Poprzednie częściJaskółka 1/2

Jaskółka 2/2

Tym razem jednak dziewczyny ani wózka nie było w korytarzu. Zmarszczyłem brwi i sprawdziłem zegarek. Mogłem powiedzieć o niej wiele, ale z pewnością nie to, że była niepunktualna albo roztargniona. Właściwie dotychczas działała niemal jak w zegarku. Zsunąłem buty i ruszyłem w głąb domu. Minąłem kuchnię i stanąłem na progu salonu, który ewidentnie przeorganizowano tak, żeby Sara swobodnie mogła dotrzeć na taras. Tam zresztą dostrzegłem ją przez szklane drzwi. Gdy podszedłem bliżej, zauważyłem, że dziewczyna rozmawia akurat z sąsiadką. Kobieta niemal wisiała na płocie, mówiąc coś z szerokim uśmiechem. Dobiegł mnie jej stłumiony głos:

 

– I to na pewno nie problem, że przychodzi do was?

 

– Ależ skąd! – zapewniła Sara. – Ja teraz do państwa raczej nie podskoczę, a przez laptopa nie tłumaczy się tak dobrze.

 

Chwyciłem za klamkę i przesunąłem lekko drzwi. Dziewczyna od razu odwróciła się w moim kierunku.

 

– To już? – rzuciła zamiast powitania. – Przepraszam, zagadałam się. Już idę.

 

Serdecznie pożegnała się z sąsiadką, nie dając mi nawet nic powiedzieć. Otwarłem szerzej drzwi, przepuściłem ją i grzecznie pokiwałem kobiecie. Gdy zwróciłem się w kierunku Sary, ta właściwie zniknęła już w holu, sprawnie lawirując wózkiem.

 

– Całkiem nieźle ci idzie – zauważyłem.

 

– Mam sporo czasu – przyznała, zatrzymując się tam, gdzie zwykle.

 

Podszedłem i wziąłem ją na ręce bez pytania. Zachwiałem się przy tym, więc odruchowo zacisnęła mocno palce na mojej koszulce. Kiedy odzyskałem równowagę, popatrzyłem na nią bez słowa, ale to wystarczyło, żeby speszyła się i zabrała rękę.

 

– Co tłumaczysz? – zapytałem, ruszając do wyjścia.

 

– Emm… matematykę. Wnuk sąsiadki średnio sobie radzi, więc daję mu korepetycje.

 

Posadziłem ją na fotelu. Zanim wózek ułożyłem w bagażniku i usiadłem za kierownicą, Sara już trzymała nos w książce. Jak na ludzi, którzy nie rozmawiali wiele, całkiem dobrze poszło nam wypracowanie codziennych nawyków. Po zajechaniu pod ośrodek znów sadzałem ją na wózku i wiozłem do głównego holu, potem trochę przyglądałem się wykonywanym ćwiczeniom, żeby je zapamiętać, a przez resztę czasu zagadywałem pielęgniarki albo siedziałem w kafeterii. Po powrocie do domu czekaliśmy na powrót jej matki w salonie albo na tarasie.

 

Tym razem jednak, gdy zatrzymałem się w holu, wzrokiem szukając rehabilitanta, Sara chwyciła za kółka i odjechała kawałek. Ku mojemu zdumieniu, zbliżyła się do dziecka leżącego w wózku i wydzierającego się w niebogłosy. Pochyliła się, omal nie spadając na ziemię i podniosła z podłogi zmarnowanego pluszowego misia. Ruszyłem w jej kierunku. W tej samej chwili matka dziecka odwróciła się od recepcji, popatrzyła na Sarę i uśmiechnęła się.

 

– Dziękuję.

 

Dziewczyna odpowiedziała uśmiechem, podała maluchowi zabawkę i znów chwyciła za koła. Zatrzymałem się obok, a ona niczego nieświadoma z impetem przejechała mi po stopie, obracając wózek.

 

Syknąłem, zabierając gwałtownie nogę. Dziewczyna puściła koła, wytrzeszczyła oczy i przyłożyła dłonie do ust.

 

– Przepraszam!

 

Jej reakcja zdumiała mnie tak bardzo, że w pierwszej chwili nawet nie odpowiedziałem. Z ostatnich dwóch tygodni nie miałem nawet jednego dobrego wspomnienia z tą dziewczyną. Tymczasem dziś okazywała się bardziej ludzka i normalna – zupełnie jakby w nocy przybyli obcy, który podmienili ją na klona. Potrząsnąłem głową, odpychając głupie myśli. Jedna jaskółka wiosny nie czyni.

 

A jednak jadąc do niej kolejnego dnia, zastanawiałem się, dlaczego przy innych ludziach Sara zachowywała się tak otwarcie. Po co grać miłą przy osobach, których prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczy? Zwłaszcza, że przy mnie nie miała podobnych odruchów. Grała dobrze wychowaną czy też chodziło o coś zupełnie innego?

 

Tego dnia nie musieliśmy jechać do ośrodka – mieliśmy za to trening w domu. Tych chwil nienawidziłem jeszcze bardziej, bo nie mogłem uwolnić się od dziewczyny nawet na chwilę. Nasze rozmowy ograniczały się jedynie do krótkich poleceń, które Sara wykonywała bez zająknięcia. Czasem widziałem na jej twarzy napięcie albo zmęczenie, ale ani razu nie wyraziła swojego niezadowolenia na głos. To sprawiło, że znów pomyślałem o nieoczekiwanej zmianie, jaką widziałem ledwie dobę wcześniej.

 

– Dlaczego udzielasz korepetycji? – zagadnąłem, obserwując, jak ćwiczy.

 

– Chyba nie rozumiem pytania.

 

Cóż, faktycznie nie było najmądrzejsze. Sara jednak już patrzyła na mnie z uwagą, więc nie mogłem się wycofać.

 

– Po prostu byłem ciekaw, czemu ktoś taki uczy…

 

– Ktoś taki? – powtórzyła. – A co to ma znaczyć?

 

– Nie wydajesz się osobą, która lubi…

 

– Co, pomagać? – podpowiedziała ze złością.

 

– Nic takiego nie powiedziałem. Zresztą, dlaczego mi się dziwisz? Do mnie nawet nie raczysz się odzywać, chociaż nie mam pojęcia, co takiego zrobiłem.

 

– Och, przepraszam bardzo! Nie sądziłam, że pana uraziłam!

 

Policzki jej poczerwieniały.

 

– Czemu miałabym być miła dla kogoś, kto spędza ze mną czas, bo mu płacą? Jestem twoją pracą, więc tak się zachowuję. Nie, żebyś ty choć raz pokazał, że ci to przeszkadza.

 

Osłupiałem. Oboje siedzieliśmy na podłodze w jej salonie, więc oczy mieliśmy na tej samej wysokości, ale Sara odwróciła głowę, znów patrząc wszędzie, byle nie na mnie. Po raz pierwszy jednak nie wziąłem tego za objaw zarozumialstwa. Jeśli już to… zawstydzenia. Poczułem coś na kształt współczucia.

 

– Wiesz, czemu wziąłem tę pracę?

 

Nie spojrzała na mnie, ale pokręciła głową. Też odwróciłem wzrok i prychnąłem.

 

– Chciałem uzbierać pieniądze na kurs na motor.

 

Kątem oka zauważyłem, że przelotnie na mnie zerknęła. Jednocześnie drgnęły jej kąciki ust.

 

– Serio?

 

– Mhm.

 

– Strasznie kretyński pomysł.

 

– Właśnie widzę.

 

Wreszcie popatrzyliśmy na siebie i niespodziewanie oboje wybuchliśmy śmiechem. I chociaż nie wydarzyło się nic spektakularnego, reszta zmiany upłynęła zaskakująco… przyjemnie. Zresztą kolejne dni też takie były. I stanowczo wystarczyły, żebym spojrzał na Sarę w nowym świetle. Jak wtedy, gdy w szpitalu spotkałem znajomego, a ona od razu sięgnęła po książkę, zbyt nieśmiała, żeby włączyć się w rozmowę. I rozpromieniła się, jak tylko ją przedstawiłem.

 

W sobotę słońce prażyło równie mocno jak w dniu, gdy się poznaliśmy. Wiedziałem, że cała rodzina jest w domu, więc dla odmiany skorzystałem z dzwonka.

 

– Daniel? – Mama Sary patrzyła na mnie, jakbym miał dwie głowy. – Ale dziś… nie pracujesz.

 

– Wiem. Sara mówiła, że jej znajomi idą na basen. I pomyślałem, że też chciałaby skorzystać z pogody.

 

Sara była nie mniej zdumiona od mamy, a w dodatku sceptycznie nastawiona do wychodzenia w miejsca publiczne. Musiałem więc obiecać, że nie zamierzam robić z niej małpy w ZOO, zanim zgodziła się ubrać.

 

Przez pół drogi dopytywała, dokąd jedziemy, aż zgłośniłem radio i zacząłem wywrzaskiwać kolejne piosenki.

 

– Park krajobrazowy?

 

Spojrzała na mnie z niedowierzaniem

 

– Nie spotkamy tłumów i oboje się dotlenimy. Poza tym, mają tu świetny taras widokowy.

 

Pchanie wózka było uciążliwe, ale wreszcie spocony i zdyszany zatrzymałem się przy barierce tarasu, z którego rozpościerał się widok na trzy wodospady. Oczy Sary rozbłysły jak latarnie.

 

– A nie mówiłem?

 

Choć raz milczenie między nami nie było pełne napięcia. Podziwialiśmy widok, ciesząc się promieniami słońca i lekkim wiatrem. Oparłem łokcie o balustradę i wychyliłem się, czując kropelki wody na twarzy. Po chwili coś poruszyło barierką. Obróciłem się do Sary i zobaczyłem, jak próbuje podnieść się z wózka.

 

– A co ty wyrabiasz?

 

– Wstaję.

 

– Tyle widzę.

 

– Patrząc przez deski, czuję się jak w klatce.

 

– Sara, siadaj i się nie wygłupiaj. Nie zabrałem cię tu, żebyś zrobiła sobie krzywdę.

 

Gdy mnie nie posłuchała, chwyciłem ją w pasie i posadziłem, a potem odsunąłem wózek od barierki.

 

– Hej! – obruszyła się.

 

– Jak coś sobie zrobisz, twoi rodzice mnie zabiją.

 

– Jest lato w pełni, a ja tkwię na tym głupim wózku.

 

– Jeszcze tylko trochę – zapewniłem. – Jeśli ukucnę i będę patrzył przez barierki, będzie ci lepiej?

 

– Nie.

 

Westchnęła z rezygnacją.

 

– Ale dzięki, że proponujesz.

 

Ciszę wypełniały szum wody i świergot ptaków. Nie podchodziłem do barierki, żeby nie kusić Sary.

 

– Czemu po mnie dzisiaj przeszedłeś? – zapytała po chwili. – Bo jeśli robisz to z litości, to nie musisz się fatygować.

 

Przewróciłem oczami.

 

– A nie mogę po prostu cię lubić?

 

– Po tym, co mówiłeś ostatnio?

 

Touché.

 

– Oceniłem cię za szybko.

 

– Doprawdy?

 

– Chcesz usłyszeć, jak sądziłem, że będziesz rozpieszczonym dzieciakiem z pretensjami do świata?

 

– Raczej przyznania, że role się odwróciły.

 

Prychnąłem, ale Sara miała rację. Myślałem, że jestem bohaterem, który ma naprawić jej świat, a koniec końców to ona poprawiła mój światopogląd.

 

Pewnie powinienem uznać to za karmę, ale dwa tygodnie później rodzice Sary podziękowali mi za współpracę. Dziewczyna zaczęła poruszać się o kulach, a jej ojciec rozpoczął urlop, więc nie potrzebowali moich usług. I chociaż wolałbym sam tego przed sobą nie przyznawać, to nie pieniądze były tym, czego najbardziej żałowałem. Cały tydzień dobierałem sobie jak najwięcej godzin w pizzerii, a z nadejściem kolejnego poniedziałku uznałem, że przecież nie byłem żadną bohaterką łzawej komedii romantycznej. Nie zamierzałem siedzieć i się nad sobą użalać.

 

Wierciłem się, próbując znaleźć właściwą pozycję, ale nic nie pomagało. Czy te krzesełka zawsze były takie niewygodne? Może chodziło po prostu o tę sytuację. Po raz kolejny w ciągu kwadransa zerknąłem nerwowo na drzwi naprzeciw. Wreszcie jedno skrzydło otwarło się z impetem, pchane barkiem i kulą. Doskoczyłem do niego i chwyciłem za klamkę.

Zdumione spojrzenie błękitnych oczu padło na moją twarz i zaraz zostało zastąpione przez konsternację.

 

– Daniel?

 

Uśmiechnąłem się.

 

– Wiesz, tym razem nie musiałabyś patrzeć przez barierki.

 

Powoli jej twarz też rozjaśnił uśmiech.

 

Ta, zapowiadały się niezłe wakacje.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Vismorien 10 miesięcy temu
    Tak czułem że Sara ma dobre serducho :D
    Miło czyta się twoje teksty. Trochu szkoda że to koniec tej jaskółki. Pozdrawiam
  • Ocmel 10 miesięcy temu
    Dzięki wielkie :D No żal by było Leo, gdyby jednak nie miała ;)
    Pozdrawiam!
  • droga_we_mgle 7 miesięcy temu
    Bardzo sympatyczne opowiadanie :)
    Trudno się dziewczynie dziwić - dlaczego miałaby być miła dla kogoś, kto zajmuje się nią tylko dla pieniędzy, a poza tym ona go nic nie obchodzi?
    Na szczęście dla wszystkich zainteresowanych wynikło z tego coś dobrego :)

    Pozdrawiam.
  • Ocmel 7 miesięcy temu
    Dziękuję i masz całkowitą rację :) Niestety, często dostrzegamy tylko swój punkt widzenia. Pozdrawiam! :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania