Kilka słów o domniemanych występkach czarownika Fabloka
– To pomówienia! – wykrzyczał w twarz swojego pomagiera czarownik Fablok.
– Panie – sługa zniżył głos i ukłonił się nisko. – Chodzą różne plotki, a ja pomyślałem, że…
– Mój drogi Moderusie, wiesz doskonale, że myślenie twe płowym jest i bezużytecznym czynem. Dlaczego więc – zagroził gniewnie palcem – wiedząc to, wciąż mą duszę ranisz swoimi występkami?
Sługa Moderus milczał. Na twarzy spalonej rumieńcem, prócz wstydu próżno było szukać czegokolwiek innego, choćby minimalnego zrozumienia swych błędów.
– Co mówią? Powiedz – rzekł w końcu czarownik.
– Różne, panie, pogłoski słyszałem. Gadają, że ten o to Fablok drzwi do innego wymiaru otwiera i tam szuka szczęścia, choć w prawie naszym czarodziejskim praktyki te zakazane są od wieków!
Czarownik na te słowa zezłościł się jeszcze bardziej, a potem pojąwszy, że gniew należy zawsze wyładować zawczasu, upatrzył na horyzoncie chałupę z drzewa, należącą do wioski tamtejszej i cisnął w nią zaklęciem niszczącym. Budynek zwalił się jakby pozbawiony wszelkich spoiw.
– Panie, tam ludzie mieszkali!
– Wiem, gamoniu! Otóż mi chodziło wszak, by gniew zamiast mych nerw porwał na śmierć dusze tamtych wieśniaków! Mów lepiej, co jeszcze gadają?
– Nie chcę już więcej.
– Gadaj, albo skończyć jak te nieboraki wiejskie.
Moderus począł trząść się ze strachu, ale przybrał po chwili pozę mówczą i opowiedział resztę z tego, co było mu wiadome.
– Jeden z czarowników z północy, w tamtejszej karczmie rozpowiedział, że Fablok otworzył drzwi do świata podobnych nam stworzeń, ale o wiele słabszych i przymusił do wielbienia jego imienia i w olbrzymiej kuźni zamęcza ich pracą nad machinami niestworzonymi, które zioną w trzewiach ogniem, a plują gorącą parą.
– Co też on, słaby pomiot z najgorszych bagien tego przybytku, rozpowiada! Moje imię zostało skalane na lata!
Moderus widząc, że mściwy wzrok czarownika spoczął na nim, ukłonił się jeszcze mocniej, wszak nie wiedział, co powiedzieć, więc milcząc, chciał wyrazić swój smutek nad losem mistrza.
– Sługo! Czy ten szarlatan rozpowiadał coś jeszcze?
– Nie, panie. A inni gorszych bluźnierstw nie mówili w innych miejscach. To, co zawsze, że czarownicy handel nierządnic prowadzą.
Fablok zaśmiał się rubasznie.
– Ha! Ancymoni pospolici! Ten biznes, nasz czarowników pcha ścieżką życia, Moderusie. Jak ci się potoczy pomyślnie, to i ty poznasz dobrodziejstwa owych bezbronnych, płochliwych samic!
Moderus zmieszał się na te słowa tylko bardziej, ale obdarzył mistrza lekkim uśmiechem, co tamtemu przypadło do gustu i najwidoczniej w zupełności wystarczyło.
– Cóż, na mnie pora.
– Dokąd zmierzasz, mistrzu? Noc za pasem.
Fablok zamyślił się.
– Gdybym ci powiedział, to wszystko nie miałoby już sensu.
– Mogę więc zadać ci jeszcze jedno pytanie?
– Jeśli musisz.
– Czy to prawda? Te wszystkie plotki, pogłoski?
Czarownik spojrzał na sługę. Pomyślał, że Moderus nigdy nie osiągnie takiego poziomu jak on. Dla niego pozostały jedynie płonne nadzieje na choćby ubogą mieliznę.
– Oczywiście, że nie.
Po tych słowach odszedł na południe, a odliczywszy siedemset kroków, w spokoju począł zamyślać się nad jedną rzeczą: Czym jest to całe prawo pracy?
Komentarze (8)
Fablok ma specyficzny charater. 😉
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania