Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Kroniki absurdu – Internetowa miłość

Ewelina Rudnicka, trzydziestojednoletnia mieszkanka Szczecina, siedziała sobie pewnej soboty w domu, setnie się nudząc. Niedawno przeżyła rozstanie z kolejnym facetem i nie potrafiła nic wymyśleć na zagospodarowanie wieczoru. Próby zaproszenia znajomych spełzły na niczym, a nie chciało jej się nigdzie samej wychodzić, poza tym miała w domu chorego kota. W telewizji nie było nic ciekawego, więc z braku lepszych zajęć postanowiła wejść na internetowy czat. Zalogowała się jako "Zmysłowa" i czekała, aż zagada jakiś fajny facet. Po krótkiej chwili na ekranie pojawił się komunikat: "Użytkownik Lewy zaprasza cię na priv, czy się zgadzasz?". Gdy zaakceptowała, nowy rozmówca zagadnął w ten sposób:

 

– Cześć. Nazywam się Maciej Burghard, mam 30 lat i bardzo lubię pieścić pośladki.

 

Ewelina była pod wrażeniem zarówno tego, że napisał bez błędów, jak i prostoty całej wypowiedzi. Od razu poczuła, iż może być mężczyzną jej życia. Rozpoczęła rozmowę i faktycznie, dogadywali się świetnie. "Lewy" nie wypytywał o takie głupstwa jak hobby, ostatnie wakacje, światopogląd czy preferencje kulinarne. Od razu zainteresował się kolorem bielizny oraz włosów łonowych Eweliny.

"Nareszcie jakiś rzeczowy człowiek" – pomyślała, odpisując, że lubi białe, koronkowe majteczki oraz ma trójkącik w kolorze kawy z mlekiem, ale więcej w nim kawy niż mleka.

 

Dalsza rozmowa przebiegała równie gładko. Zasypywali się mnóstwem ikonek całusków i serduszek, a żeby nie męczyć palców dbali, by budowane zdania nie zawierały więcej niż cztery słowa. Cała konwersacja ograniczała się w głównej mierze do zwrotów:

 

Haha;

Hehe;

Nie wiem;

Tak;

Wkrótce;

Muszę to przemyśleć;

Ty też;

Zobaczymy;

No chyba;

O, to fajnie;

 

przeplatanych emotikonkami.

 

Może dla postronnych obserwatorów rozmowa wyglądała dziwnie, jednak dla samych zainteresowanych wszystko było jasne. Po dwóch dniach doszło do spotkania, a po tygodniu Maciej się oświadczył.

 

Kolejnym etapem kwitnącego związku było zaproszenie na uroczysty obiad do rodziców Eweliny. Państwo Rudniccy, mieszkali w Goleniowie, gdzie ojciec jednocześnie prowadził warsztat auto-mechaniczny. Narzeczona zapewniała Macieja, że mamusia jest super kobita, a tatuś to także swój chłop, chociaż trochę pije.

Burghard zadeklarował jednak, że mu to nie przeszkadza, co wyraźnie uspokoiło Ewelinę.

Gdy przyszli, pan Rudnicki stał już w drzwiach. Podał Maciejowi rękę i rzekł tonem samca alfa broniącego terytorium:

– Władek jestem. Grasz w szachy?

– Nie – odparł zaskoczony Burghard.

– Doskonale. To zagramy w szachy.

Weszli do środka. Mama Eweliny rzuciła tylko krótkie „Dzień dobry” i od razu zniknęła w kuchni, a pan Rudnicki zaczął rozstawiać figury na szachownicy. Gdy skończył, bardziej oznajmił niż zapytał.

– Napijemy się po kielichu.

– Ja nie piję – odrzekł odważnie Maciej.

– Mięczak – skwitował Władek.

Nalał sobie pół szklanki i kazał Maciejowi wybrać kolor bierek.

– Ale ja nie umiem grać w szachy, więc jest mi wszystko jedno – powiedział coraz bardziej zdziwiony Burghard.

– Ty! – Pan Rudnicki pogroził palcem. – Chcesz mnie podejść taktycznie.

A potem zaczął grać partię praktycznie sam ze sobą, od czasu do czasu pytając tylko przyszłego zięcia:

– Jak byś zagrał?

Maciej odpowiadał konsekwentnie, że nie ma żadnej koncepcji.

– Bardzo dobra taktyka – stwierdzał z uznaniem Władek.

W końcu ogłosił swoje zwycięstwo, dopił resztę wódki i zaprosił do stołu, gdzie czekano z kolacją. Matka Eweliny, oprócz słów wypowiedzianych na przywitanie, nie odzywała się przez cały wieczór. Natomiast po posiłku, cieście i kawie, pan Rudnicki, nieznoszącym sprzeciwu tonem, zwrócił się do Burgharda:

– Chodź na taras.

Na tarasie Władek kazał Maciejowi usiąść przy ciężkim, drewnianym stole, wykonanym z grubego pniaka i długiej, solidnej deski, po czym obwieścił:

– Będziemy się siłować. Która rękę wybierasz?

Maciej był leworęczny, więc odparł:

– Lewą.

– No chyba żartujesz! Dawaj na prawą.

Burghard chcąc nie chcąc dał prawą i wygrał. Władek, nieco zbity z tropu stwierdził, iż tutaj są przeciągi, po czym szybko zmienił temat.

– Umiesz dżudo? – zapytał.

– Nie umiem

– Posłuchaj mnie. Może nie wiesz, ale ja byłem wicemistrzem Szczecina w dżudo. Stań tutaj.

Maciej stanął, gdzie mu wskazano, a wówczas Władek rozkazał:

– Zaatakuj!

– Nie chcę!

– Atakuj mnie! – powtórzył przez zaciśnięte usta Władek.

Maciej zrobił pół kroku w przód, na co pan Rudnicki zawołał:

– Ej, nie próbuj nawet takich sztuczek, bo cię będę musiał zabić!

W końcu złapał Macieja w jeden z dżudockich chwytów i oznajmił:

– Jak nie będziesz mógł wytrzymać, klepnij mnie trzy razy.

Burghard wytrzymał pół minuty, choć wszystko go bolało i odklepał w ramię ojca Eweliny.

– Poddajesz się, co? Nie martw się, nie tacy ze mną przegrywali.

 

W końcu wszyscy poszli spać. Ewelina i Maciej dostali osobne pokoje. O czwartej nad ranem Burgharda zbudziło energiczne pukanie w ramię. Otworzył zaspane oczy i ujrzał Władka.

– Chodź do garażu – rzucił głośnym szeptem przyszły teść.

Maciej zrozumiał, że jest źle.

– Nie idę – próbował oponować.

– Natychmiast! – rozkazał pan Rudnicki.

Burghard zwlókł się z łóżka i poszedł do garażu. Jak się okazało Władek umyślił sobie, że niedziela nad ranem to idealny moment na wyjęcie silnika ze stojącego tam samochodu dostawczego. Dał Maciejowi latarkę i kazał świecić, sam zaś zaczął coś dłubać śrubokrętem. Nie szło mu jednak najlepiej, bo wypite wieczorem 0,7 litra wódki jeszcze go trzymało. W końcu pochylił się pod maską głębiej i nagle znieruchomiał. Zapadła taka cisza, że słychać było bzykające na zewnątrz świerszcze. Po kilku sekundach, które stojącemu w samych bokserkach Maciejowi wydawały się wiecznością, znad silnika dobiegło zadane grobowym głosem pytanie:

– Ruchasz Ewelinę?

Maciej osłupiał. W końcu, zdołał wybąkać.

– No, my się mamy ku sobie, tak, że tego, lubimy się…

– Nie o to pytam!

– Eeee… No cóż, trochę, no… tak…

Pan Rudnicki wydostał się spod maski, wyprostował, popatrzył na Macieja spod zmarszczonych brwi, aż w końcu rzekł powoli:

– To dobrze. Ja swoją babę też czasem zmacam.

 

Wrócili do domu, Władek życzył Maciejowi dobrej nocy i poszedł spać. Niedoszły zięć już nie zmrużył oka, a przy późnym śniadaniu siedział osowiały, zastanawiając się tylko, jak stąd uciec. W pewnym momencie pan Rudnicki, dopiwszy kawę, spojrzał na Burgharda i tym swoim tonem samca alfa broniącego terytorium, nie tyle zapytał, co stwierdził:

– A osiemdziesiąt tysięcy chociaż ma.

Maciej, kompletnie już zbyty z tropu, wybąkał tylko:

– No, ma.

Na te słowa matka Eweliny rzuciła się przyszłemu zięciowi na szyję i pogłaskała po głowie, a wielce ukontentowany ojciec, już łagodniejszym głosem, pozwolił sobie na uwagę:

– Będziesz go głaskać, jak będzie twoim zięciem.

Oboje się roześmieli i zaczęli zachowywać zupełnie normalnie, jakby byli całkiem innymi ludźmi niż wczoraj.

 

Burghard wrócił do domu zupełnie skołowany. Następnego dnia zadzwonił do Eweliny, i przepraszając gorąco, oznajmił, iż właśnie sobie przypomniał, ale ma już żonę, Jolantę, z którą jest w separacji. Solennie obiecywał się z nią jak najprędzej rozwieść, jednak to zapewne trochę potrwa, więc ślub z Rudnicką nieco się przesunie w czasie.

Ewelina początkowo była dobrej myśli, jednak gdy przez kolejne dwa miesiące nic się w sprawie nie działo, zaczęła na Macieja naciskać. Ten zapewnił, że papiery rozwodowe już są złożone, trzeba czekać na termin rozprawy, ale wskazał na kolejny problem. Poinformował, iż alergolog wykrył u niego uczulenie na kocią sierść. Zażądał, by Ewelina pozbyła się swego ukochanego kota, stawiając sprawę dość kategorycznie: albo on albo ja. Narzeczona wpadła w gniew, zwymyślała Macieja i kazała mu spieprzać. Trzy dni później jednak zadzwoniła, by powiedzieć, iż sprawa się rozwiązała, gdyż kot zadławił się starą gazetą.

– To zarazem i straszna i świetna wiadomość, skarbie – powiedział załamanym głosem Burghard.

 

Po zakończeniu rozmowy wszedł na stronę internetową LOT-u, kupił bilet w jedną stronę do Chicago i poleciał odwiedzić kuzyna. Jak do tej pory nie wrócił.

 

----------------------------------

 

Prośba do czytelników, którzy zechcą zostawić pod tym opowiadaniem komentarz. Napiszcie także, co Waszym zdaniem było główną przyczyną, że do ślubu nie doszło.

Następne częściKroniki absurdu - Parówka

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 12

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (31)

  • kigja 15.10.2020
    Przeleciałam raz dwa, bo czyta się z zapartym tchem i Czad! ?
    Hahaha
    Przeczytam kolejny raz, to może mnie olśni.
  • Bajkopisarz 15.10.2020
    Dzięki ;)
  • kigja 15.10.2020
    Przyszli teściowie okazali się zbyt zwyczajni i normalni, co przeraziło absztyfikanta :]
  • Bajkopisarz 15.10.2020
    kigja - bardzo dziękuję za głos w dyskusji :)
  • laura123 15.10.2020
    Moim zdaniem materializm. Rodzice szukali bogatego męża dla swojej córki i tylko takuwgo byli w stanie szanować.

    Fajny tekst.5
  • Bajkopisarz 15.10.2020
    Dziękuję bardzo za głos w sprawie. Jestem ciekaw jaki będzie odbiór tego motywu, bo jak zwykle pod skorupką żartu kryją się różne tajemnice ;)
  • laura123 15.10.2020
    Bajkopisarz przeczytalam tylko raz... być może gdzieś tam jeszcze jest ukryte bankructwo, dlatego zięć jako ratunek. Tymczasem każdy, który się zorientuje - ucieka.
  • Bajkopisarz 15.10.2020
    laura123 - możliwe, możliwe ;) Wystawić córkę na przynętę, żeby zięć pospłacał długi...
  • laura123 15.10.2020
    *takiego - korekta.
  • illibro 15.10.2020
    Samolot się rozbił:)
  • Bajkopisarz 15.10.2020
    Dzięki! Głos zapisany :)
  • Marian 15.10.2020
    Bardzo mi się to podobało. Jakbym to skądś znał.
    Ślub się nie odbył, bo Maciej kupił bilet w jedną stronę.
  • Bajkopisarz 15.10.2020
    Dziękuję bardzo. Głos odnotowany :)
  • Kocwiaczek 15.10.2020
    Miałax2;
    kolor bierek/kropka;
    pogroził palcem/kropka;
    stanął gdzie/przecinek (chyba?);
    0,7/ dałabym 0,7 litra;
    głaskać jak będzie twoim zięciem/ przecinek przed jak i kropka na końcu;

    Świetne opowiadanie :) Przyczyna jest prosta – strach;) Strach przed wejściem do rodziny, która myśli o kasie. Gdzie nie padło ani jedno słowo odnośnie szczęścia przyszłych małżonków. Brak miłości, sucha kalkulacja. Przykre, ale takie... bardzo dzisiejsze.
  • Bajkopisarz 15.10.2020
    Dzięki poprawione! Możliwe, że strach nim kierował. Nie chciał się zadawać z taką rodzinką materialistów. Możliwe, że co innego. Głos odnotowany ;)
  • Bożena Joanna 15.10.2020
    Miłość do Eweliny nie była tak wielka, aby mógł zaakceptować teścia. Po drugie, mogła to być tylko zabawa, a nie chęć zawarcia związku. Po trzecie, chciał spróbować szczęścia w Ameryce, albo miał tam już kogoś, a Ewelina stanowiła tylko chwilową rozrywkę.
    Opowiadanie oparte o znajomości zawartej w internecie, ostrzeżenie dla kobiet, które traktują poważnie rozrywkowych panów, ostrzeżenie dla mężczyzn o teściach, którzy dbają zanadto o kasę, a narzeczonego mierzą swoją miarą.
    Ciekawie napisane i zagadkowe, dobre dla tych, którzy sami lubią dopisać zakończenie.
  • Bajkopisarz 16.10.2020
    Dzięki! Zauważyłaś chęć zabawy i coś w tym jest. Jakkolwiek niedoszli teściowie zachowali się strasznie, to intencje Macieja też niekoniecznie były czyste ;)
  • Pasja 16.10.2020
    Znakomity tekst. Szybki jak pendolino. Szybka znajomość internetowa i dogadanie się bez zbędnej ceregieli Lewy oświadczył się, a Zmysłowa przyjęła oświadczyny. W końcu obydwoje już trzydziestolatki.
    Wizyta w domu teściów to jeden wielki scenariusz testowania zięcia przez przyszłego teścia. Ojciec Eweliny fachowiec na każdej płaszczyźnie. Matka milcząca i wraz z Eweliną wycofana poza terytorium testowania. Sprawa osobnych sypialni narzeczonych też wydaje się być dziwna, ale pewnie to dbałość o ten zmysłowy trójkącik mleczno kawowy.
    I w końcu na samą myśl o osiemdziesięciu tysiącach rozluźnia atmosferę i nawet kończy się głaskaniem i stwierdzeniem: – Będziesz go głaskać, jak będzie twoim zięciem. I ten strach przed głaskaniem teściowej był powodem ucieczki Macieja za ocean. Szkoda tylko kota.
    Dialogi i świetny język oraz rozmowa poznawcza przez internet znakomita. Chyba przysłowie: Co nagle, to po diable - sprawdziło się w tej opowieści.
    Pozdrawiam
  • Bajkopisarz 16.10.2020
    Piękne dzięki! Takie czasy, że wszystko musi być szybko, natychmiast, na cito. Nie ma czasu na refleksję.
    Kiedyś był taki test, na charakter dziecka. Dostawało cukierka i obietnicę, że jeśli nie zje od razu, tylko poczeka do jutra dostanie drugiego. Większość dzieci zjadało od razu, bo frajda dziś jest lepsza niż choćby podwójna frajda jutro. Ale niektóre decydowały się zaczekać. Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach wysokich prędkości, tych skłonnych poczekać byłoby znacznie mniej niż kiedyś.
  • Tjeri 16.10.2020
    Uśmiechnęła mnie ta sprawnie opisana historia.
    Niby absurdalna, ale może tylko przerysowana?
    Co do ankiety, to oczywiście najbardziej naturalne wydaje się to materialne podejście przyszłych teściów. Ale ponieważ to "kroniki absurdu", to zaszaleję i powiem: On nie miał tych osiemdziesięciu tysi! ?
  • Bajkopisarz 16.10.2020
    Dzięki! Tylko przerysowana i tym razem niewiele. Tak się po prostu dzieje i nawet nie wiem, czy to zasługuje na jakieś wielkie potępienie. Wszystko się właśnie tak zmienia, więc można by rzec, że oto typowi przedstawiciele społeczeństwa. A uwaga o braku osiemdziesięciu tysięcy jeszcze to celnie puentuje - każdy każdego chciał tutaj nabrać i coś dla siebie uzyskać. W zasadzie to rozeszli się w zgodzie i bez większych strat (oprócz kota), więc może to jakiś happy end?
  • Garść 16.10.2020
    Bardzo wyrobione pióro, z przyjemnością (i z dobrodziejstwem zaskoczenia:) płynie się po linijkach. Brawo!
    Co do pytania. Chyba za ostateczny rozpad niedoszłego małżeństwa odpowiada znacząca różnica między hedonizmem, który nie trawi odpowiedzialności a prostackim, bo prostackim, ale jednak wymagającym czegoś od siebie mieszczaństwem.
    Pozdrawiam:)
  • Bajkopisarz 16.10.2020
    Dziękuję! Celna uwaga, tak z jednej strony hedonizm a z drugiej test, czy na taki luksus zięć może sobie pozwolić. Jeśli chcesz się bawić, to sprawdzimy, czy faktycznie masz za co. Może naszła Macieja refleksja, czy chce aż tyle zapłacić.
  • Garść 18.10.2020
    Bajkopisarz, dokładnie, Władek jak papierek lakmusowy. A Maciej oczywiście nie wróci. Dwa odmienne światy.
  • Shogun 19.10.2020
    No no, zacny tekst. Bardzo dobrze napisany i płynny. Z lekkością się czyta :) Co do powodu dlaczego ostatecznie ślub się nie odbył to oczywiście rzeknę, że z powodu matki Eweliny, bo kto by chciał mieć taką "niebezpieczną" teściową haha :D
  • Bajkopisarz 20.10.2020
    Dziękuję bardzo! Zgadzam się, że ten powód jest bardzo prawdopodobny, teściowe są punktem drażliwym i zapalnym ;)

    Generalnie jednak w pytaniu nie chodziło mi o to, żeby czytelnicy wykryli tej jeden prawdziwy powód, bo takiego nie ma, tylko byłem ciekawy niezmiernie, które z nich się najbardziej uwypukliły. I trochę jestem z siebie niezadowolony, bo jeden z ważniejszych zniknął, czyli źle go musiałem opisać.
    Widoczny był materializm rodziców, sprawdzian jakiemu poddał Macieja Władek, ucieczka za ocean, niepoważne podejście Macieja do uczuć. A zgubiło się to, że Maciej poniewczasie przypomniał sobie, że przecież ma już żonę i pozorował działania rozwodowe.
  • Shogun 20.10.2020
    Bajkopisarz dlatego potwierdza się powiedzenie, że to co z pozoru najbardziej oczywiste może być najbardziej ukryte, oraz to, że ludzie zazwyczaj komplikują to, co wcale skomplikowane nie jest :)
    Wyszedł Ci z tego całkiem ciekawy eksperyment psychologiczny ;)
  • Tjeri 20.10.2020
    Bajkopisarz - właściwie to żona się nie zgubiła, a jeno odrealniła, wzięta za nierzeczywistą wymówkę eks absztyfikanta... :))
  • Bajkopisarz 21.10.2020
    Właśnie mi się wydawało, że to częsta wymówka - przyznanie, że właściwie to ma się już współmałżonka. Jakież to daje doskonałe perspektywy, jeśli się temat dobrze rozegra ;)
  • Baba Szora 04.01.2021
    Ja mysle ze glaskanie tesciowej go sploszylo :-))) No bo przeciez Ewelina subtelna, a tesc dobroduszny ;-)
  • Bajkopisarz 05.01.2021
    Jakby się głębiej zastanowić, to istotnie, głaskanie mogło mieć zaiste duży pływ. To trochę jakby drapieżnik chciał poznać smak ofiary zanim rozszarpie ją na kawałeczki (lub pożre w całości)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania