Kopuła prolog
Gdzieś daleko, daleko za zdrowym rozsądkiem i tym całym gównem jakim jest czas i przestrzeń bogowie jak to mają w swoim zwyczaju knuli plan względem ludzi.
To nie mogło wróżyć nic dobrego. Zawsze kiedy bogowie przypominali sobie w swojej całej mądrości o istnieniu ludzi lała się krew jak z węża ogrodowego i powstawali niepotrzebni nikomu bohaterowie.
Bogom musiało się strasznie nudzić skoro sobie o nich przypomnieli. Bogowie z reguły nie pamiętają o istnieniu ludzi ale jak ich nuda naprawdę przyciśnie są wstanie sobie o nich przypomnieć.
„Co myślicie drodzy przyjaciele o mojej propozycji?” –zapytał się Bóg wody w kranie.
Odpowiedziała mu seria nieokreślonych pomruków które miały świadczyć że reszcie Bogów plan się spodobał.
„A ja mam wątpliwości!” –zawsze znajduję się jakiś malkontent.
„Ty masz zawsze jakieś wątpliwości” –odezwał się Bóg zapałek. – „Nie pamiętam byś choć raz nie miał wątpliwości. Szczerze to gdybyś nie miał wątpliwości można by podać pod wątpliwość twój zdrowy rozsądek”
„Czego !?” –zdziwił się bliżej nieokreślone bóstwo. –„Zdrowego rozsądku? Do jasnej cholery! Tu od dawna zdrowy rozsądek niema wstępu.”
I tak rozgorzała kłótnia czy „zdrowy rozsądek” istnieje czy nie a czas płyną mając to wszystko gdzieś.
Mijały stulecie i pokolenia aż pożal się bogowie doszli do pełnego konsensusu i stwierdzili że „zdrowy rozsądek” był ale się zmył. Kolejne pokolenia poświęcili na dywagacjach na temat tego gdzie on się zmył i co teraz może porabiać. Ludzie natomiast dalej sami z siebie się zabijali i tworzyli nowe królestwa które upadały kiedy król umierał a dziedzice nie mogli dojść do porozumienia względem tego kto z nich będzie nosił to ciężkie nakrycie głowy.
Wojny trwały i się kończyły aż bogowie zgodzili się że pewnie hoduje kwiatki i układa pasjansa. Kiedy minęły jeszcze dwa pokolenia bogowie zastanawiali się czy aby go nie odwiedzić ale żadne z nich koniec, końców nie wiedział gdzie się podział. W końcu wrócili do poprzedniego tematu dyskusji i wszyscy zgodzili się na ten pomysł który rzucono wiele pokoleń i wojen wcześniej.
Zaczęły się przygotowania.
Komentarze (10)
William był młodzieńcem wysokim o typowym dla anglików czarnym poczuciu humoru. Dobrze mówił po polsku ale z lekkim angielskim akcentem jak jego rodzice. Miał długie rudawe włosy sięgające do ramion, jadowicie zielone oczy, piegi na twarzy która była tak między nami ani ładna ani brzydka.
Bernard natomiast był niższy i był szczęśliwym zwycięzcą na tej niewdzięcznej loterii zwanej los. Posiadał fotograficzną pamięć i talent do języków. Szybko nauczył się mówić płynnie po polsku z wyuczonym akcentem. Niestety tam gdzie los był łaskawy to gdzie indziej poskąpił pewnych rzeczy. Ciemne włosy wiecznie kręcące się w loki niebyły skłonne do poddania się woli swego pana i miały tandecie do odstawania we wszystkie strony. Bernard miał bardzo słaby wzrok i musiał nosić okulary o szkiełkach jak denka butelek. Szpiczasty nos, i błotnisty kolor oczu czyniły jego twarz nieciekawą. Był też niski i posiadał lekką nadwagę.
Głównych tak jakby bohaterów jest piątka
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania