Karate girls kontra drużyna „Żyletek”

W sali sportowej szkoły w Kościach Wielkich powoli kończyły się zajęcia żeńskiej sesji karate. Dziewczyny robiły pompki na pięściach, a instruktorka dopingowała je.

W tym czasie na halę weszły już dziewuchy, które miały ćwiczyć po nich – klub piłkarski „Żyletki”.

- Sie ma, podróby Lewandowskiej! - Krzyknęła kapitan drużyny, malutka Dorota.

Słysząc to, pozostałe parsknęły śmiechem.

- Popatrzcie na te frajerki – trenerka dołączyła się do poniżania karateczek – jak niszczą sobie dłonie tymi pompkami! Jaki facet będzie je chciał? Chyba żadna z nich nigdy nie była na manicure czy pedicure?

- Możecie się od nas odczepić? - gorzko odezwała się instruktorka drugiej grupy.

Może mogły, ale nie chciały.

- A ich ciała są całe w siniakach! - zaśmiała się Dorota. - Aż wstyd pójść na plażę!

Słysząc to, blondynka Elwira przestała ćwiczyć. Podeszła do malutkiej Doroty i tak ją kopnęła, że ta wylądowała na ścianie i popłakała się jak dzidziuś.

 

Było już po treningu. „Żyletki” razem ze swoją trenerką jadły sushi, siedząc na pufach w barwach piłek.

- Bardzo cię boli, Dorotko? - spytała jedna troskliwie. - To przerażające, co ta psycholka ci zrobiła.

- I to bardzo! - Dorota jęknęła – To karate ćwiczą jakieś przestępczynie. Co ja jej zrobiłam? Tylko się nieco po-wywyższałam. Mam przecież prawo ją upokarzać.

- One zazdroszczą nam stypendiów, które otrzymuje nasz klub. - Wyjaśniła trenerka. - Ale trzeba z tym skończyć. Należy koniecznie zniszczyć karate w Kościach Wielkich!

Dorocie zaświeciły się oczka, a usta uśmiechnęły się złowrogo.

- Mam pomysł, co z nimi zrobimy! Litości będzie zero!

Po tych słowach wybuchnęła śmiechem; takim mrożącym.

 

Mniej więcej w tym samym czasie karateczki siedziały na murku i jadły kebab.

- Oszaleć można z tą drużyną „Żyletek”! - Marudziła Elwira. - Czy one muszą nam przygryzać na każdym kroku?

- Są nastawione na rywalizację - wyjaśniła instruktorka. - W sumie szkoda ich.

- Dobrze, że jesteśmy silniejsze! - uśmiechała się Kasia. - Co one mogą nam zrobić?

Biedaczki nie wiedziały, jak bardzo się mylą.

 

Minęło kilka dni. Na treningu karate były zajęcia z nunczaku.

Niespodziewania przyszły „Żyletki”, mimo że jeszcze nie był ich czas.

- Przyszłyśmy obejrzeć nasz ulubiony kabaret - zaśmiała się instruktorka. - Głupie dzidy machające tymi kijkami!

Piłkarki wybuchnęły śmiechem.

- Mam pomysł – krzyknęła Dorota – od dzisiaj w Kościach Wielkich na dziewczyny ćwiczące karate będzie się mówiło dziurawe kalosze!

„Żyletki” zaśmiały się jeszcze głośniej.

- Nie zwracajcie uwagi! - instruktorka karate próbowała lekceważyć całą sytuację.

- To kretynka! - zareagowała jedna z piłkarek. - My ją upokarzamy, a ona nie zwraca uwagi! A niby takie wojownicze, mogące nas pobić! Pewnie te ciosy są gówno warte!

Odpowiedzią na słowa był śmiech.

- Ale smród! Która się zesrała w kimono? - krzyknęła inna.

- Możemy im skopać tyłki? - spytała Elwira.

- Nie mamy wyboru – westchnęła instruktorka.

Przestały ćwiczyć i machając nunczaku, podeszły do „Żyletek”. Tamte jednak zupełnie się nie bały.

- One chcą nas pobić! - zaśmiała się jedna.

- Mamy dla nich makabryczną niespodziankę! - słowa Doroty były chyba znakiem dla pozostałych.

„Żyletki” rzuciły przeciwniczkom pod nogi małe woreczki, które pękły, a z nich rozpylił się różowy dym, zasłaniający cały zespół karate. Kiedy opary opadły, zamiast dziewczyn było mnóstwo piłek do futbolu. Ładnych, kolorowych, nowoczesnych. Miały jedną dziwną cechę. Na każdej z nich było coś, jakby rysunek w kształcicie twarzy.

- Co się z nami stało? - Jedna piłka odezwała się głosem instruktorki. - „Żyletki” przemieniły nas w futbolówki!

- Nie wiedziałyśmy, że mają takie zdolności! - rozpaczała inna piłka, która była przedtem Elwirą.

- Nie znoszę tych babsztyli! - tym razem głos wskazywał na Kasię.

„Żyletki” zaś podeszły do piłek. Wszystko wskazywało, że mają ochotę pograć sobie karateczkami.

- Nie zrobicie nam tego, zołzy! - instruktorka desperacko próbowała się bronić.

- Ależ oczywiście, że zrobimy, tępe cipy! - trenerka zaśmiała się i kopnęła ją z całej siły.

Inne zaczęły to samo.

Gdy już się wystarczająco poznęcały nad pokonanymi, uradowana Dorota położyła prawą nogę, w korku firmy nicke, na piłce – Elwirze i zatriumfowała:

- Karate girls upupione; „Żyletki” górą!

 

Marek Adam Grabowski

 

Warszawa 2023

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Rok tydzień temu
    Rozumiem, że każesz czytelnikowi podumać nad perfidią i prostotą w atakowaniu XD
    Nie ma to jak: w zdrowymi ciele, zdrowy duch, a intelekt to cwany fałsz, któremu się udaje.
  • Marek Adam Grabowski tydzień temu
    W sumie nie ma tu głębszego przesłania. Dziękuję za wizytę! Pozdrawiam
  • befana_di_campi tydzień temu
    Mimo literówek :-) Ja jednak tych piłkar nie lubię :]
  • Marek Adam Grabowski tydzień temu
    Po to opowiadanie masochistyczne. Kibicujemy przegranym, wykurzają nas zwycięscy. Dziękuję za odwiedziny. Pozdrawiam
  • MartynaM tydzień temu
    Uśmiałam się... zostawiam 5

    Pozdrowionka Marku.
  • Marek Adam Grabowski tydzień temu
    Miło mi. Kości Wielkie to świetne miejsce to odwiedzenia w weekend. Pozdrawiam
  • Józef Kemilk tydzień temu
    Marku, karateką trzeba dać szansę. Niech jedna z zaczarowanych piłek wpadnie przez okno do domu Witch. A ta, wiadomo... I masz kolejny fajny odcinek.
    Pozdrawiam
  • Marek Adam Grabowski tydzień temu
    A z stąd wiesz, że nie dam? Jak to mówią: "W fantastyce nikt nie ginie". Pozdrawia i dziękuje za wizytę
  • Narrator wczoraj o 5:32
    Jeszcze jeden powód, żeby omijać Kości Wielkie.😉 Pozdrawiam. 👋
  • Marek Adam Grabowski wczoraj o 10:11
    Ale chyba naprawdę lubisz tutaj wpadać? Pozdrawiam ps. Będzie kontynuacje. Piłka w grze i w przenośni i dosłownie.
  • Narrator wczoraj o 10:37
    Marek

    Lubię wpadać, tym bardziej, że nic mnie to nie kosztuje. 😊

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania