Jeden z nich z Planety Aria
W archiwach gnostyckich z Nag Hammadi, pomiędzy apokryfami o Barbelo a hymnami na cześć Zostrianosa, zachował się pojedynczy papirusowy skrawek, na którym pewien „Posłaniec z Planety Aria” – w języku oryginału Ἄρειος ὁ ἐξ Ἀρίας – zapisany został jako „Ten, który śpiewa w ciszy Urana”.
Ów Ariańczyk, istota o głosie podobnym do fali Heisenberga – jednocześnie falującej i cząsteczkowej – miał w ekstazie kosmicznej arią w tonacji b-moll oznajmić: „Nie wydobywajcie Uranu, bo kto wydrze rdzeń Niebiosu, ten rozedrze zasłonę między tym, co jest, a tym, co nie śmie być”.
Spekuluje się (i ja tu śmiało konfabuluję), że wiedział, iż Uran-235 jest nie paliwem, lecz pieczęcią. Pieczęcią na grobie Kronosa, którego kastracja przez Zeusa była zaledwie mitem-maską prawdziwej zbrodni: odcięcia Ziemi od jej pierwotnego, niebiańskiego łona. Wydobycie uranu to powtórzenie tamtej kastracji – tym razem ludzkość sama sobie odbiera możliwość boskiego poczęcia.
Dlatego Ariańczyk, ostatni z rodu, który pamiętał jeszcze śpiew gwiazd przed Wielkim Wybuchem, błagał w tonie tak czystym, że sam Planck musiałby płakać: nie otwierajcie tej puszki Pandory opakowanej w ołów. Bo gdy raz rozpadnie się łańcuch, rozpadnie się też czas – i wtedy nawet Orfeusz nie złoży Eurydyki z powrotem.
A my, głusi, kopiemy dalej.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania