Krip

Wszystko zaczęło się od przeprowadzki…

Ojciec dostał awans i z nauczyciela stał się dyrektorem, dlatego musieliśmy się wynieść do jakiejś małej mieściny daleko stąd.

Nie uśmiechało mi się to. Zostawiałem kumpli, stara szkołę… Wszystko! Miałem dwanaście lat i zaczynanie od nowa było najgorszą rzeczą, jaka mogła mi się przytrafić.

Decyzja jednak zapadła i nic nie mogło jej zmienić…

Tak więc w wakacje, z ponurą miną, zapakowałem się do samochodu, patrząc przez okno na stary dom… Po raz ostatni.

Kumple stali obok, machając mi na pożegnanie. Ich też widziałem po raz ostatni.

Niestety, było to w starożytnych czasach, kiedy nie mieliśmy czegoś tak zaawansowanego technologicznie jak internet, więc nawet nie było możliwości gadania na odległość. Smutne, ale prawdziwe.

 

Droga dłużyła się niemiłosiernie. Rodzice wciąż powtarzali, że przecież znajdę nowych kumpli i wszystko znowu będzie w porządku, ale jakoś nie czułem się przekonany, więc z kamienną miną patrzyłem w okno, nie odzywając się przez całą drogę.

Gdy w końcu dojechaliśmy na miejsce, zobaczyłem nowy dom, który był większy i bardziej… Kolorowy? Tak mi się wtedy skojarzył. Znienawidziłem go od samego początku. Miałem ochotę rzucić w okno jakimś kamieniem, ale niestety – żadnego nie było pod ręką.

Po sąsiedzku znajdowała się jakaś opuszczona rudera, która zupełnie nie pasowała do tego idealnego, pięknego krajobrazu. Wyglądała, jak rysa na pięknej porcelanie.

Weszliśmy do środka naszego nowego domu, w którym przywitał nas “piękny”, duży salon.

 

– Pokoje są na górze – powiedział tata, uśmiechając się szeroko.

 

– Jasne – odparłem cicho, wziąłem swoje rzeczy i po drewnianych schodach skierowałem się na górę.

W pokoju rzuciłem się na łóżko i chciało mi się płakać, bo w tym oto miejscu miałem spędzić resztę swoich dni…

Usłyszałem rozmowę dobiegającą zza okna.

Wyjrzałem i zobaczyłem trójkę dzieciaków, mniej więcej w moim wieku, siedzących na rowerach. Stali i wpatrywali się w nasz dom. Nie usłyszałem za wiele, jedynie pojedyncze słowa, ale jedno powtarzało się często – Krip.

Nie rozumiałem o co chodzi, ale zupełnie mnie to nie obchodziło.

Kiedy mnie dostrzegli chyba trochę się speszyli, bo od razu odjechali.

Dwóch chłopaków – jeden gruby, drugi chudy, jak w starej komedii, i pomiędzy nimi dziewczyna… Nawet ładna, stwierdziłem w duchu. Jej długie czarne włosy falowały na wietrze, gdy pędziła rowerem. Nieźle się zaczyna.

 

***

 

Następnego dnia obudziłem się o dziewiątej. Zbyt wcześnie, chociaż wtedy żadna pora nie była dobra na pobudkę.

Wstałem i zobaczyłem te same dzieciaki, kręciły się obok zrujnowanego domu. Co oni kombinowali? I to tak wcześnie rano. Nie miałem pojęcia i trochę mnie to zaintrygowało. Nigdzie nie było widać dziewczyny, więc może chociaż ona jedna normalna wciąż spała.

Ubrałem się i wyszedłem z domu. Chłopaki nawet nie zauważyli, jak do nich podchodzę, tylko gadali między sobą i wtedy po raz kolejny usłyszałem to dziwne słowo „Krip”. Chyba mieli na tym punkcie jakąś paranoję, bo inaczej nie mogłem tego wytłumaczyć.

– Co wy tu robicie? – zapytałem i chłopaki odwróciły się w moją stronę.

Wydawali się wystraszeni, jakby zobaczyli ducha. Może nie byłem najprzystojniejszym chłopakiem na ziemi, ale nie wyglądałem aż tak strasznie… Chyba.

– Mieszkasz tu? – zadał pytanie chudy.

Pytanie wydało mi się dość głupie, ale i tak na nie odpowiedziałem.

– Zaraz obok.

– I nie boisz się? – Zabrał głos gruby. Miał wadę wymowy i lekko seplenił.

– Czego mam się bać? – odparłem ze śmiechem. Od razu pomyślałem, że będą robić sobie ze mnie jaja. Wiadomo, nowego trzeba odpowiednio przywitać.

– Kripa! – krzyknęła dziewczyna, która znikąd pojawiła się za mną.

Tak mnie wystraszyła, że aż podskoczyłem, co wywołało u wszystkich nagły atak śmiechu.

Przyznam szczerze, musiało to wyglądać zabawnie, a ich śmiech, cóż, też mi się udzielił, więc również zacząłem się śmiać.

– Jestem Adam – przedstawiłem się.

Wyciągnąłem rękę i wszyscy nagle spoważnieli. Popatrzyli na chudego, który chyba pełnił rolę kogoś w rodzaju przywódcy.

– Piotrek – przedstawił się, ściskając moją dłoń.

Następnie podszedł do mnie gruby.

– Jan. – Wyciągnął dłoń, którą uścisnąłem

Dziewczyna nie ruszała się ze swojego miejsca i sprawiała wrażenie nieufnej. Postanowiłem wykonać pierwszy krok.

– A ty? – zapytałem patrząc głęboko w jej brązowe oczy.

– Kamila – odpowiedziała, przyglądając mi się badawczo.

Nie wiedziałem, jak się zachować. Wyciągnąć dłoń? Może objąć lub pocałować w policzek, jak w filmach. Niezręczną chwilę przerwał Piotrek.

– To jak? Działamy? – Nie rozumiałem, o co mu chodzi, ale grupa sprawiała inne wrażenie.

Janek przełknął ślinę. Zrobił się czerwony jak pomidor. Dziewczyna cofnęła się o kilka kroków od zniszczonego domu.

– O co wam chodzi? Boicie się tej rudery? – zapytałem drwiąco.

– Taki jesteś mądry to idź i zapukaj do drzwi! – krzyknął Janek i zrobił się jeszcze bardziej czerwony. Miałem wrażenie, że zaraz eksploduje mu głowa.

A więc o to im chodziło? O durny stary dom? Pewnie każdy powtarzał, że jest nawiedzony, albo… Jakoś inaczej przeklęty. Autentyczny strach na twarzach moich nowych znajomych sprawił, że zachciało mi się śmiać jeszcze bardziej.

– Jasne, co może się strasznego stać? Wyskoczy na mnie duch i wciągnie do środka? – zapytałem śmiejąc się.

Wszyscy patrzyli na mnie ze złością, więc mimo woli spoważniałem.

– Zapukaj – odezwała się Kamila – i wtedy zobaczymy.

– Dobra – prychnąłem i podszedłem do drzwi.

Cała trójka cofnęła się tak mocno, że prawie wyszli na ulicę. Miałem nadzieję, że nie przejedzie ich żadne auto. Czego tak się bali? Przecież to tylko zwykły stary, zniszczony dom.

Wyciągnąłem dłoń i uderzyło mnie dziwne zimno. Nie przejąłem się jednak i kilka razy zapukałem. Gdyby ktoś otworzył powiedziałbym, że jestem nowym sąsiadem i przyszedłem się przywitać.

Nic się jednak nie działo. Moi towarzysze stali za ogrodzeniem trzęsąc się ze strachu, cali spoceni. Kamila przytuliła się do Piotrka, co wzbudziło moją zazdrość, chociaż nawet jej nie znałem.

Drzwi uchyliły się i przez szczelinę zajrzałem do środka. Pusto.

– Nie wchodź tam! – krzyknęła Kamila drżącym głosem.

Uśmiechnąłem się pod nosem. A więc Piotrek nie zdecydował się wejść do tego domu. Poczułem nagły przypływ odwagi i chcąc jak najbardziej zaimponować dziewczynie, otworzyłem drzwi i po chwili byłem już w środku.

Nie znajdowało się tu nic ciekawego, jednak zdziwiła mnie panująca ciemność i po chwili zdałem sobie sprawę, dlaczego było tam tak mrocznie – w budynku nie było ani jednego okna. Dość dziwne, ale powoli szedłem dalej, choć od kurzu zacząłem kaszleć.

Dostrzegłem schody prowadzące na górę. Miałem ochotę wejść, ale wyglądały, jakby się miały zaraz zawalić.

Usłyszałem czyjeś krok na piętrze i jakieś stukanie, jakby ktoś uderzał czymś w podłogę. Stanąłem jak wryty. Nie było mądre wchodzenie do czyjegoś domu. Poczułem mocne bicie serca i odruchowo zacząłem się cofać. Schody zaczęły skrzypieć. Zmrużyłem oczy, chcąc cokolwiek zobaczyć w tej ciemności, jednak widziałem tylko niewyraźną sylwetkę, powoli schodzącą po schodach.

– Ee… – zacząłem, przełykając ślinę. Dłonie całkiem mi się spociły i wytarłem je o spodenki. – Przepraszam, że wszedłem, ale… Jestem nowym sąsiadem… – mówiłem, a tajemnicza postać wciąż bez słowa schodziła.

– To… Może ja już pójdę. Bardzo miło było pana poznać.

Gdy postać była już na dole, w końcu mogłem lepiej się jej przyjrzeć, dzięki światłu, które wpadało przez uchylone drzwi.

Był to starszy mężczyzna, podpierający się laską. Jego włosy były białe jak śnieg, aż dziwne, że nie świeciły w tej ciemności.

– Bardzo przepraszam za najście. Miłego dnia i… Do widzenia – wybełkotałem i wyszedłem.

Gdy zamykałem drzwi, on wciąż tam stał, gapiąc się. Podbródek mu drżał, jakby chciał coś powiedzieć. Drzwi się zamknęły, a ja poczułem niesamowitą ulgę. Nieźle zaczęła się znajomość z nowymi… Kolegami, od włamania do czyjegoś domu.

Spojrzałem na moich nowych znajomych. Stali bez ruchu jak pomniki. Miałem wrażenie, że nawet nie oddychali.

Podszedłem do nich i wzruszyłem ramionami.

– Nic strasznego. Tylko jakiś dziadek z laską – powiedziałem obojętnie.

Janek sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał się rozpłakać, pozostała dwójka po prostu się cofnęła.

– Widziałeś go? Kripa? – zapytała Kamila i poczułem dumę, że zrobiłem coś, czego nie zrobił pewnie nikt.

– Widziałem. Faktycznie straszny gość, tą laską mógł kogoś zabić – zaśmiałem się, jednak wszyscy wciąż patrzyli na mnie bez cienia uśmiechu.

– Ten gość, Krip – odezwał się Piotrek – od dawna nie żyje. Podobno gdy jakiś dzieciak wszedł do tego domu… Już nigdy z niego nie wrócił.

Odebrało mi mowę. O czym oni w ogóle gadali? Na pewno sobie ze mnie żartowali.

– Ale… Jak nie żyje? Dopiero go widziałem? Próbujecie mnie wkręcić, ale wam się nie uda! – Początkowe przerażenie zmieniało się w coraz większą wściekłość.

– To nie żart! – krzyknęła Kamila do której poczułem niesamowitą niechęć. – Sprawdź sobie! Idź do biblioteki i poczytaj stare gazety!

– Wiecie co? Nie chce mi się z wami gadać. Spadam stąd. – Odwróciłem się i poszedłem do swojego domu nie oglądając się.

 

***

 

W nocy nie mogłem zasnąć. Ciągle myślałem o tym, co powiedzieli nowi znajomi. Chcieli mnie nastraszyć i muszę przyznać – trochę im się udało. Nie wierzyłem w to wszystko, ale wyobraźnia robiła swoje.

W pokoju panowała niesamowita duchota, więc wstałem otworzyć okno.

Wyjrzałem na zewnątrz. Było po dwudziestej trzeciej i miasto zapadło w sen. Nie działo się zupełnie nic. Na ulicy żywej duszy, cisza i spokój. Jednak coś innego zwróciło moją uwagę. W sąsiednim domu na górnym piętrze zapalone było światło. A więc jednak w tej ruderze były jakieś okna. Uśmiechnąłem się. To tylko potwierdzało, że dziwny mężczyzna faktycznie tam mieszkał. Po chwili w oknie pojawiła się czyjaś sylwetka i bez trudu rozpoznałem dziadka, którego widziałem wcześniej. Stał i wpatrywał się we mnie. Poczułem, przechodzące dreszcze. W moim pokoju było całkiem ciemno, ale miałem wrażenie, że gość doskonale mnie widział. Powoli oddalałem się od okna, czując, jak mocno wali mi serce.

Rzuciłem się na łóżko i schowałem pod kołdrę, jak małe dziecko, któremu przyśnił się koszmar.

W końcu dotarło do mnie, że to głupie. Koleś mógł po prostu patrzeć przez okno, a mój przestraszony umysł dopowiedział sobie resztę.

Uspokojony wyszedłem spod kołdry, śmiejąc się z własnej naiwności.

Pierwszym, co zobaczyłem był on, Krip, stojący przy oknie i wpatrujący się we mnie. W dłoni trzymał drewnianą laskę na której się opierał.

Byłem tak przerażony, że zaschło mi w gardle. Chciałem krzyknąć, ale nie dałem rady. Miałem wrażenie, że serce zaraz wyleci mi z piersi. Oddychałem głęboko, a w oczach robiło mi się coraz ciemniej. I w końcu nie widziałem już nic.

 

***

 

Obudziłem się rano, kiedy nie było już dziwnego mężczyzny z sąsiedztwa. W świetle wszystko wydawało mi się mocno absurdalne. Musiało mi się przywidzieć, przecież gość nie mógł tutaj wejść, jak miałby to niby zrobić?

Totalna głupota. Byłem na siebie zły, że tak się wystraszyłem wybryków wyobraźni.

Usłyszałem jak kamyk uderzył w okno i podskoczyłem, słysząc ten nagły dźwięk. Po chwili w okno uderzył kolejny mały kamyk, a później następny.

Gdy wyjrzałem na zewnątrz, zobaczyłem nowych znajomych. Stali obok siebie z kamiennymi minami.

Otworzyłem okno… Tak, jak chciałem to zrobić w nocy.

– Czego chcecie? – zapytałem ostrzej, niż zamierzałem.

– Pogadać – odpowiedział Piotr.

Zdziwiło mnie to, że wszyscy wyglądali tak śmiertelnie poważnie.

Ubrałem się najszybciej, jak mogłem i wyszedłem z domu.

– O czym? – Podszedłem do nich.

– Chodź z nami do biblioteki. Pokażemy, że mówiliśmy prawdę – odezwała się Kamila. Mówiła tak cicho i spokojnie, że aż zrobiło mi się chłodno.

Pokręciłem głową.

– Nie, nie dam się znowu przestraszyć. Widziałem go w nocy, patrzył przez okno, a w środku się świeciło! – Zaczynałem się denerwować. Czułem, jak ze złości twarz robi mi się czerwona.

– O czym ty mówisz? – Janek zaczął się trząść jak galareta.

– Widzisz tam jakieś okno? – Piotrek wskazał dom i… Kolana się pode mną ugięły.

Gdyby mnie nie przytrzymali chyba bym się przewrócił. Nic z tego nie mogło być prawdziwe, przecież to niemożliwe. To musiał być jakiś koszmar.

Nie było żadnego okna, tylko mur. Co więc widziałem w nocy? Czy wszystko mi się przyśniło?

Nie mogłem się uspokoić. Miałem ochotę krzyczeć i uciec z tego przeklętego miejsca.

– Jak to możliwe? – zapytałem cicho.

Wszyscy tylko patrzyli na mnie litościwie.

– Jesteś jedyną osobą, jaką znamy, która tam weszła – odezwał się Piotrek.

– Albo raczej jedyną, która wyszła stamtąd żywa – poprawiła Kamila, co niezbyt mnie pocieszyło.

– I co teraz ze mną będzie? – Wszyscy oglądali się na siebie i nikt nie miał nic do powiedzenia.

– Może… Może w bibliotece znajdziemy rozwiązanie! I tak mieliśmy tam iść! – powiedział Janek i wydawało się, że jest trochę… Podekscytowany.

Wyglądał na takiego, kto może cały dzień przesiedzieć przy książkach i nie byłby to dzień stracony.

Jako, że nie miałem lepszych pomysłów, zgodziłem się i po chwili maszerowaliśmy do biblioteki.

 

***

 

Droga nie była długa. Przez cały czas marszu każdy był ciekawy, co przydarzyło mi się w nocy.

Opowiedziałem całą historie – pomijając fragment o chowaniu się pod kołdrę.

Janek był tak wystraszony, że oczy praktycznie wyleciały mu z głowy. Pozostali wydawali się zamyśleni, jedynie Kamila przełykała niespokojnie ślinę, bawiąc się palcami.

Biblioteka była niewielkich rozmiarów. Prędzej powiedziałbym, że to raczej biblioteczka. Nie obchodziło mnie to jednak.

Jeśli tylko znajdziemy tu rozwiązanie moich problemów to mogła być nawet wielkości toalety w pociągu.

– No dobra, od czego mamy zacząć? – zapytałem Janka, który wydawał się najbardziej obeznany w tym miejscu.

– Na pewno nie zaszkodziłoby poszukać jakichś informacji o Kripie – powiedział. – Tak naprawdę nawet nie wiemy, jak on ma na imię.

Wydawało się to logiczne.

– W zasadzie… Dlaczego mówicie na niego Krip? – zapytałem. Mocno mnie to zaintrygowało.

– Z angielskiego – odparł Piotrek. – Tak się chyba mówi na kogoś mrocznego, nie? – Spojrzał na wszystkich, ale nikt się nie odezwał.

Bibliotekarka, starsza pani w okularach i o siwych włosach, uśmiechnęła się widząc Janka. Nas zmierzyła wzrokiem.

Wydawało się, że nie tylko mnie widzi pierwszy raz w życiu.

– Co tym razem masz ochotę przeczytać, Januś – zwróciła się do kolegi, który zrobił się czerwony, jak burak.

Spojrzałem na Piotrka i Kamilę i tak samo jak ja, ledwo powstrzymywali śmiech.

– No… Wie pani… – mówił drapiąc się po głowie. – Dzisiaj taka nietypowa sprawa. Chcieliśmy się dowiedzieć czegoś więcej o Kripie. Bo… Bo nasz nowy kolega mieszka zaraz obok i… – Nie dokończył.

– Kripie? – Uśmiech bibliotekarki nagle przygasł. Doskonale wiedziała, o kim mówił Janek. – Oczywiście, rozumiem, jednak muszę was ostrzec, że nie będzie to przyjemna lektura. Zwłaszcza dla ciebie – Spojrzała na mnie – skoro mieszkasz zaraz obok.

– Poradzę sobie – odpowiedziałem, siląc się na uśmiech.

– Poczekajcie chwilę – powiedziała kobieta i zniknęła za drzwiami czegoś w rodzaju gabinetu.

Po chwili wróciła z dyskietką i spojrzała na nas.

– Wszystko jest tutaj. – Podała dyskietkę Jankowi i uśmiechnęła się. – Tam macie komputer.

Odwróciła się i usiadła przy biurku. Na jej twarzy można było wyczytać wyrzuty sumienia. Pewnie zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, dając nam dostęp do tych informacji.

Nie miało to jednak żadnego znaczenia. Podekscytowany Janek usiadł przed komputerem i włożył do środka dyskietkę.

My usiedliśmy obok i zafascynowani wpatrywaliśmy się w ekran.

Mój ojciec miał taki sprzęt, ale nigdy nie pozwalał mi z niego korzystać. Przez chwilę zapomniałem, po co tutaj jesteśmy i chwilowo było niemal… Magicznie.

Janek poklikał coś myszką i na ekranie pojawiły się skany gazet.

Wszyscy nachyliliśmy się bliżej ekranu.

 

" Jacek Nowak znaleziony martwy".

Brzmiał nagłówek jednego z artykułów.

 

"Jacek Nowak oskarżony o porwanie i zabójstwo trójki dzieci, został znaleziony martwy w swoim domu…"

Głosiła dalsza część tekstu.

 

"Według policjantów, Jacek popełnił samobójstwo przez powieszenie się.

Dom przestępcy został dokładnie zbadany i przeszukany. W piwnicy odnaleziono ciała trójki zaginionych i poszukiwanych dzieci…"

 

Zrobiło mi się słabo i gorąco. Myślałem, że zemdleję.

– Wszystko dobrze? – zapytała Kamila.

Nie mogłem złapać oddechu. Miałem ochotę wybiec z biblioteki jak najszybciej.

Do rzeczywistości przywróciła mnie Kamila, która złapała mnie za rękę i cały świat znowu zaczął nabierać kształtów.

– Ja… Rozumiem, że ci niełatwo i… W ogóle, ale… Musimy się dowiedzieć czegoś więcej… – mówiła tak miło i łagodnie, że od razu się uspokoiłem.

Wszyscy wpatrywali się we mnie ze zdziwieniem, a Piotrek… Chyba nawet z zazdrością.

– Jest tam coś jeszcze? – zapytałem Janka, który od razu odwrócił się do monitora.

Kolega zaczął klikać, czerwieniąc się na twarzy. Gorączkowo próbował znaleźć jakieś informacje, ale on również nie wiedział, czego tak naprawdę szukamy.

– No, dawaj Janek! Jak ty czegoś nie znajdziesz, to nikt nie da rady! – motywował go Piotrek.

– Skąd w ogóle policja dowiedziała się, że to Krip jest zamieszany w tę sprawę z porwaniami? – zapytałem.

Janek zaczął klikać, ale niespodziewanie odpowiedź znajdowała się za nami.

– Jeden dzieciak uciekł… – odezwała się bibliotekarka i wszyscy błyskawicznie odwrócili się w jej stronę.

– Jak to? Jak mu się udało? – zapytałem, chcąc usłyszeć więcej.

Bibliotekarka wzruszyła ramionami.

– W zasadzie… Nie wiadomo. Po prostu pojawił się w komisariacie. Powiedział, że uciekł z domu Jacka, a po powrocie do rodziców bardzo się zmienił. Stał się cichy, praktycznie nieobecny. Krzyczał w nocy tak przeraźliwie, że przechodziły dreszcze. Niekiedy obudzeni w środku nocy rodzice widzieli, jak stał nad ich łóżkiem z nożem w dłoni. Któregoś dnia chłopak nagle zniknął. Poszukiwania trwały kilka godzin i nagle, niespodziewanie, znalazł się w domu Jacka. Nie chciał stamtąd odejść. Gdy go wynosili, zachowywał się jak dzikie zwierzę złapane w sidła. Rodzice umieścili go w ośrodku w którym spędził wiele lat.

Spojrzała na nas, kończąc opowieść.

– Dużo pani o tym wie – powiedziałem zaskoczony.

– To małe miasto, wieści szybko się rozchodzą – odparła obojętnie.

– Ten chłopak… – odezwała się Kamila. – Jest jakaś możliwość, żeby z nim pogadać? – zapytała.

– Miał na imię Bogdan. – mówiła bibliotekarka. – I niestety, nie ma możliwości. On… Nie żyje, popełnił samobójstwo, w domu Jacka, tak samo jak on, powiesił się. Znalazły go jakieś dzieciaki, które chciały się zabawić. Od tamtego czasu, nikt nie ma odwagi tam wejść.

W bibliotece zapadło niezręczne milczenie, ale jedna rzecz nie dawała mi spokoju i po prostu musiałem o to zapytać.

– Wie pani, tak się zastanawiam… W jaki sposób Jacek zdołał porwać tyle dzieciaków? Kulawy, poruszający się o lasce…

Kobieta spojrzała na mnie nie rozumiejąc.

– Dlaczego uważasz, że poruszał się o lasce? – Patrzyła marszcząc brwi.

Nie wiedziałem, jak na to odpowiedzieć, więc po prostu powiedziałem prawdę w którą i tak by mi nie uwierzyła.

– Widziałem go. – Uśmiechnąłem się, chcąc jakoś rozluźnić atmosferę, jednak kobiecie wcale do śmiechu nie było.

– To na pewno nie widziałeś jego. Jacek był wysportowanym meżczyzną, uczył w szkole wychowania fizycznego. Jedyną kulawą osobą, jaką znam, był Bogdan. Uciekając uszkodził sobie nogę i kulał już do końca życia.

Pociemniało mi przed oczami. Czyli to nie Jacka widziałem cały ten czas, tylko ocalałego. Wszystko zrobiło się jeszcze bardziej dziwne. Zupełnie nie rozumiałem, czego Bogdan mógł ode mnie chcieć.

 

Wyszliśmy z biblioteki, każdy z nas był zaskoczony obrotem spraw. Nie wiedziałem, co zrobić, więc po prostu uznałem, że najlepszym rozwiązaniem będzie powrót do domu mordercy.

Gdy powiedziałem o tym znajomym, patrzyli na mnie jak na totalnego wariata.

– Chyba tylko tam znajdę odpowiedzi – argumentowałem.

– Tylko… Uważaj na siebie – powiedziała Kamila i złapała mnie za dłoń.

Nie odpowiedziałem, uśmiechnąłem się jedynie.

 

***

 

Dotarliśmy do domu Jacka. Gdy przeszedłem przez ogrodzenie odwróciłem się jeszcze do znajomych. Mieli zatroskane i smutne miny, jakbym miał już nigdy stamtąd nie wrócić. Wiem, że nie znaliśmy się zbyt długo, ale polubiłem tę zgraję i chciałbym spędzić z nimi jeszcze czas, w normalnych okolicznościach.

Myśl, że będą na mnie czekać dodawała mi otuchy.

Ruszyłem naprzód i po raz kolejny otworzyłem drzwi tego dziwnego, pozbawionego okien domu. W środku panowała ciemność, nic się nie zmieniło. Na szczęście Piotrek poszedł po drodze do siebie i dał mi latarkę uznając, że może się przydać.

Rozglądałem się po niewielkim pomieszczeniu, w którym wszystko było zniszczone. Chcąc nie chcąc postanowiłem udać się na górę. Serce waliło mi jak szalone. Cały czas obawiałem się, że usłyszę uderzenia laski o podłogę i przed moimi oczami pojawi się postać starszego mężczyzny.

Postawiłem stopę na pierwszym schodku, który głośno zaskrzypiał. Przełknąłem ślinę i wchodziłem dalej. Ręce mi się trzęsły, więc światło latarki podskakiwało na schodach. Nie wiedziałem, czego mogę się tam spodziewać. Raczej nie będzie zwłok, chociaż… Wszystko było przecież możliwe.

Po chwili, która wydawała się trwać wiecznie, w końcu dotarłem na górę.

Od razu zauważyłem belkę i kawałek zwisającego z niej sznura. To właśnie tutaj obaj się zabili. Bałem się, że gdy tylko spuszczę wzrok i spojrzę znowu w to miejsce, pojawi się w nim zwisający mężczyzna. Dłonie miałem tak mokre, jakbym zanurzył je w wodzie. Myślałem, że się rozpłaczę. Dosłownie czułem, że za chwilę z mroku ktoś się wyłoni i złapie mnie za szyję. Chciałem uciec, ale wiedziałem, że nie mogę… Nie, dopóki nie dowiem się czegoś więcej.

Ze ściśniętym sercem zacząłem przeszukiwać pomieszczenie. Dotarłem do szafy i wysunąłem szufladę, która była pusta.

Szukałem dalej z nadzieją, że w końcu trafię na coś ciekawego.

W dalszej części pomieszczenia trafiłem na łóżko. Jako, że byłem bardzo zdesperowanym dzieciakiem, zacząłem je dokładnie przeszukiwać. Gdy podniosłem materac, zobaczyłem zniszczony dziennik.

Serce podeszło mi do gardła. Czy to właśnie tutaj znajdę, odpowiedzi, których szukam?

Otworzyłem na pierwszej stronie. Pismo było bardzo koślawe, lecz mimo wszystko udało mi się je odczytać.

 

"Porwałem pierwszą. Ma na imię Agnieszka i chodziła do mnie na zajęcia. Wydaje się o wiele bardziej inteligentna, niż reszta dzieciaków z jej podstawówki. Będzie idealna".

Na tym wpis się kończył, więc odwróciłem kartkę.

 

"Wszystko idzie zgodnie z planem. Po tygodniu Agnieszka przestała wołać rodziców. Chyba jej się tutaj podoba. To dobrze. Zawsze wiedziałem, że nadaję się na bycie ojcem, bez względu na to, co wszyscy mi powtarzali".

 

Czyli o to chodziło? Jacek chciał komuś coś udowodnić?

 

"Agnieszka wydawała się taka znudzona. Nie mogłem ciągle zapewniać jej towarzystwa, musiałem przecież pracować!!

Dlatego postanowiłem zdobyć dla niej koleżankę z którą mogłaby się bawić lalkami! Emilia, dziewczynka ze starszej klasy. Bardzo szybko się polubiły, wręcz natychmiast! Jestem wspaniałym ojcem! Jeszcze chwila i zapomną o swoich prawdziwych rodzicach".

 

Ciarki przeszły mi po skórze. Czy ten gość naprawdę wierzył w to wszystko, co pisał?

 

"Dziewczynki bawią się lalkami, są takie szczęśliwe. Muszę być ostrożny, więc kupuję prezenty w innym mieście, gdzie nikt mnie nie zna. Podarowałem im identyczne białe sukienki i lalki! Nie mogły uwierzyć własnym oczom. Przytuliły się do mnie, mówiąc, że jestem najlepszym tatą na świecie! Wzruszyłem się tak mocno, że chciało mi się płakać ze szczęścia".

 

Robiło się coraz dziwniej, jednak nie mogłem przestać czytać.

 

"Tym razem udało mi się zdobyć dwóch chłopaków – Wojtka i Bogdana. Obaj od razu się zadomowili. Wojtek na początku trochę płakał, ale Bogdan…? Od razu mu się spodobało. Nie planowałem tego, chciałem jedynie Wojtka, ale zrobiło mi się szkoda Bogdana. Pochodził z takiej biednej rodziny. Jego rodzice byli alkoholikami, dzieciak często przychodził do szkoły z podbitym okiem. Nie mogłem pozwolić, żeby dalej tak cierpiał. Zwłaszcza, że jest ze mnie naprawdę dobry ojciec. U mnie będzie szczęśliwy".

 

Wszystko zaczynało robić się coraz ciekawsze. Czułem się tak, jakbym czytał naprawdę wciągającą książkę. Nie mogłem się oderwać.

 

"Bogdan nie może zaprzyjaźnić się z resztą rodzeństwa. Wydaje się bardzo zazdrosny. Nie chce dzielić się zabawkami, ciągle krzyczy, więc muszę go uspokajać i powtarzać, że nie jest tutaj sam! Był jedynakiem, ale z czasem na pewno nauczy się żyć ze swoją nową rodziną".

 

Na kolejnej stronie charakter pisma zmienił się całkowicie. Litery trudno było odczytać, jakby pisząca je ręka trzęsła się jak rażona prądem.

 

"Nie tak to miało wyglądać… Bogdan… Zabił wszystkich. Musiał schować nóż po kolacji i wszystkich… Po prostu… Zabił… Kazałem mu się wynosić! Pchnąłem go i spadł ze schodów do piwnicy. Myślałem, że zginął, ale chłopak wstał i kulejąc wszedł po schodach, a później po prostu wyszedł z domu… Nie zatrzymałem go, w głowie miałem zupełną pustkę. Teraz wiem, że nie był to dobry pomysł. Wszystko zrzucą na mnie… Nikt nie uwierzy, że dzieciak to zrobił. Nie chcę iść do więzienia…"

 

Na tym dziennik się kończył.

Nie mogłem uwierzyć w to, czego właśnie się dowiedziałem. Przecież… To niemożliwe, to nie mogła być prawda.

Nagle usłyszałem czyjś płacz. Dobiegał z dołu. Zacząłem trząść się na całym ciele.

Wstałem z łóżka. Nogi miałem jak z waty. Dotarłem do schodów. Im niżej schodziłem, tym płacz był głośniejszy.

Gdy dotarłem na dół zauważyłem, że schody biegną niżej.

Poszedłem tam, mając w głowie, że robię najgłupszą rzecz na świecie.

Na samym dole znajdowały się masywne drzwi, które z trudem otworzyłem. Za nimi rozciągał się krótki korytarz, na którego końcu były następne drzwi.

Kiedy do nich podszedłem płacz było słychać już bardzo wyraźnie. Nie dało się ukryć, że dobiegał z pomieszczenia za drzwiami.

Wyciągnąłem rękę. W gardle miałem zupełnie sucho. Ręka trzęsła mi się tak mocno, że z trudem złapałem klamkę. Płacz grał w mojej głowie, jakby nigdy nie miał jej opuścić. Zamknąłem oczy, nacisnąłem klamkę i drzwi się otworzyły.

Płacz ucichł.

Powoli zacząłem otwierać oczy, zupełnie nie chcąc tego robić. Gdy w końcu otworzyłem je całkiem, zobaczyłem małe pomieszczenie. Jeśli czwórka dzieciaków naprawdę tutaj mieszkała… Nie mogłem sobie tego wyobrazić. Zrobiło mi się ich jeszcze bardziej żal. Badałem całe pomieszczenie światłem latarki i zobaczyłem coś, co wprawiło mnie w przerażenie. Chciałem nawet krzyknąć, ale z gardła nie wydobył się żaden dźwięk.

Na podłodze leżały czyjeś zwłoki, a w zasadzie praktycznie same kości.

Latarka wypadła mi z dłoni i w tej samej chwili usłyszałem uderzenia laski o podłogę. Chciałem uciec, bez latarki, biegnąc zupełnie na ślepo, ale postać była już w korytarzu i powoli zmierzała w moją stronę. Nie wiedziałem, co zrobić. Podniosłem latarkę. Miałem nadzieję, że jak przyświecę w zbliżającego się przybysza, okaże się on jedynie wytworem mojej wyobraźni.

Niestety, starszy człowiek nie zniknął. Snop padającego światła nie robił na nim żadnego wrażenia. Dziadek dalej szedł w moją stronę. Po raz kolejny miałem wrażenie, że próbuje coś powiedzieć, ale z jakiegoś powodu nie może. Z gardła wydobywał mu się tylko niezrozumiały charkot, co jeszcze bardziej potęgowało mój strach.

Cofałem się, ale trafiłem na ścianę. Z szeroko otwartymi oczami, patrzyłem na zbliżającego się mężczyznę. Zacząłem płakać i trząść się ze strachu. Miałem wrażenie, że tak to wszystko się skończy, moje życie, w tej piwnicy.

W końcu zatrzymał się przede mną. W jego oczach dostrzegłem smutek.

– Nie byłem… – mówił mężczyzna z zaciśniętym gardłem. – Nie jestem… Dobrym ojcem… Zabierz ją stąd…

Nie rozumiałem o co chodzi, ale skierowałem wzrok na to, co pokazywał mi palcem. A wskazywał leżące przy moich stopach kości.

Gdy podniosłem wzrok, mężczyzny już nie było.

Nie czekając ani chwili dłużej, wybiegłem z budynku tak szybko, jak to tylko możliwe.

Na zewnątrz czekali na mnie znajomi. Cieszyli się na mój widok, a ja… Nie mogłem wydobyć z siebie głosu, przez długi czas nie mogłem dojść do siebie.

Gdy w końcu się uspokoiłem, opowiedziałem policji o kościach leżących w domu Jacka Nowaka. Policjanci na początku myśleli, że to żart, ale gdy znaleźli zwłoki zrobiło się poważniej.

Po jakimś czasie dowiedziałem się, że kości należały do Patrycji, zaginionej ośmiolatki. Jej rodzice byli alkoholikami, którzy uznali, że dzieciak uciekł z domu, co chyba było im na rękę, bo nikt nie kręcił się im pod nogami. Nikt jej nie szukał.

Do dzisiaj nie wiem, co takiego się wydarzyło, że straciła życie. Ta zagadka pozostanie niewyjaśniona już do końca i mojego życia.

Nigdy więcej nie ujrzałem Bogdana. Wszystko skończyło się w momencie, gdy policjanci wynieśli z domu kości Patrycji.

Rodzice często pytali mnie, po co w ogóle wchodziłem do tego domu, a ja jedynie odpowiadałem obojętnie, że wygłupiałem się z kolegami.

Nie chciałem więcej o tym gadać, ale cóż… Była to mała mieścina w której wieści szybko się rozchodzą i gdy poszedłem do szkoły, stałem się sławny. Każdy chciał o wszystkim dokładnie usłyszeć, co było dość męczące.

Na szczęście, Piotrek, Janek i Kamila nie wracali do tematu, za co byłem im wdzięczny. Zaprzyjaźniliśmy się ze sobą i cały wolny czas spędzaliśmy razem.

Dom „Kripa” został zburzony – moim zdaniem powinni to zrobić już wcześniej, ale lepiej późno niż wcale.

Cały czas zastanawiałem się, dlaczego to przydarzyło się właśnie mnie. Bibliotekarka wspomniała, że jakieś dzieciaki znalazły ciało Bogdana, więc… Czemu im się nie ukazał? Może byli zbyt starzy? A może próbował, ale mu się nie udało? Nie rozumiałem tego, a z czasem zacząłem myśleć o tym coraz mniej. Aż do teraz, gdy opowiedziałem tę historię, najdziwniejszą i najstraszniejszą, jaka przydarzyła mi się w życiu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • WandaWadlewa dwa lata temu
    Przeczytałam i uważam, że jest nieźle - masz nad czym pracować, żeby było coraz lepiej : )
    Podoba mi się to, że jest to zaplanowana i doprowadzona do końca historia. Jest główny bohater, pojawiają się postacie poboczne, jakaś tajemnica, moment kulminacyjny i zakończenie. Dialogi też wypadają całkiem naturalnie, w każdym razie nie miałam wrażenie takiej toporności, wciskania kwestii na siłę.
    Natomiast jest kilka rzeczy, które uważam, że mocno przeszkadzają:
    1) bibliotekarka i ogólnie cała biblioteka - uważam, że potraktowane to zostało jako środek do celu i dlatego jest uproszczone, niewiarygodne. Nie wiem, czy w ogóle w naszym pięknym kraju istnieje jakiś magazyn prasy sprzed wielu lat, który by jakoś segregował artykuły tematycznie, ale na pewno nie jest to ogólnodostępne w jakiejś tam bibliotece - popraw mnie jednak, jeśli się mylę. Dlatego jest to w cholerę dziwne, że bohater dostaje ot tak nośnik z materiałami o przestępstwie.
    Bibliotekarka natomiast z kompletnie niezrozumiałego powodu dzieli się dosyć trudną historią tak totalnie znienacka, jakby siedziała tam tylko po to, żeby tą historią się podzielić. Ona sama uznaje jej treść za oczywistą, chociaż wydaje się lepiej poinformowana od policji. Na początku myślałam, że ta bibliotekarka to jakiś duch albo medium, ewentualnie po prostu zafiksowana na tej sprawie babka, ale to musiałoby zostać rozwinięte,
    2) Dziennik - domyślam się (ale to znowu tylko domysły), że zamierzenie było takie, że bohater po prostu przypadkiem znajduje coś, czego z jakiegoś powodu policja nie mogła znaleźć, względnie był to przedmiot "ukryty przez zjawę", ale żadna z tych opcji nie wynika z tekstu.
    Sam dziennik też wydaje się pójściem na skróty, ale to ogólnie byłoby ok, gdyby historia wgłębiała się trochę w psychikę zarówno Jacka jak i Bogdana - żeby dziennik nie był po prostu rozwiązaniem zagadki podany na tacy. Albo gdyby było więcej o zaginionych dzieciakach (tutaj pasowałby kontrast między wizją Jacka a rzeczywistością porwanych dzieci).
    No i ogólnie jest dużo dziur, które generalnie dają pole do własnego budowania historii, ale tutaj jest ich chyba za dużo - tym bardziej, że nie ma żadnych sugestii (choćby fałszywych).
    Chyba tyle na ten moment wystarczy. Pozdrawiam!
  • Exalon dwa lata temu
    Cześć! Dzięki za przeczytanie, komentarz i sugestię! ;)
    Zdaję sobie z pewnych uproszczeń fabularnych, ale opowieść już w tym momencie wydawała mi się za długa i stwierdziłem, że jak będzie jeszcze dłuższa to nikt jej nie przeczyta ;D
    Ale tak... Biblioteka była miejscem, która... Ruszyła opowieść dalej. Przyznam, że nie wiedziałem, jak mógłbym zrobić to lepiej, więc zostało w ten sposób.
    Co do dziennika. Na początku miałem całkiem inny plan, chciałem to bardziej rozbudować, ale jak wspomniałem, nie chciałem przedłużać tej historii ;)
    Cieszę się, że w miarę się podobało! Fajnie, że podzieliłaś się swoimi przemyśleniami!
    Pozdrawiam serdecznie! ;)
  • Joan Tiger ponad rok temu
    Nawiedzone domy przyciągają. Będąc w ich pobliżu, odczuwamy strach, adrenalina rośnie, ale z jakiegoś powodu nas do nich ciągnie. Powinniśmy je omijać szerokim łukiem, a jednak. Podkręcanie wyobraźni nas karmi.
    Mali detektywi. Odważne dzieciaki, aż nadto jak na swój wiek.
    Kiedy znalazł dziennik, od razu skojarzenia poszły do filmu „Nawiedzony”, gdzie bohater również pragnął zapełnić dom dziećmi i więził ich dusze – tutaj podobnie, Ciekawy zwrot akcji, że to Bogdan zabił z zazdrości, a porywacz się powiesił, bo nie wywiązał się z obowiązku, bycia dobrym ojcem.
    Fajny tekst, ale ciarek nie było. Pozdrawiam. 😊
  • Exalon ponad rok temu
    Cześć! Dzięki za przeczytanie i komentarz!
    Cieszę się, że się podobało, chociaż szkoda, że bez ciarek, ale... Mam nadzieję, że w przyszłych opowiadaniach będzie z tym lepiej :D
    Bardziej się inspirowałem tutaj Stringer Things i To Stephena Kinga, chciałem napisać coś w tym stylu, że dzieciaki są, jak to napisałeś, małymi detektywami.
    Pozdrawiam serdecznie! ;)
  • Aleks99 ponad rok temu
    Spory kawał tekstu. Ale dałem radę. Nie jestem po prostu przyzwyczajony do takiej formy, raczej do dzielenia dłuższych opowieści na małe części. Taki zabieg marketingowy w stylu portalowym.
    Ale sama historia czytała się bardzo dobrze. Jest historia od początku do końca, nie mamy tutaj nagłego odcięcia tlenu, ale spójny tekst. Narracja dobrze poprowadzona, nie ślizgałem się na fragmentach, nie przysypiałem z nudów. Ogólnie jest spory potencjał. Nic tylko pisać i pisać :))
  • Exalon ponad rok temu
    Cześć! :) Dzięki za przeczytanie i komentarz. Bardzo się cieszę, że tekst się podobał ;).
    Ta historia miała być jeszcze dłuższa, ale... No wydawała się za długa i niektóre fragmenty pozmieniałem i skróciłem. Fajnie, że dobrze się czytało!
    Pozdrawiam serdecznie ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania