Kolonoskowskie. Cz. II
Otworzył okno, żeby wpuścić do środka nieco światła.
To kolejna różnica - światło miało tutaj inną formę, było gęste i przylepiało się do skóry, niczym pył. Kąpiele słoneczne, miały w tym miejscu zupełnie inny wydźwięk i inne znaczenie.
Zamknął oczy i zamyślił się na chwilę, oparł dłonie o nagrzany parapet i na chwilę zniknął.
Przywróciła go, szeleszcząc płaszczem z liści i suchych gałązek, który zostawiła w sieni, a który spadł, kiedy próbowała położyć go na krześle.
– Przepraszam, nie chciałam przerywać...
– Nigdy mnie nie przepraszaj. Nigdy. Nie ty...
Obejrzała się przez ramię, żeby zerknąć na niego kiedy wypowiada te słowa. Upewnić się, skąd płyną. Patrzył na nią tym swoim spojrzeniem, jakby rozważał coś ważnego. Jakby w głowie, rodziły mu się jakieś słowa, których nigdy nie wypowie na głos, bo nie musi.
Na twarzy pojawił się rumieniec, niechciany i zbyteczny w tym całym półmroku, gdzie jedynym co rzucało się w oczy, były cienie książek na półkach i echo czerwonego powietrza, które zamieniło się na miejsca że światłem.
– To ja powinienem przeprosić Ciebie. Wtedy, na balkonie... Chciałem uciec.
– Wiem. Pozwoliłam ci na to. Widziałam, że jeszcze za wcześnie i muszę dać Ci trochę czasu. Nie mam żalu.
– Czterdzieści sześć lat. Spójrz na mnie, jestem starcem.
– To nic - odpowiedziała, opierając głowę o jego ramię. Owijajac się wokół niego, jak bluszcz.
– Nazwałem go, wiesz?
– Co?
– Dom. Nazwałem go Assa.
– Brzmi, jak z jakieś mitologii...
– Tak, Nordyckiej.
– Tak, Nordyckiej.
Odwrócił się do niej i odsunął ją delikatnie, na wyciągnięcie ramion, na oddech. Próbowała nie patrzeć mu w oczy, schować się w cieniu, który zdobił dom, ale wiedziała, że w jego oczach, nadal jest tamtą dziewczyną, która siedziała w kącie, z podwinietymi nogami, które zdawały się mieć mile z hakiem, wyglądały jak korzenie drzewa i w istocie - nimi właśnie były.
Zauważyła błysk w jego oku, który pojawiał się zawsze, kiedy wpadł na jakiś durny pomysł, który pojawił się na chwilkę przed tym, jak wyszedł na balkon żeby zniknąć - jak teraz, przy oknie, w świetle Marsa.
- Chciałbym cie narysować. Żałuję, że nie zrobiłem tego wtedy, kiedy mogłem.
– Jestem już stara, pomarszczona... Nie ma już we mnie nic, co warte by było narysowania.
Przysunął ją znów do siebie, czuła ciepły oddech na policzku, otarła się nosem, o jego nos.
– Chciałbym cie narysować.
– No dobrze, zarysuj...
Komentarze (13)
/przeprosić Ciebie///dać Ci trochę czasu/ – czemu dużą literą?
/Pozwoliłam ci na to.///- Chciałbym cie narysować/ – a tutaj nie? i jeszcze: cię
Wspomnienia po latach...
cul8r
Ktoś, kiedyś, miał taki stary stolik pod kawę. Zepsuty i poszarpany jakimiś tam sklejkami.
Oderwałem je, wyszlifowalem i odmalowałem lakierem. Ten stolik nadal jest nierówny, w jakimś tam miejscu zrobiłem wgłębienie, ryskę właśnie. I - uwierz - dla osoby, dla której go zrobiłem właśnie ta ryska jest najważniejsza. Bo ona znaczy mnie, nie idealny, sklepowy stolik.
I to takie: zarysuj.
Dzięki za czytanie i wspólnotę obrazu
Dzięki
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania