Kiedyś
bez nadziei lgnę do światła
które dziś gwarantuje
nic
mówisz że go nie ma
a przecież widzę twoje spojrzenia w stronę
nieba
czyżby nadzieja
zmieszanie
nie
tak
wstydzisz się
zaszyłam kiedyś taki dziwny kwiat
chyba nawet kiedyś go widziałeś
nawet dwa
razy
może nie pamiętasz
ale nitka strasznie szybko przesiąka krwią
za to igła zostaje czysta
wystarczy kropla wody
spektakl masek przedstawia nasze życie
brak w nim uczuć
groźba bycia niespełnionym
nie
nie
nie
nie twoim
zakopałam
już nie szyłam
zakopałam
widzisz to znaczy słyszysz szmer za swoją szafą
być może jest tam coś mojego
zajrzysz
a może się boisz
tak to na pewno strach
zaczynasz się kurczyć
słuchaliśmy kiedyś pieść o NieWolności
i wtedy przyznałeś rację zegarowi
który zlewał się z pierwszą lepszą kawą o wschodzie słońca
ja nie piję kawy
boli mnie głowa
i myślisz czasem że wyglądam jak cień siebie
ale odbicia mylą
lawirują i wracają do pustych głów
i tak zbyt pełnych
bezczynem
poszliśmy kiedyś na spacer
chyba był zimowy poranek
albo wieczór
nie pamiętam
położyłam głowę na zbyt długim ramieniu
nie dosięgłam twojej szyi
i trwałam na twym ramieniu
Wtedy zaczepił nas przechodzień
z gitarą wyśpiewywał coraz to większe uwielbienie dla wszystkiego
co stracone
tracisz
głowę
a może to ja ją tracę na za długim ramieniu
kiedyś skończyliśmy rozmawiać
ale ten koniec trwał naprawdę bardzo długo
chyba nawet dłużej niż sam początek
początek był łatwy
potem musieliśmy się dzielić
odłamywać po kawałku
Komentarze (2)
ale odbicia mylą
lawirują i wracają do pustych głów
i tak zbyt pełnych
bezczynem'' - to, takie bardzo.
W ogóle: lubię jak piszesz. Przepraszam za taki wątły, autystyczny komentarz.
Naprawdę się z niego cieszę, bo mimo że zawiera niewiele słów, to jest szczery, nie jak niektóre tutaj. Dziękuję :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania