jej siostra
/– Byłam już w wielu ogrodach, ale nigdzie nie było kwiatów, które umiałyby mówić.
– Opuść rękę i przyłóż ją do ziemi.../
/– W tym właśnie sęk, że Czas nie znosi, aby go zabijano./
Lewis Carroll
To była starsza pani, zwracała się do jakiejś dziewczyny z prośbą o pomoc, lecz ta była niecierpliwa i słuchała niechętnie. Akurat przechodziłem w pobliżu i usłyszałem, że chodzi o jakiś adres, podawała nazwę ulicy i rozglądała się niepewnie wokół – a więc nasze oczy się spotkały...
Sam nie jestem pewien czy wiem, gdzie to jest, Gocław to grupa kilku osiedli zbudowanych na dawnych, podmokłych terenach zalewowych, gdyby Wisła przerwała Wał Miedzeszyński, to wszystko co tutaj jest, byłoby mokre co najmniej do pierwszego piętra.
Zabudowę zaczęto jeszcze za czasów PRL-u, kiedyś było tutaj lotnisko, przypominają o tym nazwy ulic – to nazwiska lotników i sportowych samolotów. Pozostały także hangary, obecnie dostosowane do potrzeb nowych realiów.
Jednak coś mi zadźwięczało w łepetynie... Idę w tamtym kierunku, więc nie ma sprawy – pójdziemy razem.
Pani jest bardzo ożywiona, energiczna i pogodna, cały czas spogląda mi w oczy. Ubrana do figury, ma przy sobie maleńką torebkę i wygląda z pozoru jak dziewczynka, jednak jej twarz jest skalana wiekiem dojrzałym, tak gdzieś siedemdziesiąt a... no niech będzie, że trochę dalej w górę.
Wciąż mówi i gestykuluje, jednak można odczuć, że ma mętlik w głowie, jakąś chaotyczność, dekoncentrację, zaburzenie.
A więc wiek daje o sobie znać, może to Parkinson albo Alzheimer, jakoś nie rozróżniam tych chorób – obie mają związek z zaburzeniami układu nerwowego, upośledzają jego funkcje i nieuchronnie prowadzą do śmierci.
JPIl miał którąś z nich. Czy był w tym święty?
W czasie jego papiestwa popełniono liczne błędy; afera Banco Ambrosiano – włoska mafia zarządzała bankiem watykańskim, prali tam brudne pieniądze, a oni czerpią zyski: z wymuszeń, hazardu, narkotyków, prostytucji, handlu bronią, ludźmi, więc Watykan także na tym skorzystał.
/Pecunia non olet/ – to cesarz Wespazjan opodatkował ludzki mocz, miał on szerokie zastosowanie, nieistotne było, że śmierdzi...
Czy mafia ma jakieś zasady? Jasne że tak: omerta – prawie jak w Watykanie, a w kolejnych pokoleniach następcy bosów mafijnych, stają się przykładnymi biznesmenami.
Ludobójcza wojna na Bałkanach i masakra w Rwandzie – niezwykła opieszałość Stolicy apostolskiej w wypowiedziach na ten temat, a w Rwandzie wówczas nuncjuszem papieskim był biskup Hoser – milion ludzi powitało jakiegoś Boga w trzy miesiące.
Epidemia AIDS – papieski zakaz stosowania prezerwatyw – kolejne miliony ludzi zmarły.
Afery pedofilskie – lawendowa mafia.
Federic Martel w książce Sodoma
... napisał, że Stolica apostolska jest w 80% homoseksualna. 80% to nie 100% ktoś powie i odtrąbi sukces, ale to przecież znaczy, że rządzą tam ludzie fałszywi, zakłamani szczególnie w kontekście potępiania przez nich orientacji homoseksualnej wśród społeczeństwa. Martel jest dziennikarzem śledczym, nie może pisać absolutnych bzdur, bo utraciłby wiarygodność.
W Watykanie za czasów pontyfikatu Wojtyły było prawne przyzwolenie stosunków seksualnych z dwunastoletnimi dziećmi, dopiero Franciszek to zmienił. JPIl przez 26 lat nie dopatrzył się, że to nieco dziwne, zwłaszcza w państwie kościelnym i to pomimo afer pedofilskich, które rodziły się jak przysłowiowe grzyby... Dwanaście to prawie dziesięć a może i siedem albo jeszcze... ale to przecież nie były już czasy, gdy ustalano śluby z dziećmi, które się jeszcze nie narodziły.
Ale przecież jego encykliki? – tak, piękne puste słowa, niepoparte żadną cechą dążeń.
No a pielgrzymki i podróże, to jednak...? – jasne, to były gigantyczne przedsięwzięcia typu: obraz, światło i dźwięk – na koszt podatników.
A Solidarność? pomagał Polsce i narodowi... – podczas reprywatyzacji kler odebrał sobie wielokrotność tych walorów.
Wojtyła był fundamentalistą osadzonym w tzw. dogmatach wiary, a dogmaty zabijają czystą świadomość.
Rybackie sieci zmurszały – barka straciła kierunek i tonie.
Za jego życia w Polsce ufundowano kilkaset pomników z wizerunkiem JPII, teraz jest w granicach tysiąca przedstawiających go postumentów. W Księdze wyjścia Jahwe mówi:
Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym
Jakoś nikt nie bierze pod uwagę, że choroba JPII mogła być karą za jego grzechy, grzechy zaniechania, za to, że nie wypełniał właściwie swoich obowiązków – świadectwem prawdy może być także kara.
Symboliką ducha świętego jest gołębica, a jednak gołębie traktują pomniki jednoznacznie, zostawiając na nich ślady swego pobytu.
Idziemy i idziemy a moja przewodniczka cały czas trajluje, ja w zamyśleniu kiwam głową potakując a jej to wystarcza.
Wreszcie oddycham z ulgą, bo faktycznie ulica jest na swoim miejscu, ale kobieta najwyraźniej oczekuje, że będę z nią nadal i doprowadzę do celu.
Skręcamy i staram się wybadać, uzyskać jakieś kluczowe informacje od mojej towarzyszki. Marnie to idzie, ale i ja nie mam w takich sprawach właściwych kompetencji. Podchodzimy do pierwszej klatki wejściowej dużego budynku i zaczyna się pomiędzy nami poważna konwersacja. Moja interlokutorka nie ma żadnych kieszeni, więc jeśli coś ma, to w torebce, ale nie wezmę przecież jej torebki i nie zacznę w niej grzebać, choć tak byłoby najłatwiej. Musi mieć w niej jakieś klucze, dokumenty itd. Jakoś udaje mi się ją nakłonić by zaczęła szukać i faktycznie wyciąga klucze, podaje też numer mieszkania, ale domofon nie chce współpracować ze mną, więc pozostają klucze. Trzeba je wsadzić do zamka i przekręcić.
Obserwując panią, dochodzę do wniosku, że nawet na trzeźwo może to być niewykonalne, klucze nie pasują, nie chcą współpracować także.
Nagle na parterowym balkonie obok nas pojawia się jowialna pani.
– To nie tutaj – mówi mocarnym głosem.
– A więc wy się znacie, pani rozumie sytuację – zagajam szybko, aby nawiązać bliższy kontakt...
Wtedy zorientowałem się jak wygląda pomnikowy wyraz twarzy; wyniosły, dumny, pyszny, pusty. Kobieta odwróciła się i zniknęła w mieszkaniu.
No nie, więc to tak...
Podeszliśmy do kolejnego wejścia w budynku. Pani dreptała przy mnie jak piesek. Nastąpiła powtórka tego co wcześniej, trochę zaczęła irytować mnie ta sytuacja. Ponowiłem nakłanianie aby znowu przejrzała torebkę, otworzyła, ale żadnych dokumentów w niej nie było; trochę pieniędzy i rzeczy osobiste. Gdy nalegałem żeby coś z niej wydusić, kobieta w bezradności podciągnęła swoją koszulkę do góry...
O kurwa, tylko nie to – jeśli poczuje się zagrożona i zacznie wrzeszczeć, to mogę mieć poważne kłopoty.
Pamiętam jak dzisiaj, gdy kiedyś lazłem po Szmulkach wieczorną porą, było /ciemno, prawie noc/, w bramach pochowane jakieś męty. Nagle z jednej wypadły trzy dziewczynki, takie gdzieś siedem, dziesięć lat i zaczęły przede mną wykonywać jakiś układ choreograficzny, śpiewając przy tym radośnie. Tylko, że tekst piosenki, to była istna pornografia. Serce mi stanęło, bo pomyślałem, że jeśli się znudzą lub zdenerwują na mnie i w formie zabawy zaczną wrzeszczeć, że robię im krzywdę, to z bram wylecą żule i zdekapitują mnie na miejscu.
Albo innym razem z balkonu, zaczęła wołać mnie kobieta, żebym podszedł, prosiła abym kupił dla niej cocktail (tani napój alkoholowy) i przyniósł do mieszkania na górę, zrzuciła pieniądze. Poszedłem i kupiłem, ale wcale nie właziłem na górę z przyjemnością, tam były same meliny i chuj go wie co jeszcze. Drzwi do mieszkania były otwarte na oścież, a wewnątrz była ta kobieta. Młoda, atrakcyjna, tyle że zagipsowana od pasa w dół...
Miałem kiedyś epizod pracy jako kurier, szkoła życia, niby /był czas przywyknąć/, ale emocje zawsze jakieś są.
I teraz też... ale ona to zrobiła, żeby mi pokazać, że nic przy sobie więcej nie ma, że jest bezbronna i bezradna.
Zaszedłem w tym już tak daleko, że wziąłem od niej klucze i sam sprawdziłem zamek.
Klucz pasował, drzwi ustąpiły, pani jak gdyby nigdy nic ruszyła do windy. W windzie nacisnęła przycisk i wyruszyliśmy do nieba. Po wyjściu z windy okazało się, że na piętrze są tylko jedne drzwi wejściowe do lokalu. No nieźle, może być nawet dwupoziomowy – pomyślałem. Kobieta teraz zachowywała się coraz pewniej, czuła się swobodniej. Podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę, nie były zamknięte. Właściwie to nie powinienem, ale wszedłem za nią.
Mieszkanie było luksusowe, kunsztowne, stylizowane, wszystko w drewnie, bibeloty, nowoczesna elektronika – wcale bym się nie zdziwił gdyby w jednym z pokoi stał fortepian koncertowy.
A kobieta gdzieś zniknęła, zachowywała się jakby mnie nie było. Zacząłem ją wołać i w końcu pojawiła się.
Chciałem jej coś powiedzieć zanim wyjdę i zacząłem: że nie powinna sama wychodzić z domu, ponieważ to niebezpieczne, gdy jest sama... Przysłuchiwała się patrząc na mnie z pochyloną na bok głową, nagle podeszła do lustra, stanęła naprzeciw niego i wyciągając rękę w jego kierunku powiedziała:
– Nie jestem sama, to jest moja siostra.
Czy to jest Alicja?
Na faktach.
Komentarze (10)
Musiał mieć niezły gust, bo jego żona miała na imię Mercedes :)
Pozdro
A poszedł mi stąd!
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania