Poprzednie częściKroniki senne

Kroniki senne 3 Śmierć bratem snu

Echo naszych kroków odbijało się od ścian budynków. Mimo że spacerowaliśmy już kilka godzin, nie czułam zmęczenia. Hypnos umilał mi czas opowieściami z czasów, gdy Ziemia była jeszcze młoda. Po raz kolejny zapomniałam po co tu jestem. Pod wpływem opowieści mojego przyjaciela szary krajobraz Międzyświata nabierał barw.

- Słyszałaś o wojnie trojańskie? To dopiero historia! Otóż wszystko zaczęło się od sporu pomiędzy…

-Ciii…- przerwałam mu i przyłożyłam palec do ust.- Słyszysz?

-Nie, nic jest bardzo cicho… słyszę tylko bicie twojego serca- popatrzył na mnie swoimi zniewalającymi oczyma i zamrugał zalotnie.

- Nie o to mi chodzi…to jakby szept, plątanina słów, nic konkretnego, tylko szmer. Gdzieś tam- podniosłam głowę do góry i wskazałam ręką na drzwi ulokowane jakieś sto metrów nad nami.

- Wyczuwam kolejny sen… No nic służba nie drużba, jakoś trzeba się tam dostać.

-Ja tam się wspinać nie będę! Mam lęk wysokości!

- Czy ja mówię o wdrapywaniu się?- Hypnos wyciągnął w moim kierunku rękę.- Madame, czy mogę?- Chwyciłam lekko jego bladą dłoń. Ku mojemu zdziwieniu zaczęłam tracić grunt pod nogami, a szary bruk zamienił się w eteryczną chmurę, która powoli unosiła nas ku mojemu przeznaczeniu.

- Latanie nie jest takie złe. Zobaczysz jeszcze to polubisz- Uśmiechnął się znowu i pomógł mi zajść z tego piekielnego środka komunikacji jakim był dla mnie obłok.

Stanęłam na progu maleńkich drzwi. Trudno było określić ich kolor, ponieważ większą część stanowił niezwykły kwiatowy witraż iskrzący się tysiącami barw.

-Może to nareszcie będzie dobry sen- powiedziałam. Mój towarzysz stanął naprzeciw mnie i popatrzył mi się głęboko w oczy. Miałam wrażenie, że jego wzrok zagląda teraz w zakamarki mojej duszy.

- Nie martw się maleńka- powiedział swoim hipnotyzującym głosem, a ja stanęłam jak zaczarowana. Dotknął mojego policzka tak, że po całym ciele przebiegł mnie dreszcz. Powoli zaczął zbliżać swoje usta ku moim, ale gdy już miały się zatchnąć zza drzwi dobiegł mnie przeraźliwy pisk. Osunęłam się na kolana, a mój oddech stał się niespokojny. Hypnos z przerażeniem odskoczył ode mnie tak, że omal nie spadł z gzymsu na którym staliśmy.

- To znak piękna, wiem, że się boisz, ale musisz już iść.- Stanęłam na chwiejących się nogach i lekko otwarłam drzwi. Rzuciłam jeszcze tęskne spojrzenie w stronę Hypnosa i powoli weszłam do sali mych tortur. Myśl, że mogłam jeż więcej nie spotkać mojego przyjaciela była dobijająca i towarzyszyła mi dopóty nie zdałam sobie sprawy gdzie teraz się znajduję.

Jak okiem sięgnąć otaczała mnie czarna nicość. Nie mogłam stwierdzić czy znajduję się w pomieszczeniu czy na otwartej przestrzeni. Wszechobecny mrok zaburzał moją percepcje. Zamknęłam oczy aby się skoncentrować i wtedy usłyszałam głos. Jego głos. Otworzyłam oczy. Kilkanaście metrów przede mną stała odwrócona plecami postać. W pierwszej chwili byłam pewna, że to Hypnos. Niewiele myśląc rzuciłam się pędem w jego kierunku, lecz z każdym metrem zadawałam sobie sprawę, że patrzę na kogoś innego.

Zatrzymałam się tuż przed tajemniczym mężczyzną. Ten usłyszawszy mnie obrócił się, a ja mogłam go dokładnie obejrzeć. Był dokładnym przeciwieństwem Hypnosa. Miał zmierzwione czarne włosy i ziemistą karnacje jednak najbardziej uwagę przyciągały jego oczy. Z śnieżnobiałych tęczówek przemawiała nienawiść. Popatrzył na mnie uśmiechnął się szyderczo. Jego zęby przypominały kły zwierzęcia, jakby były stworzone do rozszarpywania ofiar.

-Witaj Sophie- wstrząsnął mną dreszcz. Uświadomiłam sobie, że podczas snu w trumnie nie mówił do mnie Hypnos lecz ten przerażający jegomość.- Boisz się? Słusznie. Jam jest Tanatos. Brat Hypnosa…bóg śmierci.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania