkach

    Podoba mi się, że alternatywne punkty widzenia przedstawiane są w różnych formach (np. dziennika, bloga). Zazdroszczę Dorocie spokoju ducha, bo w tym wypadku trochę się utożsamiam z jej sąsiadem... też próbuję zostać minimalistką, tylko bez wstawek o feng shui i innych medytacji nad gwoździem na ścianie😄 i bez wyrzucania zdjęć z wakacji!

    Ogólnie poprawia mi humor, a to najważniejsze, jeśli chodzi o czytanie dalej.

    Pozdrawiam :)
  • Marek Napisał pół roku temu
    Dziękuję za miłe słowa. Fajnie jest przeczytać że komuś podoba się seria. Powodzenia w minimalistyce😊 Pozdrawiam serdecznie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania