Kontynent Przemysłu, Kraina Pochmurnego Nieba, Tropikalne Plażowe Miasto 2
"Kontynent Przemysłu, Kraina Pochmurnego Nieba, Tropikalne Plażowe Miasto 2"
gatunek: sny/podróże/fantastyka/czas wolny/imprezy/surrealizm
Kraina Pochmurnego Nieba, Kontynent Przemysłu. Popołudnie. Rok 1995.
Wbrew nazwie, w Krainie Pochmurnego Nieba nie zawsze panowała pochmurna pogoda, tylko co jakiś czas. Zarówno w miastach, jak i na wsiach, wesołe, radosne, beztroskie oraz imprezowe życie tętniło wszędzie wokoło. Dookoła było dużo zarówno pracy, jak i czasu wolnego. Każdy się cieszył oraz radował, a w powietrzu rozbrzmiewała wesoła muzyka imprezowa. Zapach nadchodzących weekendów oraz kolejnych urlopów był w powietrzu bardzo dobrze wyczuwalny przez cały rok.
Jedno z wilgotnych, zwrotnikowych, plażowych miast średniej wielkości.
Na dosyć rozległym placu, otoczonym rzędem drzew liściastych i klimatycznymi apartamentowcami z przestronnymi balkonami, odbywał się koncert muzyki z gatunku new wave. W pewnym momencie, z głośników wyfrunęło dwanaście świecących talerzy, koloru jakby jasnożółtego albo beżowego. Przeleciały nad rozentuzjazmowanym tłumem wesołych, tańczących ludzi, po czym pofrunęły w stronę jednej z odludnych plaż, wyglądających na niemal dzikie.
Nagle nadszedł zachód jasnopomarańczowego słońca na tle ciemnożółtego nieba. W tle unosił się wielki, ciemnopomarańczowy księżyc.
Z ciemnobeżowego piasku wygrzebało się na powierzchnię osiem telewizorów w kształcie kartonowych pudeł. Przedmioty te dostały nóg i zaczęły spacerować po plaży oraz rozmawiać ze sobą o tym, że nadchodzą niezwykłe, bardzo imprezowe czasy. Spodki wleciały przez ekrany do wnętrz chodzących telewizorów, stając się częścią programów o tematyce fantastycznej, naukowej, a nawet fantastyczno-naukowej. Spośród wysokich, przybrzeżnych traw, nagle wyłoniło się około osiem radiomagnetofonów.
Na pograniczu centrum i przedmieść znajdował się ogród zoologiczno-botaniczny, w którego środkowej części stało kilka innych niż zwierzęta i rośliny atrakcji dla zwiedzających. A wśród tych atrakcji było kino. Około siedemdziesiąt albo osiemdziesiąt osób oglądało film animowany, w którym małpa ogoniasta, gepard, tygrys, krokodyl, papuga, tukan, flaming, pelikan i królik weszły po bambusowych schodach do drewnianego domku na drzewie, wyjrzały przez okna, wyszły na balkon i wypiły po jednym napoju z butelki, albo puszki, a następnie wyskoczyły z ekranu i rozbiegły się po całym kinie, śmiejąc się przy tym głośno.
Tymczasem zwierzęta w zagrodach dowiedziały się o tym natychmiast, bo wyczuły obecność innych zwierząt w powietrzu. Dodatkowo były zmodyfikowane genetycznie, więc naprawdę nikt na świecie nie wiedział, na co było je stać, a zapewne na dużo. Gdy się dowiedziały, to oszalały. Wyskoczyły ze swych zagród i zaczęły tańczyć sambę, cha-chę, rumbę, mambo oraz salsę. Niebawem całą planetę ogarnęła jedna, wielka, zwariowana impreza.
W międzyczasie w innej części miasta, najprawdopodobniej na przedmieściach...
Na rozległym trawniku, porastającym łagodne słoneczne wzgórze i otoczonym wielkimi żywopłotami, a miejscami także drzewami liściastymi, znajdował się raczej płytki, ale za to dosyć obszerny basen kąpielowy. Około osiemdziesiąt osób w wieku od dwudziestu jeden do sześćdziesięciu siedmiu lat, beztrosko zażywało w nim relaksującej kąpieli. Niektóre osoby dmuchały bańki mydlane, a potem je przebijały. Były zadowolone z życia i szczęśliwe, niczym rakiety kosmiczne z dalekiej przestrzeni, które na końcu świata znalazły się na ułamek sekundy w siódmym niebie, a tam odkrywające różne, ekscytujące, magiczne, fantazyjne, starożytne, tropikalne planety, jedna po drugiej.
Tymczasem w niedużym, ale za to bardzo czarującym miasteczku, malowniczo położonym u wybrzeży rozległego, subtropikalnego jeziora, przyozdobionego wodospadami oraz mieszczącego się w wielkiej dolinie, pośród łagodnych, słonecznych wzgórz, porośniętych sadami i uprawami winorośli...
Przy pomoście dryfował nieduży jacht wycieczkowy. Grupa wesołych oraz roześmianych turystów i turystek, licząca około trzydzieści cztery osoby, weszła tanecznym krokiem na pokład. Ktoś włączył radiomagnetofon, a wtedy wszędzie dookoła zaczęły rozbrzmiewać szybkie, radosne szanty, a także przebojowe piosenki z gatunku eurodance. Statek odbił od brzegu i wyruszył ku przygodzie, a podczas wyprawy dookoła jeziora, na pokładzie wywiązała się wspaniała, szalona, szampańska impreza. U wybrzeży zbiornika wodnego rechotały żaby, pływały traszki oraz aksolotle i wygrzewały się krokodyle, a pośród liści palmowych oraz koron potężnych, owocujących drzew liściastych skrywały się małpy ogoniaste, jaszczurki, rzekotki, węże, karaluchy, chrząszcze i szarańczaki. Niektóre spośród płazów oraz owadów grały i śpiewały. Z kwiatu na kwiat lilii wodnych przeskakiwały motyle, ćmy oraz szarańczaki, i karaluchy oraz chrząszcze też, bo lubiły pić nektar, a wtedy imprezować, strydulować oraz magicznym, bajecznym, surrealnym, fantazyjnym wężykiem fruwać, na przykład do niebowej ponadchmurkolandii, po kawałek wielobarwnej, błyszczącej, świecącej chmurki, prosto znad jednego z wodospadów, często spotykanych w miejscowym krajobrazie i często odwiedzanych przez żaby, kraby, zimorodki, rzekotki, chrząszcze, chrabąszcze, salamandry, pterozaury, traszki oraz ważki.
W międzyczasie na plaży morskiej i w pobliskiej przystani jachtowej.
Setki uradowanych ludzi, marzących o wakacjach idealnych, wybiegły z gospodarstw rolnych, fabryk i przetwórni, po czym przybiegły na plażę i wskoczyły z pluskiem do płytkiej, chłodnej, relaksującej oraz przejrzystej, przybrzeżnej wody, będąc ubawionymi tak bardzo jak rzadko kiedy.
Dzień drugi, ciepłe i słoneczne popołudnie...
Do hurtowni spożywczej, okupowanej przez gang kosmicznych, zmutowanych achillobatorów, dilofozaurów, kompsognatów, a nawet ślimaków z rodzaju Achatina. Te zmodyfikowane genetycznie zwierzęta potrafiły fruwać, teleportować się i przenikać przez ściany. Zmienianie koloru ciała oraz świecenie w ciemności nie stanowiło dla nich żadnego problemu. Nagle przyjechał staromodny motocykl, kierowany przez międzywymiarowego, zmiennokształtnego bio-robota, a wtedy cała planeta przeszła do innego, alternatywnego lepszego wymiaru. Nagle, na niebie pojawiła się gigantyczna ławica potężnych meduz, krabów, pławikoników, ośmiornic i kalmarów.
Tymczasem na jednej z dalekich, egzotycznych, tropikalnych planet. Słoneczne popołudnie...
Magiczno-kosmiczno-międzywymiarowy bus, wyposażony w skrzydła i śmigła, wesoło jeździł pośród malowniczych wzgórz, aż nagle zatrzymał się niedaleko bajecznych wybrzeży kontynentu, gdzie ponad wielkimi falami, rozbijającymi się o skały oraz piasek, fruwały beztroskie, rozśpiewane, a może raczej rozkrzyczane, mewy, rybitwy i albatrosy. Z pojazdu wyskoczyło, a potem wybiegło na plażę dziesięć dziwacznych, człekokształtnych sukulentów, warzyw, kłączy oraz bulw. Zielone stwory radośnie pobiegły do samego pogranicza pasma piasku plażowego z płytką przybrzeżną wodą morską i radośnie wskoczyły do przejrzystych płycizn, zamieszkiwanych przez małże, ślimaki, kraby, krewetki i iglicznie, a wtedy nagle z głębszej wody nadpłynął gang żółwi morskich, składający się z dwudziestu dwóch osobników.
Koniec.
Komentarze (7)
''Z ciemnobeżowego piasku wygrzebało się na powierzchnię osiem telewizorów ''→to scenka szczególnie, gdy sobie wyobraziłem:))↔i wiele innych, jak zwykle – nie z tej ziemi u Ciebie?? ?? ? ?? ??
Dziękuję i pozdrawiam ?
Dziękuję i pozdrawiam ?
Dziękuję i pozdrawiam ?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania