Koniec kursywy.
Obok zawsze rósł jesion, z którego co jakiś czas
spadał helikopter, czy kilka.
Czasem zdarzało się nawet, że lądowały bezpiecznie
i zagrzebując się w ubitą ziemię, stawały się dorosłe.
Kursywa.
Mężczyzna przemierza pustkowie, w kieszeni ma nożyk
i małą grabko - łopatkę. Te najtańsze, co to są jak scyzoryk,
zawsze występują w zestawach.
Pochyla się i wyrywa mnie razem z korzeniem.
Owija w papierek, a następnie chowa w sakwę.
Koniec kursywy.
Śni mi się śnieg.
Ten z początku listopada, czy końca października.
Na szczęście minął już wrzesień, a wraz z nim niepewność,
toteż śmiało mogę stwierdzić, że jestem sam.
Z sakwy przerzuconej przez ramię, wystają świeże gałązki,
wciąż są zielone, ale z czasem ubiorą mnie w brąz, czy bardziej olchę.
Dla zmylenia wzroku.
Kursywa.
Mężczyzna leży na ziemi, zapatrzony w niebo.
Ma brud pod paznokciami i na dłoniach.
Odwraca wzrok od błękitu, zwracając się ku mnie,
a ja ubieram go w płaszcz z samego siebie.
Wszędzie wokół jest biel i chłód,
jeziora ścięły się i wyrównały.
Na tyle, na ile to możliwe już nie pada.
Wrzesień, roku pańskiego.
Z cyklu: Gwiazdozbiór
Komentarze (20)
Ostatnią wiadomość ode mnie.
Ale masz doświadczenie z gadaniem że sobą, więc śmiało... Dobrego dnia :)
Niemniej, dzięki!
-Leżę i wymyślam-poetyckie brednie.
-Wymyślaj pierdoły - nie na naszej łące.
Poślizgnę się na gównie-zęby se wybije.
Popraw to, bo wstyd
O. Tak wygląda niezachwiany rytm.
Nawet komentarzem cię zjadłem.
Pa. Liz rany :)
I nie słuchaj takich hejtów i nawet nie prowadź z takimi jak anat rozmowy, bo to nic nie da. Wiem to, bo sama miałam identyczną sytuację, tyle że z MartynąM.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania