Kiedyś nawet kawa miała inny smak
Nie lubiła moich wierszy – podobno zbyt szowinistyczne,
męskie. Przestała je czytać, ale za to powieść pochłonęła
w jedną noc. Może dlatego, że odkryłem tam swoją drugą
twarz, a może na przekór sobie,
Przychodziła, jak do siebie. Nalewała drinka i siadała
na łóżku, Oparta o ścianę prowokowała niewinną miną.
– I co? – pytała. – Masz dzisiaj zły dzień? Boże, jak ja
potrzebowałem tej zaczepki.
Białe pończochy, białe majtki, biała bluzka i spódniczka
w szkocką kratę – szczucie miała we krwi. Suka. Moja
muza. Wciąż nie potrafię zapomnieć.
Gdy zmęczony leżałem na podłodze trzymając aparat,
stawała nade mną w rozkroku. Rozerwane niebo
przesłaniało mi świat i padały te słowa: – Tylko tyle
potrafisz, skomleć?
Z wiekiem staję się zachłanny, chciałbym czerpać
życie garściami, brakuje mi jednak tamtej zaczepki,
białych pończoch i spódniczki w kratę. Uśmiechu,
zamyślonych oczu i czterdziestu sekund do piekła.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania